|
NEOPETS Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Śro 17:51, 20 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
*Pamiętajcie, że wydarzenia z "tajemniczym mężczyzną"(choć co to za tajemnica, jak 99% ludzi domyśla się/wie kim on jest) dzieją się kilka dni przed wejściem RW. Miejscem akcji jest pustynna oaza daleko na południe od miejsca pobytu drużyny*
Taidan nie miał problemów ze zidentyfikowaniem dziwnej, czarnej blizny na ręce przybysza. To zdecydowanie było Znamię Kaina, ale było w nim coś bardzo dziwnego.
Bylo czarne, a Znamię Kaina zawsze jest czerwone.
Co to może oznaczać?
Elf tego nie wiedział. Wiedział za to, że, jak wszyscy kainici, obcy niezwykle szybko wróci do zdrowia, jak tylko moc Znamienia poradzi sobie z zakażeniem i toksynami.
Taidan był niezwykle ciekaw, co nieznajomy powie mu o sobie, gdyż bez wątpienia miał ciekawe życie, pełne pojedynków i przygód. Świadczyły o tym, dość dobitnie, dziesiątki blizn na ciele obcego.
Trzeciego ranka po przybyciu człowieka elf wszedł do pokoju, w którym spał ranny i zdziwił się mocno, bo łóżko było puste.
Taidan usłyszał odgłos miękkiego lądowania zaraz za sobą, potem ciche stęknięcie z bólu i głos, który brzmiał chrapliwie jak krakanie kruka:
-Gdzie jestem, co tu robię, kim ty jesteś? Odpowiedz w dowolnej kolejności.
-Grzeczność wymaga, żeby gość przedstawił się jako pierwszy.-elf z dużym wysiłkiem zapanował nad głosem.
-Kto powiedział, że mam być grzeczny?-słowa wypowiedziane były z wyczuwalnym ładunkiem ironii.
Elf, pokonując strach, odwrócił się do obcego i spojrzał w pobliźnioną twarz.
-Jesteś w El-Merean, oazie na skraju pustyni Nardan, którą prawdopodobnie jakimś cudem przebyłeś pieszo. Byłeś bardzo ciężko ranny, więc cię opatrzyłem i przemyłem rany. Jestem Taidan Almerid, elf,...
-No niewątpliwie
-...medyk, któremu zawdzięczasz życie.
-Pewnie ci kiedyś podziękuję. O ile nie zapomnę.
-A kim ty jesteś?
Odpowiedziało mu milczenie.
-Nie możesz mi powiedzieć?
-Można tak powiedzieć...
-Człowieku, przecież uratowałem ci życie, nie musisz się niczego wstydzić, po prostu powiedz jak się nazywasz.
-Nie mogę...
-Ale czemu?
-Bo nie wiem, do cholery! Nie pamiętam, jak mam na imię, kim jestem, co ja tu, taka jej mać, robię!
***
Dwa dni później, po wielu rozmowach, podczas których człowiek i elf starali się dowiedzieć czegoś o kainicie, Taidan nagle wstał i wrzasnął:
-Męczysz mnie, nie wiem po co cię leczyłem, mogłem cię zostawić na pustyni, sępy prędko by cie dorwały. Na szczęście można to jeszcze naprawić!
Z tymi słowami chwycił leżący na komodzie sztylet i rzucił nim w przybysza. Ten, nie wiedząc nawet co robi, ani gdzie się tego nauczył, zrobił umykający oczom piruet i znalazł się przy medyku, gotów walczyć. Nagle zdębiał, bo elf śmiał się wniebogłosy.
-O co ci chodzi, Taidan?
-O to, że nikt normalny nie starałby się tak uniknąć tego sztyletu. Gdybyś rzucił nim we mnie, to próbowałbym skoczyć w bok, jak najdalej od ostrza, a ty obróciłeś się zaraz przy nim, tylko po to, by dopaść do mnie i skontrować atak! Popatrz, jak ty stoisz, jak masz ułożone ręce, nogi. Typowa pozycja ofensywna!
Bezimienny opuścił ręce.
-Wiedziałeś o tym, że uniknę tego sztyletu, tak? A gdybym tego nie zrobił?
-Znaczyłoby to, że się pomyliłem. Zwykły błąd w sztuce. Zdarza się.-odpowiedział ze śmiechem Taidan.
***
-Trzeba ci wymyślić jakieś imię, tak na wszelki wypadek.
-Niby jakie, hę?
-Scarro.
-Blizna?
-Skąd wiesz?
-Nie mam pojęcia.
***
Dzień później, pożegnany przez elfa i jego syna, mężczyzna zwany Scarro opuścił oazę i wyruszył na północ. Nie wiedział po co, ale czuł, że musi iść w tym kierunku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Śro 18:22, 20 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Kruk leciał. W przerwie złowił jakiegoś małego psa* i pożywił sie nim, przez co teraz leciał trochę szybciej. W oddali dostrzegł pierwsze uliczne latarnie...
**************************************************
Cenere była zmuszona cos z tym zrobić. Nie miała zamiaru do końca życia wygladać jak akordeon ulicznika. Co gorsza, akordeon po przejściach.
Z zapałem (i nie mniejszym trudem zwiazanym z licznymi obrażeniami) wykopała spod ziemi troche gliny. Po przygotowaniu jej, odzcisnęła w gęstej papce swój nos, ułozyła odcisk tak, by przypominał kształt pierwotny nosa i wypaliła w ognisku. Szyna została założona i przywiązana do twarzy bandażem uzyskanym droga szantażu. I Stone miała gdzieś, ze ludzie sie za nią oglądali. Teraz pozostało jej sie tylko zdrzemnąć.
Trzy godziny później Gryndei została brutalnie obudzona przez wściekłe krakanie.
- Gchupi khuku, zamkchnij tchom mochde- wysepleniła dziewczyna nastawiajac sobie żuchwę.
- Kra kra, kraaaaaaa....
- Akuchat.
- Kraa?
Szczęka trzasnęła, a Cenere odzyskała normalną mowę.
-Widziałes może palanta z metalowymi podeszwami czy tam czym, rayczącego bachora i jakieś coś.
- Kra kra?
- Tak czy nie?- StoneHeart wyraźnie rozumiała kruka.
- Kra.
- Ta? To powiedz mu jak go znowu spotkasz, że jak odzyskam zdrowie, i go zobaczę, to dzieci juz raczej mieć nie będzie
- Kra! Krakra! Kra?
- Co?
- Krakraaaa kra?
- Kogo?
- KRAAAAA!!!!!
Aktualnie behemothka zerwała sie na nogi. To co wykraczał kruk, o ile była prawdą, oznaczało zbawienie. Zanim dowlokła się do miejsca odpoczynku, jakiś troll- strażnik zdążył postrzelić ją**. Teraz jedno było pewne- jeżeli ptak miał przywidzenia, a to co mówił było bujdą, dla Cenere jedno było pewne- śmierć.
- Za mną.- warknęła słabo dziewczyna i zaczęła gdzieś kustykać.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aniaaaaaaaaa Dark Angel
Dołączył: 25 Lip 2006 Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z twierdzy chaosu :D
|
Wysłany: Śro 19:12, 20 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Nitrie wyszła z ukrycia. Zdziwiła się słysząc powitanie. Była raczej samotna, gdyż ludzie i inne stwory przeważnie za nią nie przepadały.
- Witaj - odpowiedziała uchylając swój wilczy łeb - Jestem Nitrie, przybyłam tu wędrując o szukając pożywienia. Gdy zauważyłam walke zatrzymałam się, lecz widząc że nie mam większych szans na powstrzymanie kłótni, skryłam się za krzakiem, przypatrując się. Mam nadzieje że dojdziemy do porozumienia. - mówiac to na jej pysku widać było malutki uśmieszek. Nagle jej uwage zwrócił lisicą gadająca do kruka. Czegoż to stwory nie wymyślą...pomyślała...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
pandunia Półkocica
Dołączył: 29 Maj 2006 Posty: 710 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...
|
Wysłany: Śro 19:29, 20 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Półkocica nadal spoglądała na wilka.
Pand powinna była uciekac.
Wilki, psy...
Nie, to zbyt dużo dla zwykłego kota...
Ale nie dla niej.
-Nie tylko ty nie miałabyś tu wielkich szans... - dodała Pand, chowając swój sztylet. Jej oczy wróciły już do swojej normalnej postaci.
Rod własnie zbierała się z ziemi, Nitrie natomiast tłumaczyła powód swojego przybycia tutaj. Pand nie czuła w niej niebezpieczeństwa.
-Szukasz pożywienia...?- Nitrie skinęła głową.
Lerneth poszybował nad nimi, zrobił ostry skręt i wylądował Nitrie dokładnie przed pyskiem.
-Jeden fałsssszywy ruch i...
-Dośc! - warknęła półkocica na swojego jaszczura, który machnął ogonem i z pokorą zwinął skrzydła. Uniósł swój łepek wyżej i syknał do półkocicy:
-To było na wssszelki wypadek.
Pand uśmiechnęła się krzywo.
-Na wszelki wypadek jest sztylet. - dodała, po czym zwróciła się do wilczycy:
-Mam nadzieję, że cię nie uraził swoim zachowaniem.
-Skądże! - dodała Nitrie, usmiechając się lekko.
Pandi nagle odwróciła sie do tyłu, łapiąc swojego jaszczura prawie w locie, kiedy to szybował w kierunku Nitrie.
-Co ja mówiłam? - mruknęła półkocica, puszczając Lernetha. Zwierzak machnął skrzydłami i burknął:
-Dobrze, ssspokojnie.
Półkocica tymczasem zwróciła się do Rod:
-Dasz radę dojśc z powrotem do domu Lil?
Dziewczyna siknęła głową.
Półkocica natomiast zwróciła się do Nitrie:
-Jeśli tylko masz ochotę, chodź ze mną i z Rodezją do naszych przyjaciół.
Wilczyca uniosła brew.
-Chętnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Śro 23:18, 20 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Scarro ewidentnie miał pecha. Znajdował się w śmierdzącym, zatęchłym lochu, ręce właśnie zakuwano mu w łańcuchy. Dlaczego? Przecież nie chciał zabić tych opryszków, co najwyżej obronić się przed nimi ...
***
Szedł zatłoczonymi ulicami Erdaru, gdy zobaczył trzech dryblasów szarpiących się z jakimś chudym młodzieńcem. Ten wyrwał się im i stanął za Scarro, mówiąc:
-Teraz macie przerąbane, ona was pobije, to mój ochroniarz!
Jednocześnie szepnął do swego "ochroniarza".
*Proszę, pomóż mi! Oni chcą mnie zabić!
Mężczyzna nie wiedział co robić, ale tamci rozwiązali jego problem, rzucając się na niego. Nie wiedział czemu, zamiast wziąć nogi za pas, zaczął walczyć. Nie wiedział, gdzie się tego nauczył, ale podbiegł do pierwszego zbira, walnął go łokciem w grdykę, wykręcił piruet i łapiąc drugiego zakapiora za rękę przekierował go na tego trzeciego.
Zderzenie obydwu przypominało jakiś opętany balet, przy akompaniamencie łamanych kości i wybijanych zębów.
Scarro nie wiedział nawet co robi, ale jego ręce i nogi z precyzją mechanizmu atakowały przeróżne miejsca na ciele przeciwników; kolana, łokcie, potylice. Nagle podbiegło trzech mężczyzn z halabardami w rękach i insygniami straży miejskiej na ubraniach.
-Co się tu dzieje?
-Przestań natychmiast!
Człowiek zwany Scarrą podniósł obie ręce i zaczął zapewniać o swojej niewinności, ale trzy stygnące, zakrawawione ciała świadczyły przeciwko niemu. Poczuł przemożną ochotę, by zabić też strażników, ale opanował się i dał się poprowadzić w kierunku wieży strażników.
Tam, na podstawie zeznań naprędce zebranych świadków, orzeczono, że jest winny i ma iść do lochu, czekając na egzekucję.
Niestety dla nich, nie miał zamiaru czekać na karę. Spokojnie i potulnie szedł z nimi do momentu, gdy założyli mu kajdany...
***
Błyskawiczne wymachy łańcuchami na prawo i lewo pozbawiły świadomości, a może i życia tych dwóch strażników, którzy go trzymali.
Trzeci z nich, ten, który stał przed Scarro, miał najwięcej pecha.
Mężczyzna zarzucił mu łańcuch na szyję, tworząc zgrabną garotę i złamał strażnikowi kark.
Niestety, klucz do kajdan złamał się pod ciężarem ciała gwardzisty.
Scarro miał pecha.
Rozejrzał się, czy nie ma jakichś świadków, a następnie zaciągnął trupy w zacieniony kąt pokoju i zaczął uciekać z lochów.
Biegł właśnie dziwnie wysokim korytarzem, gdy usłyszał odgłosy kroków kilku osób.
Nie zastanawiając się, skąd ma ten pomysł, odbił się od ściany, zawinął łańcuch na krokwi pod sufitem, wspiął się na belkę tak, by zwisać z niej do góry nogami i czekał.
Po chwili podeszło dwóch ludzi w strojach strażników, a za nimi jeszcze jeden, którego Scarro upatrzył sobie na cel.
Kiedy tamci byli już nieco dalej, Blizna spadł na trzeciego i skręcił mu kark, szybko zarzucił na siebie jego płaszcz, tunikę i hełm, tak, by ciężko było go rozpoznać.
Wyszedł z twierdzy strażników "na bezczelnego", przechodząc obok gwardzisty burknął coś, co brzmiało jak nieprzychylna uwaga na temat matki tamtego i wystarczyło.
Uciekinier musiał się tylko mocno starać, by łańcuchy nie brzęczały.
***
Był już w tym porcie, wiedział to.
Czuł, że musi skręcić akurat w tą uliczkę, wejść akurat do tej karczmy, pogadać dokładnie z tym marynarzem, żeby się dostać do pewnego miasta portowego. Nia miał pojęcia, skąd u niego ta wiedza, ale coraz mniej mu to przeszkadzało.
Płynął teraz statkiem, do miasta, którego nazwy nie znał, ale wiedział, że musi tam dotrzeć.
Gdyby miał pojęcie o tym, co go czeka...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Czw 20:23, 21 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Corwel szedł jedną z mniejszych uliczek portu. Nie miał właściwie żadnego określonego celu. Zamierzał trochę pospacerować po porcie, a potem wrócić do karczmy, w której wynajął pokój.
-Wypłyniem… jutro… już… zew… - rozległ się śpiew jakiejś mocno pijanej osoby.
Corwel obrócił głowę, by ujrzeć drzwi prowadzące do typowej speluny, gdzie spotyka się wszelka hałastra tylko po to by upić się do nieprzytomności. Corwel zamierzał już ruszyć dalej, gdy niespodziewanie drzwi się otworzyły i wytoczyła się przez nie dziewczyna. Była już w stanie mocno wskazującym i chyba do końca nie docierało do niej co się wokół dzieje. Machnęła ręką najwyraźniej szukając czegoś o co mogłaby się oprzeć. Rozejrzała się i powoli zataczając się ruszyła w stronę Corwela, który wydawał się jej jedyną stabilną rzeczą w tej okolicy. Rachel mocno czerwona z miną wyrażającą szczęście i niewyraźnym wzrokiem zbliżała się do Corwela, który najwyraźniej nie wiedział co powinien zrobić. Ta chwila wahania wystarczyła, by Rachel do niego dotarła. Złapała mocno jego ubranie i najwyraźniej próbowała coś powiedzieć.
-Duu… ze pien…niondze zapplace za statyczek. Duuuuuuze….
Corwel milczał po czym powiedział po prostu:
-Puść mnie.
Jego słowa nie wywołały najmniejszego efektu na Rachel z tego względu, że dziewczyna usnęła. Nie oznaczało to jednak, że puściła ubranie Corwela. Mimo jego wysiłków dziewczyna wciąż trzymała je zawzięcie. W dodatku mamrotała przez sen.
-Fellliissss… nie nappp…aide to zlllyyy pomy… chrrrrr…
W końcu oderwał jedną z jej dłoni od swojego płaszcza, ale druga trzymała go wciąż zawzięci. Corwel zastanowił się i doszedł do wniosku, że nie wypada zostawiać dziewczyny na dworze. Najbliższy hotel znajdował się jednak parę ulic dalej. Corwela nie obchodziło to, że parę osób gapi się na niego. Nie mniej niesienie dziewczyny było trudne zwłaszcza, że jedną ręką wciąż trzymała jego koszule. Jakby tego było mało mamrotała i wierciła się przez sen. Nagle podniosła się lekko i krzyknęła na cały głos:
-KANALER!!!
Corwel nie wiedział czym lub kim jest ów „Kanaler”, a spytanie dziewczyny było bynajmniej niemożliwe. Niósł ją dalej. Kilka metrów przed hotelem dziewczyna nagle uniosła rękę. Trzymała ją chwilę w górze i mamrotała coś niezrozumiałego pod nosem. A potem nagle niespodziewanie zamachnęła się i uderzyła Corwela w żebra. Corwel oczywiście dostrzegł cios i częściowo go zablokował. Niestety tylko częściowo, gdyż niesiona dziewczyna ograniczała jego sprawność ruchową. W końcu jednak dotarł do hotelu i zamówił pokój. Dowlókł tam dziewczynę i położył ją na łóżku.
-Feeelllisssss…
Corwel zamknął drzwi i wyszedł z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Pią 9:24, 22 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
StoneHeart dowlekła się do budynku położonego na obrzeżach miasta. Różnił się on od innych domów czy karczm. Był z jakiegoś dziwnego kamienia o cienmnym kolorze. Widać architekt zainwestował bardziej w wysokość niż szerokość. No i w liczne, mroczne "ozdoby". Budowlę otaczał cmentarz.
- DarkStormie, będę niezmiernie wdzięczna, jeśli mi tutaj pomożesz- odezwała się Cenere patrząc z dołu na dach.
Dokładnie wtedy, gdy kruk przelatywał nad nią, złapała łapami jego szpony i wraz z nim uniosła się w powietrze. Po chwili wylądowała na oślizgłej, tylko pozornie podgniłej dachówce. Stanęła centralnie na środku mini daszku nad czymś w stylu zabudowanej werandy i skrzyzowała na klatce piersiowej ręce (stając na dwóch łapach).
- Leśną polanę oblały ciemności,
Przechodzi w zimne mroku posiadłosci.
Na środku jezioro z brzegiem kryształowym,
A w srodku płynne srebro z połyskiem perłowym.
Nad łąką zimny przyświeca Księżyc,
Chaosem panuje Uvood wielki!
ANU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I z impetem rozkrzyżowała ręce unosząc je w górę. Przez chwilę nic się nie działo. I nagle na czarnym, nocnym niebie, które rozświetlał tylko Księżyc, błysnęła błyskawica. Potem druga. I trzecia. Między srebrnymi piorunami pojawiła się na chwilę złowieszcza twarz. Przypominała lekko minotaura, choć wyznawcy tego bóstwa uważali, że Wielki Uvood był kozłem o sylwetce człowieka. A jego duszą było zło.
Postać po chwili zniknęła. Rozległ się wybuch. Burze ogarnęły wszystko dookoła. Nad dziewczyną utworzył sie dponiebny lejek. W ogłuszajacym huku ryknęła ciemność.
Cenere upadła na dach drżąc z wyczerpania. Dotknęłą swojej twarzy. Z tego co czuła, była tylko pocieta ostatnimi rankami. Zawyła drakońskim śmiechem. I zemdlała cieżko.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
mrumrando Wampir
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 689 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: fioletowa krypta in Goleniów
|
Wysłany: Pią 13:53, 22 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Mrum otworzyła jedno oko. Leżała na łóżku w domku Lil. Poznała to po brudnym suficie... brud formował jakby słońce. Podniosła się i zobaczył przed sobą Lil.
-A gdzie...
-Przyniósł i poszedł. Powiedział, że spotkacie się na statku.
-A...
-Nie wie, że jesteś.. martwa. Prawda?
-A co cię to ty...
Lil prychnęła i wyszła z domku. No takiej reakcji to się Mrum nie spodziewała.
Pamiętasz co wczoraj mówiłem?
-Uścislij.. ty gadasz dużo.
Hehehe... powiedziałem: Za to, jutro zmuszę cię do zrobienia czegoś złego, coś co zapamiętasz
-Nie pamiętam.... niby co?
Zabijesz
-Już zabijałam.. myslisz, że to coś da?
Chyba się nie rozumiemy Mrumrando.
-I co!? Myslisz,że mnie zmusisz?! HA! Jasne. To, że siedzisz w moim umysle nie znaczy,że...
Ja nie siedzę w twoim umyśle Mrumrando
-Co?
Dobro jest ślepe Mrumrando. Nie widzi,że zło jest tuż obok
-Zamknij się- Mrum położyła się spowrotem i zamknęła oczy.
Tuż koło MRUMRANDO
Mrum otworzyła oczy. Szybkim ruchem wstała. Z jej twarzy nie odklejał się "usmieszek wariata". Naciągnęła kaptur na fioletowe włosy, podniosła kosę z podłogi i wyszła.
Pamiętasz Mrumrando jak zastanawiałaś się jakie masz oczy? Nie próbuj walczyć.. to łaskocze
Szła dalej.. nie panował nad ruchami. miała tylko świadomość.
Powiem ci. Widzialaś kiedyś taką zakręconą spiralę? Jak się kręci... to zaczyna ci sie wydawać,że świat też się kręci. Taka spirala zagościła w twoich czerwonych oczkach.
Obok stała Rod,Pand i jakaś osoba jej nie znana. Uśmiechnęła się do nich szerzej. Ruszyła dalej.
Tak Mrumrando. Zabijesz.... ale nie. nie kogoś. Zabijesz siebie.
Trochę dalej zbliżała się druga część grupy. Mrum jednak skupiła wzrok na Samaelu,Kaido i Veri.
Zastanawiasz się jak? Jak sądzisz, co zrobi Samael jakbyś.. przygrzała mu w szczękę końcem kosy?
Mrumrando stanęła przed nimi. Uśmiechała się wciąż szeroko. Podniosła kosę w górę... kaptur odsłonił jej oczy. Mierzyła już w szczękę Samaela...
Ślepe. Albo, co zrobiłaby kaido gdybyś skrzywdziła małą Veri? Sądzisz,że miałaby jakieś zachamowania?
Mrum wzięła zamach i ostrze kosy wylądowało przed oczami małej Veri.
Mam nadziję, że teraz rozumiesz Mrumrando.[/]i
Zanim któreś zdążyło ją zaatakować ruszyła bigiem w strone domku. Teraz już była spowrotem sobą. Przed drzwiami stała Pand, Rod i ta osoba. Wyminęła je i szybko weszła do środka. Oparła kosę o ścianę i wpakowała się do szafy. Oparła się o ściankę i zwinęła w kłębek. Trzęsła się...
[i]Tak Mrumrando. Ale nie martw się, oni tego nie widzą. Zobaczą jak staniesz po swojej stronie
-Moja strona ttttto...dobbro.
HAHAHAHAAH... już nie. Brakuje ci małych pomieszczeń co?
-Brakuje mi trumny.
Słodka,mała,nie pozorna Mrumi.
----------------------------------------------------
1. Postać Malibu wprowadizlam tylko, bo będzie mi potrzebna na statku, tak ogółem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Pią 14:26, 22 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Gdzies w oddali na łąkach cykały cykady, ale nikt ich nie słyszał. Były zbyt daleko od miasta...
***
Uliczka była tylko wąziutkim przesmykiem między dwoma kamienicami. Oświetlała ją para pochodni, ale one sprawiały tylko, że mrok był jeszcze mroczniejszy...
Była to najpodlejsza część miasta, niedaleko doków. Tutaj zbierały się wszelkiej maści "szwaczki"*, zbójcy i tym podobne osoby.
Dookoła czuć było smród ryb, z daleka dobiegała pieśń "Razu pewnego bosman miał wychodne..."
Dracia powoli kroczyła uliczką. Nie bała sie żadnych zbirów.Starali sie nie atakować skrytobójców. O ile nie byli naprawdę durni.
-Co tak urocza dama robi w tak nebezpiecznym miejscu?
Dracia zamarła.Za nią stał Corwel. Trzymał na rękach znajomą dziewczynę.Za nim, w mroku, parskną duży koñ. Z powodu ciemności Dracia nie mogła stwierdziæ,jakiej jest maści.
-Spaceruję..-Mrukneła cicho.-Um...Ta dziewczyna to moja znajoma. Gdzie ją znalazłeś?
-W karczmie. Przyczepiła si do mnie... Oh, co ze mnie za człowiek. Nie przedstawiłem się. Jestem Corwel- Corwel ukłonił sie nisko.
-Nazywam się Dracia.
-To zaszczyt panią poznać.
-Mam wrażenie, że już cię widziałam. Czy przypadkiem nie brałeś udziału w walce z tym..czymś? Przywołałeś takiego..barana?
-Błądziæ jest rzeczą ludzką, moja pani. To stworzenie było ogarem piekielnym.
-Widziałam wiele ogarów, ale nie wyglądały tak, jak ten.
-Można to nazwać...moją wariacją na temat ogara piekielnego.
-Uh...Dlaczego nie położysz jej na koniu?
-Ta młoda białogłowa wczepiła siê w moja koszulę, i nie chce puścić, niestety. Właśnie mam zamiar odprowadzic ją do jej mijsca zamieszkania. A rumak nazywa się Verzan.
-Uh...Wiesz, gdzie ona mieszka?
-Owszem, wiem gdzie zamieszkujesz zarówno ty, jak i twoi towarzysze.
-Może pójdziemy razem?
-To byłaby dla mnie przyjemnością...
***
Podczas rozmowy z Corwelem miało sie wrażenie, że się z ciebie wyśmiewa tą swoją uprzejmością. Albo...Nie naśmiewa się, i wie,że sądzisz,że sie z ciebie naśmiewa, i bardzo go to bawi...
Dracia opatuliła się szczelnie płaszczem... Lato kończyło się, ale noce nie powinny być aż tak zimne...
Dziewczyna na rękach Corwela mrukneła coś...
-Wszystko w porządku,pani?
-....
-Pani?
-On nie żyje..Oni wszyscy są... martwi. A martwi... nie powinni cię interesować.
***
-Do widzenia...
-Myślę, że jeszcze się spodkamy, pani- Corwel ukłonił się- Tylko wniosę tę damę do środka...
***
Wreszcie była w domu...
Skuliła się na łóżku
Dlaczego zawsze coś musi przypominać ? Dlaczego?
Tyle śmierci...
Obudziła się czując krew.
Ale po chwili zapach znikł.Nie pamiętała, co się jej śniło...
----
*W całej dzielnicy znaleziono tylko dwie igły.A szwaczek było z dwieście....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Pią 18:51, 22 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Cenere ubudziła się we wnętrzu domu. Leżała na duzym, kamiennym bloku, a z dziry w suficie oblewał ją łagodny, szeroki promień delikatnego światła. Za głazem stał posąg przedstawiajacy Uvooda, spowity w ciemności.
Do sali wszedł mężczyzna. Klęknął przed kamieniem, na którym spoczywała Stone i podał jej puchar krwi.
- Co się... stało...- odezwała się Ninetailska.
- Wielki Uvood pobłogosławił cię, o pani. Twoje rany zostały cudownie zaleczone.
- Legendarne... Zasklepienie Ran...
- Tak.
Dziewczyna ponownie dotknęła twarzy. Czuła pod palcami drobne ranki, blizny, któr miała nadzieję, zejdą wkrótce. Wciąż jednak czuła nieludzki ból. Spróbowała wstać.
- Odpoczywaj, o pani. Wkrótce będziesz mogła odrodzic sie na nowo i poddać sie Zewowi Krwi.
- Nie chcę... nie chcę odpoczywać... nie chcę być poddaną Zewu.... Nie chcę się odradzać- wyjęczała.
Umarła. Jest martwa. Wykrwawiła sie, tak jak myślała. Zaczęła szybko kojarzyc fakty. Więc mężczyna nazywany Samaelem ja zabił... Kiedys za to zapłaci. Uratował ją Uvood.
Ten, który koło niej klęczał zaśmiał sie szyderczo.
- Wiesz, że musisz spłacić dług.- jego oczy błysnęły na czerwowo. Cenere znów zemdlała.
Miała sen. Stała posrodku kojącej ciemności. Otoczona była nagrobkami. Słyszała mroczy, syczacy głos mówiący coś, co brzmiało jak "O Darkness, bring O light to me.... O Darkness, bring O light to meeeee...". Nie bała się. Nie znała lęku. Mroczna modlitwa ją uspokajała. Wiedziała, ze te słowa to urywek staroegipskiej modlitwy. A potem diabelski śmiech.
- Poświecenie, jest twym przeznaczeniem...- uszłyszała.
Postać spowita mrokiem stanęła przed nią. Wokół zaczęli sie pojawiać dziwni ludzie zrobieni z ognia. Słudzy Chaosu, pomyślała. Nim podpisała Przymierze z mrokiem, była jednym z nich. Wraz z Przymierzem utraciła ten tytuł, by stać się kimś wyzszym. Była Kapłanem Chaosu, a potem stała się Łowcą. I jest nim do tej pory....
- Poświęcenie, jest twym przeznaczeniem. -powtórzył głos.
-Poswiecenie... poświecenie...- powtarzali Słudzy. Upadła na kolana. Stała się behemothem. Ryknęła, fala mrocznego dźwięku odepchnęła płonące postacie.
- Poświęęęęceeeeenieeee.....
A potem się obudziła. Już nie była w tej komnacie, w której zemdlała. Znajdowała się wewnątrz zimnego lochu, w którym stare i nowe warstwy strachu aż kuły w nozdrza. "Corwel by się najadł" pomyślała i uśmiechnęła sie ciepło,co zdarzało jej sie rzadko. Rzuciła okiem na trupa w kącie.
- Cześc, co słychać? Zagramy w karty?- mruknęła kwaśno. Nie jadła padliny. I nie miała wyboru. Wzięła sie z niesmakiem za ścierwo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Rod Mieszaniec
Dołączył: 06 Sie 2006 Posty: 704 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:53, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Rodezja myślała, o tym co teraz dzieje się z Autriessem. Był przecież jeszcze maleńki i nie potrafił wykorzystywać swojej mocy... Postanowiła się przejść i upożądkować myśli
********
Gdy szła i myślała intensywnie, kątem oka zauważyła znajomy ogon. Przemieniła się w wilka i pognała za nim. Smoczek wystraszył się, gdy zobaczył coś wielkiego goniącego go. Jednak gdy przyjrzał się uważnie, zauważył znajomą bliznę. Podbiegł do swojej właścicielki. Rodezja przemieniła się w swoją normlną postać i przytuliła mocno Autriessa.
-Już dobrze, wszystko bedzie dobrze...- szeptała do niego. Zaprowadziła go do domku Lilki, szepcząc coś do niego gdy czegoś sie wystraszył.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
abacusca
Dołączył: 22 Wrz 2006 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:28, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
W ciemnym, mrocznym lesie, na kłodzie siedziała czarno-biała wilczyca ze skrzydłami. Patrzyła smutno w dal.
-Pazurze... wróc do mnie...-powiedziala cicho. Wstała i zaczela iść przez las. Gdy zatrzymała sie na małej polance, rozłożyła skrzydła i wzleciała. Z góry patrzyła na las, a raczej przysłuchiwala sie dzwiękom lasu. Na każdy najcichszy szmer zaczynała sie rozglądać nerwowo. Zaczęło padać. Deszcz zmoczył jej skrzydła. Wilczyca spadła na drzewo, a deszcz przestał padać. Szybko z niego zeszla i zaczęła biec przed siebie. Po godzinie sie zatrzymała. Wokól niej pojawiła sie czarna mgła. Gdy sie rozwiała zamiast wilczycy pojawiła sie dziewczyna z łukiem. Podeszła do orła na gałęzi i cos do niego powiedziała. Orzeł rozłozyl skrzydła i zaczął suszyć nimi dziewczynę. Po kilku minutach orzeł odleciał, a dziewczyna zaczęła iść przed siebie. Była na tuż przy jeziorze. Obeszła je szerokim łukiem lekko sie trzęsąc. Uniosła ręke do góry i przyleciał czarno-biały orzeł. Usiadł jej na ramieniu.
-Pazurze! Gdzies ty sie podziewał?-dziewczyna krzyknęła do orła a on opuścił swój łebek i wydał z siebie dzwięk przypominajacy słowa: "Przepraszam! Juz nie będę!". Dziewczyna wraz z orłem szła dalej przez las. Nogi powoli zaczynały odmawiac jej posluszeństwa. Byla bardzo zmęczona i głodna. Miała zwyczaj, że nigdy nie skrzywdzi zwierzęcia. Wyjątki były gdy ten zwierzak ją atakował. Orzeł zwany Pazurem poleciał w krzaki. Wrócil z jagodami w liściu.
-Dziekuje Pazurze!-powiedziala dziewczyna i zaczeła jeść jagody, dając co trzecią Pazurowi.
-Nie ma za co, Orle Pióro!-powiedział po swojemu orzeł.
Dziewczyna, nazwana Orlim Piórem zaczęła dalej iść. Zatrzymała się, gdy dotarła na bagna. Mgła nagle znowu sie pojawiła i zamiast dziewczyny pojawiła się wilczyca. Trzęsła się.
-To tylko bagno!-powiedział spokojnie po swojemu Pazur.
Orle Pióro trzęsła się dalej, ale powoli szła przez bagno. Była za bardzo wyczerpana, by latać. Orzeł siedział na jej głowie i zajmowal ją czyms innym. Gdyby Orle Pióro zobaczyła obok siebie wielkie kałuże, zaczęła by piszczeć i biec nie patrząc gdzie i mogłaby wpaść do malego jeziorka obok i utonąć. Gdy Orle Pióro i Pazur przeszli przez bagno, usiedli. Pazur podlecial do krzaków lecz nie znalazl nic, co można zjeść. Orle Pióro położzyła sie i zamknęła oczy. Pazur usiadł na jej karku i również zasnął.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
RavenWings Lord Chaosu
Dołączył: 23 Lip 2006 Posty: 558 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5 Skąd: z Acherus: Ebon Hold
|
Wysłany: Sob 17:58, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Cenere z obrzydzeniem wytarła usta po ohydnej uczcie. Wiedziała, czemu siedzi w tej celi zamiast w "przytulnej", kamiennej komnacie. Miała się poświecić i popełnic samobójstwo, w dodatku w taki sposób, o którym nawet lepiej nie wspominać. Była to pewna formy spłaty długu wobec Uvooda, który ją uratował. Po śmierci miała połazić jeszcze 500 lat po świecie jako zjawa, a potem zamieszkać na legendarnych ziemiach Inferno, kilkaset razy gorszych od piekła.
Jedno jest pewne: musiała stąd jak najszybciej uciec. Rozejrzała się uważnie po celi. Żadnych krat, przez które mogła przejśc jako cień. Spróbowała wspiąć sie po cegłach i spojrzeć na celę z góry. Cela była bardzo wysoka, a miedzy cegłami znajdowały się szczeliny na tyle duże, że dawały możliwość wspiecia się. Stone rozprostowała palce. Gdy była już pare metrów nad ziemią, obejrzała się i zaczęła przyglądać swojemu miejscu "zakwaterowania". Niespodziewanie jedna z cegieł obsunęła się, co uciekło uwadze skupionej Ninetailski. Coraz bardziej, coraz bardziej... aż nagle... ŁUP!!!
Dziewczyna wylądowała na ziemi ze zdradliwym kamsztorem w ręce. Jednak nie tylko ona spadła. Powoli na ziemię sfrunęła stara, pożółkła kartka. Cenere podeszła na kolanach do dziwnego przedmiotu i złapała go. Ostry ból przeszył jej dłoń. Spojrzała. W miejsach, gdzie trzymała papier, ręka była poparzona. Roległ sie szczęk zamka. Kamienne, ciężkie drzwi owtorzyły się z hukiem, a do srodka wpadł strażnik zaalarmowany hałasem.
- Do diabła! Co to jest?!- ryknął. Wykorzystując chwilę, lisica wstała i podbiegła do wroga powalając go kopniakiem w czułe miejsce wymierzonym z chirurgiczną precyzją. Wyrwała mu zza pasa kilka nozy i szybko wyskoczyła z celi na korytarz lochów.
Nagle wyrósł przed nią kolejny parszywiec. Nie zatrzymując się, rzuciła jednym ze sztyletów. Mężczyzna upadł na ziemię trzymając broń wbita w jego gardło. Następny dostał w brzuch. Kolejny dostał sztyletem tam, dzie pierwszy otrzymał kopniak.
Stone ujrzała średniej wielkosci zakratowane okno dość wysoko na ziemię. Wyczuła co najmniej 20 strażników biegnących za nią. Skoczyła w stronę okna i w powietrzu zamieniła się w cień. I tyle ja widzieli.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
pandunia Półkocica
Dołączył: 29 Maj 2006 Posty: 710 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...
|
Wysłany: Sob 18:28, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Wracały w trojkę - Pandi, Rod i Nitrie.
Lerneth leciał ponad ich głowami, goniąc latające nietoperze.
-Wampir z ciebie. - mruknęła do niego Pandi, kiedy zbliżyli się do domu Lilki. Jej jaszczur nerwowo pogrzebał pazurem w ziemi.
-Bo one tak fajnie latają... - wyszczerzył zęby.
Pólkocica uśmiechnęła się, jednak nagle zdrętwiała.
Rozejrzała się wokół.
Niby wszystko było w porządku - ta sama, pusta ulica.
Cisza, jaka panuje w nocy, spotęgowana była tym, że niewielu ludzi miało ochotę obudzic się dokładnie teraz, w tej chwili.
Miasto jak gdyby zasnęło.
Niebo przeszyła ledwo widoczna błyskawica.
Pandi syknęła cicho.
-Lerneth, tu coś mi nie pasuje. O co tu chodzi? - zwróciła się do smoka, który machnął ogonem.
-Nie wiem. A jakie massssz dowody?
- Behemoth w mieście, Seuriell i ten tajemniczy człowiek. Wszystko w jednym momencie. - mówiła rozglądając się niespokojnie. - Poza tym, to miasto wygląda na uśpione...
-Jest trzecia w nocy. - zauważył jaszczur.
-...ale niemożliwe, żeby było tak cicho. Nawet odgłosy z karczm umilkły. - powiedziała Pandi, chowając wcześniej wyjęty sztylet do kieszeni.
-Coś nie tak? - spytała Rod, wychodząc z domku i stając w drzwiach. Za nią pojawiła się sylwetka równie zaniepokojonej Nitrie.
-Dobre pytanie. - mruknęła Pandi do Rodezji. - Dobre pytanie... - powtórzyła, wchodząc do domku.
Nitrie stanęla nieopodal.
Rodezja za to wyjrzała ostatni raz na dwór, po czym zwróciła się do półkocicy:
-Co to był za stwór, który mnie zaatakował?
-Behemoth. - mruknęła Pand, wstając i podchodząc do jednego z brudnych okien. - Paskudna bestia, praktycznie nie do pokonania.
-Miałaś z nią wcześniej stycznośc w walce? - Nitrie machnęła nerwowo ogonem.
-Nie. - przyznała Pandi. - Ale wiele o niej słyszałam i wielokrotnie widziałam choc nie walczyłam. I chyba nie mam zamiaru tego robic.
W domku zapadła cisza.
Lerneth machnął ogonem i rozłożył skrzydła.
-Niebezpiecznie jessst. Oj niebezpiecznie....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Saphira71210
Dołączył: 19 Mar 2006 Posty: 512 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:17, 23 Wrz 2006 Temat postu: |
|
|
Rhea zdążyła się już prawie zrównać z Saph, jednak wolała trzymać się na dystans. W milczeniu szły przed siebie, tak samo zmarznięte i mokre, jako, że lokalne deszcze o bardzo małym zasięgu były jedną z osobliwości tej okolicy. Co chwila musiały wymijać bardziej bagniste odcinki drogi i otrząsać się z kropli lodowatej wody, które spadały na nie z gałęzi. Wyglądały, no cóż...żałośnie. Włosy, które jakby zmieniły barwę z fioletowej i zielonej na czarną, u obydwóch identycznie zwisały w strąkach wokół twarzy. W gruncie rzeczy różnił je już tylko kolor oczu.
Wreszcie, nerwy Saph nie wytrzymały. Odwróciła sie gwałtownie do idącej za nią i ani się zorientowała, kiedy zaczeła się wydzierać.
-I popatrz, popatrz teraz na nas. Zmęczone, ubłocone...nie mamy jak rozpalic ognia, bo brak suchego drewna na ładne 15 min smoczego lotu wokoło...i to wszystko PRZEZ CIEBIE.
-PRZEZE MNIE? A kto to dał spektakularny pokaz dąsów i uparcie parł przed siebie w niewiadomym kierunku przez ostatnie pół godziny?
-A dziwisz się? Widze cię w sumie po raz pierwszy w życiu, oczywiście okazuje sie, że wyglądasz prawie, jak ja. Przez całe dzieciństwo zastanawiałam się, jaka jesteś, a uwierz mi, słyszałam mnóstwo sprzecznych opinii. A tego dnia, kiedy zginęła moja, tfu. NASZA siostra, widziano cię w pobliżu. Ciebie, która była wychowywana z dala od nas, z pewnościa w duchu nienawiści do całego naszego rodu. Nietrudno powiązać oba te fakty. A teraz stajesz tu przedemną i tak po prostu mówisz mi, że zamknęłaś mojego przyjaciela, PRZYJACIELA, rozumiesz?, w kawałku pofarbowanego szkiełka. No i jak ja mam się według ciebie zachowywać. Jak mam...
Rhea przerwała wreszcie ten potok wymowy, chwytając ją mocno za ramiona
-Słuchasz mnie? Tak, to dobrze?-wolno cedziła słowa-Przysięgnę ci na wszystko, wszystko, co chcesz, że jej nie zabiłam. Nie zabiłam jej, rozumiesz? Byłam tam, żeby uratować jej życie?
-Tak? Świetnie, świetnie. Wszystko świetnie. Tylko jakie mam podstawy, żeby ci uwierzyć? W sumie żadne. A Kris? Jak TO wytłumaczysz?
-Po co tłumaczyc, skoro, jak mówisz, i tak mi nie uwierzysz? Niesłusznie. No ale dobrze. posłuchaj, a może zrozumiesz. Po pierwsze, ten mały cię wykorzystywał. Wcale nie twierdzę, że celowo-dodała, widząc, że Saph otwiera już usta z oburzeniem-może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, albo zdawał sobie, tylko nie przypuszczał, że może ci to wyrządzić krzywdę. Przyjrzyj się sobie. Wziąłby jeszcze trochę i byłabyś zbyt słaba, by utrzymać tą postać, pewnie wyrósł by ci ogon, albo szpony, albo łuski...
-Ok, ok, wystarczy, rozumiem dobrze, o co ci chodzi. Chcesz, żebym go znienawidziła, a polubiła ciebie, prawda?
-PO drugie...-przerwała jej-po drugie nie miałam żadnej gwarancji, że mi pomożesz, jeśli przyjdę tak po prostu i o tym poproszę. Zostałam raczej wychowana w wierze, że raczej, bez pytania kto i co, rzuciłabyś się na mnie. Więc usiłowałam wymyślić coś, żeby się przed tym zabezpieczyć. Bo musiałam, po prostu musiałam zapewnić sobie twoją pomoc, za wszelką cenę. Dlatego się tak zachowywałam, byłam twarda, byłam bezwzględa, bo nie wierzyłam, że spotka mnie miłe powitanie, dotarło? I dopiero teraz widzę, że jest inaczej. Ze się pomyliłam. Teraz mi wierzysz?
Rzuciła jej jedno błagalne spojrzenie, po czym szybkim krokiem ruszyła przed siebie, samym brzegiem głębokiej niecki na której dnie rozlewało się na pół zarośnięte, błotniste bajoro.
Saphira bezradnie patrzyła za nią, po czym z ostrzegawczym okrzykiem rzuciła się do przodu, widząc, jak tej nagle obsunęła się noga. Chwyciła ją za rękę, ale było już zbyt późno. Obydwie straciły równowagę i z piskiem stoczyły się, a właściwie ześlizgnęły aż do jeziorka.
Pierwsza wygrzebała się Rhea, odgarnęła z czoła mokre włosy i spojrzała z chytrym uśmiechem na plującą wodą siostrę*.
Źrenice Saph rozszerzyły się gwałtownie, gdy zrozumiała, że ta zrobiła to specjalnie.
-Oż ty świnio...-ryknęła i rzuciła w nią sporą grudą błota. Z takiej odległości nie mogła chybić. W odwecie została niemal zalana falą brudnej wody. Nie pozostała temu dłużna.
Przez chwilę siedziały w wodzie po kolana, ochlapywały się wodą i obrzucały garściami mułu. Potem spojrzały po sobie, po zaczerwienionych twarzach, smugach gliny i potarganych włosach i zaczęły się niemal histerycznie śmieć i wytykać palcami...
_______
*OK, ten, kto się tego wcześniej nie domyśłił, dotanie do zjedzenia bebeluchę mojego taty xD. Właściwie to są przyrodnimi bliźniaczkami (kto wie, czemu jest to teoretycznie możliwe u smoków, dostanie ostatni kawałek tortu orzechowego)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|