|
NEOPETS Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Sob 20:30, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Jednego czego Skha naprawdę nie lubił to były walki wewnętrzne. Nic nie potrafi zniszczyć zgranej drużyny jak walki między jej członkami.
Skha, będąc smokiem, wyznawała zasadę „Stado jest najważniejsze” kto działa przeciwko stadu musi być zlikwidowany lub wygnany. Oczywiście, te skrajne zasady nie dotyczyły w całości drużyny, która składała się z inteligentnych i skomplikowanych stworzeń.
Jednakże z czysto zwierzęcego punktu widzenia Kruk był wyżej postawionym i ważniejszym dla stada osobnikiem.
Skha powrócił do bardziej ‘cywilizowanego’ sposobu myślenia. Gdyby był teraz ze swoimi pobratyńcami, kilka draśnięć, ugryzień doprowadziło by ambitnego młodzika do porządku, jednak w tej drużynie……to raczej nie jest dobry sposób.
Lewiatan powoli podniósł się ze swojego posterunku (przy kociołku) i w pozycji na 4 łapach z łbem tuz nad ziemią ruszył w kierunku opartego o drzewo elfa.
Nic nie zrobił.
Przeszedł tylko obok niego.
Blisko.
Bardzo blisko.
Zbyt blisko.
Nie spojrzał w kierunku elfa, nie warknął, nie zaatakował.
Tylko sapnął.
Ciche, delikatne sapnięcie.
Jednak połączeniu z lodowym oddechem wodnego smoka, to delikatne sapnięcie błyskawicznie zmroziło pobliskie krzewy, trawę i kwiaty owijając elfa mroźnym podmuchem zimy. (homeryckie porównanie dla słów „Chuchnął mu w twarz gumą orbit^^” – Freya)
Cała scena trwała kilka sekund, Skha nie odwrócił się, nie spojrzał, ani nawet nie zerknął na elfa.
Niech myśli, niech się głowi, czy to była zachęta do ataku, czy ostrzeżenie, czy tyko znak pogardy. Niech myśli.
-------------------------------------------
Freya poprawiała Draci poduszki, kiedy Skha przyszedł z kociołkim pełnym zupy.
Gryfica nalała do niewielkiej drewnianej miseczki trochę wywaru i powoli podała Draci
- Zjedz, potrzebujesz dużo energii żeby wyzdrowieć.
Smoczych zerknęła na gyfa pytając.
- Uh? Nie, nic się nie martw, to nie są żadne mikstury, to tylko rosół z zacierkami. Dobry, pomoże ci dojść do siebie.
Dracia powoli z lekkim trudem zaczęła jeść zupę. Po chwili doszedł ją dziwny odgłos
- Cyk, cyk, cyk.
- Co to za odgłos? Cykady?
- To Paskudnik. Jakaś cykada utknęła mi w piórach i nie mogę jej wydziobać. No, i tak ….cyka. Ciągle cyka.
- Aha….. Nie wiedząc co powiedzieć Dracia ponownie zabrała się do jedzenia.
Żeby nie stresować ‘pacjentki’ Freya dyskretnie opuściła miejsce.
-----------------------------------------------------------
- Widziałam że poszedłeś w stronę Maeglina, co mu zrobiłeś?
- Nic, kompletnie nic. Dałem tylko mały znak, że jeżeli zajdzie taka potrzeba ja będę po stronie kruka.
- Freya spojrzała w stronę gdzie wojownik wszedł w gęstwinę lasu.
- Uffff…. Muszę przyznać że trochę się go boję.
- Nie potrzebnie.
- Łatwo ci mówić. Jesteś Lewiatanem, nie oddasz skóry bez walki. Ja bym z nim przegrała nawet gdyby miał walczyć ze związanymi rękoma i na łańcuchu.
- Nie musisz się niczego obawiać. Przynajmniej jeśli sam się kontroluje. Ten, tam – tu Lewiatan wskazał na elfa – tego nie rozumie. Uważa go za potwora, którego trzeba ukarać i zabić. Ale nie rozumie że pręgierz czy chłosta wcale nie jest karą dla kadewara.
Myślę że Bogowie już się postarali o ‘karę’ dla Kruka.
- Huh?
- Jego własny umysł. Sama świadomość kim jest, co zrobił i co może zrobić swoim przyjaciołom, bliskim i ludziom na których mu zależy, jest wystarczającą karą za życie tych, których zabił.
- Oh! To straszne wiedzieć, że możesz zabić niewinnych i nie mieć nad tym żadnej kontroli…..
- Owszem, straszne.
Przez chwilę siedzieli w ciszy rozmyślając nad losem kadawera.
Cyk.
Cyk, cyk.
Cyk, cyk, cyk.
Paskudnik znowu zaczął cykać.
- Freya, powinnaś coś z nim zrobić. Weź jakąś pincetę albo coś……
-------------------------------------------------------------------------------
Kruk jeżeli zrobiłam z ciebie zbyt 'angst-owego' bohatera to krzycz.
po prostu jakoś mnie wzieło i napisałam
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Nie 15:15, 07 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Obudził się, a przynajmniej tak mu się wydawało. Chmury dopięły swego i zaczął lać deszcz. Olbrzymie strugi wody lały się na ziemię. Felix był półprzytomny, ale od razu wyczuł, ze coś jest nie tak. To wrażenie potęgował jego sen. Już wiedział, gdzie widział takie chmury.
Grzmot.
----------------------
Felix powalił na ziemie ostatniego potwora, który rozpłynął się w powietrzu. Był w starym laboratorium. Popatrzył w górę. Jedno z zaklęć zniszczyło dach i teraz wszyscy obecni w laboratorium mieli piękny widok na burzowe chmury.
Grzmot.
---------------------
Lunęły strugi deszczu. Wszyscy uciekli do namiotu. Felix chciał zrobić to samo. W normalnych warunkach byłby w namiocie nim spadłaby na niego choć kropla, ale nie teraz. Był osłabiony. Odwrócił się i powoli ruszył w stronę namiotu, kiedy nagle ujrzał w strugach jakąś sylwetkę. I odniósł wrażenie, że nie jest ona przyjaźnie nastawiona.
---------------------
Lunęły strugi deszczu. Felix spojrzał w odległy kąt laboratorium, gdzie jego towarzyszka walczyła z magiem. Co chwila dochodziły go odgłosy zniszczenia, przekleństwa i formuły. Nagle wyczuł, że coś za nim jest. Odwrócił się. Stał tam wysoki potwór, który przypominał skrzyżowanie niedźwiedzia z jaszczurką. Westchnął. Chwilowo nie może jej pomóc.
---------------------
Ruszył w tamtą stronę. Wciągnął powietrze. Nie wyczuł zapachu, jednak tym razem nie była to jego wina. Mieli coś co maskowało ich zapach. Przeszedł jeszcze kawałek i spojrzał uważniej, tych sylwetek było więcej.
-----------------------
Szybko rozprawił się z potworem. To były chyba wszystkie. W tym momencie mag i tak nic nie wyczaruje. Ruszył w stronę swojej towarzyszki. Nagle poczuł coś pod łapą. Spojrzał w dół na podłodze leżało czyjeś ciało, głowa tej osoby kawałek dalej.
-Tommy – szepnął Felix.
-----------------------
Wciągnął powietrze jeszcze raz i skoncentrował się. Czar nie pozwalał mu stwierdzić co to za stworzenia, ale wciąż mógł stwierdzić ilu ich jest. Ponad dziesięciu wokół obozu. Tajemniczy napastnicy zaczęli się zbliżać w stronę namiotów.
----------------
Znalazł się w pobliżu wysokiego odzianego w czerwone szaty maga i piętnastoletniej dziewczyny, swojej towarzyszki. Deszcz wciąż lał. Wszyscy byli przemoczeni.
-Oddaj mi to – powiedziała dziewczyna.
Mag mocniej ścisnął złoty amulet, który trzymał w ręce.
-Nie masz już prawie mocy. Próba rzucenia silnego czaru skończy się dla ciebie śmiercią.
Mag nadal stał. Felix miał bardzo złe przeczucia. Chciał krzyknąć i ostrzec swój towarzyszkę.
------------
-UWAGA!!! OBCY W OBOZIE!!!
Postacie zamarły. Felix odruchowo zaczął warczeć. Krzyk! Zanim zdążył pomyśleć znalazł się w namiocie, w którym leżała jego towarzyszka. Był tam ktoś jeszcze, a nad nim stało ubrane stworzenie. Człowiek? Nie miał czasu myśleć. Otworzył pysk. W jego wnętrzu szybko uformowała się mroczna kula.
--------------
-Zginiesz ze mną!
Mag zaczął rzucać jakieś zaklęcie. Chciał się na niego rzucić, ale powstrzymała go tarcza ochronna. Najwidoczniej była to jakaś pułapka, w którą się sam złapał, by się ochronić. Jego towarzyszka zamarła, ale po chwili się pozbierała. Stworzyła mroczną kulę i rzuciła w tarczę, ale nic się nie stało.
-Nic nie przejdzie przez tę tarczę – jęknęła.
Mag kończył zaklęcie.
-Zniszczyłaś mnie, ja zniszczę ciebie. Nie od razu. To potrwa i będzie bolesne.
-Zostaw mój medalion!
Mag uśmiechnął się. Bariera opadła. Medalion zniknął z jego ręki. On przewrócił się na twarz niczym lalka. Felix popatrzył na swoją towarzyszkę. Ta upadła na kolana i zaczęła rzucać przekleństwa na wszystkie strony. On spojrzał w niebo i zawył.
-------------------
Ktokolwiek to był miał teraz w swoim ciele otwór wielkości pięści, jednak Felix tego nie widział. Świat rozmył się. Demon za późno przypomniał sobie, że nie może używać mocy. Zamroczony upadł na ziemię.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
mrumrando Wampir
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 689 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: fioletowa krypta in Goleniów
|
Wysłany: Czw 13:51, 11 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Była wdzięczna Saphirze że się nią zajęła... Mrum leżała i czuła jak powoli zrastają się jej żebra.. co za ból. Jednak lepiej miec pewność, że się zrosną... wiele osób narzeka na to, że jest wampirem. Uważa to za przekleństwo. Mrum nigdy tak nie myslała.... czuła się dobrze z tym. Po jakimś czasie męczarnie się zakończyły... wszystko wróciło do starego ładu... albo być może chaosu.
*****************************
Już od dawna druzyna nie miała czas na odpoczynek.. teraz wszyscy siedzieli.. odpoczywali. Choc nikt nie wydawał się aż tak zrelaksowany. Mrum patrzyło na Saphire której się pewnie wydawało, że uraziła ją. Nie skądże znpwu... Mrum poprostu rozmyslała.... czy pamięta jak to jest spać? Chyba... nie do końca. A czemu wampiry nie śpią? A po co coś co jest martwe ma spać? Wydawało się, że taka odpowiedź wystarczy... a jednak nie. Prowadziły między sobą dyskusję.... która niestety została przerwana. Jak Kruk przyniósł na pół-zywą Dracię.... jakby nagle wszystko się zmieniło. Rozmowa się nie kleiła a jakaś cząstka radości gdzieś uszła.... wszyscy wiedizeli, że TO może czekać każdego z nas.
****************************
PAtrzyła na Krasnoludkę tańczącą z Krukiem, na jego minę i nei poradne kroki... myslała, ze zaraz peknie ze śmiechu. Szybko wzięła leżący koło niej koc i się nim zakryla.... może jak nie będzie teog widzieć to się uspokoi. Cała się trzęsła ze śmiechu... obok siebie słyszała jak smieję się Saphira. Gdy w końcu się uspokoiła, pomyślła, że mogłaby nauczyć Kruka tańczyć... bo potrafi. Jednak póxniej uprzytomniła sobie, że to przecież Kruk... on w zyciu nie chciał by się nauczyć tańczyć. Wbre pozorm... lubiła Kruka, choć teraz ściągnął na druzyne niebezpieczeństwo, mimo, że ich pierwsze spotkanie nie bylo udane. Jak pewnie nie wiele osób w druzynie, czuła do niego sympatie, jednak także się go bała. Po tym jak ostatnio pokazła co potrafi... nawet wampi tak szybko sie nie porusza. Popatrzyła na Saphire która narzekała, ze nie ma wierzchowca... Mrum nie rozumiała czmeu nei chce zamienić się w smoka. No ale co ona tam wie? Gdy chciała zażartowac, ze może wziąść ją na barana... pojawił się Kris... z malutką figurką.
***********
Przyglądała się Spahirze która obkręcała statuetke w dloniach i od czasu do czasu patrząc na Krisa. Mrum w końcu nie wytrzymała. Podesżła do niej i wzieła z jej ręki statuetke. Niesamowita.... Saph podzieliłia się z nią z jej przypuszczeniami, i racja. To musi być pewnego rodzaju statuetka która słuzy do przywolywania. Ale co trzeba powiedzieć? Usiadłykoło siebie i po kolei rzucały słowa jakie im przyszły na myśl.
-Przyjdź wspaniały wierchowcu
-potrzebuję cię, przybądź
I tak wkółko...
-Oranżada z bąbelkami
-Co?
-Nic poprostu pomyslałam, ze to może być coś tak głupiego aby nikt go nei przywołał.- Mrum już miała mnóstwo pomysłów...
-Ach.. mam tego dosyć!! Co to ma być?! Kris!!?? -Saphira wzięło figurkę i cisnęła nią o ziemię. Mrum zrobiła wielkie oczy... a z statuetki zaczął się uwalniać fioletowy dym....*
*******************
Mrum obserowała i podłsuchiwała rozmoe Magelina... Jak on bł niesamowicie irytujący! I kruk dobrze zrobił uderzając go... choc mół mocniej. I kogo teraz druzyna nienawidziła? Stanowczo to nie bł teraz Kruk. Cała druzyna siedizała przy ognisku, a Magelin siedział sam w namiocie.... Mrum miała dosyc dobry humor, a nawet wysmienity. Przypomniała sobie, zę dawno nie ćwiczyła swoich mentalnych sztuczek. Usmiechnęła się szeroko i po cichu podeszła do namiotu w którym leżąl Maglein. Usiadła za nim i się skupiła.... próbowała wychwycic jego umysł.... czuję.... no to teraz się zabawimy. Najbardziej ze sztuczek lubiła gdy sprawiała iż ktoś czuł jakby padało, bło zimno lub gorąco. Do dzieła.. palisz się mój drogi. Widziała tylko jak MAgelin wystraszony wybiega z namotu i cąły się trzepie... jakby próbował się ugasić, wreszczał, ze się pali. Mrum pod nosem się cicho zaśmiała. No to teraz mój drogi poczujesz zawieruchę... MAgelin szeł teraz tak jakby pokonywał straszny opór powietrza... choć tego wszystkiego naprawdę nie było. No i zakończmy to... zaczeło lać! Teraz stanął jak wryty... chyba poczuł, zę coś jest tu nie tak. Patrzył się morderczo an całą druzynę,a drużyna przygląda się mu ze zdziwiniem. Mrum skończyła... uwielbiała się bawić wyobraźnią żywych... wyobraxni nie zamkniesz. Siedziała za namiotem i śmiejąc się miała twarz w dłoniach.**
-----------------------------------------------------------
* Saphira jeśli coś ci nie pasuje to powiedz zmienię post
** Wiem, ze mozę to trochę jest nie pokolei... i jesli komuś nie pasuje to z MAgelinem to tez piszcie zmienię ;)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Saphira71210
Dołączył: 19 Mar 2006 Posty: 512 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:11, 11 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Od piętnastu minut przerzucały się najróżniejszymi hasłami, które mogłyby zmusić tajemnicze zwierzę do ujawnienia się, ale jak dotąd bez skutku.
-Oranżada z bąbelkami
-Co?
-Nic po prostu pomyślałam, że to może być coś tak głupiego aby nikt go nie przywołał.
-Ach... mam tego dosyć!! Co to ma być?! Kris!!??
Wyżej wymieniony nawet się nie poruszył. Lekko rozzłoszczona Saphira wzięła figurkę i ze złością rzuciła nią o ziemię. Chwile później pożałowała tego dziecinnego zachowania. Spojrzała na Mrum, która wytrzeszczyła oczy gapiąc się na figurkę, więc smoczyca też odwróciła głowę...
Statuetka dymiła. Byłoby to żywym zaprzeczeniem przysłowia ,,Nie ma dymu bez ognia”, gdyby z tego oparu, jak z obłoku mgły nie wyłaniał się powoli kształt pędzącego, koniopodobnego, stworzenia który stopniowo rósł, jakby zbliżał się do nich z wielkiej oddali. W końcu stanął tuz przed nimi, lecz musiały chwilę poczekać, aż dym się rozwieje.
Figurka zniknęła. Na jej miejscu stało stworzenie owszem, podobne do konia, lecz które z pewnością nim nie było. Ogólnie rzecz biorąc, miało stalowoszarą maść -Jak ten metal-przebiegło Saphirze przez głowę. Niemal nie miało grzywy, lecz odznaczało się za to z niewiarygodnie długim i bujnym ogonem. Czarne, lśniące kopyto niecierpliwie stuknęło o ziemię. Smoczyca była przekonana, że kiedy zwierzę wstrząsnęło łbem, usłyszała brzęknięcie. Podniosła się i ostrożnie zrobiła krok do przodu, niepewna zachowania stworzenia. Parsknęło cicho, mimowolnie ukazując zdębiałej Saph kolejny szczegół swej anatomii-dwa spore i bardzo ostre kły kryjące się za miękkimi, końskimi wargami.
Powoli, z godnością obeszło ją dookoła, badawczo wpatrując się w nią inteligentnymi, żółtymi oczyma. Miała wrażenie, że została poddana jakiemuś egzaminowi i z niewiadomych przyczyn modliła się w duszy, żeby go zdać. Wreszcie niezbyt przyjemne badanie skończyło się. Zwierzę przyjacielsko szturchnęło ja pyskiem i swobodnie powachlowało się szarymi, błoniastymi skrzydłami, których jakimś dziwnym trafem smoczyca wcześniej nie zauważyła.
-Widzę je, bo on chciał, bym je dostrzegła- sama nie wiedząc, czemu, była tego absolutnie pewna, podobnie jak faktu, że to on, a nie ona. W tym momencie ,,koń” zarżał na pożegnanie i po prostu zniknął.
Na trawie przed nimi, jak gdyby nigdy nic, leżała statuetka, jednak czujne oko Saphiry dostrzegło pewną zmianę. Na podstawie widniał teraz stylizowany napis ,,Gwennahar”.
-Oho, nasz nowy znajomy nawet się przedstawił -mruknęła pod nosem –Wiesz, chyba mam jakiś szczególny talent do otaczania się istotami, których przynależności gatunkowej nie sposób określić-zażartowała
Na nos kapnęła jej nagle zimna kropla. Spojrzała w górę. Podczas ich rozmowy niebo zasnuły ciemne chmury. Zanosiło się na niezłe oberwanie chmury. Obie pospiesznie schowały wszystkie swe rzeczy do namiotu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Larikann
Dołączył: 08 Mar 2006 Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:40, 18 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Ponieważ Livier musiał dostać sie do jakiegoś mędrca Lar postanowiła powędrować z Raiellkiedy ta już się obudzi. Lar nie wiedziała dokąd zmierza jej przyjaciółka, ale ona musia dostać się do "Bramy Meriturum". Jej przyjaciółka nadal spała. a Lar snuła plany na temat swojej podróży. Lar bardzo zależało na szybkim dostaniu się do bramy,a więc juz bez żadnych wyrzutów sumienia obudzila rusałkę i spakowała swoje rzeczy.
-Raiell, muszę iść do Bramy Murmurando, a wię pospierz się!- powiedziała i nie czekając na przyjaciółkę oddaliła się mając nadzieję, że ta ją dogoni...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Pią 20:27, 19 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Na obóz drużyny napadła grupa bandytów. Był już późny wieczór, a drużyna porozchodziła się w różnych kierunkach, większość bez broni. Kruk nie był wyjątkiem, nie miał przy sobie nic, oprócz systematycznie ogryzanej nóżki z jakiegoś bliżej nieokreślonego ptaka. Nagle poczuł myśli nienależące do jego przyjaciół, więc po chwili namysłu ruszył w kierunku obozu.
***
Kaido biegła po gałęziach drzew i w myślach beształa się za to, że nie wzięła broni. Teraz nie musiałaby uciekać przed tymi sześcioma osiłkami, którzy gonili ją z niedwuznacznymi zamiarami, wyrażanymi przez obleśne uśmiechy i okrzyki. Dała kolejnego susa i nagle spostrzegła, że nie ma więcej drzew, po których dałoby się biec czy skakać. Polana, na której się znalazła była pasem gołej, spalonej ziemi. Niedobrze, pomyślała, widząc zbliżających się powoli drabów. Że też nie wyglądam jak Kruk, mruknęła sobie. On tylko zdjąłby kaptur i już by ich nie było.
Pierwszy bandyta rzucił się na nią, ale nie spodziewał się, że demonica zrobi obrót i kopnie go w zęby. Od-teraz-szczerbaty bandzior zabełkotał coś niewyraźnie, a jego kamraci powoli podchodzili do Kaido, zacieśniając okrąg wokół niej.
Jeden z chciał ją chwycić, ale powstrzymał go chrapliwy głos, który powiedział:
-Łapy precz, ścierwojady. Ta dziewczynka nie lubi, jak się ją dotyka bez pozwolenia.
Zbiry po chwili zlokalizowały źródło tych, niewątpliwie obraźliwych, słów. Dochodziły one zza kręgu światła dawanego przez księżyc, a wypowiedział je wysoki człowiek w podartym płaszczu z kapturem.
Kaido uśmiechnęła się ładnie i powiedziała do bandytów:
-Ale macie przerąbane.
Niestety największy z nich nie zrozumiał. podszedł do zakapturzonego i wycedził:
-Nie masz broni, nie wyglądasz na maga. Spadaj, nie przeszkadzaj nam w zabawie, to ci się nic nie stanie. A jak nie...-tu z niezwykłym wyczuciem dramatyzmu zwiesił głos i wyciągnął w kierunku rozmówcy półtorametrowy koncerz. Ku jego zdziwieniu tamten, miast uciec tak daleko, jak to tylko możliwe, roześmiał się głośno. Nie był to śmiech przyjemny dla słuchacza, w zasadzie przypominał krakanie kruka.
-Masz rację, nie mam broni, tylko kość kurczaka lub czegoś w tym stylu. Myślę, że masz szansę mnie pokonać.-zadrwił, odgryzając z ptasiego piszczela chrząstkę i końcówkę kości.
Bandyta z rykiem rzucił się na przeciwnika, ale zanim zdążył zrobić dwa kroki ten był już przy nim i uderzył go w gardło prawą ręką, zrobił obrotowy unik i stanął spokojnie za plecami bandziora. Reszta zbirów ze zgrozą w oczach patrzyła, jak ich herszt pada na plecy, a obcy zdejmuje kaptur, odsłaniając twarz. Był to widok prawie tak paskudny, jak kość piszczelowa kurczaka wystająca z gardła dowódcy bandy. W mgnieniu oka wszystkie draby zniknęły, wznosząc za sobą tumany kurzu.
Kaido, lekko wstrząśnięta tym, co zobaczyła, podeszła do trupa i z trudem wyrwała mu z gardła ptasią kość. Przypomniała sobie słowa Kruka, jakie wypowiedział na jednym z treningów: "świat jest twoją bronią, więc konsekwentnie jej używaj".
-Idziemy-powiedział Kruk z paskudnym uśmiechem- w obozie coś się dzieje, a szkoda by było przegapić kolejną okazję do zabawy.
***
Maeglin, Cenedess i Durel pomagający chodzić Dracii zostali zaskoczeni przez bandytów, którzy wpadli na nich biegnąc tak szybko, jakby paliły im się tyłki, albo czuli za sobą oddech Kruka. Elf okazał się najbardziej przytomny, podrzucił sobie do ręki leżący na ziemi miecz i rzucił nim jak oszczepem, przebijając jednego z bandziorów na wylot. Reszta drabów zatrzymała się ze zdziwieniem, a nagle do przebitego podbiegł jakiś ciemny kształt, wyrwał z niego miecz, a po paru sekundach wszyscy bandyci umierali wystrzeliwując w powietrze pożegnalne fontanny krwi z przeciętych rzez Kruka tętnic.
-Ładny rzut, elfie.
Maeglin ze zdziwieniem wysłuchał komplementu od człowieka, który niedawno miał ochotę go zabić.
-Nie myśl sobie, że cię nie lubię. Uważam tylko, że masz mocno niewyparzony jęzor, ale to już twój problem. Ostrzegam tylko, że wkurzysz mnie jeszcze raz i sam usypię ci kurhanik.
Na polanę wbiegło kolejnych kilku bandytów. Dwóch rzuciło się na Kruka i Maeglina, i natychmiast zginęli, a czterech wyciągnęło miecze i ruszyli w kierunku ciemnej, zakapturzonej postaci, która miękko wylądowała na ziemi po drugiej stronie polanki i powoli wstała.
Bandyci zbliżyli się do tego kogoś z mieczami, obcy nie miał żadnej broni.
Zaatakowali tak, że dwóch było z przodu, a dwóch za nimi, lekko po skosie, żeby wszyscy mogli uderzyć. Nie przygotowali się na to, z kim mieli walczyć. Zakapturzony wykonał dwa kopnięcia wymierzone w rękojeście tych z przodu, co sprawiło, że ich miecze wbiły się w czaszki bandytów idących z tyłu, potem kopnął miecz tego z prawej tak, że broń odcięła część twarzy jego kompana. Ostatni z żywych bandytów chciał uciec, ale uderzenie ciężkiego, okutego żelazem buciora w gardło zakończyło jego egzystencję.
Pogromca bandytów zdjął kaptur i uświadomił wszystkim, z kim mają do czynienia.
Samael.
Przebiegł nad zabitymi, a zza jego pleców w powietrze wystrzeliły w górę miecz i sztylet. Sztyletem rzucił w Volve i przybił jej ramię do drzewa, a mieczem w Maeglina, ale nie trafił, bo Kruk odbił lecące ostrze swoim mieczem.
-Uważajcie na niego!-warknął i rzucił się w kierunku Samaela razem z elfem, Durelem, Kaido i Avirailem. Samael nadal nie dotknął swoich Serafinów, ale też pobiegł im na spotkanie.
Najpierw dotarli do niego demonica i chłopiec. Aviraila wyminął w pełnym biegu, uderzając go łokciem w twarz, a demonicę chciał zaatakować kopnięciem Skorpiona.
***
-Skorpion.-powiedział Kruk na treningu-cios bardzo szybki i zabójczo groźny, lecz można go uniknąć błyskawicznym zejściem, półobrotem lub Nithiro, co nie zakłóci rytmu i będziecie mogli skontrować przeciwnika, który was w ten sposób zaatakuje.
***
Kaido zrobiła zejście, lecz nie spodziewała się, że Samael będzie w stanie jeszcze zmienić rodzaj kopnięcia na obrotowy i była bardzo zdziwiona, gdy ciężki, podkuty żelazem but trafił ją w żołądek. Pozbawiło to tygrysicę oddechu i możliwości poruszania się.
Samael kopnął Maeglina w mostek, pozbawiając go tchu i odbił się od niego, celując wyciągniętymi w locie mieczami w Kruka i Durela, lecz oni sparowali jego ciosy, rozdzielili się i zaczeli okrążać przeciwnika w zgranym rytmie, jakby ćwiczyli to latami. Samael nie dał się złapać na tę prostą sztuczkę, zamłynkował i zaatakował obydwoma mieczami Durela, tak, że tylko jeden cios mógł zostać sparowany. Durel dostał w udo i upadł, ale Kruk nie dał go dobić. Zasypał drugiego kadawera gradem krzyżowych uderzeń i odciągnął go od rannych. Nagle Kruk dostał kopniakiem w twarz i opuścił gardę. Samael chciał to wykorzystać i zadał równoległe ciosy obydwoma ostrzami, lecz kadawera uratowała Volve, która zasłoniła go mieczem i sparowała ciosy Samaela. Ten westchnął, ściął się z nią kilka razy i spokojnie patrzył jak ona dyszy ze zmęczenia.
-Studiowałaś w Akademii, ale nie skończyłaś treningu. Myślę, że powinnaś to była powiedzieć przyjaciołom, zanim umrzesz.
-Gadaj zdrów.
Kaido i Avirail powoli zaczęli się podnosić z ziemi.
-Teraz umrzesz, Volve.-powiedział, ale ona tylko parsknęła. Wiedziała, że jest bardzo szybki, ale ona też nie była kiepska w walce. Zacisnęła dłonie na rękojeściach miecza.
Starli się, a Volve się ucieszyła; już nie był taki szybki. Nagle chyba udało jej się go rozbroić, jego miecze poleciały w górę...
***
-Cios Modliszki. Najtrudniejszy cios na świecie, ryzykowny, ale bardzo skuteczny.-powiedział Kruk do Kaido, gdy ona wyobrażała sobie siebie przeciętą na pół. Przed chwilą skończyli sparing. Gdyby to była prawdziwa walka, to by już nie żyła. Walczyła z nim swoim stylem, tylko częściowo używając, jak to mówiła "kadawerskiego baletu". Nagle zobaczyła, że kije, które imitowały jego miecze, poleciały do góry, więc zadała mocny cios na odlew, bez mierzenia. Bardzo się zdziwiła, gdy ujrzała, że kadawer uklęknął przed nią. Dopiero po chwili spostrzegła, że trzyma kije przy jej biodrach i prawda uderzyła w nią ze straszliwą siłą: uniknął jej ciosu, złapał miecze i mógł przeciąć ją na pół. To był tylko podstęp, by przestała się pilnować.
***
-Vooooooooolve! Nieee!-krzyczała Kaido w bezsilnej złości. Jej przyjaciółka leżała w szybko powiększającej się kałuży krwi, wypływającej z rozciętego brzucha. Tygrysica i Avirail jak na sygnał rzucili się na stojącego nad umierającą Volve Samaela, który właśnie chował miecze. Pierwsza dobiegła do niego Kaido, skoczyła i zaatakowała dźgnięciem włócznią. Samael złapał drzewce, zastosował na niej znaną wszystkim zasadę dźwigni, a gdy tygrysica puściła włócznię, to zadał jej kilka ciosów tępym końcem broni w twarz, mostek, szyję i pod kolano, a następnie zranił Aviraila w twarz ostrym końcem włóczni, a gdy chłopiec upadł, to zamłynkował nią i odrzucił ze śmiechem.
-Samael!-wycharczała Kaido, wstając z trudem.-Zabiję cię!
-Czemu?-spytał, szczerze zdziwiony- przecież nie zabiłem ciebie, tylko tamtą, wolałabyś być na jej miejscu? Ja chcę zabić Kruka i tego elfa, a reszta mnie nie obchodzi. Mam gdzieś, czy zabiję jeszcze ciebię i resztę twoich przyjaciół, czy nie, ale jak nie będziecie mi wchodzić w drogę, to może przeżyjecie.
Tygrysica ścisnęła w dłoni miecz Volve i parsknęła. Rzuciła się na niego, ale on zatrzymał ją w miejscu jednym ciosem pięści, zrobił obrót, podbił jej rękę z mieczem, zabrał jej go i chlasnął skosem przez pierś. Jej szata sama się zasklepiła. Zdziwiony tym Samael podszedł do niej i powiedział:
-Skoro ci na tym tak zależy, to mogę cię do niej wysłać.-uniósł miecz, lecz nagle ten wypadł z jego dłoni.
Przez całą polanę przebiegł dreszcz, czerwone błyskawice zbiegły się w jednym punkcie. Przy wstającym Avirailu, którego oczy świeciły karmazynowym blaskiem.
Zostaw moją siostrę.
Co?
Odejdź od niej, morderco.
Niby czemu? Myślisz, że jak zmienisz się w Kaina, to mi zaimponujesz? Też to potrafię, lepiej od ciebie.
Nie. Ja umiem to kontrolować, dzięki uczuciom! Przyjaźń, miłość, one pomagają mi się wydostać spod władzy Znamienia, a ty tego nie potrafisz. Teraz jestes tylko nienawidzącą wszystkiego maszyną do zabijania. Nie pamiętasz, jaki byłeś kiedyś?
Ja... nie interesuje mnie to! Wtedy byłem słaby, miałem idealistyczne spojrzenie na dobro i zło, a teraz mam władzę!
A czy to ona jest tak naprawdę ważna? Pomyśl! Nie zawsze taki byłeś, kiedyś miałeś przyjaciół, nadal ich masz, tylko musisz nad sobą panować, jak ja i Kruk. To tego chcesz.
Nie!
Tak. Wiesz to. Spróbuj się od niego uwolnić.
Drużyna zobaczyła nagle, jak Samael staje się jakby mniejszy, zapadnięty w siebie i mówi coś cichym, ładnym głosem, mówi słowa, których wymówienie sprawia mu wielką trudność, jakby od dawna nie używał swojego głosu:
-Ja... przepraszam... nie wiem.... co się ze mną działo....
Powiódł wzrokiem swych smutnych, pięknych, błękitnych oczu po członkach drużyny, którzy zaczęli wstawać, bo widać było, że już nikt nie będzie walczyć. Nagle Kaido, która stała przy konającej Volve, upadła. Samael i Kruk doskoczyli do niej i razem zanieśli tygrysicę do namiotu.
----
Umarła Volve, więc teraz mamy w drużynie Samaela. Napiszcie coś o tym, jak będziemy ją grzebać. Freya, Skha, Kruk i Samael muszą się taraz zabrać za leczenie rannych, pamiętajcie, że np. Kaido jest w bardzo ciężkim stanie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Czw 15:37, 25 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
domka191 Leśny Elf
Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:36, 20 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Podczas gdy Maeglin kopał głęboki dół wraz z nie bardzo sie do tego nadającą Cenedess, Kruk, Samael, Freya i Skha obchodzili ponure tej nocy obozowisko.
Ponure, ha ha. Żeby tylko.
Zdążyli opatrzyć już udo Maeglina oraz ramię Dracii.
Panowała grobowa cisza przerywana tylko odgłosami wydawanymi przez łopaty wyciągające ziemię z pogłębiającego się dołu.
Nawet cykady urwały swą wesołą pieśń i gdy tylko któraś niemądrze zaczynała ją na nowo, natychmiast milkła, przytłoczona panująca atmosferą.
Od chwili, gdy Avirail zrobił to coś dziwnego Samaelowi, ten nie powiedział ani słowa.
Nie spojrzał nikomu w oczy.
Może to i dobrze, bo to, czego nie wypowiedzieli na głos, widać było na pewno w ich spojrzeniach.
- Co się stało Samaelowi? Dlaczego nagle tak się zmienił? - spytała Cenedess Maeglina, który w tamtej chwili był bliżej Samaela niż ona.
- Avirail coś mu powiedział.
- Ja nic nie słyszałam...
- Nie powiedział tego na głos.
- A ty...słyszałeś?
- Gdybym chciał, usłyszałbym. Ale to nie moja sprawa. To była, jak myślę, prywatna rozmowa. - Maeglin zamyślił się, po czym zapytał: - Ta...Volve, tak?... ona...ile z wami była?
- Od początku. Jeszcze zanim przebyliśmy Jezioro Srebrnych Gwiazd.
- Szkoda, że nie miałem okazji jej poznać. Właściwie...nikogo tu nie znam. Oprócz Kruka. I może tej rudowłosej rusałki, którą spotkałem w mieście.
Cenedess nie odpowiedziała.
- I teraz mam już pewność, że to był Samael, wtedy w mieście.
Po chwili dodał cicho:
- Ale to już nie ma większego znaczenia.
***
Kończyli już kopanie - i dobrze, bo już prawie nic nie widzieli, tak było ciemno.
Zadziwiło ją to, że choć dopiero teraz poczuła, jak bardzo lubiła Volve, nie uroniła ani jednej łzy.
Może to jakiś rodzaj szoku, czy coś...
- Niektóre rodzaje smutku nie dadzą się wyrazić łzami. - odezwał się cicho Maeglin.
Cenedess zaskoczona patrzyła, jak elf wyrzucił ostatnią łopatę ziemi, wyszedł z dołu i udał się po trumnę, którą zrobiły Mrumi (jako wampir znała się na tym najlepiej) i Saphira.
Szczęście, że opatrzyli te rany chociaż po śmierci. Krew nie wygląda ładnie w grobie.
Wyszła z dołu, udała się po ręcznik do namiotu i poszła nad strumyk. Ziemia na jej włosach była naprawdę irytująca.
***
- Nie wiem jak to będzie. Nie wyobrażam sobie, żeby między Samaelem i nami było kiedyś normalnie po tym, co się dzisiaj stało. - szepnęła Martensita przy dogasającym ognisku. Cenedess tylko kiwnęła głową. Ona nawet o tym nie myślała.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Sob 19:46, 20 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cisza i spokój.
Można by rzec – sielanka.
Freya siedziała na ziemi, wsparta o kamień delektując się resztką słonecznych promieni i wchłaniając ich ciepło. Skha, leniwie wpatrywał się w powoli przesuwające się chmury.
Cisza i spokój. Coś jednak zakłóciło tą ciszę.
- Freya? Słyszysz coś?
Gryfica, nie otwierając oczu wsłuchiwała się w otaczającą ją ciszę.
- hmmmm… słyszę….sum drzew
- eh, tak, to też ale czy słyszysz coś innego?
- ….słyszę….. szum strumyka….. i..i trzask ogniska
- Freya wsłuchaj się dokładnie.
Nastąpiła chwila zagęszczonej ciszy.
- Słyszę… coś jakby, chrzęst….takie chrupnięcie. *gasp* cóż to za odgłos? Coś jakby pękająca skała. – Freja powoli zaczęła się ekscytować – taki jakby cichy grzmot, pęknięcie, albo odłamek skalny odpadający od wielkiego urwiska, albo, albo, niczym trzask kości łamiącej się pod impetem miecza, lub też miażdżący chwyt piekielnej bestii, powoli rozrywającej ciało nieszczęsnej ofiary, cichy chrzęst kości zabłąkanej duszy, która utknęła w świecie pomiędzy życiem a śmiercią stając się nękający żywych nieumarłym trupem…..
…………
Nastąpiła chwila skoncentrowanej ciszy.
Skha wpatrywał się w gryficę jakby jej właśnie 2 głowa urosła.
- ……eeeeeee…… to tylko Kruk obgryza kości tego ptaka, co go niektórzy kurczakiem nazwali………
Gdyby cisza mogła jeszcze bardziej zgęstnieć, to można by ją do puszki wsadzić i sprzedawać jako konserwę turystyczną.
Freya odchrząknęła zakłopotana, spuściła głowę, przed wszechobecnym wzrokiem całej drużyny i z zainteresowaniem wpatrywała się w kamyczki na ziemi.
- Freya – po otrząśnięciu się z szoku Lewiatan ponownie wrócił do rozmowy – chodziło mi o cykady.
- cykady?
- Cykady. Nie słyszysz? One ciągle grają?
- Ummm.. no wiesz, jest lato, ciepło, one muszą grać żeby przywabić partnerkę i… takie tam.
- Wiem o tym, ale to jest dziwne. One są wszędzie, na plaży, w górach w lesie, w obozie, wszędzie grają. To jest bardzo dziwne.
- um… nie są zagrożonym gatunkiem, dosyć ich dużo, i jest zeson, więc….
- Nie! Tu musi być wplątana jakaś siła nieczysta, może wielka inteligentna żądza krwi cykada je nasyła chcąc doprowadzić nas do szału ich cichym ćwiergotem.
Teraz przyszła kolej Ferii na wpatrywanie się w lewiatana jakby jemu wyrosła 2 głowa.
- Wiesz myśle że oboje mamy zbyt rozwiniętą wyobraźnię.
Skha nie zdążył nic odpowiedzieć jednak, ponieważ niczym błysk z jasnego nieba – rozpętało się piekło.
W metaforycznym i dosłownym tego słowa znaczeniu.
Do obozu wpadła spora grupa uzbrojonych ludzi. Pojawili się ze wszystkich stron, było ich wielu i mieli sporą przewagę liczebną, lecz nie współgrali ze sobą, nie mieli wodza i niewielkimi grupkami rozbiegli się za różnymi członkami drużyny.
Złoczyńcy, zbóje, siepacze i maruderzy.
Najemnicy.
Freya szybko wzbiła się w powietrz szyjąc do napastników strzałami.
Skha metodycznie atakował ludzi szponami i zębiskami.
Nagle lewiatan wyczuł coś dziwnego, jakby delikatne dzwonienie dzwoneczka oznaczającego ostrzegającego przed niebezpieczeństwem, magiczny alarm, ostrzegający przed czymś potężnym.
Przygważdżając kolejnego bandytę łapą do ziemi Skha dostrzegł scenę dziejącą się kilka metrów dalej.
Freya spojrzała w tym samym kierunku aby zobaczyć jak sztylet przebija ramię Volve. W jej oczach zabłysła złość i nienawiść. Dobyła miecza i lotem nurkowym leciała w stronę walczących.
- NIE!!, Freya!! Wracaj! Nie atakuj! Nie masz szans!
- Ale…
- To nie przeciwnik dla ciebie, jesteś za młoda, masz za mało doświadczenia, a on jest zbyt potężny. Leć, pomóż Draci.
Skha miała rację, młoda gryfica nie miała by szans z kadawerem. Freya poszybowała w kierunku rannej towarzyszki.
Lewiatan nieruchomo wpatrywał się w dziejącą się na polanie scenę. Ciągle żywy zbir przygwożdżony do ziemi wił się pod jego łapą, lecz lewiatan nawet go nie dostrzegał.
Szybki cios.
Atak.
Unik.
Tygrysica upadająca na ziemię.
Bandyta pod łapą smoka powoli tracił siły.
Kolejny atak.
Blok.
Atak.
Błysk stali.
Krew.
Niczym w zwolnionym tempie ciało Volve osuwające się na ziemię.
Skha zacisnął pięść i zęby.
Stróżka krwi i innych płynów pociekła z pomiędzy pazurów.
Skah nie patrzył co się dalej działo.
Wpatrywał się tylko w ciało towarzyszki leżące w niegdyś soczyście zielonej trawie, teraz zbroczone jej własną krwią.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce zaszło już za horyzont. Nocne niebo spowił błyszczący całun gwiazd.
Polana była cicha, nawet cykady nie zakłócały tej chwili.
Na środku ustawiono prostokątny stos drewna wysokości około 2 metrów. Na wierzchu, wśród tysięcy płatków letnich kwiatów leżała Volve. Wyglądał jakby spała. Odziana w skórzaną, błyszczącą srebrem i złotem lekką zbroję, z mieczem położonym na piersi. Delikatna cera i rozwiane prze wiatr włosy upodabniały ją do odpoczywającej wśród kwiatów księżniczki.
Jakże różnił się ten obraz od zakodowanego w pamięci lewiatana widoku zakrwawionej, brudnej od potu i kurzu wojowniczki, która ze śmiertelną, krwawiącą raną upadał na trawę tego fatalnego dnia.
Skha rozejrzał się po zebranych, złość, smutek, zamyśleni, łzy, szloch, refleksje. Wszystko to odczytał z twarzy członków drużyny.
- Żyła jako wojownik. Umarła jako bohater. Niech jej dusza wzleci do gwiazd, by połączyć się z najlepszymi tego świata.
Na delikatne skinienie łba, Reqee, która ucierpiała najbardziej ze straty wieloletniej towarzyszki zionęła w kierunku stosu delikatną ognistą chmurą.
Nasączone alkoholem i innymi substancjami drzewo błyskawicznie zajęło się w całości ogniem. Iskry strzelających kłód poleciały wysoko pod niebo.
Drużyna stała w ciszy wpatrując się w pomarańczowe płomienie stosu zawzięcie spopielające ciało Volve. Ich myśli były podobne, wspomnienia dobry i złych chwil, rozważania o tym czy ich też to czeka. Czy wszyscy przeżyją ta przygodę. Dotychczas ludzie odchodzili i przychodzili, ale poza kilkoma ranami, nikomu nic się nie stało.
Aż do dzisiaj.
Wszyscy, wpatrywali się w ciszy w trzaskające płomienie.
W pewnej odległości pod drzewem stał Samael, jego twarz ukryta cieniu nie pozwalała na odgadnięcie jego myśli.
----UWAGI-------------------------------------------------------------
Ufff, nareszcie. Na początku wesoło potem się dość ponuro zrobiło.
Stos przygotowany, przemowa zaczerpnięta chyba z jakiegoś filmu (gdzie ja to słyszałam?)
Jak chcecie coś przemówić to specjalnie zrobiłam taką przerwę po podpaleniu stosu, tam można przemawiać
Mam nadzieję że Samael może tak zostać, jeżeli nie to powiedzcie, to go zwiążę albo w ogóle usunę z to ostatnie zdanie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Wto 14:27, 23 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Tyle rzeczy się działo... Walka, śmierć Volve...Dracia ciągle miała lekki mętlik w głowie, i czuła sie znacznie gorzej niż wcześniej.
Czemu musiałam sobie połamać żebra? Nie moglam walczyć... Na pewno byłoby nam o wiele łatwiej, gdzybym była cała i zdrowa. Ale przecież Samael mógł mnie zabić, i teraz stałyby tu dwa groby...Rany, jak mi się chce spać..Za dużo stresu, bieganiny. I żebra znowu bolą.
***
W ciemności ktoś zaryczał smętnym głosem. Durel uniósł łeb i spojrzał na leżącą obok Dracię. Po chwili wstał, rozpostarł skrzydła i odleciał.
***
Dracia obudziła się. Na niebie lśniły gwiazdy. Rozejrzała się..Durela nie było.
"Durel?"
Nikt nie odpowiedział.
Dracia podeszła do Onyksa i szturchneła smocza.
"Soo?"- syknął.
"W którą stronę odszedł Durel?"
Smoczek skinął łebkiem, wskazując kierunek i znowu zasnął.
*
*
*
*
*
*
*
Dracia biegła. Z oczu leciały jej łzy. Jej ubranie było całe pokryte czarną krwią, która zaczeła już powoli krzepnąć.
Drań..Zdrajca...Jak mógł to zrobić?
Odszedł...Ale wróci, na pewno wróci...
Zabiłam ją. Dlaczego? Jestem zwykłą morderczynią....Ale przecież to nie ja....To moja nienawiść,nie ja..Przeklęte ostrze...Moje żebra...Głupia, trzeba było zostać w łóżku...
Było ciemno, i łzy wszyszystko rozmazywały, więc Dracia wcale nie zdziwiła się, gdy wpadła w krzaki.
Teoretycznie powiina sie w nie zaplątać, ale przelciała przez nie na wylot.
***
Znajdowała się na czymś w rodzaju małej polanki. Porastała ją trawa. Jej ściany tworzyły ciemne krzewy potrośnięte kwiatami.
Co to za roślina? Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
Liście krzewu były ciemne, a czarne kwiaty o krwistoczerwonych wnętrzach rosły tylko na wewnętrznej strone kręgu. Wydzielały bardzo mocną woń, która sprawiła, że z Dracii uciekły wszystkie złe emocje. Po chwili zasneła.
***
Obudziła się. Ni ją nie bolało, czuła się całkowicie zdrowa i pełna energii. Ubranie zdążyło już całkowicie zesztywnieć od czarnej posoki,
To miejsce jest takie piękne...Szkoda, że nie mogę tutaj zostać.
Wyszła przez dziure, przez którą wtoczyła sie do środka. Zabrala ze sobą pare kwiatów.
Dla Volve.
***
Drużyna krzątała się przy obiedzie.Nie martwili się zbytnio zniknięciem Durela i Dracii. Wiadomo, mogą chcieć pobyć trochę sami.
Jedynie Onyks był troszkę zaniepokojony, i ciągle latał nad obozem sprawdzając, czy jego pani przypadkiem nie wróciła.
"Wraca!"
Mineło parę chwil, zamin Draci doszła do obozu. Po paru chwilach dookoła zebrała sie cała drużyna. Przecież przez pól dnia mósiało przydażyć się jej coś ciekawego.
"Dracia,wszysko w porządku?Jesteś cała we krwi..."- to była Saphira
"Tak, wszystko dobrze..."-uśmiechneła się lekko.
"Eeee...To chyba krew smoka cienia."-zauważył Onyks-"Czy ktoś z was widział ostanio Durela?"
Wszyscy odskoczyli jak oparzeni.
Po chwili dało sie słychać ciche łkanie. Po paru chwilach Dracia po prostu wyła.
***
Po tym, jak Dracia doszła do siebie, dowiedziano się, że Durel żyje, ale odleciał, i prawdopodobnie nie wróci zbyt prędko. Dracia bardzo nie chciała wnikać w szczegóły.
Po przepytaniu Dracia poszła na grób Volve i położyła tam dziwne kwiaty.
***
"Kruk?"
"O co chodzi?"
"Chciałabym ci podziękować za to, że dwa razy uratowałeś mi życie."
"Dwa razy? Przesadzasz."
"Wcale nie. Za pierwszym razem uratowałeś mi życie, gdy powiedziałeś mi o tym, jak to jest z Samaelem. Gdyby nie to, poszłabtym go zabić, i na pewno przegrałabym. Drugi raz, gdy nie zostawiłeś mnie po jego ataku. Dziękuję...Naprawdę dziękuję..Jeśli będę mogła kiedyś ci się odwdzięczyć..W jakikolwiek sposób. Wystarczy tylko, że poprosisz."
***
Cykady grały bardzo, bardzo głośno.
Dracia spała. Obok leżał pamiętnik.
Czasami wydaje mi się, że jestem przeklęta. Ciągle przytrafiają mi się jakieś straszne rzeczy, a krótkie chwile radości tylko zwiększają cierpienie, gdy wszystko się wali.
Czasem zastanawiam się, czy nie skończyć z tym wszystkim. Ale muszę żyć.
Dla zemsty
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Wto 21:30, 23 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
-Co im się stało? – Mrumi popatrzyła na dwa leżące obok siebie ciała. Jedno należało do dziewczyny, a drugie do psiego demona.
-Szczerze mówiąc nie wiem – Saphira z zainteresowaniem lekko dotknęła Felixa, ale on nie zareagował.
-Znaleziono go przed trupem jednego z tych bandytów. Miał w sobie dziurę wielkości pięści! – Mrumi pokazała własną pięść.
-On ją zrobił? – Saphira wskazała na demona.
-Na to wygląda, nikt z żywych nie przyznaje się do tego czynu, a Volve raczej tego nie zrobiła.
Nastała minuta ciszy.
-Ile ona tak leży? – Saphira wskazała na dziewczynę.
-Parę dni. Nie budziła się.
-Co o niej wiecie?
Mrumi lekko zaróżowiała .
-Właściwie to nic.
-A jak to jakaś no… wiesz ktoś w stylu Samaela.
-Z tego co wiem jak była przytomna to nie miała żadnych morderczych skłonności. Poza tym on mnie obronił – wskazała na leżącego demona.
Rozmowa się urwała. Mrumi chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie Felix poruszył się.
---------------------
Felix rozglądał się z przerażeniem. Wokół nich pojawiło się więcej zakapturzonych postaci.
-Musimy uciekać!
Stojąca obok dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie była w stanie. Kilkanaście godzin ucieczki i walki wykończyło ją i tak wytrzymała więcej niż powinna.
-Nie wyglądasz dobrze.
-Mu… musimy się przebić – powiedziała to z trudem.
-Wyprowadzę cię stąd!
Jego towarzyszka uśmiechnęła się.
-Będę cię pamiętać.
-Nie poddawaj się!
-Felix…
Dziewczyna powoli jak na zwolnionym filmie przewróciła się. Dopiero po sekundzie demon zdał sobie sprawę, że z jej pleców wystaje jaka strzała, nie to tylko lotka. Ale skoro to lotka to na pewno jest na niej trucizna. Felix szybko ją wyciągną, ale w tym momencie postacie przypuściły ich atak. Musiał ją obronić. Spojrzał na leżące bezwładnie ciało.
-Rachel…
-------------------
-Rachel…
Wszyscy obecni w namiocie popatrzyli zdziwieni na demona, który zaczął się podnosić. Wciąż był mocno osłabiony i chyba nie wiedział gdzie jest. Zrobił parę niezgrabnych kroków.
-Rachel – powiedział to głośniej. Wyraźnie zwracał się do dziewczyny.
Wszyscy milczeli.
-Musimy uciekać! Wstawaj!
---------------------
Popatrzył na paru leżących przed nim mężczyzn, a potem na kolejnych zbliżających się.
-Więcej was mamusia nie miała?!
Nagle poczuł ukłucie w lewej przedniej łapie. Wystawał z niej lotka.
-Niedoczekanie wasze…
Skoncentrował wiązkę energii i szybko ją wystrzelił. Paru nieostrożnych najemników straciło różne części ciała, ale co sprawniejsi uniknęli kontaktu z promieniem. Felix poczuł, że słabnie. Długotrwałe zmęczenie i trucizna wysysały z niego siły. Poruszał się coraz wolniej i odbierał coraz mniej bodźców.
-Rachel wstawaj! Musimy uciekać! – Musiał ja ochronić. Dziewczyna leżała bez zmysłów i Felix dobrze wiedział, że nie wstanie. Mimo to krzyczał.
---------------------
Mrumi i Saphira patrzyły zszokowane. Czegoś takiego nie oglądało się codziennie. Wielki psi demon z oczami pełnymi łez.
-Wybacz nie mogę… nie mogę cię obronić.
Przewrócił się i legł na ziemi nieprzytomny.
----------------------
Felix jak przez mgłę widział napastników. To koniec. Zaczął osuwać się na ziemię. W ostatnich chwilach świadomości demon zdał sobie sprawę, że ktoś atakuje napastników od tyłu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
VolvE-chan
Dołączył: 22 Sty 2006 Posty: 107 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Musashi
|
Wysłany: Wto 17:01, 30 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Ostatnim co VolvE pamiętała był atak Samaela na Kruka. "Nie zdąży" pomyślała i nie myśląc wiele sparowała cios mieczem. Zaczęła walczyć. Przypominały jej się wieloletnie treningi w Akademi. cios,unik, obrót, cios, atak, cios, unik "Albo zabijesz, albo zostaniesz zabita". Nie widziała już przeciwnika, nie widziała przyjaciół, tylko swój miecz i broń wroga. unik, cios, unik, parowanie, cios. Nie wiedziała czy zadała jakąkolwiek ranę przeciwnikowi. Nie chciała go zranić, chciała zabić. cios, unik, cios. Nagle poczuła wielki ból w okolicy brzucha. Upuściła miecz. Jakiś szum, głosy, ktoś płacze, ktoś wyje, ryk, to Raqee, poznała ten głos. Co się dzieje? Czy ktoś umiera? Padła na kolana, spojrzała w górę. Ostatnim widokiem jaki zapamietała była ta twarz. Całkiem przystojna gdyby nie te blizny... twarz Kruka... nie, nie Kruka, Samaela. Nic więcej nie zdążyła zobaczyć, nic usłyszeć, ostatnim uczuciem była nienawiść, nienawiść do tego stworzenia, nienawiść do końca życia. "Raqee" wyszeptała słabym głosem. Nikt nie usłyszał. Volve powoli zapadła w ciemność... "Raqee" Cisza... Nienawiść... Ciemność...
****************************
"Co się dzieje? płomienie? To ogień. Nie czuję gorąca. Nic nie czuję. Co się dzieje? Nie mogę wziąśc oddechu, ale się nie duszę. Nie czuje ognia, który mnie otacza, nie czuję własnego ciała. Raqee? Kaido? Skha? Gdzie wszyscy? co się stało? Kruk? Dracia? Freya? Mrumi? Dlaczego nic nie czuję? Dlaczego nie oddycham? Jak tu ciemno... I ten ogień. Kogoś mi przypomina. smok... Czerń... Raqee... Ra...co? Kim była? Co to za wspomnienie? Tygrys? Jaki tygrys? Smok? Co za smok? Co się dzieje? nic nie pamiętam... Jak tu ciemno..."
***********************************
Mała dziewczynka rozejrzała się po pokoju. Znajomy pokój, znajoma wioska, znajomy dom. Wybiegła na korytarz.
-Mamo! Mamo! -Jej matka wyszła zza rogu regału z książkami.
-Co się stało? -Spytała ta dziwna osoba o kocim spojrzeniu, ze szpiczastymi uszami na czubku głowy i ogonem.
-Gdzie tatuś? Obiecał mi, że pójdzie ze mną dzisiaj na spacer do lasu!
-Tatuś? Twój ojciec jest teraz zajęty.
-Zajęty? Ale obiecał. -Dziewczyna miała łzy w oczach.
-Tak, ja też już muszę iść, będę wieczorem..
-Ale mamo, nigdy was nie ma. Mamo nie idz!
Kobieta jednym ruchem reki strzepnela dziewczynke uwieszona poly jej plaszcza i wyszla nie ogladajac sie za siebie. Jej corka usiadla na podlodze i polykajac lzy glaskala malenkiego kotka laszacego jej sie do nog. Wtulila twarz w jego cieple futerko.
-Tylko ty mnie kochasz Septe -wyszeptala przez lzy.-Tez cie kocham, tylko ciebie kocham Septe.
Z kotem na rekach spojrzala przez okno. Dzieci... Mnostwo dziecitakich jak ona, bawiacych sie na placu.
-Dlaczego oni mnie nie chca Septe? Dlaczego nikt mnie nie kocha? Tylko ty... Mam tylko ciebie... -Poglaskala kota po lebku, odpowiedzial jej cichy mruk.
W nocy wyleciala z lozka... to rodzice wrocili. Pobiegla na dol.
-Tata!
Mezczyzna o czerwonych oczach z czarnoczerwonymi skrzydlami jednym machnieciem reki zapalil wszystkie swieczki.
-Kirra! Gdzie kot? -Odparl sucho.
-Septe? U mnie, ale...
-Przynies go tu.
-Ale...
-PZYNIEŚ!!!!
-Dobrze tatusiu.
Po chwili ojciec schwytal kota za kark.
-Idz spac Kirra.
-Ale...
-SPAĆ!!!!
-Dobrze- Kirra spojrzala na ukochane ziwerze i powlokla sie do lozka.
---------------------------------------------------------
-Tato? Gdzie Septe?
-Nie gadaj, jedz!
-Tato, a pojdziemy do lasu? -Mala nie dawala za wygrana.
-Tak
-Hurra! Amoge zabrac Septe?
-Nie...
-------------------------------------------------------
-Tato! Gdzie jestes? Tato! Miales zaraz wrocic! Tato! Jak tu ciemno... drzewa... Chce mi sie pic... O, cos tu lezy. Co to? O... NIEEEEEEEEEE!! Septe! Septe, co ci jest? Dlaczego jestes taki zimny? Dlaczego nie oddychasz? Septe! Tatoooooooo!!
----------------------------------------------------------
-Jest, dom. Wrocilam. Tata? Tata jest w domu? Dlaczego oni sie ciesza? Mamo, tato... Zostawili mnie.. Pozbyli sie mniemyslac ze nie wroce... Ale Septe!Co oni mu zrobili? Czemu? Mamo, tato... Mamo, tato, nienawidze was!! -Kirra ze lzami w oczach odbiegla w strone lasu.
**************************************
Niska, dlugowlosa dziewczyna z kocimi uszami i ogonem wkroczyla do wioski. Rozejrzala sie. "Dlaczego oni sie tak gapia?" Faktycznie, wszyscy mezczyzni z wioski sie na nia gapili. Ruszyla w strone domu, tego jedynego na ktorym jej zalezalo. Miala swoj cel. Otworzyla drzwi. Weszla.
-Kirra? To ty?
-Ty zyjesz?
-Tak, mamo to ja, tak tato, zyje...
-Kirra? co ty? Opusc te pazury! Zostaw ten miecz!
-Elistee! Aaaaaaaaaaaaaa!! Kirra!! Aaaaaaaaaaaa...
--------------------------------------------
Dlugo potem opowiadano w wiosce jak koci demon wszedlszy do domu spokojnej rodziny, wyszedl z niego w postaci czlowieka, zostawiajac w dmu plamy krwi i dwie pokiereszowane zwloki. Nikt nie zdazyl zareagowac na wrzaski, nim ktokolwiek podbiegl sprawczyni juz nie bylo. Zginely dwie osoby: Koci demon Elistee i demon ognia- Hexe, wczesniej przed laty, w nieokreslonych okolicznosciach zginela ich corka- Kirra...
***********************************
-Septe -Pomyslala Volve -Jak tu ciemno, Septe? Czemu tu tak ciemno? Septe odpowiedz...
************************************
Niska blondynka weszla do karczmy. Przy stole siedzialo dwoch obadrtych mezczyzn.
-E... ty... -Jeden usmiechal sie glupkowato -Jak sie nazywasz? -Probowal zaczac grzecznie.
-Moze masz ochote sie zabawic? -Zapytal drugi juz mneij grzecznie.
Blysnela klinga, drugi obdartus lezal w kaluzy krwi na ziemi. Dziewczyna spojrzala na pierwszego, ktory do niej zagadal:
-Nazywam sie Kirr... Volve, nazywam sie Volve i lepiej to sobie zapamietaj kotku.
****************************
Volve wstala... "Jak tu ciemno... Dlaczego tu tak ciemno? Ta ciemnosc oslepia. Jest tak ciemno czy tak jasno? Nic nie widze... Nie oddycham... Gdzie ogien? Co sie z nim stalo?" Volve poszla trzy kroki wprzod... przepasc. W bok... przepasc. Znajdowala sie na wysepce. "Ciemno" pomyslala. Samael... tylko to pamietala. Imie Samael i te twarz poorana bliznami. Nienawisc... Volve wskoczyla w przepasc. Ciemno...
***********************************
Gdy otworzyla oczy pochylal sie nad nia nieznany starzec.
-Jestes cala polamana... Dlaczego skoczylas?
-He? -Zapytala zdziwiona. Probowala wstac, zabolalo. -Boli... Czyli ja zyje?
-Nie -odpowiedzial najspokojniej w swiecie starzec -Nie zyjesz.
-----------------------------------------------
-Gdy spalas mowilas cos o jakiejs Kaido iRaqee, wspominalas tez o jakims Kruku, Mrumi, Sapirze... Kto to?
-Kaido? -odrzekla Volve -Mrumi? raqee? hmmmmmm... Nie wiem, nie znam...
-A Samael?
-Samael! -Oczy Volve rozblysnely wsciekloscia i padla spowrotem na poduszke.
*****************************
-Nie odpowiedzial starzec.. -Nie zyjesz..
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Wto 19:22, 30 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Na dworze było ciemno. W namiocie z rannymi nie spała tylko Mrumi, która była wampirem. Patrzyła na ledwo widoczne zza chmur gwiazdy. Saphira leżała niedaleko niej owinięta jakimś kocem. Było cicho. Nie było słychać żadnych rozmów. Nawet cykada ucichła. Mrumi spojrzała w niebo. Z zasłaniających gwiazdy chmur nie będzie deszczu. Nienaturalna cisza trwała. Nagle ciszę przerwał jakiś odgłos. Mrum obejrzała się. Dziewczyna przekręciła się z boku na bok. Oddychała coraz ciężej i szybciej.
-Czyżby śnił się jej koszmar?
--------------------
Dziewczyna popatrzyła na cień.
-To jest wredne.
Głos zaśmiał się w bardzo dziwny sposób.
-„To twój koniec. Przemiana się rozpoczęła.”
Postać wyszła z cienia. Dziewczyna westchnęła i spojrzała na czarnego kota.
---------------------
-Co do… - zaczęła Mrumi, ale nie skończyła. To musiało się jej śnić. Tyle, że wampiry nie śpią.
Dziewczyna emanowała delikatną fioletową poświatą. W jej słabym odblasku było widać wystające z głowy kocie uszy. Spod koca wysunął się koci ogon. Poświata zniknęła. Mrumi podeszła i nie wiedząc co robić dotknęła kocie ucho.
-Prawdziwe…
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
pandunia Półkocica
Dołączył: 29 Maj 2006 Posty: 710 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...
|
Wysłany: Wto 20:00, 30 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Pandi wracała. Wracała znowu do ludzi, których polubiła. Którzy nie mieli jej za złe tego, jak wygląda.
Mimo, że była w tym towarzystwie jeszcze dośc młoda, to jednak czuła sie tam jakoś... inaczej?
Jak gdyby różnica wyglądu nie była aż taka znaczna.
Nagle jej jaszczur, Lerneth, nieznacznie poruszył się na jej ramieniu.
Pandi zatrzymała się i rozejrzała. Mimo, że była noc, to jej kocie pochodzenie umożliwiało jej widziec obiekty w nocy. Dostrzegła namioty, jakieś obozowisko. Zadrżała.
-Co o tym sądzisz? - spytała Lernetha, który uniósł się w powietrze, by ujrzec lepiej teren.
-Dziiiiiiiiwneeee....- mruknął jaszczur, znów siadając Pandi na ramieniu.
-Zaraz się dowiemy - szepnęła. Ścisnęła w kieszeni płaszcza swój sztylet po czym ruszyła w kierunku widocznych namiotów. Bała się co tam zastanie... Mimo wszystko...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Śro 10:09, 31 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Dracia wróciła już do wewnetrznej równowagi. Była w tym dobra. Tyle naprawdę niemiłych rzeczy zdarzyło się w jej życiu...
Siedziała sobie oparta o zrujnowaną ścianę i liczyła kruki siedzące na drzewie.Z niewiadomych powodów było ich tam już całkiem sporo, i ciągle przylatywały kolejne.Nie miała nic innego do roboty. Alternatywą było wspominanie, a kiedy Dracia wspominała, to prędzej czy później trafiała na jakieś bardzo bolesne wspomnienie.
Dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć...Ale ich dużo..Ta gałąź zaraz się załamie..Dwadzieścia sześ-Rany, ale to ptaszysko wielkie...
Faktycznie, kruk który właśnie wtedy wylądował na gałezi był około dwa razy większy od pozaostałych...Zakrakał głośno i zmienił się w kobietę.
Była szczupła i czarnowłosa. Nosiła dziwna zbroję, która wyglądała, jakby ktoś skompletował ją z kawałków około dwudziestu innych, zanlezionych na polach jakiś straszliwych bitew - poszczególne kawałki były wygniecione, zakrwawione i zupełnie nie pasowały do siebie. Trzymały się dzieki nitom. Poza zbroją dziwczyna miała jeszcze płaszcz z czarnych piór. Co chwile jakieś piórko odrywało się od tego odzienia ia powoli opadło w dół, na ziemię.
Dziewczyna otworzyła usta i przmówiła.
"Jestem Hrafn."-głos miała straszliwie ochrpły, podobny do krakania.
"Słuchaj, Drużyno! Naszedł dzień, w którym Niszczyciel strzaska swoje więzienie! Rzeki spłyną krwią! Nadszedł cudowny czas! Czas, w którym my bedziemy mogli najeść się do syta! Czas śmierci!Dzisiaj Niszczyciel zerwie więzy! Zapamietajcie moje słowa.."-Dziewczyna skończyła mówić, zamilkła na parę sekund, i po chwili odwróciła się w stronę Kruka.
"Zobaczymy, czy sobie poradzisz..."
W jednej chwili wszystkie kruki zerwały się do lotu. Dracia wytężała wzrok najlepiej jak mogła, ale w chmarze nie było widać ptaka, który byłby wyraźnie większy od reszty...
Ale wszystkie gałęzie były puste.
***
Wszyscy siedzieli w namiocie, i kłócili się.
"Mówię wam, to wszysko bzdury! Kto słuchałby kruka!"
"Mogła mieć rację..."
"Taaa...Oczywiście,. A gdyby to była sikorka, to też byś sądziła, że może mieć rację?"
"Mądre istoty nie manifestują się w postaci sikorek.."
"A skąd ty to wiesz?"
"Powinniśmy wyruszyć na północ, zbyt długo tu siedzimy...Jeśli się przebudzi, to nie będziemy mieli za dużo cz-"
Argumentację Dracii przerwał straszliwy ryk, dobiegający z zewnątrz.
"Wszyscy na zewnątrz! To może być jakiś straszliwy potwór..."
***
To był straszliwy potwór*
Cala drużyna ruszyla do ataku. Poza Dracią. Pół-smoczyca stała w miejscu.
Druzyna była coraz bliżej stwora...
"Myrrye! Dość! WIEM,ŻE TO TY!"
Stwór, nie, obraz stwora zafalował i znikł. W miejscu, gdzie przed chwilą było widać łuski i szpony, stała jakaś postać.
Był to wysoki i szczupły chłopak, niewiele starszy od Dracii. Miał brązowe włosy i purpurowe oczy.
"Co to? Lisi demon?"
Faktycznie, chłopak miał pazury, lisie uszy i ogon..
-------
*Po prostu straszny. I tyle.
CDN nastąpi, nie pisać...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
mrumrando Wampir
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 689 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: fioletowa krypta in Goleniów
|
Wysłany: Śro 19:28, 31 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
I znów. Cisza i spokój. Szelest traw,cały obóz ponownie uspokojony... no może nie do końca. Saph i Mrum siedziały w milczeniu. Saphira z radosnym błyskiem w oku wciąż obracała figurke wierzchowca w ręku. Trzeba przyznać, że Kris musi być tajemniczym zwierzęciem skoro posiadał coś takiego...
Ciekawe gdzie jest Mlushio... jesli mowa już o zwierzęcych przyjaciołach" Prawda jest taka, ze często oddalal się na długo... ale wydawąło się jej, że coś mu się stało. Ale nie wie gdzie jest...
Mrum wzięła głęboki oddech.
Coś się święci...
Nagle do obozu wbiegły tłumy bandziorów zaopatrzonych w miecze,kosy,grabie i własne pięści. Widziała tylko rozbiegającą się się drużynę i poczuła jak Saph opiera się o nią plecami.
-Niech rozpocznie się sztuka- rzekła Saph
-Taa.. nie próbujcie tego w domu- Mrum uśmiechając się wyjęła sztylet.
Wyrażnie z Saph chciały trzymać się razem, jednakże bandziory rozdzieliły je. Mrum odbiegła nieco dalej, za nia biegła czwórka, słyszała ich ciężkie kroki.
No dobra
Odwróciła się i szybkim ruchem kopnęła jednego z nich w twarz... upadł. Pozostałą trójkę potraktowała sztyletem.
To blo proste
Z zwycięskim usmiechem odwróciła się w strone obozu. Jednak...zaskoczono ją. Poczuła jak sotry miecz wbija się jj w brzuch, złapała rękami ostrze i popatrzyła... to jeden z bandziorów zo brzydliwym usmiechem na twarzy, zaczął się rechotać. Mrum spuściła głowę i też zaczęła się śmiać. Bandzior był zdezorientowany. W końcu powina już nie żyć albo przynajmniej upaść! Mrum posliniła koniuszek palca i przejechała się nim po ostrzu. Bandzior rozdziawił gębr i nie wiedział co robić.
-Metal!? Zwykły metal!? Chcesz zabić wampira metalowym mieczykiem?!
Mrum wyjęła ostrze i zaatakowała nim bandziora. Padła martwy.
-Na przyszlość... wampiry zabija się srebrem.
Złapała się za dziurę w brzuchu z której sączyła się krew...nieciekawe. Ale zaraz zejdzie. :)
Zaczęła iść w stronę obozu. Nie widziała co się stało, jednak panowała strasznie przygnębiająca aura. Większość druzyny zebrała się wkoło... podeszła zobaczyć co się stało. W środku leżała Volve... jednak juz nie ta sama... była martwa.
*************
Mrum i Saph przemierzały las poszukując odpowiednie drzew na trumne dla Volve.
-Może to?- Saph podeszła do drzewa o grubym pniu
-Nie... za słabe- Mrum popukala w drzewo.
-Słuchaj... bo wampiry zabija się osikowaymi kołkami nie? Często można spotkać takie drzewo.
-W sumie tak. Ale zalezy gdzie sie jest. Tutaj na przykład jest prawie niemożliwe. To nie taki teren. A co?
- Nie no tak sie pytam.- Saph podeszła do kolejnego drzewa.
- A co ze smokami?
-Hm?
-Jak zabic można smoka?
-... (Saph tu twoja działaka =P)
Chodziły szukając odpowiednie drzewo jeszcze przez jakiś czas. Jednak wszystki były za małe, za miękkie. Lub inne, w każdym razie nie nadawały się.Wróciły do obozowiska.
-Nie ma szans Cendess. Żadne drzewo się nie nadaje.
- To co teraz?- Cendess wydawała się być trochę zdenerowana, biorąć pod uwage, że wykopała dół z Magelinem.
- Spokojnie, ja wszystko przygotuję- gotujmy się na pogrzeb w stylu Lewiatana.
********
Na stożku drewna leżała Volve. Wyglądała przepieknie.. tak bohatersko. Gdy drzewco zaczela plonąc, wszyscy obserwowali ogniki zabierające Volve. Nikt nie płakał... chyba. Jednak w środku cierpieli. Volve była samotniczką, ale wszystkim będzie jej brakować...
A twoje cialo będzie przeklęte pląsać się po ziemi... Lecz ty Volve spoczywaj w spokoju"
****
Była gwiaździsta noc, jednak gwiazdy zasłaniały chmury. Mrum siedziała na zewnątrz i wpatrywała się w niebo. Po płaczący demonie była nieco zszokowana. Nieopodal niej spała Saph owinięta sczelnie kocem i dziewczyna. Powinna się przespać, bo później będzie spała za dnia. A to uciążliwe jest dla drużyny. Ale właśnie tai miala tryb życia! Była wampirem... nienaturalne było dal niej chodzenie za dnia.. i ta peleryna ją trochę irytowała. Jednak wolała już nie opuszczać drużyny... nie. Cisza,cisza,cisza... odgłos. To dziewczyna przekręcała się z boku na bok. Oddychała szybko,szybciej.
- Czyzby śnił się jej koszmar?
NAgle jakby Na chwilę urwał się Mrum film.. to było dziwne. W każdym razie dziewczyna eamonowała fioletową poświatą...W jej słabym odblasku było widać wystające z głowy kocie uszy. Spod koca wysunął się koci ogon. Gdy pośiwata zniknełą, zdezorientowana Mrum podeszła do niej. Złapała ją za ucho.... futro. Prawdziwe milutkie futro... Mrum pobiegła czym pędzej do namiotu. Cicho podeszła do Kaido i zaczęła nią potrząsać.
-Kaido.Kaido! Potrzebuję towjej pomocy! Dziewczyna zamieniła się w kota!!
Nagle Mrum zdała sobie sprawę z tego, że krzyczy. Rozejrząła się wkoło, jednak wszyscy wciąż spali. Nikt się nie obudził. Kaido patrzyła zaspanym wzrokiem na Mrum.
-Taa...taa...
Mrum puściła ją i wyszła na zewnątrz.Za nią powlokła się powoli Kaido. Dziewczyna spokojnie spała, Saph też. Kaido w końcu wygrzebała się z namiotu.. podeszła do Dziewczyny i ja obejrzała. Po 2 minutach oględzin popatrzyła na Mrum smutnym wzrokiem, pokręciła glową i powlokła się spowrotem do namiotu.
"Dosyć dziwne... ale z teog wynika chyba, że nic jej nie jest... A tak wogóle. To ciekawe, że Kaido spała. Że wogóle ostatnio śpi!! Mrum nie mogla sobie jakoś przypomnieć żeby widziała wcześniej śpiącą Kaido. Niesamowite.. to jest chyba lepsze widowisko niż fioletowa poświata ogarniająca dziewczynę!"
Mrum zdała sobie sprawę z tego, że oddycha coraz szybciej. W oddali zauważyła, że krzaki się poruszają..
Powoli podeszła do krzaków,.. za krzakami ujrzała ciemną postać. Jednak nie widziała czym lub kim jest. Wyjść czy nie wyjść? Samael jest z nimi... więc spokojnie. Mrum.. chyba po tym wszystkim straciła rozum. I rzuciła w posatć kamieniem po czym odbiegła do namiotów.
^^^1
*******
Nastepnego dnia Obóż dyskutował o Krukach? Dracia krzycała. W sumie Mrum nic nie zrozumiała.
- Rozumiesz coś z tego Saphira?
- CHyba... Ale mają rację, że powinniśmy się wreszcie stąd ruszyć.
-Ale...
Nagle z zewnatrz było słycahć straszny ryk... wszyscy wybiegli.
Straszny,ogromny potwór. Saph popatrzyła zdziwona na Mrum która klępneła się w czoło i zaczęła kiwać głową. Ruszyli do atakau.. gdyz bliżali się smoka.
"Myrrye! Dość! WIEM,ŻE TO TY!" - Dracia krzyczała za nimi.
W miesjce potwora pojawił się chłopak.. z pazurami, uszami i kita?
-Saph.. czy jest jeszcze coś czego nie widziałaś? Albo czy jest coś jeszcze co może nas zaskoczyć?
*****
^^^1
Pandunia posatć w krzkach, chodziło mi o ciebie..no i.. jakbym mógł coś ktoś napiać o tym .. byłoby fajnie.[/i]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez mrumrando dnia Czw 19:43, 01 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|