Forum NEOPETS Strona Główna NEOPETS
Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mroczna Przygoda - oryginalny tytuł, nie ma co
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 46, 47, 48 ... 50, 51, 52  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Wto 10:23, 14 Lis 2006    Temat postu:

Samael i Avirail podeszli do Kaido, która bawiła się z Veri na pokładzie statku. Demonica podniosła wzrok i spytała:
-O co chodzi?
-Avirail, ty jej powiedz...
-Nie, Samael, ty mów!
-O co wam chodzi?!
-widzisz Kaido...- zaczął niepewnie kadawer.- Pamiętasz sztylet, który dałem Krukowi, zanim zabił Hrafn? Pamiętasz spojrzenie Dracii?
-Tak.
-To był sztylet skrytobójcy z jej gildii, który mnie zaatakował. Wziął mnie pewnie za Kruka, tak czy siak za nas obu była niezła nagroda, widziałem coś, jakby listy gończe za nami.
-Jak mógł ci oddać sztylet? I te papiery?
-... no, bo już nie żył...
-Pięknie. Co się dzieje, gdy ginie ktoś z Gildii?
-Jego 'rodzina", Gildia, będzie chciała go pomścić.
-Wspaniale. Po prostu doskonale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 15:23, 16 Lis 2006    Temat postu:

Sasani spojrzała zdziwniona.
-Właśnie... Móri, dokąd my właściwie płyniemy?- zapytała.
-Nie zapytałaś się ich?
-Eee.... nie ^^' Ktoś wie? xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RavenWings
Lord Chaosu



Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Acherus: Ebon Hold

PostWysłany: Sob 14:29, 18 Lis 2006    Temat postu:

Sylwetki trzech osób lekko stąpały po ziemi, spowite blaskiem Ksieżyca. Wysoka trawa sięgająca im do pasa cicho szumiała. Nagle cos w krzakach sie poruszylo. Jedna postaci gwaltownie odwrocila glowe i spojrzala w kierunku, z ktorego dobiegal halas. I nagle... rozlała się. Po prostu się rozlała z cichym chlupotem. Prawie w tym samym momencie druga postac skurczyla i zniknela. Promien swiatla wystrzelil w niebo z miejsca, w ktorym przed chwila stala kobieta, by "przyczepic" sie do "niebieskiej plachty" i udawac gwiazde. I trzecia zjawa rozmyla sie. Za to zerwal sie lekki wiatr.
Szereg mężczyzn wyszeł z zarosli. Prowadzili taurenkę związaną sznurami. Krwawiła mocno. I jeden z mężczyzn mógłby przysiąc, że plama krwi na ziemi zawarczała gniewnie.
Weszli w wysoką trawę, idąc "gęsiego".
Nagle coś zaszumiało. Szast! Osobnik zamykający pochód zniknął w trawie...Reszta była zbyt pochłonięta poniżaniem taurenki, by zwrócić na to uwagę.
Szast! Kolejna osoba została wciągnięta w trawę. Nawet nie zdązyła krzyknąc.
Szast!
Szast!
Szast!
Został już tylko ostatni mężczyzna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Wto 16:02, 21 Lis 2006    Temat postu:

-Nie! Mówi ci coś słowo przyjaciele?
-A wcześniej-
-Ale wszystko przemyślałam. Nie. Odchodzę.
Drobniutkie kawałki papieru, podarte plany zgładzenia Kruka, wirowały w powietrzu.
-Do morza?
-A żebyś wiedział!- Dracia prychneła jak kot- dodryfowałam do wyspy Gildii, dopłynę też do tej. I będziecie mieli wroga.
-Chyba jestem zmuszony przypomnieć ci, że jest tylko jednen sposób opuszczczenia Gildii...
***
-Człowiek za burtą!!
Na falach unosił się jakiś ludzki kształt. Rzucono mu linę, i po paru chwilach na pokładzie kuliła się ociekająca wodą młoda dziewczyna. Jej ubranie było czarne i podarte, jasne włosy oblepiały twarz, więc nie mogli zobaczyć, jak wygląda. W rękach kurczowa trzymała wielkie, pokryte dziwnymi znakami tomiszcze. Można było odczytać fragment tytułu: Necrotele-.
Nagle dziewczyna podniosła głowę i zaczeła coś szeptać. Włosy ciągle oblepiały jej twarz.
-Bel-Shamharoth...Osiem razy osiem....Magia..
Myrrye, który próbował stwierdzić, czy dziewczyna jest ranna, spytał:
-Potrzebujesz magii? Eliksiru leczącego?
-T..ak...
Myrrye poszperał w pakunku i wyjął niewielką buteleczkę.
-Pij!
Dziewczyna puściła księgę (można było wreszcie zobaczyć, co to za grimuar: Necrotelecomnicon), chwyciła fiolkę i wypiła zawartość. Potrząsneła głową i wstała.
Oczy miała całkowicie czarne, bez źrenic lub tęczówek. Ośmiąkątne, owadzie oczy.
-Łoj.- Myrrye wyglądal na bardzo zaskoczonego.
Nagle dało sie słyszeć narastający, piskliwy świergot stworów z Piekielnych Wymiarów.
Dziewczyna uśmiechneła się szeroko, prezentując garnitur ostrych jak szpilki zębów, i zaczeła sie zmieniać. Jej skóra pękała, wyrastały jej pazury, macki, dodatkowe konczyny, skrzydła...*
----
* Dzieci, tak się kończą zabawy czarną magią. ^^
Proszę, stwór, miłej walki, proszę pamiętac o tym, że magia ją wzmacnia ^^.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Sob 9:14, 25 Lis 2006    Temat postu:

Scarro po kilku dniach przyzwyczaił się do dziwnego kadawera, którego tylko on widział i który lubił wykorzystywać to strasząc innych ludzi. Czasem miał wrażenie, że jego znajomy jest jakby w dwóch miejscach naraz, tu przy nim i gdzieś, w świecie. Nie wiedział, jak to możliwe. Grali właśnie w szachy, gdy Scarro usłyszał ostrzegawcze kliknięcie hetmana...

***

Zaith poczuł się dumny. Gildia wyznaczyła bardzo wysoką nagrodę za zabicie pewnego kadawera, Kruka, a on tego faceta znalazł. Co prawda nie nazywał się już Kruk, wyglądał i ubierał się inaczej, ale to był on. Tej twarzy nie da się zapomnieć, nawet jeśli się chce. Były kadawer mieszkał w rezydencji Czempionów Areny, sam, bo był jedynym żyjącym Czempionem, zabił wszystkich innych. To dawało skrytobójcy do myślenia, ale kiedy pomyślał o nagrodzie za tą głowę, o sławie, jaką zdobędzie, to strach odchodził na ostatnie miejsce w łańcuchu skojarzeniowym.
Zaith uznał, że gra jest warta świeczki. Słyszał już kiedyś o kadawerach, podobno najlepsi z nich budzili się na dźwięk pierdnięcia mrówki i trafiali ją po ciemku mieczem z sześciu metrów, ale skrytobójca też przez wiele lat szkolony był w zabijaniu, w dodatku był młody, sprawny i kreatywny.
Do celu dochodził nie dotykając podłogi, do przemieszczania się używał mebli, ściany i sufitu.

***

Zrobił błyskawiczny przewrót na lewo i kopnął krzesło w stronę skrytobójcy, którego ręka ze sztyletem tkwiła właśnie tam, gdzie przed chwilą były nerki Scarro. Kopnięte krzesło odrzuciło asasyna, ale nie wytrąciło go z rytmu. Ze sztyletem w jednej ręce, a miniaturową kuszą w drugiej zaczął okrążać Scarro.
-Zabójco, powiedz mi jedno. Czemu jest za mnie nagroda?
-A skąd o tym wiesz?
-Bo musieliśmy zakopać już dwóch adeptów twojego zawodu. Zaatakowali nas.
-Was? Przecież jesteś sam!
-Tak? To popatrz za siebie.
-Tam nic nie ma, to podstęp! Nie odwrócę się.
-Proszę, zrób mi tą przyjemność. Daję ci moje słowo, że się na ciebie nie rzucę, póki nie będziesz twarzą do mnie, ale najpierw się obróć.
-Dobra. - Zaith słyszał, jak drażliwi na punkcie honoru byli niektórzy kadawerzy, więc odwrócił głowę. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał wiszące w powietrzu krzesło, które następnie walnęło go z impetem w środek czoła. Oparciem.
Scarro uśmiechnął się do swojego milczącego przyjaciela. Razem związali skrytobójcę jak prosiaka i ustawili nad rożnem. Czempion rozpalił delikatny ogień, który miał rozbudzić skrytobójcę, oraz podziałać stymulująco na jego pamięć i chęć rozmowy.
Po kilku minutach Zaith obudził się. Zobaczył Kruka bujającego się na tylnych nogach krzesła. Kadawer uśmiechał się paskudnie. Skrytobójca nigdy się nie dziwił, zawsze spodziewał się, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, coś może nie pójść, ale tym razem zamrugał ze zdumienia. Na jego oczach obok Kruka postawiło się drugie krzesło, a następnie zaczęło bujać się identycznie, jak to, na którym siedział kadawer, tylko, że było puste.
-Kto dał za mnie nagrodę?
-Nie wiem.
-Dobrze się zastanów. Ja mam drobne opory w stosowaniu takich metod, ale mój przyjaciel optował za wyrwaniem ci języka, ugotowaniem i zjedzeniem go na twoich oczach, a potem upieczeniem cię żywcem, tak na wszelki wypadek.
-Naprawdę nie wiem, kadawerze.
-Już któryś raz ktoś nazywa mnie kadawerem. Dlaczego?
-Bo nim jesteś! Do cholery, nie żartuj sobie ze mnie.
-Nie żartuję. Nie wiem, o co chodzi wam z tym kadawerowaniem, ale ktoś co chwilę próbuje mnie zabić, to mnie irytuje. A zirytowany staję się bardzo nieprzyjemny.
-Czy ty mówisz to naprawdę?
-Może.
-Przecież jesteś Kr...
Zaith urwał, bo kadawer spojrzał w bok, jakby słuchał czyjejś opinii, wyrażonej w gwałtowny sposób. Zabójca usłyszał jakiś głos, nie był to jednak głos Kruka, brzmiał inaczej, bardziej obco.
-Dobra, skrytobójco. Umowa jest taka. Następny członek Gildii, który nas zaatakuje, będzie po pięciu minutach ornamentem z wyprutych flaków wiszącym na zewnętrznej stronie naszegodomu, a te części, które uznamy za ważne, wyślemy paczką na adres Gildii. Za chwilę Scarro rozwiąże jeden z twoich więzów, a ty masz wtedy dziesięć sekund, zanim zacznę cię gonić. Jeśli po ich upływie będziesz poza domem, przeżyjesz. Twój sztylet zachowujemy do kolekcji. Zgoda?
Zaith skwapliwie pokiwał głową. Wiedział, że jeśli nie przeżyje, nagroda za Kruka wzrośnie o 10 procent, a jeśli przeżyje, to o połowę. Gildia bardzo sobie ceniła życie swoich ludzi.
Dwanaście sekund później Zaith był już daleko. Nie wiedział o tym, ale prawdopodobnie pobił światowy rekord prędkości osiąganej przez biegnącego człowieka. Nawet gepard miałby problem z dogonieniem go.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RavenWings
Lord Chaosu



Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Acherus: Ebon Hold

PostWysłany: Sob 10:43, 25 Lis 2006    Temat postu:

Ostatni mężczyzna zniknął, wciagnięty przez trawę. No, prawie zniknął. Wyłonił sie z niej wprawdzie, ale nawiasem mówiąc, lepiej byłoby dla niego gdyby pozostał w trawie i dał się zabić nie wiedząc kto go zabił. Niestety nie pomyślał o tym. Wyskoczył z wrzaskiem z trawy. Taurenka zorientowawszy się co się dzieje, odwróciła się na pięcie.
- Hia!- ryknęła, a potężne kopyto zmasakrowało twarz mężczyzny. Wydarł się jeszcze głośne. W odpowiedzi na to spod jego nóg wyłoniła się plama krwi i z charakterystycznym "chlup" wlała mu się do ust. Dalsze obserwacje Taurenki były bardzo interesujące. Osobnik zaczął cały blednąć, wrzeszczał, wił i walczył z samym sobą. W końcu, przybrawszy kolor kartki papieru, upadł na ziemię i wyzionął ducha.
Z jego ust wylała się plama krwi, dwa razy większa niż wcześniej i znów chlupocząc uniosła się w gorę, przybrała postać wilczycy. I po chwili przed Taurenka stała Demetry w calej okazałosci. No i miała skrzydła. I kolce na grzbiecie. I pazury jak grabie do liści.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Nie 2:02, 26 Lis 2006    Temat postu:

Veri bawiła się bardzo grzecznie, wedle poleceń Kaido; nie podchodziła za blisko burt statku, nie zbliżała się do lin i łańcuchów. Nie przestała natomiast straszyć ludzi(i przedstawicieli innych rozumnych ras), a cichy chód, którego nauczył jej przypadkiem Avirail, tylko pomagał jej w zabawie.Wkrótce nawet najtężsi marynarze trzęśli się już na samą myśl o małej, kilkuletniej dziewczynce stojącej za ich plecami. Ale tym razem córka Kruka była zajęta czym innym. Zadarła główkę do góry i wpatrywała się w człowieka, który siedział na rei zaraz pod bocianim gniazdem. Veri już wyczuła, że nikt poza nią nie widzi Tego-Dużego-Kogoś, zwanego w skrócie Ktosiem. Powiedziała do niego kilka słów. Drgnął, jakby zdziwiony, że ktoś go widzi i jest w stanie nakłonić go do zejścia na dół. Jeszcze bardziej zdziwił się, gdy ujrzał małą, czarnowłosą dziewczynkę o niezwykłych, niebieskich oczach. Uklęknął przy niej.
-Znasz mojego tatę?
Mężczyzna przez chwilę się wahał, a potem, jakby wbrew sobie otworzył usta i wypowiedział szeptem:
-Tak.
-Lubisz go?
-Tak...
-Weźmiesz mnie do niego?
-Veri...
-Zabierz mnie do taty!

***

Scarro spał, z zabranym ostatniemu skrytobójcy sztyletem pod poduszką. Mężczyzna z małą dziewczynką na rękach wszedł oknem. Jak tego dokonał, skoro było ono czterdzieści stóp na ziemią, nie wiadomo. Opuścił dziecko, by mogło podejść do śpiącego. Dziewczynka popatrzyła chwilę na twarz taty, który by jej teraz nie poznał. Po gładkim, bladym policzku małej popłynęła łza, za nią druga i następne. Stojący za nią człowiek podszedł do niej i najdelikatniej jak umiał wziął ją na ręce i podszedł do okna. Mała spojrzała ostatni raz na pogrążonego we śnie i zaszlochała cichutko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RavenWings
Lord Chaosu



Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Acherus: Ebon Hold

PostWysłany: Nie 13:49, 26 Lis 2006    Temat postu:

Demetry, Calico, Nagaina i uratowana przez nie Taurenka siedziały przy ognisku. Jak się okazało, Taurenka nosiła imię Yindygo i jako jedna z niewielu wyszła bez szwanku z potyczki z Cenere.
- Tak się składa, że ją ścigamy.- mruknęła Dem.
- Po co?- Yindygo nie kryła zdziwienia.
- Och... A po co ścigać morderczynię- Lorda Chaosu, która do tego jest skrytobójczynią łamiącą wszystkie zasady skrytobójstwa?
- Wy tez nie wyglądacie na te "dobre".
- Ta? A myślałam że wręcz przeciwnie.- odrzekła pełnym sarkazmu głosem Calico.
- No... a ona to kto? Wasza zakładniczka?
- Ja?! Pomieszało ci sie cos?!
- Fakt, świetliku, nie wygladasz zbyt morcznie.- potwierdziła Nagaina.
- Tak. Jasne włosy, złote, anielskie skrzydła, no i moc światłości. A one? Dziewczyna-wilk władająca krwią, kobieta pół kot, pół wąż o sile wichru.
- Wiem. Ale światła używam do smażenia wrogów, a nie oświetlania karczemnego baru.
Calico odrzuciła włosy i zapatrzyła się w ogień. Jego światło też należalo do niej.
- Nieważne. Wiesz, gdzie może być teraz Cenere?- przerwała Demetry.
- Tak. Poszukuje Amuletu, ma już jeden Kamień.Jest na statku. Będzie nam trudno.- sapnęła Yindygo.
- Owszem, nam. Nam, Mrocznej Trójcy. Nawet nie myśl że pójdziesz z nami.
- Proszę! Chcę wyrównać rachunki.
- Nie.
W tym momencie stało się to, czego Yindygo się spodziewała. Zerwał się wicher, rozmywając Nag. Ogień nagle przestał płonąć,a sam jego blask uniósł się w powietrze. Plama krwi wsiąkła w ziemię. I tyle widziała Trójcę.

Demetry, Calico i Nagaina przesuwały się szybko. Pierwszą niósł wiatr w postaci kocicy-węża, druga zaś podróżowała ze światłem. Wrótce ich oczom ukazał sie statek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Pon 15:29, 27 Lis 2006    Temat postu:

-Pamiętaj. To pierwsza i najważniejsza lekcja, dziecko. Słuchaj.Nie zabijamy z powodu przekonań. Nie zabijamy dla władzy. Nie zabijamy dla przyjemności. Zabijamy, bo nam płacą. Płacą dużo.
W zabijaniu nigdy nie kieruj się uczuciami.
***
Zasada pierwsza: Wierność Gildii jest najważniejsza.
Zasada druga: Gildię można opuścić tylko w jeden sposób.
Zasada trzecia: Nie zabija się osób postronnych.
Zas-...

***
-Nareszcie jesteśmy na miejscu. Teraz udamy się do oddziału Gildii w tym mieście.
-A co to za wielki budynek?
-Arena.Podobno urządzano tam kiedyś inscenizacje bitew morskich.
-I...Mistrzu, on tam jest?
-Wszysko na to wskazuje, Dracio.
***
-Co mu się stało?
Zaith siedział skulony w kącie. Trząsł się, i szczękał zębami. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.
-Skąd mam wiedzieć?-mruknąl miejscowy agent Gildii- Mówił coś o tym,że znalazł Kruka. Nie było go całkiem długo, a potem przybiegł tutaj, jakby goniły go wszystkie demony Odchłani.I od tej chwili tak siedzi.
Midgardsorm westchnął i podszedł do Zaitha.
-Co się stało? Opowiadaj!
-D...d...DUCH! Tam był duch! Mistrzu, trzymajcie się od niego z dala....
-Zaith gada od rzeczy. Z tego co pamiętam, to Kruk miał taki wpływ na niektórych ludzi...O ile przeżyli spodkanie z nim.
-Interesujące. Zaith,mów co się dalej działo.
-Zaczaiłem się...Zaatakowałem. Nie wiem, jak mnie zauważył. i wtedy..wtedy...wtedy..ten DUCH!!! uderzył mnie krzesłem. Straciłem przytomność.
-A potem?
Zaith milczał.
-Powiedz...To ważne.
-Przypalali.-Głos Zaitha był straszni cichy.-I zabrali..Zabrali mi..sztylet.-Skrytobójca spuścił głowę. Pozwolenie, by ktoś odebrał mu skrytobójcy sztylet, było wielką hańbą.
-Coś jeszcze?
-Piwiedzieli,że wypatroszą każdego, kto spróbuje ich zabić.
-Dracia?
-Tak, Mistrzu?
-Przekarzesz ich pewny liścik?
-Tak.
-Wspaniale. Powrót do pracy dobrze ci zrobi.
***
Dracia stała schowana w ozdobnej wnęce przy oknie. Co pewien czas sprawdzała, co się dzieje w środku.
Ciągle siedzieli (Siedział? Może to było takieś zaklęcie?) w pokoju, i rozmawiali (Ale z zaklęciem nie da się rozmawiać,więc..może to jednak duch?). A teraz jak na złość zaczeli grać w szachy.
Bogowie, zlitujcie się...
Mięśnie zaczynały ją boleć od bezruchu. I jeszcze potem droga w dół.
A może tak skoczyć? To potem nie będę musiała walczyć. Nie będę musiała nic robić..
***
Nareszcie wyszli. Nareszcie!
Dracia wyjeła coś w rodzaju diamentowego cyrkla i wycieła równy okrąk w szkle. Pchneła, i dysk wpadł do środka i roztrzaskał się na setki maleńkich fragmentów.
Trochę za głośno .Ale odczekałam wystarczająco długo.Nie wrócą.
Wsuneła rękę przez otwór i wymacała zamek. Wślizgneła sie do środka.
Takie łatwe..
Poszperała chwile w woreczku, który nosiła przy pasie, i wyjeła stamtąd lekko wymiętolony liścik.
"Naprawdę żałuję, że mam Pana zabić szybko. Tacy ludzie jak Pan zasługują na śmierć powolną,zadaną przez najgorsze z trucizn. Ale może Pan liczyć,że Pańskie ciało zawiśnie nad bramą Gildii.Proszę też o jedną rzecz. Jeśli złapie Pan członka naszej Gildii, to proszę nie męczyć go, i wypytywać o to, kto zlecił Pana inhumację. To wiem tylko ja.
Midgardsorm, Mistrz Gildii
PS. Kraty w oknach nic nie dadzą."

Położyła liścik na stole i przybiła sztyletem (zwyczajnym, nie Gildyjnym).
A teraz druga część zadania.Sztylety.
Westchneła i zaczeła przeszukiwać szafki.
***
Wszystko wskazywało na to,że Kruk nosi sztylety ze sobą. Ale główna część zadania została wykonana...
Jesteś pewna, że będziesz w stani go zabić? - szepnął głos gdzieś w jej umyśle
Nie. Jestem pewna, że będę w stanie ICH zabić. Ale muszę poczekać na odpowiedni moment, inaczej ja też zginę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RavenWings
Lord Chaosu



Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Acherus: Ebon Hold

PostWysłany: Pon 17:54, 27 Lis 2006    Temat postu:

Cenere wpatrywała się uporczywie w Corwella i dziewczyne, ktorej nie znala. Nagle rozległ się świst, obok niej przeleciala fala wiatru i swiatla. Chwile potem behemotka leciała w powietrzu niesiona za ramiona przez światło i wicher, wydzierając sie wściekle. Poczula, ze ma grzywę zlepioną krwią, ale nie swoją.
Niedlugo pozniej nieziemska moc rzucila nią o ziemię. Wiatr i światłość ustąpiły miejsca Tatzelwormce i skrzydlatej dziewczynie. Również krew zniknęła, zamieniając się z charakterystycznym PULP w czarnego wilka o ludzkiej sylewetce o łapach skąpanych w krwi. Wbrew pozorom nie były mokre.
- Witaj Cenere...-syknęła Nagaina.
Bestia w odpowiedzi parsknęła gniewnie i wysunęła szpony. Moc trzech demonic byla na tyle silna, by utrzymać ducha Cenere w ciele potwora.
- Hmmm? Niegrzecznie z twojej strony tak na nas warczeć- Demetry wyszczerzyła zęby.- Czas się zabawić.
Skoczyła, rozłożyła skrzydła i z całej siły kopnęła przeciwniczkę. Po chwili potężne rogi Behemotha przygwozdzily ją do drzewa. Fala światła uderzyła Cenere w oczy. Behemoth, kamienno ogniste mroczne stworzenie nienawidziło światła. Jeknęła i odskoczyła, uderzajac w ziemie z impetem. Szybko wstala i zamachnela sie ogonem, uderzajac Nagaine. Poczula straszny bol, to Demetry wplynela zamieniajac sie w krew w szczeliny w jej polkamiennym ciele i znow przybrala stała forme, rozsadzając kawał jej pleców. Cenere zawyła i upadła na ziemie, przygniatając Calico. Dem i Nag stanely nad nia z szyderczym usmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Pon 19:49, 27 Lis 2006    Temat postu:

Wszystko wskazywało na to,że Kruk nosi sztylety ze sobą. Ale główna część zadania została wykonana...
Jesteś pewna, że będziesz w stani go zabić? - szepnął głos gdzieś w jej umyśle
Nie. Jestem pewna, że będę w stanie ICH zabić. Ale muszę poczekać na odpowiedni moment, inaczej ja też zginę...
Usłyszała ruch powietrza tam, gdzie nie powinno go być. Odwróciła się twarzą w tamtym kierunku, ale już czuła, że jest za nią. Zdążyła pomyśleć jeszcze jedno słowo.
Spryciarz.
Ułamek sekundy później trafiło ją kopnięcie niewiarygodnie twardego buta. Na swoje szczęście straciła przytomność przed uderzeniem.

Zaczęła powoli się budzić. Wybitnie pomagał w tym ciężar okutego buciora na szyi.
-Morderczyni na zawołanie. Cholera, jak ja bym chciał, żeby wasz zleceniodawca sam ruszył po mnie tyłek. - Kruk wyglądał z grubsza tak, jak przed walką z Hrafn, tylko miał więcej blizn. Byłe jeszcze jedna różnica, którą wyćwiczone oko Dracii zauważyło bardzo szybko. Znamię Kaina, zwykle jarzące się jaskrawą czerwienią, teraz było czarne.
-Jak powiedziałem, trzeba cię wypatroszyć. Będzie boleć. Co powiedziałeś?
-Nic nie mó...-zaczęła Dracia, ale on tylko zwiększył nacisk buta, mocno utrudniając jej oddychanie.. Nie była związana sznurem, ani czarami, ale nie mogła poruszyć rękami, a na nogach stał jedną stopą kadawer.
-Nie do ciebie mówiłem, zabójczynio. Po cholerę mam jej patrzeć w twarz? Co, że to ważne? dobra.
Kruk zachowywał się, jakby z kimś rozmawiał, ale był sam. Dracia pomyślała, że mógł dostać rozdwojenia jaźni, w końcu praktycznie uciekł Śmierci spod kosy. Kadawer nachylił się nad nią, w jakiś sposób nie zmieniając nacisku na jej gardło.
-Znam cię, widziałem już twoją twarz.... tylko dlaczego nie pamiętam, kiedy? Ja przecież wszystko pamiętam...
Dracia zamrugała. Faktycznie, do tej pory nie zwracała na to uwagi, ale Kruk zapamiętywał niemal każdy szczegół wszystkich wydarzeń, rozmów i zawsze się czepiał, gdy coś się nie zgadzało z jego wspomnieniami.
Zdjął z niej nogi, stanął obok i myślał gorączkowo. Nagle zrobił ruch, jakby odpychał kogoś z rąk Dracii, podniósł ją, a następnie wyrżnął ją z całej siły pięścią w brzuch. Podczas, gdy ona klęcząc walczyła o oddech, on niespokojnie chodził po pokoju. Gdy już była w stanie nabrać powietrza, mignął jej w oczach i zaatakował mieczem. Dracia Tylko raz widziała tak szybkie uderzenie; kiedy Samael zabił Volve. Nie zdążyła nawet mrugnąć, ale ostrze zatrzymało się kilka centymetrów od jej twarzy, z metalicznym zgrzytem, jakby ktoś zablokował cios. Kruk patrzył wściekłym wzrokiem gdzieś obok niej, ale Dracia nikogo tam nie widziała.
Przez chwilę kadawer coś szeptał, a potem wycedził:
-Podobno ty też mnie znałaś. W takim razie, jeśli mi ufałaś, to wierzysz, że nic ci nie zrobię. Zobaczymy. - Wyjął trzy sztylety Skrytobójców i podrzucił je w ręku, łapiąc je za ostrze. - Stań pod ścianą. Za kilkanaście sekund rzucę nimi w ciebie. Jeśli mi ufasz, to wierzysz, że cię nie trafią. Mozesz się mylić, ale jeśli zrobisz choćby malutki unik, a one cię nie trafią w miejsce, gdzie byłaś, to zrobię z ciebie kurek na dachu. - Zgniótł w drugiej ręce list od szefa Gildii - Na niego też nie będziesz długo czekać.
Dracia spojrzała w jego oczy, ale były jak stal, nie dało się z nich wyczytać żadnych emocji, tylko chęć mordu. Mózg skrytobójczyni pracował na najwyższych obrotach. Wniosek z zachowania był następujący: śmierć. Tak, czy siak, zginie, albo od sztyletu, albo od miecza, który miał na plecach.
Rzucił. Ciało Dracii było gotowe do skoku, ale umysł nad nim zapanował. Trzy sztylety wbiły się w ścianę. Jeden obciął jej włosy przy uchu. Drugi trafił między palce jej lewej dłoni. Trzeci chłodną stalą ostrza dotykał jej szyi.
-Weź je. Dla was, skrytobójców, są podobno ważne. I pozdrów Zaitha, mam nadzieję, że nie skręcił sobie karku podczas ucieczki.
Mózg Dracii nie do końca rejestrowł to wszystko. Po jej głowie kołatała się jedna myśl.
Żyję. Nie zabił mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Wto 15:55, 28 Lis 2006    Temat postu:

Dracia siedziała skulona przy ścianie. Nie odeszła zbyt daleko od wejścia do budynku...
Żyję.
Żyję...
Nie zabił mnie...Bogowie...Ale dlaczego?
Chciał mnie zabić! Ten duch...
Ale..On pamiętał. Jakoś-. Ale potraktował mnie jak skrytobójczynię.
Bo nią jestem. Ale nie chciałam go zabić.
Gdybym mogłamu spokojnie wszystko powiedzieć. Ale nikt nie ufa skrytobójcom.
Kruk...

Podniosła się powolutku, ale mimo to tak brzuch znowu zaczął ją boleć.W końcu zaczeła chwiejnie iść.
***
Midgardsorm westchnął cicho. Zaczynał zastanawiać się, czy Dracia nie została przypadkiem zabita.
Drzwi do jego pokoju otwarły się tak nagle,że aż podskoczył.
Starzeję się..
W progu stała Dracia.
-Masz swoje sztylety!
Trzy ostrza poleciały w jego stronę. Mistrz Gildii usunął się ich trajektorii.
Midgardsorm odrzucił szare włosy z czoła i spojrzał Dracii w oczy. Spojrzenie dziewczyny było pełne nienawiści.
-Wszystko w porządku?Wyglądasz strasznie... Coś się stało?
-Zadanie wykonane.
Odwróciła się, i zatrzasneła drzwi.
***
Pokój był prosty, bez żadnych ozdób- w końcu większość gości spędzała tam tylko parę chwil, by się przespać.Na łóżku leżało coś nieforemnego, skórzastego i mniej więcej okrągłego.
-Dracia?
-Daj mi spokój. Rozmawainie z martwymi nie ma sensu,prawda?
-O co ci chodzi?
-O dług...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RavenWings
Lord Chaosu



Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Acherus: Ebon Hold

PostWysłany: Sob 16:18, 02 Gru 2006    Temat postu:

Cenere leżała spokojnie na ziemi. Ciężko oddychała, nie mogąc złapać powietrza. W jej szyję wbite były szpony Demetry, i wciąż zagłębiały się. Nawet takie rany nie były w stanie zabić Behemotki, przynajmniej dopóki nie zostanie przecięta tchwica. A pazury przeciwniczki już jej dotykały...
Ze stoickim spokojem bestia przyjmowała myśl, że zaraz umrze. Miała za sobą ładne, pełne krwi życie, mimo że krótkie. Wzruszyła ramionami. Śmierć jak kazda inna, nie raz już umarła. Tylko że tym razem nie ma zapasowego ciała...
Demetry odrobinę wyciągnęła szpony z szyi Cenere, po czym nagle wsunęła je głębiej i ścisnęła twardą krtań zabierając bestii dech. Ale ta nie walczyła o każdy łyk powietrza, nie błagała o łaskę jak inne ofiary Mrocznej Trójcy. Behemotka zacisnęła szczęki i uniosła łeb jeszcze bardziej odsłaniając szyję po czym posłała Dem aroganckie spojrzenie. Wyszczerzyła zęby w dumnym uśmiechu. Wilczyce przeszedł dreszcz na sam widok potężnych szczęk, które bez najmniejszego trudu mogły ją zmiażdzyć. Zanurzyła odrobinę szpony w tchawicy Behemotki.
Ale Cenere nie miała zamiaru się przeciwstawiać, o nie. Nie miała zamiaru się wydurniać. Demetry wyszarpnęła pazury z szyi Cen. Lubiła się znęcać nad swoimi ofiarami. Uniosła dłoń. Zakrwawiona sierść błysnęła w świetle zachodzącego Słońca. Bestia zacisnęła powieki szykując się na to, że zaraz otrzyma ostateczny, śmiertelny cios. I wtedy... Z niesamowitą siłą coś zerwało "władczynię" krwi z bestii. Zakręcił nią i miotnął o drzewo. Teraz dopiero Cenere ujrzała wybawcę. Ze wściekłą miną Freedom dyszał ciężko rozglądając się w poszukiwaniu Nagainy i Calico. Behemotka nie miała siły nic powiedzieć. Wiatr świsnął koło jej ucha i popędził w stronę demona. Odwrócił się gwałtownie i zatrzymał falę skrzydłami.
- Freedom, uważaj!- ryknęła ostatkiem sił Cen. Struga światła przeszyła Behemotha. Splunął ciemną krwią.
Obydwoje wiedzieli, że przegrają. Banda Dem składała się z trzech osób, a oni byli tylko we dwoje. Z tym, że Behemotka nie była zdolna do walki. I wtedy Cenere dostrzegła, że Słońce już prawie zaszło, a ciemność ogrania las. Przygryzła usta.
- MROKU, PRZYBYWAJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-ryknęła z całej siły.- WLADCO CHAOSU, POTĘŻNY UVOODZIE, UWOLNIJ SWOICH WIERNYCH!!! NAJWYŻSZY I NIEPRZENIKNIONY, WŁADCO CMENATRZYSK, ANUBISIE, UWOLNIJ SWOICH WIERNYCH! DUCHY CHAOSU, SŁUDZY INFERNO, WYZWOLCIE SWĄ...
Jej krzyk zagłuszył huk Chaosu pędzącego ze wszystkich stron...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pandunia
Półkocica



Dołączył: 29 Maj 2006
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...

PostWysłany: Sob 17:16, 02 Gru 2006    Temat postu:

Seuriell, stojący oparty o burtę statku, nagle zacisnął dłoń na drewnie.
-Co się stało? - spytała Shayde niespokojnie, podchodząc do półkota.
Seuriell poczuł, jak coś zbudziło się do życia. Nagle, nie wiedząc skąd, poczuł krew.
I zło...
Ona wie, że Przysięga działa...
Tak, to faktycznie jest krew...

Półkot zacisnął dłoń mocniej, a cichy głos śmiał się w jego głowie.
-Przysięga się dopełnia....? - rzucił w dal cichym głosem. Śmiech w jego głowie ustąpił mściwej satysfakcji.
Jeśli tak pragniesz to nazywac... Ale ona nie ustąpi... I DOSKONALE powinieneś o tym wiedziec...
-Taa, bo ja siedzę w jej głowie. - burknął Seuriell. - Nic nie poradzę na to, że staje się zła.
Zła to mało powiedziane...
Głos umilkł, natomiast Shayde spoglądała na półkota z przerażeniem.
-Mówisz sam do siebie? - spytała.
-Nie, rozmawiałem z... - zamilkł, szukając odpowiednich słów. - ... alter ego mojej siostry. Tym złym jej fragmentem... - mruknął.
Shayde nic nie powiedziała, tylko położyła swoją dłoń na jego dłoni.

Spadająca gwiazda oderwała się od nieboskłonu i poszybowała w dal.
Mignęła tylko w oczach półkocicy, która właśnie siedziała na stosie desek na pokładzie i obserwowała niebo.
Słyszała głosy swoich pokładowych towarzyszy, ale zbytnio się tym nie przejmowała.
Zamknęła oczy, chłonąc odgłosy nocy. Nagle usłyszała szelest, kompletnie nie pasujący do nocnej ciszy.
Otworzyła oczy i o mało co nie krzyknęła.
Naprzeciwko niej stała... ona sama.
Ta druga Pand wyglądała bardziej złowrogo. Alter ego półkocicy zmaterializowało się przed nią samą.
-To naprawdę BYŁA krew w twoich oczach... - zaśmiał się upiór.
Półkocica nie wydawała się byc tym zdziwiona.
-Czego chcesz? - warknęła.
Upiór jak gdyby się oburzył. Czarne poły jego płaszcza załopotały.
-Pand, nie mów mi, że nie wiesz...
-Nie jesteś mną.
-Cóż, jesli tak uważasz, to jesteś w błędzie. Musisz to sobie uświadomic. - zaśmiała się upiorna półkocia, po czym zaczęła powoli znikac.
Pand nie odpowiedziała nic, siedziała tylko z pochyloną głową.
Ale kiedy uniosła oczy, żeby ponownie spojrzec na gwiazdy, na jej twarzy pojawił się uśmiech pełen złowrogiej satysfakcji.
-I tu się mylisz... - powiedziała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Pon 20:21, 04 Gru 2006    Temat postu:

-Nie uwierzysz kto nas odwiedził.
KTO?
-Dostałem wiadomość od Hushhush.
KOGO?... A TAK. OD BOB’A.
-Nienawidził jak tak mówiliśmy...
OWSZEM. COŚ CZUJĘ, ŻE NIEDŁUGO SIĘ ZOBACZYMY. POWINNIŚMY SPOTKAĆ SIĘ...
-Na czymś mocniejszym?
TAK
-Ciekawe co go skłoniło...
MYŚLĘ ,ŻE WIEM.
-Nigdy nie miał poczucia humoru...
---------------------
-Gdzieś tu.. musi tu być. Pamiętam, że ostatnio tu je zostawiłem
Hushhush znany także jako Bob grzebał w drewnianych kufrach.
-No przecież.. Mam!
Z samego spodu wyciągnął średnich rozmiarów lustro, ozdobione czarną ramą z pomarańczowymi kamieniami. Niby odbijało to co powinno.. ale jakby przez mgłę. Hushhush wrócił do ogromnej Sali. Usiadł na podłodze i wypuścił lustro, które zaczęło lewitować.
- To teraz popatrzmy.
W lustrze pojawił się statek. Obraz powoli się przybliżał. Witać było ludzi na pokładzie.
- A oto i nasza dzielna drużyna. Co jest.. czemu nie ma głosu?
Zaczął uderzać dłonią o lustro.
-No tak.. zepsuło się. A bez głosu.. no nie da się.
Przed nim zmaterializowały się czarne smoliste jaszczurki z pomarańczowymi, wielkimi ślepiami.
- Idźcie na oba statki, podsłuchujcie wszystko. Oraz na wyspę... podsłuchujcie tego mężczyznę...
W lustrze pojawił się kolejny obraz. Po chwili jednak powrócił do statku. Jaszczurki odleciały w różne strony. Hushhush wyszedł i po chwili powrócił z butelką krwi w ręce.
- No moja droga, przypomnij sobie ich... patrz póki nie widzisz ich.. przeciwko tobie. Hłhhłe. O.. a tu...
W lustrze pojawił się kolejny obraz. Biegnących po dnie psów, zmierzających w stronę statku.
-Nie tylko ja mam oko na nich... z tego wynika.
Popijając wpatrywał się w lustro


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 46, 47, 48 ... 50, 51, 52  Następny
Strona 47 z 52

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin