Forum NEOPETS Strona Główna NEOPETS
Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mroczna Przygoda - oryginalny tytuł, nie ma co
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 50, 51, 52  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rod
Mieszaniec



Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 704
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:22, 10 Sie 2006    Temat postu:

Zaczeło padać.Och tak, tylko tego mi brakowało...Zziębnięta, przemoczona i ranna wampiro-wilkołaczka szła w stronę obozowiska.Mam nadzieję, że nie trawie na łowców potworów... Dotarła do polanki, oparła się o jakieś drzewo. Wszystko widziała jakby za mgłą. Zaczeło jej ciemnieć przed oczami, straciła przytomność...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaido
White Tiger Youkai



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imperium Agatejskie

PostWysłany: Pią 12:27, 11 Sie 2006    Temat postu:

Kaido siedziała pod drzewem na polanie, na której zebrała się już większość drużyny. Czuła się znacznie lepiej, mimo dziwnego uczucia pustki w głowie. Była szczęśliwa, szczęśliwa jak nigdy dotąd. Wróciła VolvE, jej bratnia dusza, jej siostra... Koci demon siedział obok niej, gdyż Veri dreptała za Krukiem, który chodził w tę i spowrotem, najwyraźniej się nad czymś zastanawiając.
Kaido spojrzała na uszy i ogon demonicy. Niewielkie zmiany... a jednak.
Tygrysica rozejrzała się po polanie. Freya obserwowała marnie wyglądającą Dracię, poza tym chyba wszyscy czuli się dobrze. Zaniepokoiła ją tylko nieobecność Mrum i Sasani (o zniknięciu Samaela nie miała zamiaru nawet rozmyślać).
- Hej! Chyba będzie padać! - zawołał Myrrye, gestem reki zapraszając wszystkich do wielkiego namiotu, który kiedyś kupili.

*******

Deszcz nacinał po ścianach namiotu. Kaido wytknęła głowę przez otwór wyjściowy i wypatrywała Dracii. Miała nadzieję, że pół-smoczyca się pojawi. Jednak nic na to nie wskazywało...
Nagle demonica poczuła najdziwniejsze zawirowanie mocy jakiego kiedykolwiek doznała. Schowała się w całości do namiotu i zaczęła nasłuchiwać. Veri zachichotała na widok wody ściekającej jej po grzywce i policzkach.
Kaido wstała nagle i wyszła z namiotu. Avirail złapał ją w ostatniej chwili za rekę, ale demonica wyciągnęła na deszcz także i jego.
- Zwariowałaś?! Gdzie idziesz?! - wrzasnął chłopiec, przekrzykując grzmot.
- Chodź - odparła tygrysica. Zaczęła biec, rozpryskując naokoło wodę. Avirail stwierdził, że i tak już jest mokry, więc pognał za nią.
Po kilku minutach Kaido zatrzymała się. Na małej polanie leżała nieprzytomna dziewczyna.
- O nie. Ooo.. nie! - Avirail zauważył spiczaste uszy i kosmaty ogon.
Demonica prychnęła na niego i przykucnęła. Zgarnęła mokre włosy z twarzy dziewczyny. Jej aura była inna... dziwna wręcz.
- Co TO jest?! - Avirail najwyraźniej także ją wyczuł.
- Co z nią zrobimy? - Kaido zignorowała wypowiedź chłopca.
- Zostawny ją.
- Ale musimy cos zrobić!
- To nie jest przyjaciel!
- TO NIEWAŻNE! Tak się nie robi!

*******

Kaido niosła nieprzytomną dziewczynę na swoich plecach. Avirail próbował jej pomóc, ale gdy tylko się zblizył demonica prychała na niego ostrzegawczo. Chłopiec zaprzestał więc prób, naburmuszył się i szedł obok milcząc.
- Dracia! Hej, Dracia! - krzyknęła nagle na wpół zgięta Kaido.
Pół-smoczyca, która wyszła właśnie spomiędzy drzew spojrzała na nią smętnym wzrokiem. Gdy zobaczyła, że Kaido kogoś niesie ożywiła się i podeszła do nich.
- Wiem że jest ci ciężko... ale to nie powód żeby stać na dworze i moknąć - demonica uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Avirail mruknął coś o moknięciu i podążył za dziewczynami, które zmierzały do namiotu. Kolejna błyskawica rozdarła granatowe niebo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freya
Lewiatan



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stare Czaple

PostWysłany: Pią 18:07, 18 Sie 2006    Temat postu:

Koń delikatnie zarżał, kiedy Corwel rzucał ostatni zaklęcia czyszczące. Brązowe, błocko rozpłynęło się w powietrzu ukazując lśniącą sierść czarnego ogiera.
Mężczyzna poklepał uspokajająco Verzana po zadzie i powrócił do jaskini. Zwinnie, bezbłędnie lawirując w całkowitej ciemności między skałami doszedł do miejsca w którym siedziała wampirzyca. Przez chwilę wpatrywała się z zamyśleniem w dziewczynę.
Delikatnie ciemność wokół nich rozbłysłą niebieskim światłem. Magiczne sferyczne kule zmaterializowały się z ciemności i spokojnie pływały nad ich głowami.
Corwel usiadł. Milczał.
Zapadłą grobowa cisza.
Mrumi niespokojnie wpatrywała się w przeróżne rzeczy, a to swoje buty, niebieskie świecące kule, głazy, wszystko zwracało jej uwagę, byle tylko nie spoglądać na mężczyznę.
Corwel, przeciwnie, wpatrywał się w dziewczynę zimnymi błękitnymi oczami, jego twarz, niczym kamienna maska nie zdradzała nic.
- To ciekawe, jak los może splątać ludzkie ścieżki – głos mężczyzny był niczym zimowy szept wiatru. Mrumi rozluźniła się trochę, cisza zaczęła już ją denerwować – Obserwowałem waszą drużynę od pewnego czasu. Muszę przyznać że tworzycie nader interesującą mieszankę……istot. Nadal nie wiem dlaczego, ze wszystkich istot na świecie, potężnych rycerzy, walecznych smoków, magów i bohaterów, Bogowie wybrali tak…….szaloną, poplątaną i dziwną grupę ‘bohaterów’ jak Wy. Jednak skoro was wybrali do zniszczenia Zła, znaczy to że wiedzą co robią. Albo są równie szalenie co wy.
- Zaraz. Wiesz czym jest Zło? Wiesz dokąd zmierzamy? Z kim mamy walczyć? I jak to zniszczyć?
- Z kim macie walczyć pytasz? – Corwel w zamyśleniu oparł się o ścianę. – Istnieje wiele starych, bardzo starych legend. Ciężko powiedzieć które są prawdziwe, a które zmyślone. Według niektórych na wschodzie mieszka potężny, nieśmiertelny czarodziej, inni mówią, że to stary bohater, który po śmierci najbliższych zwrócił się ku złu. Niektóre legendy mówią o starożytnym potężnym smoku, jeszcze inne o piekielnym demonie, a słyszałem nawet że to piękna kobieta, która kąpie się w krwi niewiast, a mężczyzna zamyka w lochach. – tu w jego oczach rozbłysły wesołe ogniki. – Niestety nie wiem z kim macie doczynienia, ale pewne jest że ten ktoś robi wszystko żeby was zgładzić.
- Wiesz gdzie mieszka – to nie było pytanie, lecz stwierdzenie – Mówiłeś że na wschodzie.
- A i owszem. – Corwel zamyślił się – Bagna, które tak dogłębnie poznałaś rozciągają się na setki kilometrów na wschód. Kończą się rozległym rozlewiskiem wpadającym do morza. Na niewielkim skrawku suchej ziemi, wyrwanej przez człowieka morzu i bagnom znajduje się miasto. Morok. Paskudne, parszywe miejsce, pełne rzezimieszków, dziwek, łotrzyków i piratów. Niestety miasto to jest nie zdobyte od strony lądu i posiada najlepszą piracką flotyllę na tym morzu. Miasto ma swoje prawa, zupełnie inne od praw tego państwa. Ale jeżeli chcecie znaleźć kogoś na tyle szalonego aby zabrał w as na statek popłynął na Pustynną Wyspę to tylko tam. Za odpowiednią sumę złota znajdziecie dobrego pirata, który zawiezie was na wyspę.
- Pustynna wyspa? Co potem?
- Nie wiem. Trudno powiedzieć. Jak ostatni raz byłem w tamtych stronach wyspa była…..mniej pustynna. Cokolwiek na niej żyje wyssało całe życie z wyspy, pozostawiając tylko piach.
- I to samo chce zrobić z resztą świata?
- Prawdopodobnie. – Corwel energicznie wstał z kamienie i ruszył w kierunku wyjścia.
-Zaraz. Chwilę. Dokąd idziesz? – Mrumi szybko zerwał się z miejsca.
- Czas na mnie. Za godzinę świta. – szybko wskoczył na konia – Nie obawiaj się moja droga – jego twarz znowu przybrała ten niepokojący wyraz – myślę że się jeszcze spotkamy.
- Zaczekaj! Dlaczego….dlaczego mi pomogłeś. Dlaczego mi to powiedziałeś?
Corwel zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Powiedzmy, że mam swoje prywatne interesy w tym, żeby to Coś znikło z powierzchni tej planety.
Verzan strzelił z kopyta szybko wpadając w otaczającą ich ciemność. W umyśle Mrumi usłyszała ciszy szept Corwela – Obóz znajduje się kilka kilometrów na północ. Dotrzesz tam w ciągu 10 minut.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Skha wrócił do obozu, cały przemoknięty, i zmęczony.
Za godzinę będzie świtać a ja jeszcze oka nie zmrużyłem.
Nałożyła sobie trochę gorącej strawy i podszedł do Kaido i Draci które poprawiały nowo znalezionej dziewczynie poduszki.
- Ciągle jest nieprzytomna? Odpowiedziało mu przytaknięcie trzech głów. Skha usiadł na kłodzie obok Aviraila, który już wyglądał jakby spał na siedząco.
- Pomyszkowałem trochę po okolicy i wygląda na to że była tu kiedyś spora rzeka. Niestety już dawno zmieniła się w cuchnące bagno, które, z tego co udało mi się wyczuć w prądach pozostałych po rzece, ciągnie się do samego morza. Przeprawa przez tą breję będzie męcząca, ale to jedyna droga. Nad brzegiem morza ziemia powinna być nieco bardziej sucha.
Rozejrzał się po namiocie. Większość ludzi już spała (w tym Veri w wygodnym, miękkim posłaniu z poduszek koców i końskich derek, większość po prostu spała na niewielkich kocach. Kaido, wytrwale wynajdywała Draci jakieś zadania, byle tylko zająć smutną dziewczynę i nie dopuścić by jej myśli były zbytnio zaabsorbowane smutkiem. Skha pomyślał jeszcze, że po takiej nocy Dracia będzie zbyt zmęczona żeby rozmyślać i smucić się, a jak tylko położy się to od razu zaśnie.
Tak jak Skha teraz.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



ech, ale, żem się subtelnie narzuciłam z tym morzem i wyspą
C:….subtelnie
No ale trochę popływamy
F: po piratujemy!!!! Arrrrrrr!!!!!
S: Najpierw musimy przebrnąć prze bagna, a mrumi już wie co się w nich kryje
F: Ay! Capten! Żagle na maszt! Do lin szczury lądowe
C: ktoś się tu napalił…
S: Bagna, przypominam….bagna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 11:10, 19 Sie 2006    Temat postu:

Sasani było gorąco. Nawet do wytworzenia ognika potrzeba zgromadzić dużą energię wewnątrz.
Nagle coś świstnęło obok niej, raniąc ją w rękę, a potem zawisło w powietrzu. Demonica popatrzyła na na rękę.
-Cholera. Krew.- polizała rękę. oblizała się. zaczęła pić.
-Sas, jesteś DEMONEM nie WAMPIREM, opanuj się- mruknał Móri.
Demonica opanowała się i spojrzała na sztylet wiszący w powietrzu.
-Dlaczego to lata?
Sztylet spadł. Potem się uniósł. Móri się roześmiał.
-Myślę że mi wracają moce. Co prawda nadal jestem w postaci kota, ale to już coś.
-Giaaa to ty czarodziej?
-Nie wiedzałaś?
Demonica wpatrywała się osłupiona w kota. Tyle lat chodziła po świecie z zamienionym w kota czarodziejem i o tym nie wiedziała?
-Eee a ty....
-Cicho, słyszę kogoś...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Sob 11:52, 19 Sie 2006    Temat postu:

Obóz znajduje się kilka kilometrów na północ. Dotrzesz tam w ciągu 10 minut.
*******************************
Siedziała w jaskini już od jakiś czterech godzin.... to co powiedział Corwel...kołowało się po jej głowie... to. Tak jakby. No w końcu wiedzieli do czego dążą. Jak nigdy. Ale... na kury matki Klarysy! Strasznie.. pokręcone. Bagna... Zło. ZŁO.
Strasznie mi się kręci w głowie od tego wszystkiego. Musze jak najszybciej powiedzieć o tym reszcie.... jak najszybciej ten Facet. On ma z tym wszystkim cos wspólnego. Na pewno.
Wejście do jaskini było jasne... czyli słońce już znajduje się na niebie... Na północ w 10 minut..
-ARGH! Skup się Mrum! Ogarnij myśli! Nie panujesz nad własną głową....?
Tak.. i gadasz do siebie
Mrum wymacała płaszcz , nałożyła go na siebie i czym prędzej wybiegła z jaskini. Słońce nieźle świeciło tego dnia. Poprawiła kaptur na głowie.
No dobrze na północ... a co ja kompas jestem!?
Spojrzała na ogromy głaz stojący koło niej.
Tam gdzie mech.. tam północ?
Obrała.. mając nadzieje... kierunek północy. I Zaczęła biec. Już z całego serca nienawidzi tego lasu. Ale spokojnie to tylko 10 minut... Ciekawy jest ten las. Za dnia wygląda jak każdy inny. Ale w nocy, z dziurek w ziemi jakby wychodziło zło, mrok i chaos. Teraz wydaje się taki wesoły. Biegła dalej, wciąż przed siebie. Drzewo ,drzewo, drzewo...
STOP!
Stanęła tu pryz brzegu rzeki. Dobrze. Potrzebuje rzeki aby wreszcie zmyć to z siebie. Błoto. Kolejny punkt na liście rzecz znienawidzonych. Jak na razie jest ten Las ,Ludzie i błoto. Złapała się za kaptur i wskoczyła do wody. O mało co nie połamałaby sobie nóg. Rzeka sięgała jej tylko do kolan.. to raczej strumyk a nie rzeka. Nadal trzymając kaptur próbowała się wymyć jedną ręką. Jednak błoto ciężko schodzi ze spodni...Ponownie nabrała wody w dłoń. Jednak tym razem popatrzyła się... Woda wydawała się czysta. Porostu krystaliczna, jednakże co robiła czarna pływająca plamka? Wylała wodę. Wciąż patrząc się na swoją dłoń, nabrała jej ponownie.
Co To ma być?
Spojrzała przed siebie. Tak z sekundy na sekundę woda zrobiła się czarna jak smoła. nie ciekawie. Mrum ruszyła w stronę brzegu. Całe szczęście nie było z tym problemów.
/Zło. Mrok .Chaos
-Kto to mówi?- Jedną nogą stała na brzegu i się rozglądała. -Nienawidzę tego lasu.
/Zło. Mrok. Chaos.
-Kim jesteś?!
/hihihihihihi
Głos jakby otaczał ją naokoło. Mrum rozglądała się nerwowo na wszystkie strony... bała się nie miłosiernie. Stanęła obiema nogami na brzegu i chciała zacząć biec. Zrobiła parę machnięć nogami i odbiła się.. jakby od niewidzialnej ściany. Ponownie wylądowała w rzece. naciągnęła Kaptur na głowę i usiłowała wstać. Czuła jakby coś ją przytrzymywało. Zaczęła się szarpać ale to nic nie dało, rozchlapywała tylko czarną wodę na boki.
/Przeszkadza ci Zło Mrumrando? Jakże to? Sama jesteś przecież istotą Mroku.
-Zostaw mnie!
/Shhhh.... Już nie będziesz zakałą wampiryzmu
Mrum wciąż nikogo nie widziała. Poczuła tylko nie widzialną dłoń na szyi którą usiłowała ją utopić... Otworzyła oczy w wodzie.. ciemność. A raczej czerń wody.
Wampira nie można utopić
Szarpała się pewna siebie, że nic jej nie grozi. Otworzyła usta i zachłysnęła się tą czernią... to nie była woda. Czuła jak czarna substancja rozlewa się po jej ciele... Zamknęła oczy.
10 minut? Na północ?
**************************
Otworzyła oczy. Wkoło było sucho.. ona sama też była sucha. Znowu ta ciemność... która w sumie nazywając ciemnością.. źle się określa. Wstała. Nie miała już na sobie płaszczu. Zrobiła krok przed siebie, o nic się nie odbiła. Kolejny krok...też nie. Zaczęła iść przed siebie rozglądając się na boki.
Ten dzień to jeden z najgorszych dni w moim życiu po śmierci
Czuła się jakby szła po prostu w czarnym kartonie? Sama czerń, żadnych zarysów chociażby ścian. Wydawało się, że idzie tak i idzie.. i idzie.
Co to?
W oddali widać było żółta plamkę, w wokół niej szary obszar. Podbiegła do niej. Na kamieniu stała lampa naftowa. Wokół niej przestrzeń robiła się szarawa. uniosła lampę do góry i znów ruszyła przed siebie. Teraz jedyną różnicą było iż przestrzeń zrobiła się szarawa. Szła i szła i szła.
Ileż można...
Przestrzeń nabierała zielonkawego koloru. Dochodziła do tego żółć. Kolory jakby unosiły się do góry rozjaśniając.. górę. Powoli wszystko zaczynało jaśnieć. Ale wciąż potrzebna była lampa. Mrum uniosła głowę. Szła drogą wśród posągu. Ogromnych posąg postaci w kapturach.. chyba. Były zbyt duże by ujrzeć dokładnie co znajduje się na samej górze. Podeszła do stóp jednego z nich i dotknęła. Coś u góry chrupnęło. Spojrzała w górę i ujrzała... twarz postaci w kapturach, która nachyliła się aby spojrzeć cóż za małe paskudztwo..
-To nie są posągi...- Mrum spojrzała pustym z przerażenia wzrokiem i zaczęła biec. Biegła... czuła, że jak pobiegnie jeszcze minutę dłużej to zemdleje. Ale musiała uciec! N północ... 10 minut. Co to za miejsce?

\Podoba ci się tutaj Mrum?
-Zostaw mnie w spokoju! Wypuść mnie stąd!
Mrum zatrzymała się i rozglądała. Znów poczuła jak czerń wlewa się w jej ciało... oczy przeszły mgłą.
\Uspokój się Mrumrando. My już zadbamy o to.. abyś była istotą Mroku.
-Zostawcie mnie- Mrum uklękła. Przed oczami latała jej obrazy- Nie chce na to patrzeć!
\Muahahaha... witamy w korytarzu Zła Mrumrando.
Mrum słyszała teraz tylko ten demoniczny śmiech.. był wszędzie... wszędzie.
I nagle zauważyła, że to jej śmiech...
*****************************
Obudziła się. Ponownie była w lesie. Był już wieczór. Las był ten sam tylko ona była inna. Wstała i otrzepała się. Zaciekawiło ją tylko to, że miała na sobie nowe ubrania. Nie tamte podarte... na ziemi leżała kosa. Podniosła ją i pewnym krokiem ruszyła przed siebie.
Na północ, 10 minut. Hehehehehe...
Teraz jakby las zrozumiał. Wydawało się, że gałęzie zrobią wszystko byle jej nie dotknąć. Krzaki już nie kaleczyły. W oddali ujrzała Sasani.
- Sasani. Musze jak najszybciej dojść do obozu. Natychmiast.
-Mrum?
-Tak?
-To ty?
-Nie, misiu gogo. Jasne, że ja.
-Twoje oczy.....
-Sasani nie teraz.
Sasani spojrzała podejrzliwie na Mrum. Jednak ruszyła w stronę obozu a Mrumi za nią.
***************************
Stanęła przy ognisku patrząc na zdziwione twarze.
-Wyruszamy rano.Przed wyruszeniem zbierzcie się wszyscy w jednym miejscu. Powiem wam to co wiem. A wiem sporo...- umiejscowiła swoją kosę na plecach i podeszła do namiotu aby im także przekazać tą wiadomość.
Zapewne jeszcze się spotkamy Corwel.

---------------------------------------
1. Ale fajnei! Będziemy piratować xD I pić rum :K
2.Umieszczam nowy rysunek w opisie postaci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Sob 13:33, 19 Sie 2006    Temat postu:

Kruk gwałtownie wstał z ziemi, jakby nagle się przebudził, po czym pewnym, zdecydowanym krokiem ruszył do ogniska, przy którym rozmawiała większa część drużyny. Jak zwykle nie przejmował się etykietą i wszedła komuś w zdanie:
-..że chyba...
-Nie ma czasu na chybanie. Zbierać się, idziemy. Wszyscy!
-Ale...
-Nie ma "ale", o ile nie chcesz się spotkać sam na sam z Hrafn. Tak, leci tu i ma zamiar nas zabić, przed chwilą ją wyczułem. No na co się gapicie?! Wyglądam jak ogrza baletnica, czy co?? Do roboty!
Poganiana jego wrzaskami drużyna była gotowa do podróży w rekordowo krótkim czasie dziesięciu minut, następne dwadzieścia jechali na koniach galopem.
Nagle Kruk, jadący na przedzie zatrzymał się.
Schodzić z koni! Przygotować broń! Kaido! Łap moje miecze, później mi je oddasz. Volve, Dracia! Przygotujcie łuki! Skha, Freya, wyciągnijcie zawczasu wasze środki do leczenie ran, mogą się przydać. Reszta... Nie dajcie się zabić, cholera!
Kadawer zdjął skórzaną zbroję, oddał ją Samaelowi i chciał coś zrobić, ale nagle podbiegła do niego Veri i stanęła przed nim. On powoli przyklęknął na jedno kolano, a ona rzuciła mu się na szyję.
-Tato!
-Cii..-powiedział miękkim głosem.Nikt nie widział wyrazu twarzy Kruka, ich włosy doszczętnie ją zasłaniały, kiedy kadawer delikatnie przytulił córeczkę, ale na jego włosach pojawiły się dziwne odbicia światła, jakby łzy płynące pojedynczo z zaciśniętych oczu.
Wstając zarzucił płaszcz z kapturem, więc nikt nie widział jego twarzy. Odprowadził Veri do Kaido i odszedł na kilkanaście kroków, mamrocząc jakieś zaklęcia w dziwnym języku. Wnętrze płaszcza jakby się rozświetliło na czerwono, słońce zaszło za czarne chmury i zrobiło się bardzo, bardzo ciemno.
-Hrafn-wysyczał zimnym, przejmującym głosem, od którego włosy jeżyły się na głowie- wiem, że tu jesteś. Wychodź!
Hrafn nie odpowiedziała, tylko wyłoniła się zza urwiska przed drużyną. Była dużo większ niż poprzednim razem, wydzielała też dużo więcej energii.
Kruk nie okazał ani cienia strachu, a nawet uśmiechnął się z zadowoleniem
-Samael, daj mi jakieś ostrze.
Drugi kadaewr podał pierwszemu jakiś sztylet. Kaido zobaczyła go, był czarny, ostry i nie odbijał światła. Tygrysica miała wrażenie, że już kiedyś taki widziała. Usłyszała ciche westchnienie i domyśliła się, że Dracia znała posiadacza sztyletu. Tym czasem Kruk-Kain odwrócił się do przyjaciół, żeby ich pożegnać, a Hrafn bezszelestnie rzuciła się na niego.
Kaido widząc zagrożenie bez namysłu zaatakowała ją włócznią, ale gdytylko jej ostrze dotknęło "skóry" kruczycy, broń rozpadła się na kilkanaście części, od Hrafn oderwało się stado ogromnych kruków i rzuciły się na tygrysicę.
Kruk, ku zdziwieniu Hrafn, bez trudu uniknął jej zdradzieckiego ciosu, kontrując ją za to boleśnie sztyletem i szydząc z niej bezlitośnie.
-Ty niby jesteś Hrafn, wielka , zła i straszliwa?? Jesteś kwoka, nie kruk. Na twoim miejscu zająłbym się szydełkowaniem, to dla ciebie bardziej odpowiednie zajęcie.
Kruk był rozbawiony do łez. Czuł euforię walki, wiedział, że powoduję go hormon stworzony przez Kaina, reagujący z adrenaliną i umożliwiający osiągnięcie niesamowitych wyników w walce. Nieporadne dla niego próby ataków, jakie podejmowała Hrafn, były kuriozalne. Kadawer wiedział, że ta radość nie jest jego własnym uczuciem, że to Kain, który cieszy się z zyskanej nad nosicielem władzy, odczuwa taką radość, ale nie mógł nic na to poradzić. Oglądał walkę Samaela z Hrafn i wiedział, że w normalnej postaci nikt nie mógłby jej pokonać, nawet jego przyjaciel, więc logiczne było, że do jej zniszczenia trzeba użyć mocy Znamienia.
Znakomitym przykładem potwierdzającym tą teorię była tygrysica, która dzięki Znamieniu właśnie uwolniła się z ciemnej, matowaj kuli, w którą zmieniły się kruki, jakie wcześniej ją zaatakowały.
Kadawer nie chciał ryzykować, że Kain znowu przejmie władzę nad Samaelem, a Kaido i Avirail nie mieli dość mocy, żeby pokonać takie stworzenie, więc Kruk wiedział, że musi sam to zrobić. Gdyby zaatakowali całą drużyną, to wielu mogłoby zginąć, a do tego kadawer nie dopuściłby bez względu na cenę. Za żadną cenę oni nie mogą zginąć, rozumiesz? Powtórzył sobie to zdanie w myślach, kilka razy, żeby pamiętać o nim nawet jako Kain., a potem rzucił się w wir walki.
-Co jest, wróbelku, sksydełka bolą?-szydził- no postaraj się, przecież zabicie kadawera to dla ciebie jak zjeść ciepłą wątróbkę z lewiatana.
Zawirował w błyskawicznym piruecie i wiązką wystrzelonej przez siebie wysokiej temperatury zrobił w Hrafn dziurę wielkości pocisku do katapulty.
-Co jest, kurczątko, bziusiek boli?? Biedna kwoczka...
Hrafn rzuciła się ku niemu, zaślepiona furią, ale z jego pleców wyszły nagle długie, czarne macki, które złapały ją, zatrzymały w miejscu i zaczęły rozrywać na strzępy.
-Tak mnie nie zabijesz, kadawerze!-wrzasnęła i poleciała do góry, zawróciła i zaczęła na niego pikować, a rany, które zrobiły jej macki, zaczęły się same zrastać.
-Wiem. Wiem, Hrafn.
Znowy chwycił ją mackami, ale tym razem jej nie zatrzymał, tylko oplótł, przyciągną się do niej i razem z nią poleciał w przepaść.
W tym momencie Samael zaczął krzyczeć na wszystkich, żeby uciekali, bo za chwilę stanie się coś złego. Kaido(dalej w formie Kaina!) pomagała mu, bo przez wyostrzone dzięki znamieniu zmysły czuła, co się zaraz będzie działo. Nagle usłyszeli głos Kruka, mocno zniekształcony:
Morte Vaer Ravael
W momencie eksplozji czaru Samael stał najbliżej urwiska i wszyscy ujrzeli, że klif przestał istnieć, do miejsca gdzie stał ten kadawer.
Wybuch go przewrócił, ale Kaido, trochę wbrew sobie, pomogła mu wstać.
Po kilku sekundach wszystko ucichło, a każdy w drużynie usłyszał wyraźny głos Kruka, żegnający się z nim.
-Żegnaj, Tygrysiątko..-usłyszała Kaido.
-Żegnaj, bracie...-usłyszał Samael.
-Trzymaj się, Dracia...
-Pocałuj mnie w tyłek, Maeglin-usłyszał elf i uśmiechnął się smutno.

***

Kruk poczuł, że nie oddycha powietrzem. Wiedział, co to znaczy. Nie znajdował się teraz w zwykłym świecie. Obok niego leżała stopiona na szkliwo kupa resztek, która kiedyś nazywała się Hrafn. Kadawer usłyszał głośne kroki i zobaczył postać odzianą w czarny płaszcz z kapturem, który nie zasłaniał jednak trupiej czaszki, którą Śmierć miał zamiast twarzy.
-TY JESTEŚ HRAFN??
Kupka resztek zapiszczała, ale posępnemu jegomościowi najwyraźniej to wystarczyło.
-DOBRA, JESTEM ŚMIERĆ MAM CIĘ ZABRAĆ DO KRAINY CIENIA, SKĄD JUŻ NIGDY NIE ODEJDZIESZ. POSPRZĄTAĆ!!
Pojawiło się kilka klekoczących szkieletów i zabrały to, co kiedyś było Hrafn.
-NASTĘPNY. TY JESTEŚ RAVAEL, ZWANY KRUKIEM??
-Ta...
-DOBRA. JESTEM Ś...
-Wiem, słyszałem jak mówiłeś tamtej. Nie nudzi cię powtarzanie ciągle tej samej kwestii?? Mógłbyś wymyślić coś oryginalnego, albo chociaż za każdym razem akcentować tą wypowiedź nieco inaczej. Nie wymagam od ciebie, żebyś śpiewał, bo głos masz jak dziurawy garnek, ale postaraj się chociaż umilić klientom ich ostatnie chwile!
-EEE...
-eee... nie oddychaj na mnie, bo z latryny mojej babci lepiej pachnie.
-CO? JAK ŚMIESZ!
-I wybacz szczerość, ale szczęka ci tak wystaje, że wyglądasz jakbyś od stu lat nie maił okazji się porządnie wypróżnić.
Śmierć niemal spurpurowiał, co jest dość trudne, kiedy się nie ma naczyń krwionośnych.
-TYYYY!!!
-Nie mów, że cię tu nie nauczyli poprawnej wymowy. Masz dużo wolnego czasu, mógłbyś trenować elokwencję, retorykę, albo chociaż ekspresję.
Bardzo podniósłbyś standard usług.
-ALE, ALE...
-Nie ma żadnych "ale"! Dopóki się nie zmienisz, nie nauczysz się szacunku do klienta, oraz podstaw higieny osobistej, ja tu nie wracam!!
Śmierć stał jak skamieniały, gdy Ravael zwany Krukiem odchodził w kierunku promienia jego życia.
Gdy kadawer zniknął, Śmierć rozejrzał się i zapłakał cicho. Jak ten maniak śmiał go tak zwyzywać??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaido
White Tiger Youkai



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imperium Agatejskie

PostWysłany: Pon 11:12, 21 Sie 2006    Temat postu:

Kosa. Ten dość nietypowy przedmiot zwrócił uwagę Kaido. Mrum się zmieniła. Nie tylko z powodu wielkiego, zagiętego żelastwa na plecach... to było coś innego. Kaido popatrzyła Mrum w oczy i zmarkotniała.
To nie jest już nasza Mrum.
Demonica zamartwiałaby się jeszcze dłużej gdyby nie Kruk, który postawił wszystkich na nogi, najdelikatniej jak tylko Kruk potrafi.

*******

Veri trzymała się kurczowo nogawki Kaido i świdrowała ją błagalnym wzrokiem. Jej ojciec przed chwilą zostawił ją pod opieką Tygrysicy, a ona już po kilku minutach także chciała ją zostawić. Zważywszy na to, że dziewczynka nigdy nie oddaliła się od demonicy na odległośc wiekszą niż dziesięć metrów, Veri uznała pomysł za niedopuszczalny.
- Nic ci się nie stanie, zostań tylko tam, gdzie ci pokazałam...
- Nie!
- Ale... zrozum, tu zaraz będzie niebezpiecznie!
- Pfrr!
Nagle powietrze wypełniły tysiące kruków, które zagłuszyły niemal wszystko swoim krakaniem. Kaido przykucnęła, by zrównac się z Veri.
- Proszę cię, idź... Wrócę po ciebie... Nigdy cie nie zostawię.
Dziewczynka spojrzała w pełne przerażenia oczy demonicy. Kiwnęła głową i pobiegła w stronę koni, które były uwiązane nieco dalej. Kaido odprowadziła ją wzrokiem, po czym ruszyła do ataku.

*******

Kruki szarpały, dziobały i przecinały skórę Kaido, uwięzionej w chmarze ptaszysk. Demonica straciła przed chwilą swoją ukochaną włócznię, ale bezbronna nie była - ściskała w ręku miecz VolvE, który ta rzuciła jej w ostatniej chwili. Druga ręką osłaniała się przed atakującymi krukami.
Wszystko dookoła niej sukcesywnie zasłaniały kruki. Nie widziała nic poza nimi, nie słyszała nic poza nimi... do czasu.
Mogę ci pomóc... Muszisz mi tylko na to pozwolić...
Kaido zamarła. Przez ten jeden ułamek sekundy poczuła się jakby zawieszona w pustce, nie wiedziała co robić.
Ale stan ten przerwał jeden z kruków, który z impetem wbił się demonicy w plecy, pozbawiając ją tchu.

*******

Z zewnątrz także nie wyglądało to za ciekawie - chmara przypominała ruchomą, wrzeszcącą kulę, która szorowała po ziemi na wszystkie strony, ilekroć Kaido zrobiła kilka kroków.
Ale nagle kula zalśniła od wewnątrz fioletowym blaskiem i jej powierzchnię rozdarł wybuch. Setki kruczych ciał wystrzeliło w powietrze, czarne pióra wirowały dookoła.
Następny wybuch znacznie przerzedził kulę, było w niej już widać inny, większy, równie czarny kształt, który szamotał się wewnątrz
Wreszcie ostatni wybuch sprawił, że kula przestała istnieć, a ziemia pokryła się truchłami ptaszysk.
Zapamiętaj ten dzień - odezwał się głos w głowie Kaido. - Dziś po raz pierwszy doceniłaś dar, jaki jest ci pisany.
Demonica przyklękła, by złapać oddech.
[link widoczny dla zalogowanych]*
Zmieniła się... Nie mogła w to uwierzyć. Przed oczami stanął jej obraz Kaina Kruka, który kiedyś o mało jej nie zabił.
Nigdy więcej.

Nagle ujrzała prawdziwego Kaina Kruka. Pikował właśnie wgłąb przepaści, razem z Hrafn.
- Nie... - wyrzęziła demonica, podnosząc się z ziemi. - Nie, NIE!
Czuła, co się zaraz stanie. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy obserwowała gigantyczny wybuch, który zagłuszył jej krzyk.
Demonica dopadła przepaści, położyła się na brzuchu i próbowała wypatrzyć Kruka, ale gęsta mgła połączona z pyłem świeżo zniszczonych skał to jedyne, co zobaczyła.
Dobrze mu tak... - usłyszała gdzieś w swojej głowie.
Kaido, nadal w formie Kaina, próbowała wyczuć Kruka, lub chociaż jego Kaina. Nadaremnie.
Pojedyncza łza oderwała się od jej policzka i znikła we mgle.



------
A Kain korzysta ... :K

* Ja wiem, że tego obrazka wszyscy mają pewnie dość, bo wszędzie krąży, ale już dawno planowałam umiescić go w tym momencie MP XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Pon 14:08, 21 Sie 2006    Temat postu:

"Trzymaj się, Dracia..."
Dracia powoli wstała. Pył ciągle jeszcze nie opadł, ale można było zobaczyć efekt wybuchu.
W miejscu, gdzie stał wcześniej klif, ziała teraz olbrzymia przepaść. Stopiony pisek i skały trzeszczały cicho, zmieniając sie w ciało stałe. Na samym dnie wąwozu leżało coś, co kiedyś mogło być tą wielką kulą skrzydeł i szponów, w którą zmieniła się Hrafn. Jedyne, co można było powiedzieć o aktualnym wyglądzie Kruczycy było to,że coś spiekło ją na czarny skwarek.W czarnym kształcie coś lśniło lekko, być może metal. Dookoła czuć było smród spalonego mięsa i pierza.
To się nazywa odejść z hukiem.
Dracia przypomniała sobie o szczątkach mieczy, które potwora miała wbite w ogon. I o zbroi, którą Hrafn nosiła w ludzkiej postaci. Te przedmioty wyglądały bardzo magicznie...Wyciągneła chustkę z kieszeni i zawiązała ja sobie na twarzy. Smród przestał być tak bardzo dokuczliwy.
Rozłorzyła skrzydła i skoczyła. Zaczeła pikować w dół...
Myślała,że ściany są płaskie..Myliła się. Było na nich sporo występów, i Dracia nieźle się potłukłą.
Klnąc cichutko, by nie popsuć sobie opinii (choć potencjalni słuchacze stali baaaardzo daleko) powlokła się w stronę trupa Hrafn.
Z bliska wyglądało to jeszcze obrzydliwiej. Ogień nie spalił jej całkowicie, choć powinien (wszystkie demony są w pewnym stopniu ognioodporne), więc na olbrzymichkościach żeber wisiało całkiem sporo hrafniny.
Powoli okrążyła zwłoki, ąż dotarła do miejsca, gdzie widać było kręgi ogonowe.
Tak jak podejrzewała, miecze nie były kałurzami płynnego metalu. Były przecież magiczne.Osoby, które chciały się pozbyć się Hrafn musiały być bardzo zdeterminowane. Te kawałki metalu były wbite beaedzo głęboko.
Dracia przyzwała kuferek i zaczeła wkładać do niego odłamki ostrzy.
Po paru minutach przyłapała sie na tym,że zastanawia się nad tym, co wyryje mu na nagrobku. Symbolicznym oczywiście. Nie znaleziona ciała...
No nie..On nie mógł tak po prostu zginąć...
Był wredny, ale i tak go lubiłam.Nawet bardzo.
Szzzzlaaaag!
Dlaczego?!?

Ku własnemu wielkiemu zdziwieniu, zaczeła łkać.
Odesłała kufer i poleciała w górę. Wiatr osuszył łzy.
****
Dracia wyleciała z kanionu, i piewszą rzeczą, jaką ujrzała, był koń Kruka. Był on czymś śmiertelnie przerażony, a jego było naprawdę trudno wystraszyć. Tak jak jego właściciela.
Biedne zwierze wyraźnie żałowało, że wąwóz jest za szeroki, by go przeskoczyć, i pobiegło golopem w pewnej odległości od krawędzi. Bał sie, ale nie zatracił rozsądku.
Wylądowała przy Drużynie. Stali w kręgu, z którego środka dobiegały dziwne odgłosy. Bardzo dziwne.
A potem Dracia usłyszała ten rechot.
Był to śmiech piekielny, nawet demoniczny, który w porywach zbliżał sie do szatańskiego... Osoba, która się tak śmiała, na pewno musiała mieć mocno namieszane w głowie.
Dracia wsuneła się pomiędzy Skhę i Kaido.
-Przepraszam bardzo-
Nie odpowiedzieli. Wyglądali, jakby zobaczyli ducha.
Bo faktycznie zobaczyli.
W we wnętrzu koła, około pół metra nad ziemią unosiła sie dziewczyna.
Wyglądała na czternaście lat, może piętnaście.
Ubrana była w ciemnogranatową suknię o kroju, który wyszedł z mody jakieś trzy tysiące lat temu.
Jej włosy były czarne, a oczy bardzo, bardzo niebieskie. I była przeźroczysta. Niezaprzeczalnie była duchem.
I co jeszcze dziwniejsze, z pleców wyrastała jej para czarnych, pierzastych skrzydeł.
Dokoła niej wirowały miecze, sztylety i inne przedmioty, które Kruk nosił zazwyczaj w jukach przy siodle. Same juki zostały zdegradowane do paru pasków skóry, które teraz leżały na ziemi, zmienione w stos cienkich, skórzanych pasków. Taki sam los spodkał siodło. Strzemion były tylko powykręcanymi kawałkami metalu.
Przedmioty przelatywały przez nią. Gdyby nie to, brakowałoby jej paru kończyn.
Przypominała kogoś-
-Kim jesteś? I dlaczego to robisz?- krzykneła Dracia
-Jestem Sela. Dlaczego to robię? Dlaczego? Bo zabiła mamę.Myślałam,że nie można jej zabić. Ale jak widać, można. Nigdy jej nie lubiłam. Ale sprawidliwość być musi. Tak. Dlatego to robię. Chciałam go troszkę postraszyć, ale go tu nie ma..Dlaczego? To takie dziwne...Mam wrażenie,że powinien tu być. Ale odczuwam tu tylko wyraźną nieobecność Ravaela...Hmm...Ale stwierdziłam,że i tak mu troszkę porzeszkadzam. Ale skoro jesteście tutaj tylko wy, to nei będzie rzadnej zabawy.Żegnam- Jeszcze wrócę!
Rozwiała się jak dym. Ekwipunek Kruka z głośnym brzękiem spadł na ziemię.
-Rany, ta mała jest straszna. Nie pozwoliła mi dojść do głosu..Ciągle trajkocze. Ale dobrze że sobei poszła... A teraz uporządkujmy to... I złapny tego konia.
Dracia jeszcze raz przemyślała to, co powiedział duch.
-RAVAEL?!?

[/img]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freya
Lewiatan



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stare Czaple

PostWysłany: Pon 21:01, 21 Sie 2006    Temat postu:

Freya stwierdziła że świat jest okrutny. I bolesny. Wszystko ją bolało. A zwłaszcza ręka.
Dźwignęła się powoli z pod zwałów kurzu i kamieni, skrzywiła się kiedy nagła iskra bólu przeszyła jej nadgarstek
- Cholera! Chyba go złamałam.
Powoli, podpierając się mieczem wstała na równe nogi, wzniecając kolejną chmurę pyłu.
Klif w okolicy którego Kruk walczył z kruczym demonem zniknął. Dosłownie, eksplodował na małe kawałki.
Freya rozejrzał się po okolicy. Większość jej towarzyszy wygrzebywała się z pod zwałów piasku. Zrobiła kilka kroków, przed oczami pojawiły się jej czerwone iskry bólu. Powoli jej umysł zapadł w ciemność, jej ostatnią myślą było tylko „Kto to teraz uprzątnie?”

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z dala od miejsca bitwy stało dwoje ludzi. Pierwszy wyglądający na szlachcica młody mężczyzna o eleganckim skórzanym ubraniu, czystych ułożonych włosach i zimno błękitnych oczach stał w cieniu drzew i wpatrywała się w kłęby pyłu unoszące się w miejscu gdzie przed chwilą stał jeszcze klif. Mężczyzna ubrany w stalowy napierśnik z wyżłobionymi nań psami w pościgu, ubrany w mocne skórzane spodnie stał nieco z przodu, poza kręgiem magicznego cienia otaczającego pierwszego mężczyznę.
- Piękna walka Virionie. Cudowna. Pełna energii, werwy, dynamizmu…i strachu. – uśmiech mężczyzny poszerzył się odsłaniając ostre zęby.
- Strachu? – słowa Virona były ostrożne – Dzieci Kaina nie czują strachu Kalde.
- Nie mówię tu o strachu walczących. Widzisz Stach może się zrodzić również w sercach obserwatorów, rodziny, dzieci, kochanek, matek…. Gdziekolwiek toczy się walka, Ktoś się o Coś lub o Kogoś boi. I to właśnie jest piękne. Czyż nie mówię prawdy Viroionie?
- Oczywiście Kalde.
Chmura kurzu powoli zaczęła opadać
- Idź Virionie. Obserwuj ich, ale nie daj się zobaczyć, nie interweniuj.
- Jak każesz Kalde.
Mężczyzna w zbroi, wypowiedział krótkie kłowo i za jego plecami otworzył się niewielki portal.
Corwel został sam wpatrując się w resztki pyłu unoszące się nad polem walki.
- Sam jesteś? To mnie zdziwiło. Mówiłeś że Kruk nie przeżyje tej walki.
- WYNIKŁA INNA SYTUACJA.
Corwel zwrócił wzrok w stronę odzianego w czarne szaty szkieletu. Oczy mężczyzny błysnęły ironicznymi skierkami.
- Nie mów mi przyjacielu że cię przechytrzył. Jak można przechytrzyć Śmierć?
- NIE CHCĘ O TYM MÓWIĆ.
- Hm? Czyżbyś się wstydził że zwykły śmiertelnik cię przechytrzył?
- POWIEDZIAŁ ŻE MAM….. NIEŚWIERZY ODDECH…
- Hmmm? – Elegancka brew podniosła się o kilka milimetrów.
- … I ŻE MAM….EEE… ZŁĄ GRAMATYKĘ….
- …gramatykę?
- I SKŁĄDNIĘ. TAK MNIEJ-WIĘCEJ POWIEDZIAŁ.
Corwel przez chwilę wpatrywał się w milczącego Śmierć, po czym wybuchł niepohamowanym śmiechem.
Po około 3 minutach zdołał się jakoś opanować.
- Ach, przyjacielu, ty to potrafisz ludzi rozerwać, och nie bawiłem się tak dobrze odkąd jakiś niedoszły mag ukradł twoim jeźdźcom Apokalipsy konie w tawernie*. Och potrafisz mnie rozbawić stary draniu.
-HMMM… CZAS NA MIE, KAŻDEMU SIĘ ZDAŻAJĄ POMYŁKI W PRACY. NAWT TOBIE. MUSZĘ JUŻ IŚĆ, W NIEWIELKIEJ WOSCE U STÓP LASU JAKAŚ KOBIETA UMARAŁA ZE STRACHU.
Corwel w ciągu sekundy spoważniał
- Jak sam mówiłeś każdemu mogą się zdarzyć pomyłki.
- TAK, ALE LUDZIE ZAWSZE BĘDĄ UMIERAĆ. NAWT W UTOPII
- Owszem ale nie zapomnij że nawet w Utopii ludzie będą się BAĆ śmierci.
- WRÓCIMY DO TEJ DYSKUSJI JAK BĘDĘ MIEĆ WIĘCEJ CZASU, TERAZ JESTEM ZJĘTY.
Śmierć rozwiał się w kilku podmuchach wiatru. Corwel jeszcze przez kilka minut obserwował resztki osiadającego pyłu, poczym cień wokół niego zgęstniał i pochłonął go mrok głębszy od nocy.


~~~~~~~~~~~~

Postanowiłąm napisać coś niedużego

Corwel uchyla rąbka tajemnicy^^ ale jest nadal tajemniczy

Virionem sie nie przejmujcie, tak go dałam bo potrzebowałam kogoś, może go uśmierce, może gdzieś zostawie, a może będzie się tylko co jakiś czas pojawiał, nic cielawego

*Ciastko dla tego kto pierwszy mi powie o co mi chodzi z tymi trzema piechórami apokalipsy^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Pon 21:29, 21 Sie 2006    Temat postu:

Manne w ostatniej chwili zablokowała atak.
-Tak się nie robi! - krzyknęła.
Warren zamarł. Dziewczyna wykorzystała ten ułamek sekundy i chwyciła medalion. Wybuch fioletowego światła. Cisza. Rozległ się odgłos krótkiej walki. Znów błysnęło fioletowe światło. Po chwili wszyscy odzyskali wzrok. Warren leżał pokonany na podłodze, a dziewczyna zupełnie normalna podeszła do karczmarza, przeprosiła i zapłaciła za bałagan. Potem wróciła na górę i po chwili zeszła na dół. Jeszcze raz przeprosiła za bałagan i wyszła. W całym tym zamieszaniu wszyscy zapomnieli o Felixie, który wymknął się gdy jego towarzyszka odzyskała medalion. Spotkali się w lesie.
-Udało się. Na szczęście.
-Czyli wszystko w porządku? – upewnił się Felix.
-Nie – zaprzeczyła. – Wiesz co się stało? Zostawili nas! Poszli sobie! Zostawili mnie ranną i potrzebującą pomocy. Chodźmy już. Ani myślę wracać do nich po czymś takim – uśmiechnęła się. – Co nie znaczy, że nie będę ich obserwować.
Ruszyli na przód. Rachel milczała.
-Coś poza tym.
-Tak. To jest za piękne – w tym momencie Rachel zapadła się po pas w bagno.
-Masz pomysł jak z tego wybrnąć?
-Tak. Rozwalę to.
-Tyle, że rozwalenie błocka niewiele tu pomoże.
-Masz lepszy pomysł? – spojrzała na niego lekko zdenerwowana.
-Tak szczerze? To tak. Ktoś mógłby ci rzucić linę.
-Ale lina jest w moim plecaku – stwierdziła kwaśno Rachel. – A ja nie mam ochoty głębiej się zapadnąć.
-Rób jak uważasz.
Rachel mruknęła pod nosem jakieś przekleństwo, po czym wsparła się na jakimś mocniejszym fragmencie gruntu i jakimś cudem stanęła na nogi.
-Nie cierpię bagien. Wiesz co Felix. Najlepiej będzie jak to przefruniemy.
Felix zrozumiał o co chodzi. Już po chwili dziewczyna szybowała na jego grzbiecie. Po krótkiej kłótni w sprawie kierunku umiejscowienia drużyny udało im się natrafić na szybko znikające obozowisko.
-Śpieszą się. Wyląduj gdzieś, tak żebyśmy mogli ich obserwować.
Po chwili wylądowali na jakimś wzniesieniu. Widzieli z dość dużej odległości drużynę.
-Wyglądają jak mrówki – stwierdziła Rachel z rozbawieniem. Po chwili pojawił się przeciwnik. Oboje oglądali walkę, która trwała dość krótko.
-Te czy ja dobrze widzę, że Kruk się poświęcił? – spytał Felix.
-Dziwi cię to? Ten typ tak ma. Czego spodziewałeś się po Kadawarze z uczuciami? Było jasne, że skończy jako bohater – splunęła. – Dlaczego zawsze najgorsze typy wychodzą na bohaterów?
-Bo to ładnie wygląda.
-Esteta się znalazł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 10:42, 23 Sie 2006    Temat postu:

Co Sasani zapamiętała.
Była walka. Nawet fajna, jak na walkowy gust Sasani.
Kruk się poświęcił. Jeśli dobrze zrozumiała.
Jeśli dobrze zrozumiala, od pewnego czasu Móri coś do niej mówił.
-Co? - zapytała.
-No nareszcie się ocknęła. Co sie z tobą stało?- zapytał zmartwionym głosem Móri.
-N... nie wiem... może coś zjadłam... tak sobie myślałam....
-O cyzm?
-Sama nie wiem!! - powiedziała zrozpaczona demonica- Nie rozumiam co się dzieje!!
Móri popatrzył na nią dużymi, zielonymi oczami.
-Rozumiem. Chyba musisz odpocząć. Odłączamy się na jakiś tydzień od drużyny. Gdzie wolisz odpoczywać? W górach czy w lesie?
-W lesie....
-Dobrze. Pakuj się.
Sasani jak otępiała zaczęła się pakować.
W tym czasie Móri podbiegł do Kaido.
-Ja i Sasani opuszczamy drużyne na jakiś tydzień, nie martwcie się. Zgoda?
Kaido kiwnęła głową.
Po pięciu minatach Demonica i kot byli już daleko w lesie.

- - -

PS. Ja poczekam na dobry moment aby się przyłączyć, ostatnio nie mam czasu pisać więc Sasani będzie miała wczasy xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pandunia
Półkocica



Dołączył: 29 Maj 2006
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...

PostWysłany: Czw 17:16, 24 Sie 2006    Temat postu:

Walka. To było coś, co sprawiało, że życie półkocicy nabierało rozpędu.
Wiedziała też, że jej brat pałęta się po okolicy a ona musi go powstrzymac, by zbytnio nie ingerował w losy Pandi i jej przyjaciół.
Zgrabnie odparowała atak, sycząc. Sztylet rozjaśnił się delikatnym blaskiem, kiedy półkocicy zwęziły się źrenice. Istotka nie z tej ziemi, można by pomyślec, widząc ją w trakcie walki.
Doskonale widziała Kaido, widziała Kruka i Hrafn.
Nagle coś zrzuciło ją z konia, starając się uderzyc za wszelką cenę.
Pandi syknęła, wbijając sztylet prosto w swojego przeciwnika. Nawet nie wiedziała kto to był, a raczej - co to było.
Wstała z ziemi i otrzepała ubranie. Potem oczyściła sztylet z kropel krwi.
Rozejrzała się i ujrzała Lernetha, który właśnie zacisnął swe szczęki na jakimś kruku. Po chwili zachwiała się i upadła na kolana. Widziała to, co się działo na polu bitwy.
Przysiadła na ziemi. Lerneth podszedł do niej, machnąwszy ogonem.
-Myślisssz, że to koniec? - spytal syczącym głosem.
Pandi rozejrzała się i warknęła pod nosem - zraniona ręka bolała.
Półkocica miała nadzieję, że nic gorszego się nie wydarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Czw 20:40, 24 Sie 2006    Temat postu:

Oczywiście nie wszyscy stali w określonym miejscu.. a przecież ich prosiła żeby się zebrali to im powie. No ale co może wiedzieć jeden wampir? Cóż takiego ona może wiedzieć? Nic prawda?! Mrum chodząc w tą i z powrotem powiedziała tym, co podeszli... Wszystko, co wiedziała od Corwela. Poczym się rozeszli.
-Ja wam jeszcze pokażę... Będzie słuchać nędznego wampira- zamruczała Mrum pod nosem.
Po jakiejś godzinie jak słońce zaczynało już swój kurs po niebie drużyna ruszyła w drogę. Kruk już się o to postarał, aby wszyscy się pośpieszyli. Las znów był wesoły.... Szkoda, że drużyna nie była.
*****************************
Byli nieopodal klifu... Kruk ruszył do boju. Nie sam oczywiście. Freya i Skha szykowali "pierwszą pomoc".
" Ja oczywiście nie nadaję się do walki nie?"
Źrenice Mrum zwęziły się w szparki. Podeszła do pobliskiego kamienia.. od czasu wyruszenia nie widziała Saph.. Ciekawe gdzie się podziała. Patrzyła na tą wzruszając scenkę pożegnania córeczki z tatusiem. Ach, jakże to przykre. Potrząsnęła głową.. Przestań tak myśleć Spojrzała na małą dziewczynkę...
-Veri.. Chodź no tutaj. Lepiej żeby ktoś miał na ciebie oko.
- Na pewno nie twoje- Veri odbiegła do Skha i Freyi.
No tak... Z swojego kamienia widziała całą walkę... Poświęcenie Kruka.. Walący się klif. Na szczęście była wystarczająco daleko i zaatakował ją tylko pył. Kaszlała próbując się przez niego przebić. Wiatr wiał niestety w jej stronę. Przyspieszyła kroku.. Słyszała drużynę za tą chmurą pyłu. Przystanęła... Pył powoli się przerzedzał. W oddali było słychać też jakiś obcy głos. I... Stukot kopyt? Bliżej i bliżej... Łup. Straciła równowagę, gdy ogromne cielsko na nią wleciało.
-Ach...
Nad sobą ujrzała pysk konia Kruka. Wyglądał na zmartwiony i przestraszony. Jak na konia naprawdę było to dobre wyrażenie uczuć pyskiem.
-Spokojnie ogierze...
Mrum wstała, załpała konia za uprząż i ruszyła w wyraźniejsze już zarysy drużyny. Siedzieli i opatrywali rany. Nie wyglądało to za ciekawie. Na pewno znajdzie się nie jedna połamana ręka. Koń całe szczęście ruszył w stronę Kaido. Mrum nie przepadała za końmi jakoś specjalnie. Wolała podróże na nogach. Ogarnęła wszystkie wydarzenia... Przeanalizowała. Brakowało Kruka. No logiczne. On nie żyję. Na twarzach malował się smutek, niektórzy nawet poronili pojedyncze łzy. Kaido nie powróciła do swojej normalnej formy... lepiej trzymać się narazie z daleka od niej, zachować bezpieczną odległość.Jednak coś musiało się stać jak błądziła w pyle. Było to widać po twarzy Dracii. Mniejsza oto.
"Musi cierpieć"
Zmrużyła oczy...
"Cierpienie jest fajne nie uważasz? Ciekawe.. Takie... Sycące"
- No. Opatrzcie się i ruszamy w drogę! Nie ma, na co czekać! Im szybciej dojdziemy tym szybciej odpoczniemy. Postarajmy się dotrzeć tam przed nocą! Uda nam się jak ruszymy szybko!- Smutne, zamyślone, zaciekawione i czujne twarze zwrócił się w jej stronę. Nareszcie zauważyli tego wampira, który z nimi podróżuje..- Nie ma czasu na żal-mruknęła Mrum pod nosem. Usiadła na trawie, podniosła kamień i zaczęła ostrzyć nim kosę. Drużyny wbrew jej oczekiwaniom zaczęła zbierać energię i pomagać sobie nawzajem w opatrywaniu. Trochę dalej od reszty leżała dziewczyna, którą przyniosła ostatnio Kaido. Podeszła do niej. Wciąż była nieprzytomna.. Emanowała taką energią. Mrum skądś ją znała... i nie sięgała ona miłych wspomnień. Oparła się o kosę i przyglądała dziewczynie. W końcu z kieszeni wyjęła flakonik. Nałożyła parę kropel na palec i potarła o jej skronie. Na pewno nie jest człowiekiem... Bo by się zbudziła. Mrum zrobiła wielkie oczy.
-TO Mieszaniec- syknęła. Pół swój, pół wróg. Podniosła swoją kosę i ruszyła aby pogonić drużynę. Ktoś będzie musiał ją wsiąść na plecy... W mieście spróbuje się ją ocucić.
" Gdzie się podziało współczucie? Uleciało wraz z litością"
*****************************
Stanęli przed tabunami błota. Błoto... Błoto.
-Fu
-Podzielam- powiedział ktoś z boku.
Rozglądali się na boki czy przypadkiem nie da się obejść? Z błota, co najwyżej wyrastały pojedyncze drzewa. Freya pewnym, krokiem ruszyła w błoto.
-Nie! Stój!- Mrum krzyknęła z nią. Jednak z błota wynurzyły się z prędkością światła macki i owinęły się wokół pasa Gryficy. Mrum czym prędzej kosą ucięła mackę a Volve pociągnęła ją w swoją stronę.
-Widzicie, że to nie ma szans?
Zebrali się wkoło. Drzewa...Drzewa...
- Powinniśmy skakać przez drzewa. Tu jest jedno.. Nieopodal drugie. I widać, że koło jednego rośnie drugie. Chyba każdy poradzi sobie ze skokiem?- Zaproponowała Cendess. Pomysł została uznany pomrukami. Każdy sobie poradzi ze skokiem.
- A co z tą dziewczyną? Co, z Veri? Co z osobami, które są ranne?- Czy Maeglin widzi zawsze te zły strony?
- Ci, co potrafią latać wezmą ich. Przelecą przez błoto... Chyba sobie poradzicie?- Mrum spojrzała na Freyę. Nie mogła sobie przypomnieć, kto jeszcze tu lata... Ktoś na pewno.
Ponieważ wyglądało to na jedyne wyjście, spróbowali.
Skakali z jednego drzewa n drugie. Problemem miały być konie. Jednak one u dołu wielkimi skokami pokonywało błocko. Macki nie były nimi specjalnie zainteresowane. Czyżby nie jedne konie już przebywały tą drogę? Mrum zaczepiała się o gałęzie kosą i podciągała się. Nie widziała czy ktoś jest za nią, przed nią...
Całe szczęście... Nie trwało to długo. U dołu ujrzeli most, którym ruszyli. Jak mieli nadzieję w stronę miasta.
*************************
Mostem przeszli bagno... Musieli zanocować przez jedną noc na nim. Teraz stali przed miastem. Otaczało je morze i Bagno. TO w sumie było logiczne, że ludzie zrobili jakąś drogę przez to bagno.. Corwel o tym nie wspomniał. Teraz znów był dzień. Słońce świeciło. Grupa tych dziwnych istot....
-Chyba nie powinniśmy wejść tam wszyscy na raz... Może to wzbudzić podejrzenia. Może wchodźmy nie dużymi grupami i spotkajmy się na głównym placu?
Spodoba ci się tu... a jak ktoś tylko podejdzie. Poczuję ostrze na swej szyi. Nie koniecznie kosy.
NA początek pomysł nie przyjmował się.. Jednak. Morok to nie było zwykłe miasto. Tu trzeba było być ostrożnym przez każdą sekundę. Pierwsza grupka ruszyła na przód. Za 10 minut miała ruszyć druga. Mrum była w tej pierwszej. Niepewnym krokiem kroczyli w stronę głównego placu.

----------------
Oczywiście jak chcecie dopisać coś o podróży to śmiało xD JA poprostu chciałam abyśmy doszli do tego miasta wczesniej niż po miesiącu :K
Wszelkie zastrzeżenia kierować śmiało =P


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mrumrando dnia Pią 10:22, 25 Sie 2006, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lilka
Dziewczynka bez uczuć



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Goleniów (Szczecin)

PostWysłany: Czw 20:42, 24 Sie 2006    Temat postu:

Mia zobaczyła, że do miasta zbliża się spora grupa. Z daleka nie wyglądali za przyjaźnie. Jej skryta ciekawość podkusiła ją żeby zobaczyć, kto to. Nie wyczuwała niebezpieczeństwa, ale to mogło być mylne stwierdzenie. Weszła na domek i zaczęła obserwować przybywających. Wyglądali dosyć… zabawnie. Lilka leciutko się uśmiechnęła. Nie wyglądali jak zwykli ludzie. Co więcej, niektórzy wyglądali jak… zwierzęta i potwory! Po chwili zaczęli się rozdzielać na mniejsze grupki. Jedna poszła przodem, druga została tak gdzie stała. Weszli do miasta dosyć niepewnie, pewnie nie wiedzieli, czego się tu można spodziewać. Mia zeskoczyła z dachu, i zaczęła szukać grupki. Gdzieś koło sklepu pana Lugryna zaczęli się kłócić. Z tego, co usłyszała wynikało, że lepiej gdyby poszli wszyscy razem. Lil wychyliła się za mocno. Ktoś ją zauważył. Powinna się wystraszyć, ale nie, cos ją pchało do nich. Podeszła bliżej zobaczyła dziewczynę w bluzie w czarno czerwone paski, z kapturem mocno naciągniętym na głowę. Za nią stała jeszcze dwójka osobników, elfy. Należały do tych bardzo ładnych elfów, nie takie, jakie Mia dotychczas widywała. Nagle rozległ się głos spod kaptura:
- Czego chcesz bachorze?!
-Trochę milej Mrum!- Krzyknęła elfka.
-Eee… nie jestem bachorem. Nazywam się Lil Mia, a ty?- jej oczy zdradzały zaniepokojenie i strach.
Jak na wampira przystało, Mrum to powinno ucieszyć, ale nie. Coś ją zaintrygowało w tych oczach. Nie były ani ciepłe, ani straszne, po prostu bez wyrazu. Jakby dziewczynka nie miała w sobie ani krzty uczuć. Elfka nagle się wtrąciła:
- Dobrze, ale dlaczego nas podsłuchiwałaś?
- Obserwowałam was odkąd tylko pojawiliście się w okolicy, wyglądaliście dosyć zabawnie, a mi tu brakuje jakiejkolwiek rozrywki.
- Nie masz brata, siostry, albo kogoś?
- Nie, moi rodzice nie żyją, a rodzeństwa nigdy nie miałam.
-Mieszkasz sama?
- Tak, od ośmiu lat. Zginęli na bagnach. Jedynie ja się uratowałam.
-Ha! A mówiłam, że te bagna wyglądają przyjaźnie!- Wrzasnęła Mrum.
- Cicho Mrum, Czyli twój dom jest… pusty?
- Tak…
-A nie miałabyś nic przeciwko gdybyśmy ciebie zanocowali?
Mia spojrzała na Elfka. Nawet nie wiedziała jak ma na imię, jedyne co to już zdążyła zapamiętać imię niemiłej dziewczyny spod kaptura. Miała się pojawić jeszcze kilka innych grup.
-Eh, co mi szkodzi i tak już nic gorszego nie możecie mi zrobić.
Powiedziała to tak bez wyrazu, jakby mówiła o pogodzie.
-A jak wy się właściwie nazywacie?
-Jestem Cendess, to jest Maeglin, a tą tutaj już poznałaś, Mrumrando.
- Kiedy pojawi się reszta?
- Już niedługo, nie chcieliśmy robić tłumu dziwolągów, chyba zauważyłaś, że nikt z nas nie jest człowiekiem.
-Tak, jesteś elfką, a ty Mrumrando?
- A co cię to obchodzi?!- Z nieukrywaną złością powiedziała Mrum.
-Nic, tak tylko pytam, zakrywasz się tak jakbyś się bała światła.
- Bo jest wampirem- powiedział Maeglin.
- Ty to zawsze klepiesz tym jęzorem- powiedziała Mrum.
-Pokazać wam dom?
Chwilę potem byli już w niedużym domku na obrzeżach miasta. Dom wyglądał jakby go nikt od ośmiu lat nie sprzątał, bo nie sprzątał. Wszędzie mnóstwo pajęczyn, robali. Jedyne, czego się nie dostrzegało to zabawki dziecka. Lil Mia miała dopiero 12 lat, a dziewczynki w tym wieku raczej bawią się jeszcze zabawkami.
- Gdzie są twoje zabawki? –Syknęła Mrum- Czyżby dzidziuś udawał dorosłą?
- Nie sil się na złości, i tak mnie nie zdołasz doprowadzić do płaczu.
Mrum uśmiechnęła się szyderczo, wiedziała, że małą nie łatwo będzie złamać.
*******************
Czekali na resztę, Cendess i Maeglin wybrali się na wycieczkę po mieście, Lil jak zwykle przesiadywała na dachu domku. Widziała zbliżające się grupki…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pandunia
Półkocica



Dołączył: 29 Maj 2006
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...

PostWysłany: Pią 11:03, 25 Sie 2006    Temat postu:

Pandi ruszyła za resztą grupy. Nie podobał jej się brak Kruka w okolicy.
Schowała sztylet do kieszeni, jednak nie uspokoiła się. Nadal czuła się zbyt zagrożona, by odetchnąc ze spokojem.
Ta nowa dziewczyna, ten mieszaniec, przyciągał wzrok Pandi.
Półkocica podeszła do nadal nieprzytomnej istoty.
Skąd wiedziała, że to mieszaniec...?
Wyczuła. Wyczuła obecnośc dwóch ras w jednej osobie.
Westchnęła.
Zaczynają już stanowic całkiem niezłą zbieraninę.

Mrum właśnie tłumaczyła, jak przedostac się przez bagno. Skacząc od drzewa do drzewa mieli bezpiecznie pokonac zdradliwe miejsce.
Pokonali dzielącą ich odległośc dośc szybko. Skakanie od drzewa do drzewa Pand uznała za ciekawą rozrywkę. Skakała miękko, co jakiś czas zostawiając na korze roślin delikatny ślad pazurów.
Dotarli wreszcie do mostu, na którym spędzili jedną, niespokojną noc.

Pandi siedziała na moście. Do świtu było jeszcze daleko.
Nagle poczuła, że jej brat, Seuriell, jest gdzieś blisko.
Bardzo blisko...
Błyskawicznie wyciągnięty przez Pandi sztylet powstrzymał Seuriella przez zadaniem ciosu.
-Proszę, proszę... - powiedział, siląc sie na spokój. - Jakaś ty szybka.
-Czego tu szukasz? - szepnęła Pandi, nie spuszczając wzroku z brata, kóry teraz odszedł w cień.
-Zobaczysz... - syknął Seuriell, po czym odszedł tak szybko, jak się pojawił.
Pand nie wiedziała, czy to co zobaczyła i usłyszała zagrozi jej i drużynie. Seuriell był nieobliczalny. Zobaczył, że nie jest sama i odszedł. Półkocica wiedziała jednak, że nie pozbędzie się go na długo.


Nastepnego dnia ujrzeli przed sobą miasto.
Lerneth przeleciał nad głową Pandi.
-Miasssto. Ciekawe, co tam znajdziemy. - syknął, po czym obniżył lot.

W mieście rozdzielili się na mniejsze grupy, aby nie wzbudzac zbędnych podejrzeń.
Wkrótce jednak zauważyli, że przyglada im sie jakaś dziewczynka.
Pandi szła troszkę dalej za grupą Mrum i elfów. Nagle dziewczynka podeszła do nich.
Pandi dowiedziała się, że to Lil Mia, która nie ma rodziny i miszka w tym mieście. Półkocicę zdziwiło zachowanie Mrum.
Pytanie, co się stało...
Lil rozejrzała się. Jej wzrok na krótką chwilę spoczął na półkocicy, a Pandi bezszelestnie zbliżyła się do grupki, po czym udali się, by obejrzec dom Lil.
Półkocica szła powoli, Lerneth leciał nad nią, muskając jej włosy co jakiś czas skrzydłami .

Dom Mii był pusty, zaniedbany.
Rzucił się w oczy brak zabawek, co Mrum skwitowała kąśliwą uwagą. Pand w ciszy pokiwała głową, po czym wyszła przed domek. Jak na kota przystało, chodziła czasem własnymi ścieżkami, lae tutaj jej coś nie pasowało.
Ta dziewczynka nie robiła złego wrażenia, a jednak Mrum zachowywała się dziwnie.

Pand podeszła do jednego z domków, po czym rzekła:
-Ona zazwyczaj taka nie jest.
Z dachu dobiegł ją cichy głosik:
-Mam nadzieję...
Siedząca na górze Lil zeskoczyła i stanęła przed półkocicą.
-Należysz do grupy? - spytała dziewczynka, choc podświadomie znała odpowiedź.
-Owszem. - szepnęła Pand. -Nazywam się Pandi.
-Też wampirzyca? - dodała Lil. Spogjrzała na Lernetha. - A to kto?
-To mój jaszczur, Lerneth, a co do wampirów to... Nie jestem wampirzycą, tylko półkocicą.
-Jeszcze ciekawiej! - dodała Lil, po czym wróciła na dach a Pandi wolno ruszyła po mieście.
Zapowiada się ciekawie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 50, 51, 52  Następny
Strona 36 z 52

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin