Forum NEOPETS Strona Główna NEOPETS
Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mroczna Przygoda - oryginalny tytuł, nie ma co
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35 ... 50, 51, 52  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Wto 18:27, 18 Lip 2006    Temat postu:

Wątpię aby zdarzyło się coś co mnie.. zdumi.
-Pod Pijanym Nietoperzem? Co to za nazwa?
-To gospoda dla łowców wampirów...Mrum, spokojnie, nic ci nie zrobią. Jesteś tu ze mną, a oni mnie lubią. Czy działają na ciebie święte symbole lub czosnek?- Mrum wybałuszyła gały na nich. Odwaliło im za przeproszeniem?
-Nie... - przynajmniej nie w średnich ilościach. Już kilakest lat jest na tym świecie.. przyzwyczaiła się. Już tyle razy próbowano ją unicestwić...
-No to możesz wchodzić!- noe nie wiem...
No ładnie. Wszędzie święte symbole, cytrynki,kołeczki. NO! Idealne miejsce dla wampira. Jeszcze powinien wyjść łowca i krzyknąć: "CZUJ SIĘ JAK W DOMU!" Po Saph było widać ulgę gdy po zbadaniu wypchanej głowy smoka stwierdizła, że to nie jej rodzina.
O tak.. pamięta jak jakiś obłąkaniec wsadził jej cytrynę do ust...
-Pani Dracia! Wiedziałam,że kiedyś Pani wróci!Oczywiście, pije pani za darmo, a Pani przyjaciele za pół ceny!- Że co? Mrum była cąłkowicie zaskoczona
-Co takiego zrobiłaś, że tak cię wielbią?"
-Zabiłam smoka, ktory zabijał wampiry.-wskazała na ścianę-Odbierał im pracę.Co macie dzisiaj do jedzenia?- No jasne, mniej zwierzyny na polowanie.
-Zupa czosnkowa, kiełbasa z czosnkiem, marynowany czosnek..."
-Coś bez czosnku?- barman popatrzył na nią zaskoczony
-Nie...
-A co do picia?
-Lemoniada, czosnkówka...-no jasne
-Lemoniadę proszę.- lepiej nie okazywać, że jest się wampirem...
Wzięła łyk.. tak. Tylko czosnek smakuje tak obrzydliwie. Może wziąść do tego cytryne? Może zabije ten smak.. Saph podeszła do niej.
-Rany, ale knajpa...-mruknęła do Mrum–może przejdziemy się po okolicy i sprawdzimy, czy ta twoja ,,postać w krzakach” nie przyszła tu za nami? Może ma dobre zamiary...a tobie to miejsce chyba średnio odpowiada...
-Wielbie cię- i wyszły. A reszta rzopoczęła konsumpcje.
***********
Nienawidzę gdy gałązki ocierają się o mnie Mrum jednak szła zdeterminowana podążając za cieniem. Z tyłu słyszała przyśpieszony oddech Saph. Trochę się wystraszyła gdy ta położła jej dłoń na ramieniu, czyżby stała się nerwowa? Poszły dalej zbliżając się do sylwetki.. i wpadała na sylwetkę. Zderzenie czołowe... mrum I PAND! Niesamowite. Saph też ją znała. Już tyle nie widziała Pand. Przytuliła ją i opowiadając sobie wszystko po drodze powróciły do karczmy. Ileż można stać na zimny dworze?
*****
Saph i Mrum usiadły koło siebie i trajkotały radośnie. A Mrum z niepokojem obserowała knajpę..
BRZDĘK!
Wylądował przed nią talerz.. z główkami czosnku jak podejrzewała. Fu.
- Przepraszam..a e ja nie...
-Powiedziano mi, że bardzo pani prosiła o główki czosnku z serem zapikanym i podójny sosem czosnkowym. Więc proszę! - byla taka szczęsliwa ta kelnerka, że przykro była jej kazać to zabrać. Jakby skopać szczeniaka.
-dziękuję.
wesoła kelnereczka odeszła. Mam nadzieję, że nic więcej mi nie przyniesie.. niech ja się tylko dowiem czyja to sprawka!
Wzieła podniosła lekko talerzyk i chciała wsunąć danie do stojącego nieopodal wazonu. W którym napewno by się zmieściło. Podniosła talerzyk gotowa do wykonania wspaniałego posunięcia...
*ehem* Ktoś kaszlnął za nią więc instynktownie się odwróciła.
Za nią siedział szeroko uśmiechnięty facet. Miał na sobie długi wyblakły płaszcz, czapke. Kolo niego leżął plecak który napewno mieścił nie jedno. Widizała go tylko od pasa bo siedizął za stołem więc ciężko było o dalszy opis. ALe najciekawsze było to iż bawił się srebrnym kołkiem (najnowsza technologia). No jasne. Łowca zwęszył zwierzynę, a teraz upewnia się czy to ten gatunek. Dracia mówiła, że.. nic jej nie grozi.. jakiś nowy łowca? Zostaje jedno niestety...
Odłożyła talerz spowrotem, popatrzyła na boki. Drużyna zajadała się, Saph wciąż gadął z Pand. Wzięła na łyżkę pierwszą główke i zaczęła ją zajadać. Druga.. usta zaczęły ją strasznie piec. Wydawało się, że za plecami słyszył oddech łowcy. Trzecia.. gardło zaczęło ją piec. Łzy napłynęła do oczu. Ostatnia.. Czwarta.. Chyba jest jescze za słaba na tyle czosnku. Złapała się z agradło i gwałtownie wstała. Zrobiło się jej ciemno przed oczami. Już nic nie słyszała. Poczuła tylko między łopatkami piękący ból.
I nastała ciemność...
*******
Otworzyła oczy. Powoli odzyskiwała wzrok, pod ręką poczuła trawę, wszystko wkoło było ciemne. Przed sobą ujrzała rozmazaną sylwetkę która powoli nabierała ostrości..
- Gdzie jestem? CO się dzieję?- postac nabrała ostrości- aaa.. to ty.- odparła z grymasem.

TAK, TEŻ SIĘ CIESZĘ,ŻE ZNOWU CIĘ WIDZĘ.TĘSKNIŁEM.

- Jasne.. ależ się uśmiałam. ALe czy to już koniec końca?

SKĄDŻE! CHCIAŁEM TYLKO POGADAĆ.

- No osób do rozmow to chyba ci nie brakuje...

NIE NARZEKAM. ALE ONI TYLKO O REINKARNACJI, O SWOIM ŻYCIU I TAKIE TAM BZDETY. NUDNE TO SIE PO JAKIMŚ CZASIE ROBi, WIESZ?

- Nie wątpie... ale co tu robisz?

DAJ SPOKÓJ MRUM. JAK TWOI PRZYJACIELE, TU ZARAZ URZĄDZĄ ISTNĄ ROZRÓBĘ.

-Myślałam, że masz od tego sługusów?

TAK. ALE UWIELBIAM OBSERWOWAĆ WASZĄ EKIPĘ. DZIWOLĄGI SIĘ ZEBRAŁY I URZĄDZAJĄ ROZRÓBĘ. - zasmiał się.. przypominało to dźwięk jadaącej piły po oknie. Chyba.

- He, cieszę się, że masz dzieki nam rozrywkę... Nowa kosa?

TAK, ŁADNA NIE?
-przepiękna.

Smierć się uśmiechnęła i zamachała kosą tnąc powietrze.

NO MRUM. JUŻ CZAS NA NAS. A TAK OGÓLNIE... TO MASZ KOŁEK MIĘDZY ŁOPATKAMI.

*westchnęła głośno i uśmiechnęła się* Mało osób uśmiecha się do śmierci.. i malo osób ją lubi. Mrum owszem.
i nastała ciemność..
******

Otworzyła oczy, leżała na brzuchu. Nosem lezała w mchu. Wstała i rozejrzała się. Była w lesie. Ale ten wyglądął inaczje niż w którym znajdowała się z drużyną. Stanowczo. Rękoma próbowała wyczuć kołek na plecach.. siedział dosyć głęboko. Usiłowała go wyjąć. Ale zakończyło to się tylko rykiem bólu. Potrzeba mi drugiej osoby. Poszła kawałek, nic nie było słychać. Nikogo nie było widać. Drzewo,drzewo,krzak.. drzewo. [i]Gdzie oni są? Gdzie jestem? Jakim cudem?]/i]
- SAPH!!!?? SKHA!!?? KAIDO!!?? DRACIA!!??

Cisza...

Ty to się zawsze władujesz Mrum...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 12:10, 19 Lip 2006    Temat postu:

Sasani westchnęła. Rozróba niby jest, tylko że drużyna się na wszystkie strony rozbiegła. Eeeech..... Gdzie zacząć szukać?
-Móóóóri....? Widzisz ich?
Kot zeskoczył z dużego drzewa wprost na ramię demonicy.
-Nie..... a nawet jeśli to nie wiem skąd zacząć patrzeć XD
-Jeeej ale ci się humor trzyma -mrukneła Sasani.
Móri uśmiechnął się. Demonica parskneła śmiechem.
-Co taki zadowolony? Znalazłeś sposób aby się ode mnie uwolnić?- spojrzała na niego rozbawiona.
-Niee..... a nawet jeśli to cię polubiłem i zostane, o!
-Taaaa, bo ci uwierzę.... a teraz chodźmy ich szukać, bo uciekną na koniec świata...
~*~
Sasani przedzierała się przez las.
-Nie mogli znaleźć lepszego miejsca na postój? Nie wiem, step może?
-Cicho, coś słyszę- mruknał Móri. Po chwili demonica też to usłyszała....
-Tam są!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freya
Lewiatan



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stare Czaple

PostWysłany: Sob 15:12, 29 Lip 2006    Temat postu:

Noc była ciepła, owady, latały w jasnej poświacie księżyca. Cykady delikatnie cykały, a niewielkie nocne ssaki pospiesznie żerowały na obfitości dostępnego pokarmu.
Nad brzegiem rzeki, pomiędzy dwoma wielkimi dębami żałośnie zakwiczał młody kundu.
Stworzenie przypominało krzyżówkę konia z gazelą. Silne nogi zaopatrzone w podwójne racice. Zgrabne umięśnione ciało gazeli, długa końska grzywa, maleńki ogonek zakończony czarną kitą. Młodzik miał jeszcze ochronne barwy delikatnego brązu z wieloma jasnymi i ciemnymi cętkami, ciemno fioletowa grzywa spadała na wielkie przerażone oczy.
Źrebak ponownie zakwiczał pełnym strachu głosem. Przyzywając swoją matkę, żeby opuścili już niebezpieczne brzegi rzeki i zagłębili się w przyzywający bezpieczny las.
Jednak jego matka nie mogła w tej chwili podążyć za źrebcem, gdyż leżała na brzegu skąpana w karmazynowej kałuży krwi spływającej z rozbebeszonego brzucha. Jej opalizujące fioletowe rogi odbijały posępny blask czerwieni nadając jej demoniczny wygląd.
Otwarta rana ziała czerwienią w blasku księżyca. Jednak jaj równe brzegi wykluczały działalność drapieżnika.
Kundu ponownie zakwiczał przekazując pogrążonemu w ciemności światu swój strach.

Wysoko na gałęzi drzewa siedział młody, może 30 letni mężczyzna. Odziany w eleganckie skórzane szaty z wytłoczonymi srebrnymi motywami siedział na gałęzi, wsparty na wąskim mieczu i ze skupieniem wpatrywał się w młodego kundu, przyglądając się jego strachu.
Źrebię próbowało trącić racicami matkę, zmusić ją do odejścia z tego niebezpiecznego miejsca. Lecz na próżno.
Nagły ruch i szelest zarośli skupił uwagę wielkich uszu kundlu. Nozdrza wydęły się próbując pochwycić woń drapieżnika.
Po paru sekundach, żeniec źrebca rozszerzyła się w przerażeniu. Strach wokół niego zgęstniał przybierając niemal materialna formę.
Siedzący na drzewie mężczyzna uśmiechnął się ukazując ostre zęby.
Z krzaków w mgnieniu oka wyskoczyło pięć drapieżników.

[link widoczny dla zalogowanych] był niewielkim drapieżcą żyjącym w stadach. Z wyglądu przypominał lisa z wielkimi uszami. Na polanie pojawiły się trzy samice, węszące w poszukiwaniu łatwego łupu oraz dwa młode szczeniaki, bezpiecznie trzymające się blisko zarośli.
Pełne głodu oczy dhoxa spotkały się z pełnymi przerażenia oczami kundlu. Umysł źrebca wszedł na kolejny poziom stachu który krzyczał ‘Uciekaj!’
Mężczyzna uśmiechnął się szerzej. Jego błękitne oczy zalśniły stalowym błyskiem.

Pogoń trwała tylko kilka minut, zdezorientowane źrebię nie wiedziało gdzie ma uciec.
Chwycone przez jedną z samic za kark wydało piskliwy okrzyk końcowego przerażenia, szybko przerwany przez zaciśnięte na tchawicy zęby. Dwa małe szczeniaki podbiegły do matki wesoło merdając ogonkami, kiedy pozostałe dwie samice zaczęły wyjadać szybko się psujące wnętrzności dorosłego kundlu.
Mężczyzna płynnym ruchem zeskoczył z drzewa i zatopił się w głębi nieprzeniknionej nocy.



Freya wyszła na zewnątrz. Musiała odsapnąć świeżym powietrzem, wkoło tylko czosnkiem jechało. W stanie lekkiego zamroczenia po wielu litrach czosnkowej nalewki stwierdziła że zagubiła się w pobliskim lesie
- No super.
Nagle usłyszała głos. Ktoś wzywał pomocy.
Pobiegła szybko w stronę głosu.
Na ziemi zobaczyła Mrumi. Strach uwiązł jej w gardle. Szybko podeszłą do wampirzycy, próbując jej pomóc. Wyrwała kołek z pleców dziewczyny.
- Jak się pomaga wampirowi?
- Krew! Ona potrzebuje krwi. – Sasani niewiadomo kiedy wybiegła z zarośli. – krew da jej siłę do zaleczenia ran.
Freya wyjęła szybko niewielki nożyk i przecięła dłoń, podkładając ją pod usta wampira.
Ogarnęło ją dziwne uczucie, w jej głowie kłębiły się setki uczuć, przyjaźń, radość, strach, ciekawość, przerażenie.
Naglę potok uczuć przerwał rozpaczliwi zwierzęcy pisk przerażenia. Freya ocknęłą się z dziwnego transu. Mrumi powoli dochodziła do siebie, kiedy jej ciało wchłaniało krew gryfa i leczyło własne rany.
Przeraźliwy pisk zwierzęcia przerwał się nagle.
Zapadła cisza. Freya rozejrzała się po okolicy. Sasani nerwowo zerkała na cienie lasu. Było ciemno, jak w kopalni węgla. Księżyc już zaszedł za horyzont. Zimny strach niczym jaszczurka zszedł po kręgosłupie Freyi. Mrumi majaczyła cicho.
Kot Sasani nerwowo wymachiwał ogonem jakby wyczuwając coś niedobrego
Gryfica rozglądała się na boki obawiając się że ktokolwiek zaatakował wampira może nadal to być. Otaczała ją ciemność tak nieprzenikniona, że w umyśle gryfa zaczęły się pojawiać nagłe błyski przerażenia.
Uspokój się Fre, jesteś gryfem, weź się w garść
Nagle z otaczającej ją ciemności zmaterializował się mężczyzna.
Jego błękitne oczy świeciły niczym dwie gwiazdy w morzu ciemności.
- Witam moje panie.
Uśmiechnął się, odsłaniając ostre kły. Coś w jego osobie sprawiło że Freya zapragnęła być daleko od tego miejsca. Jednak te błękitne oczy przyciągały ją niczym magnes.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 15:44, 29 Lip 2006    Temat postu:

Gdy Sasani zobaczyła jak Freya daje Mrum krew, szybko opanowała się aby sama jej nie wypić. Wyczuwała niebezpieczeństwo, Móri też. Nagle wyłoniła się postać. Dziwna, można powiedzieć.
-Zawsze możemy się przenieść do mojego świata- mruknęła do Móriego (chodzi o świat, który kiedyś demonica stworzyła na magazynowie broni i przeczekiwanie większych 'burz').
-Witam moje panie- powieział TEN KTOŚ i odsłonił kły. Wampir? pomyślała Sasani. Ale jakie ma fajne oczy....
Móri wskoczył jej na ramię i podrapał ją. Sasani się ocknęła. Nie wiadomo kto to jest, ale lepiej być przytomnym.
-Podrap też Frey- demonica zerknęła na towarzyszkę.
-A nie zabije mnie?
-Jeśli coś ci się stanie to wypowiem to twoje zaklęcie.
Móri wziął głęboki oddech i podrapał Frey. Chyba trochę za mocno, ale ocknęła się. Postać wpatrywała się w nich ze zdziwieniem, ale równocześnie z kpiącym uśmiechem.
-No to co robimy? Czekamy na pomoc, gadamy czy bijemy się?- szepnęła do Freyi demonica. Nie czekając na odpowiedź, zamknęła oczy. Wokół jej dłoni pojawiły się kręgi ognia. Rozpostarła skrzydła. No i, a co jej zostało, czekała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pandunia
Półkocica



Dołączył: 29 Maj 2006
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...

PostWysłany: Nie 9:45, 30 Lip 2006    Temat postu:

Pandi siedziła pod drzewem, wdychając zapach lasu - igliwia, liści, polnych kwiatów.
Poczuła chłód, po czym szepnęła:
-Śmierc...?
OWSZEM.
-A ty tu czego szukasz? - zwróciła się do postaci z kosą.
TAK SE SPACERUJĘ.
Półkocica podniosła się z ziemi i ruszyła leśną drogą. Mimo, że był środek nocy, nie czuła strachu ni lęku. Widziała w nocy, toteż wyjście z niego nie sprawiło jej wielkich trudności. Za sobą słyszała Śmierc, ostrzącą swoją kosę.
...I WTEDY TA TWOJA KOLEŻANKA WAMPIRZYCA DOSTAŁA KOŁKIEM NO A JA NIE MOGŁEM NIC ZROBIC.
Pandi zatrzymała się, po czym stanęła na wprost Śmierci.
-Mrumi?! - krzyknęła, zaciskając dłonie na sztylecie.
Śmierc nieco się zmieszał.
NOOO...
-Ech, ty! - rzuciła i ruszyłą biegiem w stronę Mrum. Instynktownie wyczuwała jej obecnośc.
Zauażyła ją na ziemi, nad nią pochylona była Freya, podbiegła też Sasani.
Pandi zwolniła kroku. Taak, one się nią zajmą.
Nagle z krzaków wyszedł jakiś mężczyna, który rzekł:
-Witam, moje panie.
W grupce zapanowało poruszenie. Pandi, choc stała dalej, doskonale słyszała głos tego kogoś. Tego 'ktosia'...
Ponownie dotknęła dłonią sztyletu.
Niczym kot wysunęła pazury - cokolwiek to było, należało byc ostrożnym.
Delikatnie podeszła bliżej, stając nieopodal Sasani. Widziała, jak demonica przygotowała się na ewentualny atak, wywołując wokół dłoni kręgi ognia.
Półkocica drgnęła, spoglądając na pogrążonego w mroku mężczyznę, który uśmiechał się w niepokojący sposób. Lerneth machnął skrzydłami i szepnął do niej:
-Ale kto to... Ssssso to jessst?
Pandi uciszyła jaszczura ruchem ręki.
-Ssssso? - wysyczał zwierz, ponownie machnąwszy skrzydłami, tym razem bardziej gniewnie.
Nie podobała mu się ta sytuacja i półkocica dobrze o tym wiedziała.
Podeszła do Sasani, zgrabnie omijając szeroko rozpostarte skrzydła.
-Co się tu stało? - spytała cicho. Demonica wzruszyła ramionami.
-Bo ja wiem. Zjawił się znikąd. Freya pomogła Mrumi a potem... Nooo... Potem on się zmaterializował... - zakończyła, kierując swój wzrok na tajemniczego osobnika...

Pandi wyjęła sztylet. Jej źrenice zwęziły się, a Lerneth wzbił się w powietrze i wylądował przed nimi, prezentując garnitur ostrych jak brzytwa zębisk i zakrzywionych szponów.


Ciszę nocy przerywało tylko pohukiwanie sów...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Nie 14:57, 30 Lip 2006    Temat postu:

Cisza... cisza...
Mrum zrobiła jeszcze parę kroków po ciemnym lesie. Kołek w plecach nie jest czymś co poprawia przemieszczanie się. Obejrzała się za sobą, ciągnął się z tyłu pasek krwi. Nie dobrze, oj nie dobrze.
- POMOCY!!!-
*ŁUP*
Upadła na wilgotną ziemię. Nie miała już sił się podnieść. Chociaż zrobiłaby to naprawdę, z miła chęcią. Trawa nie pachniało zbyt interesująco... Usłyszała z daleko iż ktoś biegnie.
"Mam nadzieję, że to pomoc ... gorzej jak mnie dobije. Chociaż to nawet całkiem optymistyczna myśl. Czemu ta trawa tak jedzie?
Kątem oka ujrzała buty... może udawać martwą?
-AAARGH!- był odgłos głębokiego bólu.. buty. A raczej właściciel butów wyjął jej kołek z pleców. Trzeba przyznać, że facet musiał być silny skoro wepchnął go tak głęboko. Mrum przewróciła się na plecy i ujrzała Freye. Chwała! Przynajmniej miała taką nadzieję, że to ona, ponieważ obraz był trochę rozmazany.
-dzięki- wysapała Mrum.. ale chyba zbyt cicho aby ktokolwiek usłyszał
- Jak się pomaga wampirowi?- Tak pomóżcie wampirowi zanim....
- Krew! Ona potrzebuje krwi. – O. Ten głos był poznawalny. Głos Sasani – krew da jej - krew. Mrum na samą myśl zrobiło się cieplej.
Nagle Mrum ujrzała przed sobą dłoń... dłoń Freyi. A na niej ładnie krwawiąca rana...krew... krew istoty magicznej. Zawszę ciekawiło ją czy różni się od ludzkiej. Próbowała kiedyś... złapać jakąś magiczną istotę. Trzy razy i za każdym źle to się kończyło dla niej. A teraz... Freya przybliżyła dłoń do jej ust.. Mrum poczuła na języku krople.. zaczęła pić. Wiedziała, że ofiary zawszę czują się ciekawie gdy wampir wypija ich krew. Ale NIGDY nie słyszała aby działało to w przeciwną stronę również. Czyli jednak się różni... Po głowie Mrum błąkały się myśli.. mózg jakby zaczął się rozpływać... poczuła niesamowitą lekkość. Nagle Freya zabrała dłoń. Mrum znów położyła się na plecach. Tylko teraz czuła jak powolutku plecy wracają do poprzedniego stanu. Miała tez nadzieję, że gdy odsunie się od dłoni... odzyska świadomości. Nienawidziła gdy traciła kontakt z rzeczywistością. Ale.. wciąż czuła się... wesoło. Mózg już wypłynął uchem. Przed oczami widziała żółte czubki drzew... niebo było fioletowe.
-Briiiii... ale piękne. Ach, jak ja go kocham. Mówi takim seksownym basem. Hmmm.. szkoda...gdzie mój sztylet? Był... a może nie było? Chyba go dawno zgubiłam...nie jestem pewna. A gdzie mój kot? Plociał sobie..tak..pamiętam. Cikawe są te różowe plamki... miłość.. hihih- Mrum cichutko sobie majaczyła. Czuła się doskonale. Odwróciła głowę na bok. Dziewczyny wydawały się zestresowane... nie mówiąc już o tym, że miały odcień zielonego.
- Witam moje panie.- Mrum odwróciła głowę na drugą. Ooo.. nie znam go. Ale to bardzo ładny odcień czerwonego. Jak krew^^ Chyba powinna coś zrobić.. w końcu skoro jest obcy?
Mrum podniosła plecy. Nadal siedząc na trawie, która nagle zaczęła ładnie pachnieć. Obok siebie ujrzała przepiękną szpadę... ciekawe. Chwyciła ją pewnie w dłoń i zaczęła wymachiwać w stronę obcego.
-Ruższzz się a ciem pojciacham na kawałki.... Savvy?
Prawda jest taka, że z perspektywy osoby stojącej obok musiało to wyglądać komicznie. Szabla Mrum była zwykłym patykiem, pokrytym mchem. Do tego Mrum wymachiwała nim kręcą w kółko. Co najwyżej dziwnym przypadkiem mogła komuś wydłubać oko. Albo raczej połamać patyk na kimś, gdzie ucierpiałby tylko patyk.
- Dzieki za pomoc dziewczęta.... Freyu.. dziękuje-odwróciła się do Freyi i szeroko uśmiechnęła.. ja się nim zajmę! Spokojnie! Czemu tak mnie głowa boli?- Mrum złapała się za głowę... powoli czuła jak mózg wraca na swoje miejsce ... różowe plamki były coraz mniejsze... Zamknęła oczy. Teraz wszystko miało kolor różowy i się kręciło, tego na pewno nie chce oglądać. Znów je otworzyła, przed osobnikiem wylądował ogromny jaszczur....
Mrum spojrzała na niego ze strachem... gdyż w jej oczach był on dwukrotnie większy. Wstała i chwiejnym krokiem do tyłu oparła się o drzewo. Lepiej utrzymać odpowiednią odległość. Tylko czemu ziemia się trzęsie?
Powoli mózg przybierął formę stałą a obrazki przed oczami zaczynały być realne...
-Oż- tylko tyle przyszło jej do głowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freya
Lewiatan



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stare Czaple

PostWysłany: Nie 19:02, 30 Lip 2006    Temat postu:

Z racjonalnego punktu widzenia miały przewagę. Grupka składała się z gryfa, wampira (na haju i z patykiem w ręku ale wampira), demonicy, kocicy, kota i małego smoka.
Przeciwko nim staną jedynie mężczyzna wyglądający na człowieka.
Wyglądający.
To było słowo – klucz, bo mimo iż na pierwszy rzut oka przybyły był tylko zwykłym człowiekiem (dość wysoki, z mieczem, elegancko ubrany, umięśniony ale jednocześnie delikatnie zbudowany) to jednak jego wzrok nie pasował do człowieka.
Błękitne oczy były zimne niczym zimowy śnieg.
Umysł Frey prawie całkowicie pochłonęły te niebieskie oczy. Nagły ból w ramieniu ocknął ją z odrętwienia. Gryfica z podziękowanie skinęła niewielkiemu kotku, który szybko powędrował za Sasani.
Demonica nie czekając na bieg wydarzeń przygotowała się do walki. Chwilę po niej nadbiegła Pandi wraz z Lerneth. W tym czasie Mrumi już się ocknęła lecz świeża krew musiała uderzyć jej do głowy, gdyż zaczęła wymachiwać w kierunku przybysza patykiem.
Mężczyzna tylko z rozbawieniem podniósł elegancką brew, lecz z jego twarzy nie znikną pogardliwy uśmieszek.
Po paru sekundach Mrumi oparła się o drzewo i osunęła na ziemię.
Cisza ponownie skoncentrowała się na nowym przybyszu.
Mężczyzna w skupieniu zmrużył oczy i powoli przyglądał się każdemu z zebranych. Jego zimne błękitne oczy wwiercały się w umysły kobiet, próbując zagłębić się w kłębiące się w ich głowach uczucia.
Ciekawość, obawa, strach.
Nagle Freya poczuła chłód. Ujmujący chłód skutego lodem morza.
Silny, chłodny wiatr zawiał w kierunku grupki. Zebrany wokół rąk Sasani ogień zmienił się w bryłki lodu, które z cichym brzdękiem upadły na ziemię. Freya czuła ujmujące zimno stali sztyletu, jej futro pokryło się szronem zabarwionym na czerwono od sączącej się z dłoni krwi. Stalowa rękojeść sztyletu zrobiła się nienaturalnie zimna przynosząc ból dotykowi. Zdrętwiałe z zimna palce puściły broń, z tyłu za sobą, usłyszał brzdęk upuszczonego przez Pandi sztyletu. Mrumi szczękała z zimna zębami. Jaszczur i kot powoli zaczęli się wycofywać sycząc gniewnie na przybyłego.
W ciągu paru sekund ciepła noc lipca przekształciła się w środek zimowej zawieruchy.
Szyderczy uśmiech i drwiące iskierki w oczach nie opuszczały spojrzenia nowo przybyłego.
- Ależ drogie panie, po co ta cała agresja? Chyba nie myślicie, że Ja, skromny podróżnik mógłbym komuś zrobić jakąś krzywdę?
Ciche słowa mężczyzny zabrzmiały drwiąco w jego ustach.
- Nie trzeba się denerwować. O, myślę że wasz wampir dochodzi do siebie, po tym ….ciekawym przedstawieniu. I myślę że powinniście przyłączyć się do reszty waszej drużyny, mogą być…..zaniepokojeni waszą nieobecnością. Na dzisiaj żegnam panie. Mam nadzieję że się jeszcze spotkamy.
Mężczyzna poszerzył drwiący uśmiech i bezszelestnie zatopił się w otaczającej ich ciemności.
W tej samej chwili mróz znikł, ciepło lipcowej nocy powróciło wraz z cykaniem cykad, a delikatne kryształki lodu osiadłe na futrze i piórach Freyi szybko się rozpuściły.
- Mam złe przeczucia co do tego faceta – powiedziała Pandunia
- A ja mam przeczycie że go jeszcze spotkamy. – odrzekła Freya i wszystkie dziewczęta zabrały się do podnoszenia na nogi ledwo przytomnej Mrum.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domka191
Leśny Elf



Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:51, 30 Lip 2006    Temat postu:

Maeglin udał, że nie zauważył chwiejnego kroku Cenedess. Nie mógł już znieść wszechobecnego, obezwładniającego smrodu czosnku, ale coś trzymało go na tym brudnym stołku przy barze.
"To chyba te kelnerki. Choroba, że też u nas w wiosce takich..." urwał myśl, bo nawiedziło go wspomnienie tamtego okropnego, krwawego dnia. Zacisnął mocno pięści, a spod powiek spłynęła po policzku jedna duża łza. Otarł ją szybkim ruchem dłoni. Zerknął na Kruka, bo pomyślał, że mógłby usłyszeć jego ponure rozważania. A tego by nie chciał.
Ale nie, kadawer nawet na niego nie patrzył. Właściwie to przeskakiwał nad jakimiś oprychami.
W następnej chwili był na zewnątrz, nokautując kilku z nich.
Ludzie w karczmie ledwie na to spojrzeli. Pewnie bijatyki były u nich na porządku dziennym.
Natomiast Maeglin nieco się ożywił.
"Nareszcie coś ciekawego. No, Kruczysko, dostarczasz nam tu nie lada rozrywki; co byśmy bez ciebie zrobili..."
Wyszedł na próg i zobaczył, że kadawera tarmosi jakaś kobieta. Ładna. Ale miała ten wyraz twarzy cechujący ćwierćinteligentów.
Elf osłupiał, słysząc, że kobieta krzyczy:
-Jak mogłeś, ty draniu! Zostawiłeś mnie samą wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam! Byłam samotna, z pękniętym sercem, bez środków do życia...
Parsknięcie Kruka przerwało ten słowotok.
Po chwili elf doznał wstrząsu na widok małej dziewczynki bawiącej się ogonem Kaido.
"Nie...to mi się tylko wydaje...to nie może być...to nie jest jego dziecko."
Ale właściwie sam już nie miał co do tego wątpliwości.
***
- Chłopie, nieźleś się wpakował...ciekawe, jak teraz będziesz wykonywał...ekhm, swój "fach", kiedy ma się temu przyglądać twoja...no, córka. - Maeglin ze współczuciem spojrzał na milczącego kadawera.
- Ale przynajmniej ładne imię jej ta dziewczyna dała. - po tej zbytecznej uwadze parsknął śmiechem na widok miny Kruka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pandunia
Półkocica



Dołączył: 29 Maj 2006
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...

PostWysłany: Pon 10:43, 31 Lip 2006    Temat postu:

Zimno...
Bardzo zimno...
Pandi poczuła, jak drętwieją jej palce. Upuściła sztylet, musiała to zrobic... Nie dała rady dłużej go utrzymac.
Prychnęła niczym kot w kierunku dziwnego człowieka. Lerneth ruszył jej śladem, pokazując zęby i cofając się cicho.
Noc zmieniła się w sam środek zimy.
Wszystko pokryło się szronem, mężczyzna znów się uśmiechnął.
"Matko" - pomyślała Pandi, spoglądając na niego - "Gdzie on się nauczył robic takie wrażenie na ludziach?".
Mężczyzna rzekł w końcu:
- Ależ drogie panie, po co ta cała agresja? Chyba nie myślicie, że Ja, skromny podróżnik mógłbym komuś zrobić jakąś krzywdę?
Odpowiedziała mu cisza, przerywana cichnącym mamrotaniem Mrum.
- Nie trzeba się denerwować. O, myślę że wasz wampir dochodzi do siebie, po tym ….ciekawym przedstawieniu. I myślę że powinniście przyłączyć się do reszty waszej drużyny, mogą być…..zaniepokojeni waszą nieobecnością. Na dzisiaj żegnam panie. Mam nadzieję że się jeszcze spotkamy. - mruknął drwiąco, po czym zniknął w cieniu.
Wówczas cała, zimna i mrożąca krew w żyłach atmosfera zniknęła. Kryształki lodu roztapiały się, wszystko, co było z lodu - topiło się.
Dzwięki spokojnej nocy powróciły - świerszcze, leśne zwierzęta... Wszystko odżyło.
Pandi westchnęła i machnęła ręką na swojego małego smoka, po czym rzekła:
- Mam złe przeczucia co do tego faceta.
Freya spojrzała na nią i powiedziała:
- A ja mam przeczycie że go jeszcze spotkamy.
Pandi kiwnęła głową, po czym razem z resztą dziewczyn zabrały się za postawienie Mrumi na nogi i odprowadzenie jej w bezpieczne miejsce.
Lerneth wylądował Pandi na ramieniu, po czym wysyczał jej wprost do ucha:
-Niebezzpieczny ktosssss. Bardzo, moja droga.
Pandi przytaknęła, zabierając z ziemi swój sztylet. Nie był już zimny, był za to przyjemnie ciepły, jak gdyby żył własnym życiem.
-On wroci, na pewno. Jego obecnossssc pozosssstawiła po sssobie wyrazny ssslad. Będzie tu znowu.
-Rozumiem twe obawy... - dodała Pandi, podchodząc do Mrumi. - Zresztą, słyszałeś Freyę. Ona również ma podobne przeczucia.
Zainteresowana spojrzała na nich i kiwnęła głową.
-Właśnie... - dodała.
Lerneth machnął ogonem i burknął:
-Nie będzie bezzpieczeńssssstwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freya
Lewiatan



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stare Czaple

PostWysłany: Śro 10:35, 02 Sie 2006    Temat postu:

Mężczyzna przyglądał się w skupieniu tygrysicy. Zachowywała się nienaturalnie, tak jakby nie dochodziły do niej bodźce ze świata zewnętrznego. Obok kobiety dreptała mała dziewczynka, podskakując, i ciągle mówiąc coś do kocicy. Jak typowe dziecko mówiło o wszystkim, o kwiatach o drzewach o księżycu.
Szare chmury zasłoniły księżyc, spowijając okolicę w ciemności. Cienie pomiędzy drzewami stały się głębsze, niemalże namacalne. Kłęby żywej ciemności skupiły się wokół drzewa, pochłaniały wszystko: delikatny poblask skrytego za chmura księżyca, słabe migotanie gwiazd. Skupisko ciemności zaczęło nagle gęstnieć, w jej wnętrzu zaświeciły się 2 błyszczące ogniki, błękitne i zimne jak lód. W tym sercu ciemności powoli zmaterializował się Corwel. Elegancki, z szarmanckim uśmiechem na twarzy, nonszalancko podszedł do Kaido.
- Witam moja Pani. Cóż za siła pcha Panią do podróżowania w środku nocy przez ciemny las, z dzieckiem u boku. Na dodatek to bardzo niebezpieczna okolica - Uśmiech mężczyzny się powiększył przybierając pogardliwy wyraz i odsłaniając zaostrzone zęby.
Kaido beznamiętnie spojrzała na przybysza
Corwel zbliżył się do tygrysicy na kilka centymetrów, powoli, sprężystym krokiem. Ani razu nie zerwał kontaktu swoich lodowato błękitnych oczu od oczu Kaido.
Delikatnie złapał ją za brodę nie pozwalając jej odwrócić wzroku. Jego dotyk był zimny. Nie zimny jak u trupa czy nieumarłego, lecz otaczało go zimno głębokiej zimy.
- Taki piękny kwiat marnujący się gdzieś w okowach zamkniętego umysłu.
Nagle wyczuł że coś ciągnie go za poły płaszcza. Spojrzał w dół.
Niewielka,, może kilkuletnia dziewczynka ciągnęła go za płaszcz. W skupieniu przyglądał się dziecku. W oczach dziewczynki nie pojawiła się nawet iskra strachu, tylko ciekawość. Wypielęgnowana brew uniosła się do góry
Zdumiewające, ani krztyny strachu...
- Kaido OK? spytała dziewczynka
- Nic się nie martw mała, nic jej nie będzie.
wzrok Corwela wrócił do kocich oczu Tygrysicy.
Owiał ich zimny wiatr, pokrywający włosy Kaido iskrzącym się szronem. Delikatne macki ciemności wpłynęły w jej umysł, szukając, węsząc, ostrożnie penetrując pamięć
Po paru chwilach natrafiły na ścianę. Grubą barierę płaską niczym kryształ, bez żadnej skazy. Za barierą kłębiły się myśli, uczucia zamknięte w najgłębszych zakamarkach umysłu Kaido..
Corwel zmarszczył brwi
Coż takiego się wydarzyło aby zmusić tą silną kobietę do zamknięcia części umysłu wraz ze wszystkimi uczuciami.
Jego oczy zalśniły. Delikatna macka zmieniła się w ostry zimny szpon i z impetem wbiła się w ochronną barierę.
Źrenice Kaido rozszerzyły się kiedy zaatakowana bariera pękła z trzasnęła. Fala uczuć i wspomnień, niczym wielka górska rzeka, rozlała się przed oczami Kaido. Napływ szybko poruszających się obrazów i uczucia im towarzyszących.
Oczami duszy ponownie, ze zdwojoną siło przeżywała wszystko od nowa.
Atak, Strach, Podniecenie Walką, Krew, Śmierć, Krew, Przerażenia, Smutek, Horror, Strach
Oczy Corwela lśniły w mrokach nocy, na twarzy pojawił się błogi uśmiech.
Po paru chwilach rwąca rzeka wspomnień ucichła i spokojnym strumieniem rozlewała się po umyśle Tygrysicy niosąc ze sobą, przyjaźń, Miłość, Zabaw ę, Błękitne niebo, Twarze przyjaciół, Zabawę i inne miłe wspomninia.
Corwel wyłowił jeszcze z potoku wesołych uczuć kilka iskierek strachu i powoli wycofał swoje zimne pazury z umysłu Kaido, która pod napływem wszystkich tych uczuć osunęła się na nogi.
- Dziękuję ci moja Droga - cicho szepnął i wziął ją na ramiona.
- Kido? - Dziewczynka bez strachu w głosie zapytała mężczyznę.
Corwel ponownie zerkną w dół, przez krótką chwilę zboczył tak dobrze mu znane iskierki strachu ale umknęły one zanim zdążył pomyśleć o wysłaniu w kierunku dziecka mrocznych zimnych macek.
- Nic jej nie będzie. - po krótkim namyśle dodał - Obiecuję.
Odwrócił się i podążył w stronę drzew. Veri pospiesznie podążyła z nim, w jej oczach była tylko ciekawość.
Ciemność rozstąpiła się przed nimi i pochłonęła, pozostawiając tylko srebrzący się w świetle gwiazd szron.



``````````````

Frya razem z Pandunią rozglądały się po polance szukając czegoś na opał. Nagle wychodząc zza drzewa dojrzały Veri, siedzącą na kamyku i robiącą bukiecik z nocnych kwiatków, obok leżała Kaido. Dziewczęta szybko podbiegły do Tygrysicy
- Nic jej nie jest - powiedziała Pandi - Ona śpi! Najzwyczajniej w świecie śpi.
Frya rozejrzała się po okolicy, w słabym świetle gwiazd dostrzegła lśniący szron na trawie powoli topniejący w cieple letniej nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saphira71210




Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:58, 02 Sie 2006    Temat postu:

Saphira beznamiętnie dziobała łyżką oporny ząbek czosnku w zupie.
Rany, oni naprawdę nieco przesadzają...to jest POMIDOROWA, na litość boską. Kto to daje czosnek do pomidorowej?!
Postanowiła nie kończyć posiłku i iść się przewietrzyć. Jak najdalej od tej całej karczmy. Nagle usłyszała coś...a przynajmniej tak jej się wydało
-Wstań i idź
Aż podskoczyła na krześle i rozejrzała się zaniepokojona. Siedzący na stoliku przed nią Kris, który właśnie wrócił z jednej ze swych częstych wycieczek, obrzucił ją lekko pogardliwym spojrzeniem spod półprzymkniętych oczu.
-Wstań i idź -powtórzył głos, który najwyraźniej słyszała tylko ona
-Eeee...co?
-Mrumi Ma Kłopoty. Wstań I Idź Na Polanę W Lesie!
Przed oczami dziewczyny przewinął się migawkowy obraz drogi. Mały jaszczur cały czas nie spuszczał jej z oczu, jakby chciał ją przewiercić wzrokiem na wylot. Wobec tego, Saph szybko zgarnęła go do torby i popędziła we wskazane przez Głos miejsce.
***
Smoczyca przy skoromnej pomocy reszty zgromadzonych usiłowała doprowadzić Mrum do stanu jako-takiej używalności, by można było wyciągnąć z niej jakieś zeznanie. Bez specjalnego powodzenia. Przez ostatnie pół godziny wymusiła tylko parę przytomniejszych spojrzeń i jedną, czy dwie wypowiedzi, o których tego powiedzieć już nie mogła. Kto by pomyślał, że wampir może po prostu schlać się na umór. Wzdrygnęła się na myśl, co by było, gdyby na to nie była krew Frei, tylko jej. W końcu smocza krew to jeden z silniejszych składników mikstur i eliksirów. Słyszała też, że zanurzony w niej ogórek kisił się w dwie minuty, ale nigdy jakoś nie miała specjalnej ochoty tego sprawdzać.

No dobra. Skoro plan A, czyli: ,,Jak najwygodniej usadowić Mrumi i mieć nadzieję, że samo jej przejdzie’’ nie wypalił, trzeba przejść do planu B…

***
Owszem, zdarzało jej się już handlować własnymi łuskami, ale zazwyczaj kupowała koce, czy torbę podróżną. Ok. Wszystko spoko. Tylko czemu do licha ciężkiego idzie teraz przez tą zapadniętą wiochę z upchniętymi głęboko w torbie:
chochlą
kubkiem
i sporym pojemnikiem w którym coś podejrzanie chlupocze?
Oczywiście, tego wymaga sytuacja. Tak. Pewnie. Oczywiście. Ale mimo wszystko…

O nie, dość tego, idiotko. Zdecydowanie za dużo myślenia, a za mało działania

***
Na miejscu zastała już Mrumi w nieco lepszym stanie, jednak wciąż niezbyt zdolną do swobodnego formułowania myśli. Pospiesznie podetknęła jej pod nos kubek płynu (który w innym czasie i świecie nazwano by po prostu gorącą Colą wymieszaną z Fantą o podobnej temperaturze) i zmusiła ją do wypicia paru łyków.
Wampirzyca natychmiast oprzytomniała i zaczęła pluć i parskać; wreszcie, wciąż z grymasem obrzydzenia odgarnęła kępkę fioletowych włosów z czoła i wybuchnęła potokiem wymowy
-Co ty wyprawiasz?!!! Chcesz mnie otruć, czy co?! I czy ty zdajesz sobie sprawę, ile czasu zajmie mi pozbycie się tego paskudnego posmaku?
-Witamy wśród żywych-zachichotała smoczyca- Nooo…na tyle, ile jest to możliwe w twoim przypadku. Więc może teraz opowiesz mi, co dokładnie się stało? Oczywiście poza tym, że schlałaś się krwią gryfona, bo to jest oczywiste dla wszystkich zainteresowanych-dodała z lekką nutką złośliwości.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Saphira71210 dnia Czw 17:01, 03 Sie 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaido
White Tiger Youkai



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imperium Agatejskie

PostWysłany: Śro 13:51, 02 Sie 2006    Temat postu:

Mówią, że pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Ale skoro Veri najwyraźniej widziała w demonicy tylko jej długi, miękki ogon... Kaido mogła się zgodzić nawet i na to, byleby tylko dziewczynka była przy niej, na polanie przed karczmą. Tygrysica wpatrywała się w nią jak w obrazek, nigdy nie widziała równie ślicznego (i milczącego) dziecka.
Avirail był innego zdania.
- I co? I będziesz tak siedzieć, aż ci wszystkie kłaki z ogona powyrywa? - rzucił znudzony. Kiedy już porządnie się wyśmiał z faktu, że ma przed sobą córkę Kruka powrócił do swojej zwykłej złośliwości. siedział pod drzewem patrząc, jak Veri przekłada przedmiot sporu z ręki do ręki, starannie ogląda, spogląda do góry na Kaido i uśmiecha się do niej, by w końcu przytulić ogon.
- A przeszkadza ci to? - wymamrotała nieprzytomnie Kaido, nie odrywając wzroku od małej.
- A wyobraź sobie, że...
Reszta zdania utonęła w potwornym ryku, jaki wydała z siebie... Dracia. Kaido i Veri jak na komendę spojrzały na drzwi od karczmy, które omal nie wypadły z zawiasów. Takiej siły w swojej towarzyszce Kaido nie widziała jeszcze nigdy.
Avirail wzdrygnął się widząc, do kogo zmierza rozjuszona dziewczyna. Teatralnie zasłonił oczy rękami.
Już w pierwszych sekundach monologu Dracii Veri zaczęła bawić się ogonem demonicy, mimo że sprawa dotyczyła jej dalszych losów w drużynie. Kiedy Dracia skończyła, Geena kontynuowała swoje wrzaski.
Kaido zrobiło się naprawdę żal Kruka. Jak dobrze że ona sam siedzi w bezpiecznej odległości, pod drzewami.
Ale gdy Geena odjechała, a Veri nadal siedziała obok niej, demonica nie posiadała się z radości, chociaż nie wiedziała dlaczego.

Kruk jeszcze długo patrzył za majaczącym w oddali powozem. Kiedy ten zniknął na dobre, kadawer odwrócił się powoli... po czym zastygł w bezruchu, jakby mając nadzieję że kiedy przestanie się ruszać to Veri go nie zauważy.
Daremne nadzieje.
Dziewczynka osiągnęła prędkości świetlne i w następnej sekundzie stała już przed swoim ojcem. Kadawer powolutku obrócił głowę i spojrzał na swoich uczniów w nadziei, że któs zrobi cokolwiek.
Żadne z nich sie jednak nie ruszyło. Kaido zamachała ogonem raz i drugi, doprowadzając go do zwykłego stanu, po czym udała, że jakiś liśc bardzo ją zainteresował. Avirail zaczął przetraźliwie chichotać.
- Pomóż mu... wydusił chłopak pomiędzy kolejnymi spazmami.
- Niby w czym? Wy faceci robicie bógwico ze wszystkiego. To tylko dziecko... - wymamrotała demonica przez zaciśnięte zęby. - Robię to, a raczej nic nie robię dla jego dobra.
- Jesteś okrutna! - Avirail niemalże zapiszczał, łapiąc sie za brzuch.
Kaido spojrzała na Kruka, ale natychmiast wbiła wzrok w ziemię, dostając zagadkowego napadu kaszlu na widok kadawera, który na każdy kroczek Veri robi dwa wielkie kroki do tyłu.
- Ech, no dobra... Chodź.
Avirail ledwo wstał, ale zataczając się ruszył na ratunek swojemu nauczycielowi. Demonica podążyła za chłopcem, ale nagle się zatrzymała.
Zamrugała kilka razy, ale to nic nie pomogło. Obraz nienaturalnie się wyostrzył i wszystko spowiło się wieloma odcieniami szarości i błękitu. Na dodatek Kaido znowu widziała siebie tak, jakby znajdowała się kilka metrów za sobą*. Odwróciła się i... spojrzła sobie samej w oczy.
Demonica próbowałaby sie do tego przyzwyczaić gdyby nie wizja, która wybuchła w jej głowie - ujrzała ranną Mrum, obok niej Freyę, Pand i Sasani. Wszystkie przerażone, wpatrujące się w coś, czego ona sama nie mogła zobaczyć. A potem wszystko pokryło się... szronem?
Kaido zanurzyła się w lesie, ciągnięta tam nieiwdzialną siłą.
Czemu ja to widzę?... - spytała samej siebie. Zaczęła powoli biec, stopniowo godząc się z nowym "punktem widzenia sprawy".
Uznałam, że to dla ciebie ważne... - szept był nie do wytrzymania. Kaido pożałowała swojego pytania. Zatrzymała się, by wyłapać zmysłami obecność przyjaciółek, ale nie musiała tego robić.
Zaprowadzę cię... pomogę... Już niedaleko...Kaido zawahała się. Wiedziała, że wkrótce straci nad tym kontrolę.

Nagle usłyszała szelest za sobą. Odwróciła się błyskawicznie i ujrzała Veri. Źrenice demonicy zwęziły się ze strachu.
- Co... tutaj... - wykrztusiła zdając sobie sprawę, jaki kawał drogi przez las pokonała samotnie dziewczynka. - Nigdy więcej tego nie rób! Musisz wrócić... odprowadzę cię.
Veri zmarszczyła brwi.
- Nie! - powiedziała, łapiąc demonicę za ogon.
Zostaw ją... ratuj dziewczyny...
Kaido złapała się za głowę. Była w potrzasku.

Jednak nagły podmuch lodowatego wiatru rozwiał wszelkie wątpliwości tygrysicy, która nie myślała już o niczym. Kain więcej się nie odezwał, ucichły tez odgłosy lasu. Jedynym źrodłem dźwięku była teraz Veri.
- Zimno mi - oznajmiła, wtulając się w nogę Kaido - Zimno mi, zimno.

*******

Demonica otworzyła oczy. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, ale jedyną ważną teraz rzeczą była Veri. Gdy ujrzała dziewczynkę obok siebie uspokoiła się. Postanowiła o całym zajściu pomyslec potem, po czym ze świadomością że malej nic nie jest pozwoliła sobie na chwilę słabości i najzwyczajniej w świecie zemdlała.





* Coś jak gra komputerowa, w której sterujesz samym sobą XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pandunia
Półkocica



Dołączył: 29 Maj 2006
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...

PostWysłany: Śro 14:23, 02 Sie 2006    Temat postu:

Wreszcie postawiły Mrumi na nogach.
Po wielu zapewnieniach i pytaniach, czy aby na pewno wampirzyca czuje się dobrze, postanowiły rozpalic na polance ognisko...
Szron nadal jeszcze pokrywał nieliczne fragmenty trawy.
Lerneth krążył pomiędzy nimi, wyszukując i przylatując do nich z co lepszymi kawałkami drewna, patyków i przeróżnych innych rzeczy.
Co jakiś czas wracając, trzymał coś w pysku, co Pandi zidentyfikowała jako szczątki jakiegos leśnego zwierzątka.
Nagle zobaczyły siędzącą nieopodal Veri i Kaido, która leżała na ziemi.
Podeszły do niej szybko.
Dziewczynka, która w międzyczasie robiła bukiecik z kwiatków, obserwowała je cicho.
Pandi dotknęła ręki Kaido.
- Nic jej nie jest - powiedziała półkocica - Ona śpi! Najzwyczajniej w świecie śpi.
Freya uśmiechnęła się pod nosem, po czym rozejrzała się po okolicy.
-Możemy rozpalic to ognisko tutaj, nieopodal. Przy okazji Kaido się obudzi... Powie, co się stało...
Pandi podchwyciła pomysł.
W tym czasie Veri zrobiła już bukiecik i obserwowała Lernetha, który właśnie oblizał zęby po leśnym smakołyku.
Jaszczur spojrzał na dziewczynkę, która uśmiechnęła się do niego.
Lerneth odwzajemnił uśmiech i syknął:
-Zimno ci, moja droga? ('moja droga' czyli ulubione powiedzonko tego smoczka ^^)
Veri skinęła lekko głową. Jaszczur machnął ogonem po czym odwrócił głowę w kierunku Freyi i Pandi:
-One rozpalają ognisssko. Ogrzejesssz się. Kaido nic nie będzie...
Veri spojrzała na niego, po czym zerwała jeszcze jeden kwiatuszek i dodała:
-Jeszcze dokończę bukiecik.
Jaszczur ziewnął i ułożył się na ziemi.
Nie spał, czuwał.
W tej chwili nie miał zaufania do nieprzenikliwej ciemności lasu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Śro 15:38, 02 Sie 2006    Temat postu:

Strumyk szemrał cichutko. Dzień był piękny i słoneczny. Wiał tylko lekki wiaterek, niosąc ze sobą woń kwiatów.
Z wierzbowych listków kapała woda.
"Durel...To miejsce jest takie piękne...Zupełnie inne od tamtego ginącego świata..."
Dracia, niech ci skrzydła odpadną. Obudź się!!!
"Durel? Słyszałeś coś?"
Smok pokręcił tylko głową...
-Wiesz co? Zauważyłem coś dziwnego..Mój łańcuszek zniknął...A twój ciągle jest na miejscu.
-Widziałeś, co się z nim działo?
-Tak. Zczerniał i pękł.
Dracia, do-...
Łańcuch przyczepiony do bransolety Dracii szarpnął mocno...
A potem usłyszała głośny trzask, jakby blisko niej coś pękło.
Otworzyła oczy....
***
Onyks już od dłuższego czasu próbował ocucić Dracię. Wszytko wskazywało na to,że dziewczyna mocno uderzyła w ścianę, i straciła przytomność. Na skale widać było smugę zakrzepłej krwi.
W końcu smoczek stracił cierpliwość. Użył sposobu, który bardzo często skutkował. Ugryzł Dracię w palec.
-AUĆ! Ty mały draniu!
Poderwała się od razu. Tak. Ta metoda skutkowała zawsze. Onyks miał bardzo ostre ząbki.
Dracia właśnie obmacywała sobie głowę...
-Chyba ją sobie rozciełam, ale nic poza tym. Gdzie jest ta wredna kruczyca?
Onyks uśmiechnął się. Potrafił uśmiechać się całkiem podobnie do swojego twórcy.
-Walczy na zewnątrz z Samaelem. Wiesz co? Chyba jeszcze nikt nikogo nie trafił...Chcesz popatrzyć?
***
Hrafn śmiała się. Sądziła, że te przeciwnik będzie lepszy. Jeszcze ani razu jej nie zranił...Ona też go nie trafiła, ale nie była zbyt dobra w walce w ludzkiej formie. Co innego, gdy była w swojej normalnej, demona...
Taki śliczny medalion..Nigdy nie widziała tak pięknego kadawerskiego medalionu, a widziała wiele z nich. Za nimi zawsze idzie śmierć, a ona zawsze kroczy za śmiercią.
Kiedyś jeden był na tyle głupi, by ją zaatakować. Kiedyś. Od tego czasu chyba zmądrzeli, a ona nie chciała ich zabijać..Byli bardzo dobrymi dawcami trupów...
Zablokowała kolejny cios, i właśnie w tedy na gałezi podbliskiego drzewa usiadł całkiem spory kruk. Zakrakał ochryple.
Lewiatan? Cały..Martwy lewiatan..Calutki..Na południowych morzach.. Nie, to dużo lepsze od smoka cienia i tej dziewczyny.
Hrafn już ciekła ślinka. Dawno nie jadła lewiatana, a one były strasznie smaczne.
Po chwili zwyczajnie rozpłyneła się w powietrzu.
Na ziemię spadło parę czarnych piór.
***
Znowu siedzieli w karczmie.
Dracia słuchała opowieści o tym, co się działo, gdy siedziała zmaknięta w swoim pokoju. Tyle ją omineło....
Bardzo zaciekawiły ją wieści o tajemniczym mężczyźnie. Wyglądało na to,że ma on bardzo ciekawe moce.
Nie musiała sie już martwić o nic. Durelem zajmował się jej brat, a on był strasznie dobrym uzdrowicielem.
Powoli sączyła sobie lemoniadę.
-Dracia, zobacz, kto przyszedł!
To był głos Myrrye, więc-
-Durel!!!
Smok był lekko blady, ale wyglądał na całkowicie wyleczonego. Na jego tarzy widać było wiele cieniutkich blizn...
Dracia doskonale pamiętała, skad się wzieły.
***
Dracia wbiegła na polanę. W półmroku widać było Durela, i drugiego smoka cienia. Był on delikatniejszej budowy.
Smoczyca..Ale-
-<Hej, co to ma znaczyć? On jest mój! Mój!!!>
Smoczyca uśmiechneła się szeroko...
-<Nie twój, dziewczyno. Mój. Już od dawna. Składał Przysięgę. Mam do niego dużo większe prawa. Ty jesteś tylko jego kochanką. Ludzką...>
-<Jestem półsmokiem, ty->
Teraz Durel zabrał głos.
-<Dosyć. Shaa'fr, spodkałem sie z tobą, by rozwiązać P->
-<JAK TO?>
Shaa'fr odwróciła się w stronę Durela. Dracia stwierdziła,ze teraz ma szansę. Skoczyła.
Niewiele mieczy jest w stanie przeciąć smoczą skórę. Ale jeden ich rodzaj przecina ją bez problemu. Ostrza ze smoczych kłów i pazurów.
Strumień krwi zalał Dracię.
Shaa'fr zatoczyła się do tyłu. Z przeciętej szyi tryskała czarna posoka. Po chwili padła.
Będzie żyła jeszcze trochę..Nie będzie mogła się ruszyć..Smoki są bardzo wytrzymałe. Dobrze jej tak.
-<A teraz, twoja kolej, zdrajco...>
***
Przytuliła go mocno..Tak bardzo za nim tęskniła. I właśnie wtedy poczuła coś dziwnego.
W pewnym sensie to widziała..Płomień trawiący go od środka. Już kiedyś spodkała się z czymś takim.
Wtedy, gdy z nienwiści zabiła tych wszystkich-. Ale wtedy trwało to tylko chwilkę.
-Nie...- wyszeptała-Tylko nie to...
-Durel, wyjdźmy na zewnątrz, dobrze?
Smok skinał głową.
"Dracia, wszystko w porządku? Jesteś straszliwie blada..."
Nie...Nic mi nie jest...
W nocy padał deszcz, który zmył popiół, i teraz wszystko było zielone, i wciąż pokryte kroplami wody.Tylko niebo zasnuwały dymy.
Durel, spojrz na swoją dłoń...
"Co to za czarna plama? Tak szybko się powiększa..."
To jest klątwa. Mogę rzucać ja na kogoś, jeśli go znienawidzę. A ciebie przez chwilę znienawidziłam...Teraz odzyskałeś siły, i za chwilę cię zabije..Durel....Przepraszam.Ż..Żegnaj.
"Do wi-"

świadomość po drugiej stronie zgasła jak zdmuchnięta świeca. Smok osunął się na ziemię.
***
WITAM.
-Ty jesteś Śmiercią?
TAK.TY JESTEŚ DUREL?
-Tak..
Śmierć zamachał kosą.
Smok spojrzał na siebie..Nie, na swoja ciało.
-Po prostu umarłem. Tak po prostu.
TAK.
-To niesprawiedliwe...
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. JESTEM TYLKO JA.
-Wiem. Wiesz co? Jesteśmy podobni. Strażnik nie musi być obecny wszędzie, gdzie go potrzebują. Tak samo z tobą...
DOKŁADNIE.
-Hmm..Ale to było naprawdę wredne.
MOŻESZ NAPISAĆ COŚ W TYM.
Śmierć poszperał przez chwilę w szacie i wyciągnął wielgachne tomiszcze. Na jego okładce złotymi litery głosiły, że jest to "Księga Życzeń i Zażaleń"
-To twoje?
NIE. NALEŻY DO LOSU.
-Czy on to czasem czyta?
OCZYWIŚCIE,ŻE NIE...
-Mogę poprosić o pióro?
***
Nie...Tylko nie to..Nie znowu..NIEEEEEEEE!!!!!
Dracia potrząsneła głową. Nie mogła w to uwierzyć. On był martwy. Całkowicie martwy.
Nagle przypomniała sobie pewną rzecz...
I kto miał rację? Kto? "Nie dam się tak łatwo zabić",tak?
Nagle zerwał sie strasznie silny wiatr....
Dookoła Dracii pojawiło się mnóstwo cieni. Tworzyły nieprzyby mur dookoła niej i trupa Durela.
W tych cieniach było coś smoczego...
Witaj....
Przybyliśmy, by zabrać go. I dać coś tobie. Pewną moc..I nadzieję...
Czas znaleźć nowego Strażnika.

Cieni i Durel znikneły....
Dracia otworzyła dłoń. Trzymała w niej niewielką, lśniącą, czrną kulkę wielkości wiśni.
***
-Padł, atk jak stał...
-Te cienie..To wszystko jest takie dziwne...
-Biedna Dracia....
***
Drużyna otoczyła Dracię... Większośc widziała, co się stało, a ci, co nie widzieli, dowiedzieli się o tym, co zaszło od innych.
Półsmoczyca stała jak posąg.
Wreszcie podeszła do niej Kaido, i klepneła ją leciutko w ramię.
-Może wejdziesz do środka?
Dracia potrząsneła głową i zamrugała.
-O-oczywiście..Co tak będę stać?
***
W półmroku,za chmurami
Jastrząb w samotności leci dalej i dalej
Jedyne, co teraz czuję, to żal

Wiatr ucisza wszelkie dźwięki
Jego skrzydła tną niebo
Nigdy nie zejdzie na ziemię

Jak mogę powiedzieć,co czuję?
Me myśli kołują jak jastrząb nad polem...
Jak mogę powiedzieć,co czuję?
Mój smutek uleciał w niebo

Za skałą, w lekkiej mżawce
W ciszy zakwitł niewielki kwiat
Jedyne, co mi zostało, to żal

Wszystko skryło się za kurtyną z deszczu
Nikt niegdy nie zauważy
Ukrytego kwiatu, ukrytych uczuć...

Jak mogę powiedzieć,co czuję?
Me myśli wirują jak płatki na wietrze
Jak mogę powiedzieć,co czuję?
Mój ból został na deszczu

Ścieżka, która nie szedł jeszcze nikt
Biegniemy nią razem
Ty także kiedyś będziesz sam...

Na słonecznej łące cykają cykady
Szliśmy tak długo
Już nigdy nie usłyszę twojego głosu

Jak mogę powiedzieć,co czuję?
Me myśli pędzą własnymi ścieżkami
Jak mogę powiedzieć,co czuję?
Samotna w swej samotności...

Dracia odłożyła niewielką hrafę, podarunek od ojca. Gdy śpiewała, czuła się ciut lepiej. Ale tylko troszkę.
Odrobinę.
Wszyscy przychodzili, by złożyć kondolencje. I co z tego?
Dracia nie płakała. Nie wiedziała,dlaczego.
No i była ciut nerwowa...
***
PIP?
Śmierć Szczurów machnął kosą.
-Pip- spytał duch szczura, patrząc na swoją cielesną powłokę przebitą sztyletem.
PIP.
***
Ktoś zapukał do jej pokoju.
-Kto tam?
-To ja, Kaido. Mogę wejść?
-Oczywiście...
Kaido usiadła obok niej na łóżku.
-Dracia, nie wiedziałam,że umiesz śpiewać...
-Umiem. I grać na harfie..I tańczyć... Skrytobójcy muszą umieć wiele rzeczy, by łatwiej podejść ofiarę.
-Śliczna piosenka...Dracia, tak bardzo mi przykro z powodu-
-Wiem.
Po chwili Kaido usłyszała szloch..
-Ja go zabiiiiiłaaaaaam.....
-A chciałaś go zabić?
-Nieee.....Wszyscy zgineli...Tata, Carnil, Ważka, Durel..Wszyyscy....
Kaido przytuliła Dracie.
-Będzie dobrze..Zobaczysz.....
Po około dziesieciu minutach szlochy ucichły.
-Kaido...Dziękuję..Już mi lepiej. A gdzie Veri?
Tygrysica uśmiechneła się szeroko. Zostawiłam ją z Krukiem. Chcesz zobaczyć, jak sobie radzi?
-Nie.Mogę cię o cos prosić? Daj mu ten liścik, dobrze?
-Nie ma sprawy!
***
Jak dobrze mieć przyjaciół..Móże nie bedzie aż tak źle?[/url]
Dracia wiedziała z doświadczenia, że rozpacz prędzej czy później minie...
***
Kruk sobie zupełnie nie radził...Bo Veri przy nim nie było. Dziewczynka wlepiała oczy w lisiego demona.
-Więc chcesz opowieści? Dobrze. Opowiem ci o tym, dlaczego wilki wyją nocą do księżyca.
Dawno,dawno temu żył sobie Władca Wilków (panowie, przepraszam, możecie zrobić trochę miejsca? Dziękuję).
W zwolnionym miejscu pojawił się wielki, czarny wilk. Paru gosci karczmy odskoczyło. Wilk był naprawdę duży. Miał wielkie kły. Veru nawet nie drgneła.
Potrafił on zmieniać się w człowieka tak łatwo, jak my zmieniamy ubranie.
W miejscu, gdzie stał wilk, na chwilę migneła sylwetka dobrze umięśnionego mężczyzny.
Miał on piękną żonę, księżycową boginię. Każdego dnia wspinała się po drabinie do księżycowej tarczy, i polerowała ją jedwabną chustą.
Zamiast wilka pojawiła się wizja srebrnowłosej dziewczyny wspinającej sie po drabinie do księżyca.
Władca wilków miał jeden problem- kochał sie zakładać. Ale zawsze wygrywał. Wygrał od żółwia szybkość, od zająca- odwagę, a od pawia- jego piękny śpiew.
Pewngo dnia spodkał lisa. Założyli się o to, czy przez jedną nic wilk upilnuje klucz do domu lisa.
"Jeśli wygrasz, wilku, dostaniesz mój spryt."
"Dobrze. A jeśli przegram?"
"Oddasz mi swoją ludzką postać."
Tak więc Władca pilnował klucza. Był sprytny, więc przesiedział na nim całą noc.
Jednak lis był sprytniejszy. Klucz był zrobiony z lodu.
W pustej przestrzeni pojawił się wilk siedzący na szybko powiększajacej sie kałuży wody.
Rano przyszedł do niego lis, i zarządał klucza. Wilk wstał..i klucza nie było.
Więc musiał oddać swoja ludzką skórę.
Kiedy wrócił do domu, jego żony już tam nie był. Uciekła na księżyc. Nie chciała żyć z kimś, kto przez cały czas jest wilkiem.
Od tego czasu wilki wyją do księżyca, błagając ją, by wróciła.
A lisy chodzą w ludzkiej postaci, nabierając ludzi.
Oto koniec opowieści.
Rozległysię oklaski. udzie zawsze lubią iluzjonistów. Veri też wyglądała na zadowoloną.
***
Dracia leżała na łóżku i gapiła się na sęki w drewnie.
Wydawały się poruszać...
Mrugneła. To było tylko złudzenie...
Przewróciła isę na bok. Coś wypadło jej z kieszeni i upadło na ziemię. Dracia podniosła ów przedmio- małą, czarną kulkę.
Położyła ja na otwartej dłoni. Kulka uniosła się na parę centymetrów, i przesuneła się w powietrzu.
Błysneło.
Przed Dracią pojawił się smoczy łeb. Był lekko przeźroczysky, a kulka była jego okiem.
-AAAAAAAaaaaarg!!!!!
Zapadła ciemność.
Dracia otworzyła oko.
Siedziała na polanie.
Hę?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dracia dnia Pią 19:02, 04 Sie 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Pią 17:24, 04 Sie 2006    Temat postu:

Nie mogła powiedzieć, że już ma kontakt z rzeczywistością. Świat nabrał nieco bardziej rzeczywistych kolorów, plamki zniknęły.... Ale mimo wszystko czerwone twarze były niepokojące. Pand I Freya podniosły ją i ruszyły przez polanę. Całe szczęście, że trzymały Mrum pod pachami, bo inaczej zatracona by została przez nią stabilność okrętu.
- Dziękuje Freyu, jeszcze raz. No ten.... co ja?
- Na pewno dobrze się czujesz Mrum? Możemy cię puścić?
- Jasne, jasne.
-Mrum wszystko w porządku?
-O Saph, miło cię widzieć. Serio.
Puściły ją, Mrum trochę się zachwiała ale stanęła prosto i uśmiechnęła do Dziewczyn. Saph została przy niej i patrzyła z niepokojem. Jak tylko się odwróciły i odeszły, zrobiła jeden krok... który skończył się upadkiem.
- Może usiądziemy? Co?
- Mrumi opowiedz mi co się stało?
- Wiesz.. chyba kupię sobie kosę jak będziemy w mieście. Musi być funkcjonalna nie? To tylko ja czy przez trawę idzie fioletowy żuk.... z skrzydłami ptaka?- Barwy powróciły do normy jednakże... dziwne obiekty zaczęły się pojawiać na polanie. Różowe skaczące króliki rozmiarów powozu, żółte jelenie z trąbami.
-Co? - Saph rozejrzała się wkoło. Nic nie było.
Saph westchnęła i wstała.
- AA! Tylko uważaj na to cos obok ciebie! Nie wygląda przyjacielsko! Gdzie moja szabla?
**********
Mózg już powrócił na swoje miejsce, jednakże reszta ciała chyba o tym się nie dowiedziała. Saph usiłowała napoić ją.. czymś niebezpiecznym każdym razie. A, że ręce nie wiedziały o powrocie mózgu. Mrumi wzięła parę łyków. Matko jedyna.. ale to jest obrzydliwe. Mrum się wykrzywiła, zaczęła parskać, pluć. W końcu mózg poinformował resztę zgrai o sowim istnieniu.
-Co ty wyprawiasz?!!! Chcesz mnie otruć, czy co?! I czy ty zdajesz sobie sprawę, ile czasu zajmie mi pozbycie się tego paskudnego posmaku?
-Witamy wśród żywych-zachichotała smoczyca- Nooo…na tyle, ile jest to możliwe w twoim przypadku. Więc może teraz opowiesz mi, co dokładnie się stało? Oczywiście poza tym, że schlałaś się krwią gryfona, bo to jest oczywiste dla wszystkich zainteresowanych.
**************
Saph chyba nie wydawała się zachwycona opowieścią Mrum. Czyżby mało prawdopodobne były drzewa dziwnego koloru, rozmowa ze Śmiercią, szabla i ogromny jaszczur? Na pewno pójdzie się spytać jednak o wszystko kogoś innego.
- Już mi lepiej. Wszystko wróciło do normy... no prawie wszystko.
- A co jest nie tak?
-Co mi po tym, że moje ciało się regeneruje, jak niestety moje ubrania nie. A gdzieś zgubiłam swoją torbę- Pomyślała o zawartości swojej torby. Żeby tylko nie znalazł ja jakiś zwykły człek... może się to dla niego źle skończyć. Mrum krytycznie spojrzała na swoją koszulkę. Na plecach była podarta, z przodu miała dziury. Zakrywała wciąż to co powinna, jednak... trochę estetyki by się przydało. Płaszcz został w karczmie... wrrr...
-Mam twój płaszcz, tak ogólnie.-
-Kocham cię.
- Yyyy.. no nie przesadzaj Mrum.- Mrum nałożyła na siebie płaszcz. Dosyć dawno go na sobie nie miała. Zapięła się i nałożyła kaptur na głowę. Płaszcz sięgał jej do kolan. Dlatego go nie nosiła.. był trochę mało funkcjonalny. Ale jednak zawsze miała go przy sobie... czyżby jakaś część mózgu przestała funkcjonować? Zastanawiające prze jakiś czas było. Czy tam jest mózg? Postukała się w głowę.
**************
Spah i Mrum stały teraz obok zgromadzonych wokół Kaido i małej dziewczynki. Widać, że już się nimi zajęli. Ognisko powoli się rozpala... Mrum próbowała podejść do Kaido ale wtedy pojawiła się dziewczynka.Mrum spojrzała na małą... zastanawiała się czy... oj.
- Jak masz na imię maleńka- Saph wydawała się szczęśliwa.
-Veri.
-To bardzo ładnie.
Dziewczynka podeszła bliżej i popatrzyła się na Mrum opatuloną wciąż płaszczem. Mrum dla bezpieczeństwa schowała się za Saph i zaglądała jej przez ramię na dziewczynkę. Veri próbowała wtedy obejść Mrum od tyłu, jednak ona złapała Saph za ramiona i nią obracała.
- Mrumi, co ty wyprawiasz?
- nic, nic...- miała w oczach strach
- Jejku...- Saph odwróciła się i popatrzyła Mrumi prosto w twarz- Ty chyba się jej nie boisz?
- Nie.. skądże.- Veri zbliżyła się i załapała Mrum za koniec płaszcza- IK- Mrum wyrwała płaszcz z malej rączki i odsunęła się.
Słyszała jak Saph chichocze.
-NO DOBRA! Nie lubię dzieci! Nienawidzę ich! One mnie przerażają...są takie....- Veri ponownie spróbowała się zbliżyć. Wtedy zdesperowana Mrum odbiegła, byle jak najdalej od małej. Musiała robić to zapewne trochę dziwacznie, bo płaszcz utrudniał jej bieg. Odwróciła głowę, widziała Saph śmiejącą się w rękaw i mała Veri patrzącą za wampirzycą, po jej mince można było odczytać iż zastanawiała się czy pobiec za Mrum. Mrum wbiegła do lasu. Policzy do dziesięciu i wróci tam.... w końcu to tylko mała dziewczynka, prawda? PRAWDA!?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35 ... 50, 51, 52  Następny
Strona 34 z 52

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin