|
NEOPETS Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
abacusca
Dołączył: 22 Wrz 2006 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:47, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Orle Pióro zaczęła się budzić. Wstała i poczuła zimno. Spojrzała na swoją sierść. Była mokra. OP zaczęła piszczeć i biec w kółko.
-Nienawidze wodowstrętu!-powiedział po swojemu Pazur i prubował zatrzymać OP. OP po kilku minutach stanęła.
-Wysusz mnie!-krzyknęła do Pazura, a on zaczął machac skrzydłami. Po kilku minutach OP była sucha. Zaczęła iść dalej. Pazur marudził, że jest głodny. OP chwyciła jego dziób i związała kawałkiem sznurka. Szli tak kilkadziesiąt minut. Pazur wreszcie zdjął sznur ze swojego dzioba. Nagle OP i Pazur zauważyli 20 jastrzębi. Patrzyły na nich jak na obiadek.
-Pazur... Wiesz co?-powiedziala OP.
-Co?-spytał Pazur.
-Zapomniałam języka jastrzębi.-odpowiedziała OP i rozłożyła skrzydła. Wzleciała a za nia jastrzebie. OP leciała slalomem między drzewami. Jastrzębie ja doganiały ale Pazur je odciągnął od niej i zgubił. Dogonił OP. Lecieli nad lasem i byli blisko jeziorka-bajorka.
-Nastepnym razem ćwicz języki!-powiedział Pazur i połozył sie na glowie OP.
-Masz wrazenie ze to latająca taksówka?-powiedziała niezadowolona OP i strąciła Pazura z głowy.-Masz skrzydła!
Lecieli w ciszy troche czasu.
-Nie wiem czemu z toba podrużuje!-powiedział Pazur zly na OP.
-Bo moge cie zjeść!-powiedziała OP i pokazala kły.
-Nie było pytania!-powiedział Pazur i wylądował. OP takze. Zaczeli iść przed siebie. Pazur złapał OP za ogon.
-Tam jest jezioro!-krzyknął.
-Tym razem idziemy tam gdzie ja chce!-krzykneła OP i szła dalej. Wpadła do jeziora, na płycizne.
-Ratunku! Tonę!-krzyczała, nawet nie wiedząc ze jest na płyciźnie. Po chwili sie zorientowała i wyszła z wody. Złapała Pazura i wrzuciła go do wody. Otrzepala sie. Nagle OP staneła na dwóch łapach, a w jej łapach pojawił sie łuk. Celowała w drzewa.
-Co sie stało?-powiedział Pazur i wyszedł z wody. Blyskawicznie stal sie suchy i podlecial do OP.
-Tam ktoś jest!-wyszeptała patrząc przed siebie. Zaczela isc prosto. Była blisko miasta. Rozejrzala sie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
pandunia Półkocica
Dołączył: 29 Maj 2006 Posty: 710 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...
|
Wysłany: Sob 21:20, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Pandi była tej nocy niespokojnym duchem. Wyjrzała przez okno.
Jeszcze trochę i wstanie kolejny dzień, przynosząc nowe życie, nowe przygody...
Półkocica wstała, ominęła śpiących jeszcze towarzyszy i wyszła na drogę.
Lerneth wyleciał za nią i spytał:
-Znowu wychodzisz?
Półkocica odwróciła się do niego:
-Tu się dzieje coś dziwnego... Ktoś mnie stale niepokoi... I ty powinieneś wiedziec, kto.
Jaszczur wzleciał wyżej, jego łuski odbijały pierwsze promienie wschodzącego słońca.
Pandi, męczona myślą o Seuriellu, zaczęła biec.
Chciała choc na chwilę uciec od tego miasta, od tego, co się tu działo.
Szybko przeskoczyła most i zwolniła.
Zbliżała się do lasu, do granic miasta.
Przypomniała jej się własna ojczyzna - tam była wolnym duchem, wśród innych półkotów. Życie toczyło ię zupełnie innym rytmem przez jakiś krótki, lecz cudowny okres czasu.
Pandi weszła kilka kroków do lasu i przysiadła na kamieniu, wdychając zapach żywicy i lesnej ściółki.
Promienie słońca zaczęły prześwitywac przez gałęzie.
Nagle półkocica usłyszała jakiś odgłos. Łamane gałęzie, gdzieś w głębi lasu. Jak gdyby ktoś przez nie przechodził.
Lerneth syknął ostrzegawczo, Pandi natomiast wyjęła sztylet i skryła się za jednym z drzew. Jedno odbicie od ziemi wystarczyło jej, aby sprawnie zaatakowac potencjalnego przeciwnika.
Zauważyła już czyjś cień.
Cien wilka z łukiem w rękach, a obok ptaka.
Lerneth skrył się na gałęzi gdzieś nad Pand. Nagle zleciał w dół i wylądował przed postaciami.
Pandi wciąz trzymała sztylet w pogotowiu, kiedy zmaterializowała się przed wilczycą.
Ta momentalnie napięła cięciwę łuku.
-Kim jesteś? - spytała, podnosząc łuk wyżej i celując w półkocicę. Pand uśmiechnęła się i podniosła sztylet. Lerneth machnął ogonem.
-Mówią mi Pandi. A ty?
Wilczyca lekko opuściła łuk.
-Orle Pióro. A to jest Pazur. - wskazała na orła.
-Miło, ale może opuścisz łuk? - Pandi stała przed nią niezruszona, jednak instynkt nie kazał jej uciekac.
Orle Pióro opuściła łuk, po czym zlustrowała Pand wzrokiem od stóp do głów.
-Nie wygladasz na zwykłego człowieka... - mruknęła, podchodząc bliżej.
-Jestem półkocicą. - dodała Pand cichym głosem i skierowała się w stronę miasta.
Orle Pióro szła za nią lekkim krokiem.
Mieszkańcy czasem odwracali się za nimi, widząc wilka z łukiem, ale nikt ich nie zaczepił.
Zagłębiły się w rozmowie, całkiem - można powiedziec - przyjacielskiej, idąc przez miasto.
Pand poczuła, że lęki minęły.
Czyżby Seuriell opuścił miasto...?
Półkocica w to wątpiła, ale schowała sztylet.
Pierwszy raz, przez krótką chwilę, poczuła się bezpiecznie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
abacusca
Dołączył: 22 Wrz 2006 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:47, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Idąc z Pandi, OP zamyśliła się. Myślała o pół-kocicy. Nigdy nie widziała nawet kota, więc spotkanie pół-kocica to dziwne spotkanie. Pazur patrzyl nieufnie na Lerneth.
-Nie wiem czy to dobry pomysł przyjaźnić sie z takimi dziwactwami!-powiedział po swojemu do OP.
-Daj spokój! Masz szczęście ze oni nie mówia po orlemu!-powiedziala OP. Pazur podleciał do Lerneth. Wyrwał sobie pióro z ogona.
-Wiesz co? Jesteś... poczekaj, przetłumacze na taki język ze zrozumiesz... głupi!-powiedział tak ze wszyscy zrozumieli.
-Pazur!-krzykneła OP. Potchnela sie o kamień i upadła w kałużę. Szybko sie podniosła., zaczęła piszczeć i biegac w kółko, na czterech łapach. Pazur wykorzystal okazję i dziobnął Lerneth. Lerneth pacnął ogonem Pazura, który odpowiedzial mu kopnieciem w pyszczek. OP stanęła i otrzepała sie, ochlapując Pandi.
-Nienawidze wody!-powiedziała cicho. Nagle nastawiła uszy, zamknęła oczy i wyciągnela łuk. Celowała w cień tuż za Pandi. Coś wyskoczylo zza Pandi i pobiegło w strone Lerneth. Ugryzło go w ogon i zaczęło uciekać. OP strzeliła z łuku i trafiła to coś w ogon, ale po chwili strzała odpadła, a to coś uciekło. OP otworzyła oczy, podeszła do miejsca gdzie upadła strzała, podniosła ją i podeszła do Pandi.
-Gdzie idziemy? Mieszkasz tu?-OP spytała, prubujac szybko zmienic temat.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Nie 9:35, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Tymczasem Cenere skacząc z okna spadła z wysokości kilku metrów i wpadła do wody (lochy w Domu Chaosu znajdują się na strychu). Przepłynęła pod wodą kawałek i, gdy wyszła na brzeg, zaczęła biegnąc przed siebie. Po jakimś czasie szalonego pędu znów znalazła siew mieście. Siadła na jakimś murku i wyjęła z kieszeni tą dziwna kartkę. Była mokra, ale dalo się ją odczytać. Był to list.
"Nazywam się Edward Tobin. Wiedz że w chwili, gdy cyztasz ten list, ja juz nie żyję. O świcie zostanę publicznie stracony. Nim jednak zginę, pragnę przekazać Ci swój największy sekret. To, że właśnie Ty znalazłeś ten list, jest dla Ciebie jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Musisz wykonać to zadanie i wypełnić przepowiednię.
Wiele lat temu dowiedziałem się o czymś strasznym. Legendarne ziemie Inferno istnieją i leżą na tym swiecie. Wraz z tą informacją otrzymałem dziwny kamień. Kamień Dziewięciu Istnień. Dusza cżłowieka jest jednak omylna, straciłem kryształ grając w kart w pobliżu La Puerto del Lobos. Musisz odnaleźć ten kamień wraz z pozostałymi ośmioma, a następnie odnieść je do Świątyni Zła znajdującej sie na ziemi Inferno. Tylko w tn sposób mozesz spłacic swój dług i zdjąc klątwę. Do listu dołączam kawałek mapy, której całosć pokazuje drogę do Światyni. Żegnaj."
- A więc to prawda...- mruknęła do siebie Stone. Spojrzała ponownie na list i złapała sie z przerażeniem za serce. Na kartce nie było już listu. Widniały na niej słowa napisane krwią: "Pamiętaj, Cenere...Poświęcenie, jest twym przeznaczeniem..."
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Nie 11:00, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Mrok pokoju rozświetlała jedynie jedna migocząca świeca. Normalny człowiek nie byłby w stanie czytać książki przy takim oświetleniu. Co innego wampir albo elf. Jednak mężczyzna siedzący wygodnie w fotelu nie był człowiekiem. Przynajmniej nie teraz. Sam nie widział czym dokładnie był. Kiedyś, bardzo dawno temu był zwykłym człowiekiem, adeptem magii, nic nadzwyczajnego. Jednak teraz stał się czymś czego sam nazwać nie mógł.
Siedząc w wygodnym fotelu przyglądał się zapiskom w książce. Po lewej stronie był profesjonalny szkic stworzenia, po prawej opis, historia i notatki.
Bestiariusz.
Corwel ponownie przeleciał wzrokiem przez notatki dotyczące ogara piekieł. Wziął pióro i równiutkim, eleganckim pismem dopisał:
„Starcie z Behemotem: bez szans.”
Przyjrzał się krytycznie obrazkowi odzwierciedlającemu rogatego, częściowo obdartego ze skóry ogara i po chwili namysłu dopisał jeszcze:
„Zbyt wiele rogów jak na ogara.”
Przez chwilę zastanawiał się czy w tym bestiariuszu znajdzie się także miejsce dla niego, a jeśli tak, to jak zostanie opisany, poczym przewrócił stronę. Stworzenie na kolejnej stronie go rozbawił. Małe smokopodobne przypominało raczej obraz nędzy i rozpaczy niż straszliwą bestię, dopiero po przeczytaniu opisu, stwierdził że to dziwne stworzenia może być bardzo niebezpieczne.
Pod notatkami na temat historii stworka dopisał kilka linijek z miejscem na uzupełnienie:
„Starcie ze smokiem:
Starcie z wilkiem:
Starcie z Lewiatanem:
Starcie z gryfem:
Starcie z wampirem:
Starcie z tygrysem
Starcie z demonem
Starcie z kadawerem
Starcie z lisem……”
Lista ciągnęła się przez pewien czas i gdyby ktoś z drużyny przeczytał tą listę doszedłby do wniosku że wymieniono wszystkich członków drużyny i jeszcze kilka stworów.
Corwel wymamrotał krótkie zaklęcie i zamkną księgę. Podszedł do okna.
Na podwórzu pierwsze promienie wschodzącego słońce atakowały zaciekle zalegający w kątach cień. W kilku ukrytych zakamarkach noc zaciekle walczyła z nadchodzącym porankiem, lecz tak jak za każdym razem przegra walkę kiedy słońce stanie w zenicie, niszcząc cień. A razem z nim strach który zalega w ciemności.
Ale później znowu nadejdzie noc.
Corwel zasunął ciężkie kotary apartamentu w którym się zatrzymał. Mroźny podmuch zimnego powietrza zgasił świecę osadzając szron na świeczniku.
Mężczyzna uśmiechnął się do ciemnego, pustego pokoju.
- Pewnego dnia słońce nie wzejdzie……
*******************
Skha przybrał ludzką formę, wypłyną z morza i usiadł na skałach obserwując wschód słońca. Nie zdziwił się wcale kiedy przydreptał do niego mały rudawy kundel.
Rzucił psu kawałek ryby i dalej przyglądała się falom. Po chwili usłyszał za sobą wściekłe warczenie.
Pis z najeżoną sierścią warczał na coś co mogło być symbolem głodu i biedy.
Mały wychudzony smok, same kości obciągnięte skórą powoli zbliżył się wymachując radośnie chyżym ogonkiem. Pies zawarczał, chwycił resztki rybi i uciekł.
- No co jest maleńki, wyglądasz na głodnego.
Stworzonko podeszło do mężczyzny i pomerdało ogonkiem.
Skha wyciągnął rękę by pogłaskać biedne stworzenie.
Które nagłym ruchem wbiło ostre zęby w jego ramie zaciskając nad wyraz silne szczęki.
- O żesz ty…
Po chwili szamotania Skha zdołał zepchnąć bestię na ziemię. Silnym kopniak odrzucił je na pobliską skałę. Stwór podniósł się na nogi, jedno z jego chudych skrzydeł było złamane, zielona maż spływała z otwartej rany i syczała w zetknięciu z piaskową skałą, żłobiąc w niej wypalone kwasem rowki.
- Kwas zamiast krwi, no pięknie.
Stworzenie, które już nie miało przyjemnego wyrazu pyska, złapało zębami bezwładne skrzydła. Słychać był chrzęst miażdżonej kość i po chwili bezużyteczna kończyna leżał już na skałach, a sączący się z niej kwas rozpuszczał piaskowiec.
Stwór rykną i nagle w kilka sekund z kikuta skrzydła wyrosło nowe równie kościste.
Skha zaklną siarczyście i przygotował się do walki.
***********************
Mój pomysł jest taki:
Stworek atakuje was wszystkich, bez wyjątku. Ale jest to walka jeden na jednego. Nie obchodzi mnie los stworka, chce was zachęcić do napisania sceny walki, ale jeden na jednego.
Nie ważne jak się z tego wywiniecie, możecie go zabić, zranić, uciec, walka może być szybka ale także długa i ciekawa. Możecie nawet się zaprzyjaźnić ze stworkiem. Róbcie z nim co chcecie, Corwel potem zanotuje sobie wyniki^^
Wytężcie wyobraźnie, Wszyscy, Ty Kruczor też możesz go opisać, nawet jeżeli Corwel nie wie co się z tobą stało to czar przyzywający stworka wie, i pośle go w twoim kierunku. Wymyśl coś ładnego.
Kaido – Veri nie musi walczyć, ale może jej się uda coś z nim zrobić^^
[/img]
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Rod Mieszaniec
Dołączył: 06 Sie 2006 Posty: 704 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:18, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Autriess poczuł że musi wyjść i coś zrobić. Wybiegł z domku Lilki, Rodezja pognała za nim lecz zniknął jej z oczu. Gdy tak biegł, zauważył dziwne stworzenie. O dziwo, nie przestraszył się go. Owo stworzenie rzuciło się na Autriessa, ten odparł atak. Nie wiedząc zbytnio co robi, skupił się i wyobraził sobie to stworzenie miotające się na ziemi. Stworzenie zaczęło się miotać, po chwili padło bez ruchu. Autriess podszedł do niego, obwąchał je i stwierdził że jest martwe. Pobiegł zpowrotem do domku.
-Och, gdzieś ty był?! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! – Rodezja uściskała swojego smoczka. Ten rzucił jej spojrzenie mówiące ‘Przecież nic mi nie jest...’
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Nie 12:42, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Scarro ewidentnie miał pecha: znowu był zakuty w kajdany, tylko tym razem był też przykuty nimi do ściany. Statek, którym płynął, został napadnięty przez piratów i zatonął, ale mężczyzna przedostał się podczas abordażu na okręt korsarzy i zaczął walczyć jakimś znalezionym mieczem, ale przeciwników było zbyt wielu, nie miał szans. Nie zabili go jednak, tylko zarzucili na niego kilka sieci i mimo wytężonych wysiłków nie mógł się z niej uwolnić. Piraci, pomimo złości na niego za wielu zabitych i poranionych kompanów, postanowili go sprzedać jako niewolnika, który będzie walczyć o życie na Arenie.
Jak wymyślili, tak zrobili, więc Scarro został gladiatorem, choć nie miał na to najmniejszej ochoty. Po walce zabierano go z Areny i przykuwano do ściany łańcuchami długimi na około pół metra.
Nagle przed nim pojawił się dziwny stwór, przypominający małego gnilca lub jakiegoś zwichrowanego smoka i zaczął zbliżać się do mężczyzny.
Ten udawał unieruchomionego, ale...
***
Dokończę posta w domu, po 17.
Będzie nieźleXD
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Nie 13:43, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Cenere zaklęła cicho pod nosem. W przeciągu ostatnich dwóch dni zrobiła około 5 rzeczy pierwszy raz w życiu. Po pierwsze- odezwała się do kogoś człowieko podobnego nie atakując go uprzednio i klnąc. Po drugie, oberwała. Po trzecie, usmiechnęła się ciepło. Po czwarte i piąte, właśnie doszła do tego, że musi kogoś poprosic o pomoc, bo sama nie da sobie rady.
Zamyśliła się. I nagle przypomniała sobie coś, co słyszała ostatnio. Słabo, ale słyszała. Zaczęła grzebać w pamięci... "... Nie możemy pozwolić, żeby zabiła wszystkich z druzyny". Tak, to to... Druzyny. " Darkstormie, co to jest drużyna?" nadała telepatycznie do swojego kruka. "KRA!!! Kra khe kraa kuaha kraaaa! Kra..." rozległ sie tak głosny wrask w jej głowie, ze prawie spadła z murka.
- Acha. Jeżeli wierzyc temu parszywemu ptakowi, mam szansę dołączyc sie do grupy osób pomagających sobie nawzajem. To całkiem proste. Najpierw muszę tylko upaść na kolana, błagać tego jak mu tam, wykonać eszcze kilka poniżających czynnosci.- odezwała sie sama do siebie.
"Darkstormie, bądź tak miły i odnajdź tego jak mu tam" znów nadała. "KRAAAA!!!!"
I zrobiła już szóstą rzecz po raz pierwszy. Jak normalny lis stanęła na czterech łapach i zaczęła węszyc w poszukiwaniu resztek zapachu Corwela.
----------------------------------------
Tym czasem kruk przemierzał miasto lecąc miedzy budynkami. Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. I zobaczył starego znajomego... Zanurkował w powietrzu, sfrunął na najbliższy smietnik i spojrzał na Śmierć Szczurów.
- Kra.
PIP?
- KRA.
- Pip.
- Krakhaa kra ka?
PIP. PIP PIP.
- Kra kha.
PIP.
KRA.
Darkstorm pozdrowił Śmierć Szczurów lekko pochylając głowę i odleciał w stronę pewnego domu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Rod Mieszaniec
Dołączył: 06 Sie 2006 Posty: 704 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:25, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
-Autriess, zostań tutaj, zaraz wrócę... - powiedziała Rodezja do swojego smoczka.
-Lilka, pilnuj go...Niech nigdzie nie wychodzi. – powiedziała i wyszła.
Przemieniła się w wilka i przechadzała się po skraju lasu. Upolowała jakieś małe zwierzę i napiła się jego krwi. Z pomiędzy krzaków wyłoniło się stworzenie, które mogło przypominać małego, wychudzonego smoka. Przekrzywiła łeb i spojrzała na niego. Przemieniła się i wyciągnęła miecz. Stworzenie rzuciło się na nią na tyle szybko, że nie zdążyła zrobić uniku. Czuła jak coś wpływa do jej krwi.
************
Tymczasem Autriess wyczuł że coś złego dzieje się z jego właścicielką. Próbował się wydostać i jej pomóc, Lilka jednak nie dawała mu wyjść.
************
Rodezji zaczęło się kręcić w głowie. Jeszcze nie doszła do siebie po ostatnich walkach. Uderzyła stworzenie mieczem, przemieniła się w wilka i zaczęła uciekać. Gdy przebiegła spory kawał drogi zobaczyła pewną dziewczynę. Przemieniła się i zaczęła przyglądać owej dziewczynie.
-Nie...To niemożliwe...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Nie 15:48, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Cenere wytarła chusteczką starty od węszenia nos i wstała. Nic. Ani śladu. Widziała dwie możliwości: albo ona nie umiała węszyć, albo Corwel nie miał zapachu.
- Hmmmm... Nie jestem za dobra w szukaniu tropów zapachowych, ale on musi mieć jakąś woń... w każdym razie mężczyźni z reguły mają, i to wyczuwalną na kilometr- podrapała sie pazurem po głowie przypominając sobie ten odór męskiej szatni, przez którą musiała przejść by dostać sie na salę ćwiczeń w Gildii Skrytobójców.
- Kra.
- Co: kra?- zapytała patrząc na Darkstorma trzymającego w szponach kawałek zakrwawionego mięsa.
- Kra. Kra khaa kra kraaha.
- CO?!- ryknęła Stone- zgubiłeś trop Corwela bo zauważyłeś psa wyglądającego na smacznego?!
- Kraaaaa...
- Ech.
Kruk potrafił być niesamowicie bezmyślny. Ninetail'ska wzruszyła ze złością ramiona i poszła przed siebie marudząc pod nosem.
I nagle ją olśniło. tak, to mogło zadziałać... choć nie musiało. Zmuszona była tylko uważać, by znów nie narobic sobie kłopotów. Rozejrzała się uważnie, czy nigdzie nie ma tego furaiata z metalowymi podeszwami, zamieniła się w behemotha i ryknęła przeciągle. Zaczęła biegać miedzy ludźmi, trącajac ich wielkimi szponami. Nabiła jakiegoś mężczyznę na rogi i podrzuciła go. Ze wszystkich sił wywoływała w ludziach paniczny strach, mając nadzieję, że to przyciagnie Corwela. Bo chyba tylko on mógł jej pomóc...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Biały Kieł Mieszaniec
Dołączył: 24 Wrz 2006 Posty: 5 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:03, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Nie... To niemożliwe... Ty nie żyjesz! – mówiła Rodezja do Białego Kła. Kiedyś były niemal identyczne, teraz jednak nie każdy powiedziałby, że są siostrami.
- Rodezjo...To naprawdę ty... Nawet nie wiesz jak się
cieszę, że w końcu cię odnalazłam!
- Nie mogę w to uwierzyć, ty żyjesz!- krzyknęła Rod i rzuciły się sobie w ramiona. - Jak to się stało?
- Po walce z Hydrą spadłam z urwiska. Nie wiem czemu,
ale nie chciałam się przyznać do porażki, więc ukrywałam
się w lesie. Niedawno dowiedziałam się, że jesteś w pobliżu i postanowiłam cię odnaleźć... Żeby było tak jak dawniej...
- Tyle lat... Przez tyle lat myślałam że zginęłaś a ty...
- Tak wiem, ale uwierz mi, to nie było łatwe, zrobiłabyś to samo na moim miejscu
- Pewnie tak... – uścisnęły się mocno i poszły przed siebie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Nie 18:40, 24 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Samael ćwiczył właśnie salta, gdy poczuł za sobą ruch. Rzucił się w lewo, zrobił obrót i złapał za szyję dziwnego stwora, przypominającego krzyżówkę sępa i smoka.
Stwór zajrzał w oczy kadawera i ujrzał tam wszystko, czego się boi, a nawet więcej. Samael otworzył usta, ale nie wydobył się z nich czysty, melodyjny głos, jaki wszyscy znali, tylko niesamowity, obcy, chrapliwy syk, brzmiący jak rozkaz.
Prowadź mnie do swojego pana.
Sępo-smok zatrząsł się z obrzydzeniem, bo kadawer pokazał mu część swych, obrzydliwych niczym pożerany przez robaki trup, myśli.
Stworzenie z dwojga złego wybrało narażenie się Corwellowi, który zresztą mógłby się nawet ucieszyć z przyprowadzenia Samaela, bo ilość strachu, jaką wytwarzał ten kadawer byłaby dla niego jak najprzedniejsza uczta.
***(Kontynuacja wątku z poprzedniego posta)
Scarro bardzo się ucieszył, gdy zobaczył, że stwór, którego zabił łamiąc kark łańcuchem, miał kwas w żyłach. To bardzo mu ułatwiło wydostanie się z kajdan, oraz chwilowe załatwienie strażników. Niestety, dalej miał pecha. Po kilkunastu minutach biegu dalej nie wiedział, jak się wydostać z terenu Areny. Co gorsza, zobaczyli go następni strażnicy i zamknęli korytarz, w którym przebywał, wpuszczając do niego kilkudziesięciu strażników.
Zbliżali się z obu stron, Scarro wiedział, że nie ma najmniejszych szans na wygraną. Dowódca strażników krzyknął coś o bramie, ale Scarro nie dosłyszał, wyczuł za to ruch po swojej lewej stronie.
Spojrzał tam i wiedział już, gdzie jest.
Przy wejściu na Arenę Mistrzów, gdzie walczyli tylko najlepsi gladiatorzy.
Teraz na Arenie było ich sześciu.
Widział ich w walce, wydawali mu się średnio szybcy, ale niezwykle silni.
Usłyszał głos dowódcy gwardzistów, który podszedł do niego i powiedział:
-Uciekłeś z celi. To złamanie naszych zasad, powinieneś zostać za nie rozerwany na strzępy, kadawerze. Ale jeśli uda ci się zabić sześciu czempionów, to znaczy, że jesteś doskonałym wojownikiem, a nie pozbywamy się takich, tylko dajemy im częściową wolność. Wybór jest twój. Walczysz z nimi, albo walczysz z nami.- Kończąc przemowę, zaczął się oddalać, ale Scarro zatrzymał go i spytał:
-Czemu nazwałeś mnie kadawerem?
-Bo nim jesteś. Widziałem kiedyś, jak zabiłeś chimerę. Masz szanse.
-A jak się wtedy przedstawiłem?
-Co? Hmm... niestety nie pamiętam, . Idź walczyć, postawię na ciebie całą pensję.
Zrezygnowany Scarro wszedł na Arenę Mistrzów. Nie chciał już zabijać, nie czuł się kadawerem, zabójcą najgorszych bestii, jakich nosiła ziemia.
Czuł się zmęczony, kompletnie bez ochoty do walki, ale perspektywa poddania się tamtym nie należała do wesołych. Powoli ruszył w kierunku przeciwników, podnosząc po drodze dwa zakrzywione miecze. Z bojowym okrzykiem rzucił się na wrogów...
Tłumy na trybunach szalały, a tą walkę opowiadano sobie przez lata. Jeden na sześciu.
Godzinę później cała publiczność Areny Mistrzów witała nowego Czempiona.
Był ranny cały we krwi i brudzie, ale żył.
Człowiek zwany Blizną cieszył się, że udało mu się przeżyć, choć był teraz niewiarygodnie zmęczony.
Nie chciał już dowiedzieć się, kim naprawdę jest.
***
Corwell siedział samotnie w swym ciemnym pokoju. Pojedyncza świeca, która już prawie się dopaliła, dawała niewiele światła.
Nagle mężczyzna poczuł ekstremalną dawkę strachu, jedną z największych, jakie kiedykolwiek wyczuł u jednej istoty.
Coś, co się bało, zatrzymało się przed drzwiami do jego komnaty, które ułamek sekundy później wyleciały z hukiem z zawiasów i uderzyły w przeciwległą ścianę, kopnięte nogą w ciężkich, okutych żelazem butach, których właściciel najwidoczniej miał zamiar efektownie wejść do pomieszczenia.
Był nim Samael, który nie okazał na widok Corwella żadnego zdziwienia.
Kadawer zmierzał w kierunku mężczyzny, ten zaś z niezwykłą galanterią i uprzejmością wskazał Samaelowi miejsce w fotelu naprzeciw swojego i spytał z dziwnym uśmieszkiem na twarzy:
-Nie musiałeś ich rozwalać. Były otwarte.
Kadawer usiadł i paskudnym uśmiechem, którego nie powstydziłby się Kruk, pokazał, że nie ma zamiaru odpowiadać.
-Może napijesz się czegoś? Nie robi mi różnicy, czego.
-Czego...-głos kadawera brzmiał tak, jakby był dawno nieużywany.-Czego od nas chcesz, Corwellu? Tajemniczy Corwellu, który rozmawia z dziewczyną zmieniającą się w behemota, a później nasyła na nią piekielnego ogara, czy coś w tym stylu. Corwellu, który potem bez zmrużenia oka patrzy na kadawera, który bezlitośnie bije tą dziewczynę, nie dając jej szansy na obronę. Czego chcesz?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Pon 9:35, 25 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
- O nie.- warknęła z żelazną pewnością siebie Cenere- Nie, nie, nie!!! Zgłupiałam.
- Kra.
- Wiem! I o to chodzi! Czuję się jakoś tak... dziwnie.
- Kra, khaaaa! Cenere kraaa, Cenere, kraaa!- zaczął złosliwi nucić kruk, który oprócz kra i kha potrafił wypowiedzieć jedynie imię Cenere.
- ZAMKNIJ SIĘ! To... to niemożliwe. Z drugiej strony... Może jednak. Coś mi odwala. Uśmiecham się, urządzam ucztę, a przynajmniej próbuję, innej osobie... O nie!
- Kra.
- Achym... To za duzo jak na mnie. Corwel wysyła na mnie piekielnego ogara, ten jak mu tam masakruje mnie, nie dając szansy na obronę, teraz jeszcze to.
- Kra! Kra khaakha!- wrzasnął Darkstorm. Najprawdobodobniej to co wykrakał, miał znaczyć "Właśnie! Jesteś StoneHeart, Kamienne Serce! Nie daj sie!".
- Ech.- lisica spojrzała na tajemniczy list znaleziony w celi śmierci. Nie było już tam dziwnych słów wypisanych krwią treści listu, a tylko dziwny, płonący symbol. Przedstawiał coś, co na górze miało dwa "brzuszki", a na dole takie... taki jakby róg. Cenere nigdy nie wiedziała czegoś takiego.
- Kra. Cenere kra, Cenere kra!
- Oh Great Uvood!- uderzyła się dłonia w czoło Stone.- Oh, no! Fire heart!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
pandunia Półkocica
Dołączył: 29 Maj 2006 Posty: 710 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...
|
Wysłany: Pon 13:51, 25 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Półkocica kolejny dzień spędzała w domu Lil.
Jednak, kiedy zbliżał się wieczór, wyszła i udała się na przechadzkę.
Nie obudziła jednak Lernetha. Jaszczur spał, kiedy wychodziła, nie było więc sensu ciągnąc go ze sobą.
Ciemne uliczki miasta ciągnęły się aż po sam brzeg morza. Pandi, chcąc nie chcąc, musiała się nimi poruszac, choc nie robiły miłego wrażenia.
Dlaczego wyszła...?
Potrzebowała chwili swobody.
Chociaż chwilki.
Nagle półkocica stanęła w miejscu i zaczęła nasłuchiwac.
Coś szło w jej stronę i najwyraźniej nie było przyaźnie nastawione.
Jej ruchy były błyskawiczne. Odbiła się od ziemi, skacząc w górę.
Na sekundę zatrzymała się w powietrzu, jednak to, co dla innych mogło byc niezauważalnym momentem, dla niej było możliwością wyjęcia sztyletu i zaatakowania napastnika z góry.
Mały stwór stojący na ziemi nie zauważył, gdy ubrana na czarno postac opadła na ziemię tuż za nim, szykując się do ataku.
Stworzenie odwróiło swój brzydki pyszczek w kierunku Pand, z zamiarem odgryzienia jej ręki.
Półkocica zadawała szybkie ciosy, trudne do odparowania. Poruszała się niezwykle szybko, toteż atakujący ją smok zadał jej niewiele głębokich ran.
Pand odbiła się od ziemi i kopniakiem posłała stwora na przeciwległą ścianę.
Smok uderzył o nią i zsunął się na ziemię, znacząc na ścianię dziury zrobione kwasem, wypływającym z ran zamiast krwi.
Tymczasem Pandi stanęła przy stworze i przyłożyła mu sztylet do gardła, kładąc jednocześnie nogę na jego szyi.
-Już nie jesteś taki cwany. - syknęła, przyciskając sztylet do skóry stworzenia.
Smok spoglądał na nią swoimi wielkimi oczyma, próbując złapac ją łapą za ubranie.
Półkocica uśmiechnęła się szyderczo i wytarła zakrwawiony sztylet o skrzydło stworzenia, sprawiając, że kwas wżarł mu się w skórę, po czym ruszyła w drogę powrotną, odprowadzana serią pomruków.
Stwór powoli wstał z ziemi, po czym syknął w jej kierunku, próbując zaatakowac znowu, ale nagle coś spadło mu na głowę, ogłuszając i ponownie powalając na ziemię.
Wrzask, jaki wydał potwór, zwrócił uwagę Pandi i nagle dziewczyna zobaczyła, jak Lerneth szybuje w jej kierunku.
-Sssspadłem mu na głowę z dużej wysssokośśści! - wysyczał triumfalnie, lecąc koło swej właścicielki.
-Cokolwiek to było - oberwało mu się. - dodała Pandi, idąc powolnym krokiem w kierunku domku Lil.
Zranienie na ręce pulsowało nieznośnym bólem, kiedy szła w ciszy, ze swoim jaszczurem u boku.
***
Seuriell spał na belce przy suficie w jakimś małym, opuszczonym domku, który kiedyś służył prawdopodobnie za magazyn.
Jako, że był zmęczony, totez każde w-miarę-bezpieczne-miejsce nadawało sie dla niego jako sypialnia polowa.
Nawet ta belka przy suficie.
Na gle wytężył słuch.
Przez dziurawe drzwi do środka ryło się najbardziej szkaradne stworzenie, jakie Seuriell widział przez całe swoje życie.
Chudy stwór o olbrzymich oczach.
Bestyjka rozejrzała się po pokoju, po czym uniosła oczy do góry.
Seuriell, siedząc ukryty w górze, nie mógł zostac zauważony przez 'to', co stało na podłodze, ale na wszelki wypadek dobył miecza i zsunął się na dół, tnąc powietrze niczym szermierz.
Stworzenia cofnęło się, odsłoniło zębiska i zaatakowało, machając przy tym skrzydłami. Jedno z nich Seuriell nadziała na ostrze miecza, przerzucając w ten sposób stworzonko za siebie. Smok wylądował na podłodze, ale szybko się zerwał, chcąc ugryźc Seuriella w nogę.
Ten był zaś szybszy i wbił miecz w podłogę, unieruchamiając smoka.
-Masz ochote jeszcze tak pobyc, czy zabic cię tu od razu?
Bestia obnażyła zębiska, a niezrażony Seuriell mocniej wbił miecz do podłogi.
-Ostatni raz daruję ci życie. Następnym razem zginiesz. - powiedział, wyciągając miecz i wychodząc szybko z pokoju, zanim bestia wstanie.
klinga miecza zalśniła w słońcu.
Pólkot zatrzymał się za rogiem i spojrzał na miecz.
-Czemu zawsze cos się musi zdarzy. - westchnął, po czym spojrzał na niebo.
Nagle poczuł coś dziwnego.
Ona nadal tu była.
Jego siotra.
Zmarszczył brwi i ruszył przed siebie.
Nie zależało mu w tej chwili na sztylecie - on miał miecz, miał własną broń... Musiał odszukac półkocicę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aniaaaaaaaaa Dark Angel
Dołączył: 25 Lip 2006 Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z twierdzy chaosu :D
|
Wysłany: Pon 16:39, 25 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Nitrie bacznie przyglądała się szkaradnemu smokowi. Wydawało jej się, że już kiedyś takiego widziała. Smok nie widział jej, zajęty był bowiem atakowaniem kogoś. Gdy został sam, półwilczyca zdradziła swoje ukrycie wychodząc z niego. Małe stworzonko przyglądało jej się przez chwile i zaczeło szykować się do ataku. Smok skoczył, lecz chcąca zrobić unik Nitre upadła na ziemie, czując straszliwy ból wbijających się małych smoczych kłów w jej łape. Krzykła z bólu i szybkim ruchem strzepała drugą łapą małego wredniaka.
- Co ty sobie wyobrażasz, ja nie jestem do jedzenia! - Wystawiła kły. - Nie zbliżaj się!! - kontynuowała, odsuwając się coraz bardziej, lecz nagle zatrzymała się. Przypomniała sobie gdy ojciec opowiadał jej o Seradii, wielkim, złotym smoku, dbającym o wioske w której mieszkała. Nie był tam zawsze. Ojciec opowiadał jej, że pewnego dnia jeden z mieszkańców wioski znalazł w lesie małego smoczka. Był nim Seradii. Gdy go znaleźli wyglądał jak mała wychudzona jaszczurka ze skrzydłami. Wszyskich podgryzał i próbował atakować. Początkowo mieszkańcy myśleli, że robi to by denerwować i ranić. Z czasem jego nawyk minął i uważany był za zwykłą zabawe i ćwiczenia potrzebne w życiu. Smok był bardzo wdzięczny za uratowanie go od śmierci, więc pozostał w wiosce w celu pomogania mieszkańcom i chronienia jej.
- Może on próbuje się tylko bawić - pomyślała, lecz spostrzegła w oddali kogoś zbliżającego się do nich. Szybkim ruchem wyciągła z plecaka kawałek mięsa z upolowanego królika i rzuciła w strone malucha.
-Smacznego mały, musze lecieć - odedzwała się do małego stworzonka.
Nie chciała zostać zauważona, więc zmieniła swą postać w wilka i czmychneła w pobliskie krzaki zostawiając go. Jego oczy uważnie się jej przyglądały.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|