|
NEOPETS Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Wto 19:03, 25 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Ja to mam szczęście, pomyślał Kruk, wleczony przez Kaido i Luthien. Był półprzytomny, ale zachował dość władzy umysłowej, by próbować kontrolować rzeczywistość dookoła. Portal, do którego kadawer wrzucił Samaela był całkowicie chaotyczny, więc nie wiadomo było, gdzie go wyrzucił. Równie dobrze mógł wylądować na jakiejś pustyni, jak niedaleko nich, więc trzeba było uważać. Kątem oka Kruk ujrzał rusałkę, tą, która go tak nie lubiła, a obok niej... faceta w prześcieradle? Chyba już mam halucynacje. Kolejna nierówność sprawiła, że przecięte żebra wrzynały się coraz głębiej w ciało. Kadawer zmełł w ustach przekleństwo.
-Mógłbyś być nieco chudszy, Kruk- stęknęła Kaido, gdyż ranny nie był lekki.
-Jeśli Cenedess będzie dalej gotować, to masz to jak w banku-wychrypiał kadawer w odpowiedzi.
***
Trzymaj się, proszę, nie umieraj- szeptała Kaido Krukowi. Była to uwaga zdecydowania na miejscu; płuca rannego ciężko pracowały, oddech stał się rzężący, a mowa niezrozumiała.
-Khhhh.... khrhh...-Kruk wyraźnie próbował coś powiedzieć. Tygrysica nachyliła ucho do jego ust, by usłyszeć, co też ważnego ma jej do przekazania.
-Khh... Khhuuurrr-Kaido spłonęła rumieńcem i zasłoniła mu ręką usta, ale usłyszała myśl, a była ona bardzo brzydka. I niecenzuralna.
-Oszczędzaj siły, a nie próbuj kogoś obrazić-krzyknęła-jemu tym nie zaszkodzisz, a sobie owszem!
***
Kruk, leżąc na trawie w obozie drużyny nie spodziewał się, że będzie miał jakikolwiek powód do śmiechu, ale się zdziwił.
Usłyszał, jak rozmawiająca z Kaido Dracia mówi o zabiciu Samaela trucizną. Parsknął bolesnym śmiechem i zakaszlał krwią.
Podjął próbę przekonania Dracii, że zabójcy mają niewielkie szanse w walce ze zwykłym kadawerem, więc myśl o zabicu Samaela na modłę asasyna jest kiepskim pomysłem, ale ona była uparta.
-Dobra. Opowiem ci pewną anegdotę. Pewnego razu na dwóch kadawerów zaczaiła się grupa bandytów, w tym zabójców z Bractwa Węży. Nie wiem, ilu było ich dokładnie, bo zostali tak zmasakrowani, że nie można się było doliczyć rąk i nóg. Kadawerzy wyszli bez draśnięcia, zaś jednemu z zabójców, który miał sztylet z jadem paraliżującym, wbili jego własną broń w... no w zasadzie nieważne gdzie... w każdym razie przez dwa tygodnie nie mógł siedzieć z powodu tego jadu.
Ten zabójca nadal żyje. Występuje w operze w Villaeonie. Śpiewa wysokie głosy kobiece.
Oczywiście tych dwóch kadawerów to byłem ja i Samael. Ja walczyłem własną bronią, ale on nawet nie dotknął swoich mieczy, tylko poszatkował tamtych ich własnymi ostrzami. W dodatku ja byłem cały uwalany ich krwią, a na niego nie spadła nawet kropla. W Akademii, gdzie nas uczono, był najlepszy w walce ze wszyskich, a dla treningu walczył z kilkoma starszymi od niego kadawerami naraz. Takie cudowne dziecko.-Kruk uśmiechnął się do wspomnień.-Ale teraz, kiedy Znamię Kaina przejęło nad nim kontrolę, jest śmiertelnie niebezpieczny dla każdego, kto mu choćby stanie na drodze, a mnie nienawidzi wyjątkowo mocno.
***
Moje uszy! Chyba zaraz zwariuję. Takiej kakofonii hałasu, apoteozy melodii i harmonii jeszcze nie słyszałem! Każde z nich śpiewa co innego! Kadawer mimo to był dobrej myśli, bo jakimś cudem ten śpiew pomagał jego kościom się zrosnąć, choć wolałby, żeby wyleczył go jakiś kainita, na przykład Avirail, tylko ten od jakiegoś czasu się nie pokazywał.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Czw 10:17, 28 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
domka191 Leśny Elf
Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 9:16, 26 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Cenedess wiedziała, że jej lecznicze ziółka nie bardzo tu pomogą, więc tylko przyglądała się i z coraz większym zainteresowaniem przysłuchiwała działaniom VolvE. W końcu, nie mogąc już dłużej patrzeć na zakrwawionego Kruka i pastwiącą się nad nim demonicą, podeszła do siedzącego na trawie Maeglina.
- Wciąż nie chcesz powiedzieć, czemu tak nie lubisz Kruka i co zdarzyło się w mieście. Czemu?
Maeglin zastanowił się chwilę, po czym zaczął z wahaniem:
- Wiesz...Teraz zrozumiałem, że to w mieście...to, co spowodowało tą całą masakrę...to nie był Kruk.
- Czekaj, czekaj. Za szybko. Myślałeś, że Kruk mógłby coś takiego zrobić? - Cenedess zdziwiona spojrzała na leżącego nieopodal kadawera.
- Wszystko na to wskazywało...miał znamię, promieniowała od niego taka moc, jaka...no, wtedy na polanie. Pamiętasz. No i miał kaptur, nie widziałem jego twarzy. Ale po dzisiejszych wydarzeniach domyślam się, że to był...jak mu tam, Samel.
- Samael.
- Wszystko jedno. W każdym razie jeśli on do tego stopnia nienawidzi Kruka, żeby zadać mu takie rany...to jesteśmy w kłopocie.
- Nie rozumiem...
- No pomyśl! Przecież Kruk podróżuje z wami, tak? Więc jeśli ten Samael chce go dopaść, musi się znaleźć blisko nas, tak? A wtedy nie będzie zważał, czy zabije tylko swojego wroga, czy też może dwie istoty więcej. Wręcz przeciwnie. Czasami wypadałoby uruchomić szare komórki. A wracając do tematu, chyba powinienem przeprosić Kruka za te podejrzenia. Ale mi się nie chce :P - tu proszę wstawić złośliwy uśmieszek, nie zapominajmy, że Maeglin jest złośliwy xP - ha. Zrobię to później albo wcale.
- No wiesz! Ech, faceci nigdy się nie zmienią. Żegnam.
Elfka wyruszyła do pozostałości po chatce, gdzie Luthien pilnowała zemdlonego maga.
- Hej, Luthien... - elfka siedziała obok maga z patelnią w ręce.
- E...co zrobisz, jak się obudzi?
- Już sie parę razy budził. Wystarczy walnąć patelnią. - Luthien nie była zbyt rozmowna, a za chwilę wyjaśniło się, dlaczego.
- Cenedess...czy oni tam mnie nienawidzą? - spytała cicho.
- Co? Niby za co?
- Wtedy, kiedy byłam...no wiesz, wampirem...no, nie było zbyt miło.
- Nie ma o czym mówić, to było dawno. Teraz są nowe czasy i trzeba wymyślić co z tym czubkiem. - wskazała na siwobrodego leżącego mężczyznę. - Wygląda tak niewinnie, skurczybyk...
Luthien zaśmiała się cicho.
- No...strasznie niewinnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Śro 12:06, 26 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Dracia podeszła do Kruka.
"Ta twoja opowieść była interesująca. Teraz ja opowiem ci pewną historię. Ale najpierw pokaże ci coś..."
Podwineła rękaw koszuli, odsłanając całą rękę, a następnie przesuneła po niej dłonią. Na skorze rozbłysły znaki skrytobójców.Na swoje szczęście Kruk potrafił je odczytywać. Zawsze lepije wiedzieć, kto chciał cię zabić.
"Byłaś w Radzie swojej Gildii?"-kadawer był wyraźnie zaskoczony-"Oni zazazwyczaj są dwa raz strasi od cibie! Mają doświadczenie...Muszą zabić kogoś naprawdę-"
"Właśnie. A teraz opowiem ci, ja się tam znalazłam. Usiądź, to będzie raczej długa historia.
Żył sobie kiedyś pewien zbój. Był po prostu straszny. Łupił okolice swojej posiadłości i zwoził skarby do swojej posiadłości.
Próbowano zgładzić go w normalnej walce. Nie dało się. Walczył za dobrze.
Więc poproszono o pomoc Gildię.
No i tu pojawił się problem. Nie przyjmował on podarunków. Jedzenie testował na szczurach. I miał jakiś przedmiot, który sprawiał, że pułapki aktywowały się parę minut op tym, jak po nich przeszedł, a strzałki z dmuchawek i inne pociski chybiały celu.
I w dodatku ten drań beszczelnie je sobie oglądał i kolekcjonował.
Ale nie uodparniał się na trucizny, bo i po co? Był zabezpieczony idealnie.
Rozumiesz to? Gildia postawiła sobie jako punkt honoru zgładzenie go.
Sama nie wiem, dlaczego postanowiłam spróbować. Nad planem siedziałam strasznie długo.
Jak wiesz, istnieją trucizny, ktore moga przenikać przez skóre. Jednak działają strasznie wolno, i trzeba nimi nasączać rzeczy,które są często używane, np rękawice.
Wziełam jedną z tucizn tego typu, i poszłam do zaprzyjaźnionego maga. Poprosiłam, by ją "przyspieszył".Udało mu się. Zabijała po paru godzinach nawet po krótkim kontakcie.
Potem zaczełam robić strzałkę. Musiałam sprawdzić, jakie już ma. Nie mogła być podoban, do żadnej jaką posaidał,ale jednocześnie powinna latać.
Nasączyłam lotki trucizna.
Każdy skrytobójca informuje całą resztę,gdy idzie zająć się ofiarą, by było wiadomo, że to on zabił.
Śmiali się ze mnie. Mówili, że mi się nie uda.
Zaczaiłam się na zbója w korytarzu. Zmieniłam się w cień. Nie mógł mnie zauważyć. Cienie nie oddychają, nie wydają dźwięków, a w cieniu cienia nie zobaczysz.
Wystrzeliłam strzałkę. Oczywiście nie trafiłam.
Zbój usłyszał świst, zauważył strzałkę tkwiącą w ścianie, wziąl ją do ręki, dokładnie obejrzał, zachchotał i poszedł dalej.
Po poru godzinach zmarł.
Gdzybyś tylko widział twarze reszty asasynów...Od razu znalazłam się w Radzie.
Każdy ma słaby punkt. Każdy. I ja znajdę słaby punkt Samaela.
Albo spróbuję zabić zwyczajnie.
Nie boje się śmierci. Tyle razy o mało nie zginełam...Chciałabym wreszcie dowiedzieć się, jak to jest.
Bractwo Węży, tak? Partacze..."
Odeszła, i zostawiła mocno zamyślonego Kruka.
"Aha, przepraszam za tamte śpiewy. Z tego co słyszałam od innych, to brzmiało koszmarnie. Naprawdę przepraszam.
Odeszła jeszcze kawałek...I zatrzymała się.
"Kruk..Mówiłeś, że znamie Kaina przejeło nad Samaelem kontrolę. To źle czy wręcz koszmarnie? I jakie dokładnie moce to daje? Muszę wiedzieć!"
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Śro 16:43, 26 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Wiedziałem, że zdechnę w taki głupi sposób. Zapaść. Co to za śmierć dla kadawera? Myśli Kruka pogrążającego się w ciepłym mroku były niewesołe. Ostatnie co ujrzał, to wielki biały tygrys o przenikliwych, białych oczach.
***
-Nie wiadomo dokładnie skąd wzięło się Znamię, mój mistrz przypuszcza jednak, że to dzieło pewnego zdegenerowanego czarodzieja, który chciał posiąść niezwykłą moc i aby to uczynić wezwał i zmusił do współpracy starożytnego demona nienawiści, Kaina. Wiem, że jak mówię demon, to masz na myśli Kaido wesoło machającą ogonem, albo jakiegoś kitsune, ale Kain był demonem wyższego rzędu, tak potężnym, że niektórzy wojownicy oddawali mu cześć godną jakiegoś bóstwa. Kain był najpotężniejszym Pomiotem Chaosu, jaki istniał, bo nienawiść, którą się żywi, jest największą siłą w ludziach, która w dodatku nigdy się nie wyczerpie. Znamię Kaina na początku daje bardzo potężną moc, którą można zmusić do wykonywania rozkazów nosiciela. Przykładem tego byłem ja sam, może być też Avirail. Tą mocą możemy leczyć, uśmierzać ból, wskrzeszać, albo nawet zabijać. Może być też tak, że użytkownik Znamienia nie potrafi nad nim zapanować, wtedy działa ono bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy nosieciel znajduje się w ekstremalnie ciężkiej psychicznie sytuacji, czego przykładem jest Kaido. Później, gdy kainita nauczy się już operować tą mocą, to Znamię podpowiada mu jak, a także kiedy to zrobić, pokazuje możliwości, jakie daje, i przez delikatne próby kierowania sprawdza siłę woli danego osobnika, dając mu Moc wprost proporcjonalną do jego poświęcenia, chęci pomocy bliźnim, czy wrażliwości. Jednocześnie, jak każdy pasożyt, żywi się wspomnieniami i zaczyna tak zmieniać obraz rzeczywistości żywiciela, że powoli traci on zaufanie do dawnych przyjaciół i polega tylko na nim. Sączy do mózgu wizje zdradzających towarzyszy, sprzedawczyków i niegodziwców, zabierając marzenia i uczucia. Przykładem tego byłem również ja, gdy zmieniłem się w Kaina i nieco was poharatałem. Ostatnim stadium jest całkowite przejęcie kontroli nad nosicielem, specyficzna symbioza Kaina i kainity, gdy dana osoba zachowuje wygląd, głos czy sposób zachowania dawnego użytkownika, ale jego umysłem rządzi Kain, a on uwielbia śmierć, napawa się bólem i zniszczeniem, a przede wszystkim, aby zapobiec nawet próbom odzyskania kontroli nad ciałem przez kainitę, dąży do zabicia wszystkich jego bliskich, aby móc później go szachować mówiąc mu z jednej strony: popatrz, jak mogłeś, zabiłeś ich! Jesteś prawdziwym potworem, bestią, która zniszczyła swoich przyjaciół!; a z drugiej przekonując: oni chcieli cię zdradzić, planowali to, zdradzili cię! Zdrajcy, parszywi dranie! Odpłaciłeś im, teraz masz już tylko mnie, tylko mnie możesz ufać. Pamiętaj o tym! Ja nie dam cię nikomu zranić, zniszczę wszystkich, którrzy będą choćby próbować! Nikt cię już nie zawiedzie.
Kruk zamilkł, a Dracia i inni przysłuchujący mu się członkowie drużyny dostrzegli, jak na ułamek sekundy przez jego pokiereszowaną twarz przebiegł jakby cień bólu.
-Znamię daje niesamowity refleks, ostrzega przed zagrożeniami, prawdziwymi i zmyślonymi, wytwarza specyficzną aurę nienawiści wokół kainity, co pewnie wielu z was odczuwało nawet u mnie, takie wrażenie, że ja was nie cierię, a wy mnie też.-Kilka osób lekko zaróżowiło się ze wstydu, ale Kruk taktownie udał, że nie zauważył i kontynuował.
-W wypadku Samaela nic nie da trucizna, sztylet czy strzała. Maeglin wprawdzie dalej uważa, że to ja zniszczyłem jego miasto, ale ja jestem pewien, że to był Samael. Niech ten tępy elf ci powie, co tamten z nim zrobił, a będziesz wiedzieć, o co mi chodzi. Dodam tylko, że Znamię rozwija zdolności manualne kainity do niewyobrażalnych poziomów. Na pewno wielu z was słyszało o Rzezi Trzynastu Ellenów, co? To wiedzcie, że to moje dzieło, a choć nie jestem z tego dumny, to powiedzcie mi jedno. Kto z was mógłby pokonać w walce wręcz trzynastu gigantów na raz? Mnie udało się tylko raz, a Samael jest ode mnie dużo szybszy, silniejszy i zręczniejszy. Ponad to...-głos mu zadrżał-on był dla mnie przez kilka lat niemal jak brat. Nie mogę go zabić i nie chcę, żebyście wy to próbowali zrobić. Nie lubię grzebać przyjaciół lub znajomych. a Jeśli chodzi o trucizny...-telekinetycznie sięgnął po buteleczkę zabójczego płynu, którą bawił się Onyks, odkorkował ją, zasalutował pół-smoczycy
-twoje zdrowie, bo mojego, cholera, już szkoda-a następnie z uśmiechem na ustach wypił do dna.-Widzisz? To na mnie działa mniej niż piwo, więc tym bardziej nie zaszkodzi jemu.
***
Kruk, wyleczony wspólnym działaniem dziewczyn postanowił zrobić małą prezentację. Zawołał Dracię i powiedział:
-Popatrz, ta zacieniona polana idealnie się nadaje do tego, żebyś tu ukryła swoje wspaniałe kolce, strzałki i Veigot wie co jeszcze. Czego mam uniknąć najpierw?
***
Z zasłoniętymi oczami kadawer przestawił się na inne zmysły: słuch, węch, wyczuwanie ruchów powietrza, no i sevaill, czyli zmysł zagrożenia, nadany mu przez Znamię. Najpierw ominął kolce Dracii powoli, niemal skradającym się chodem, potem szybciej, a na koniec już biegał, skakał i robił salta. Potem poprosił Volve, żeby w niego strzeliła z łuku, a Dracię, by w niego rzuciła strzałką.
-Naisałeś testament?-spytałay a on tylko zagadkowo się uśmiechnął.-Ja nie mam skrupułów, zastrzelę cie od razu!
Kruk wzruszył ramionami, odetchnął i uspokoił oddech.
Słyszał, jak Volve napina cięciwę, celuje, już miała strzelać, gdy kadawer uśmiechnął się paskudnie i wtrącił:
-Jeśli nie opuścisz łuku w dół, to strzała przeleci nad moją głową, Volve.
Zacisnęła usta, wycelowała dobrze skinęła głową na Dracię. Zabójczyni w lot pojęła o co chodzi: miały zaatakować jednocześnie, żeby miał mniejsze szanse.
Część ze zgromadzonej tam drużyny zauważyła tylko jakby mignięcie światła, ci, którzy nie byli ludźmi ani wampirami, zobaczyli błyskawiczny ruch i usłyszeli śpiew Serafina należącego do kadawera. Maeglin, który pechowo mrugnął akurat w tym momencie nic nie zobaczył.
Strzała Volve była wbita w drzewo pół cala od jej głowy, a strzałka Dracii przecięta na pół leżała pod jej nogami.
Kadawer zdjął z oczu opaskę i uśmiechnął smutno.
-To by było na tyle, jeśli chodzi o pokaz. Później pomyślimy jak pozbyć się Samaela. Pozbyć się, nie zabić.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Sob 11:07, 29 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Larikann
Dołączył: 08 Mar 2006 Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:07, 27 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Lar wybiegła na drogę bo zauważyła, że dziewczyna dziwnie się chwieje. Livier wypadł za nią i krzyczał
- Co robisz wariatko wracaj!! Lar po raz pierwszy w życiu nie zwróciła na niego uwagi. Dziewczynie zrobiło się słabo i upadła na kolana. Była to rusałka. Livier podszedł do niej i sprawdził czy nic jej nie jest.
- Ja idę po wodę, a ty pomóż jej.- zwrócił się do Lar i pobiegł w głąb lasu. W tym czasie Lar przypatrywał się rusałce.
- kogoś mi przypominasz wiesz?- szepnęła rusałce, ale ta nie zareagowała. Lar przypatrywała się rysą jej twarzi broni. Nie wiedziała co o tym sądzić aż wreszcie ją olśniło!
- Raiell to ty?- powiedziała uradowana do rusałki- tak to ty moja przyjaciółka- Lar delikatnie ją przytuliła. W tym czasie nadbiegł Livier z wiadrem wody
- i co?- zapytał
- to Raiell poznaje ją to moja przyjaciółka!
- No widzisz.... teraz pomóż mi ją "ocucić"
- czyli?
- chlapnąć ją tą wodą z wiadra..
- ale czy to jej nie zaszkozi? Lar wstała i popatryła się na wiadro. Livier roześmiał się i pocałował w nos.
- głuptasie od zimnej wody się nie umiera- i wylał na rusałkę wodę
.....
Droga Lar, nie wiem, czy to możliwe, żeby zakwalifikować się do RPG bez umiejętności czytania tego, co do ciebie piszą, więc powtórzę: na razie zmieniam imię tego elfa na takie,, które mi przyszło do głowy. Następne posty z postacią z Władcy Pierścieni będę usuwać. Przykro mi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Pią 14:26, 28 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Zapadła noc. Świecił księżyc w pełni. Równina lśniła srebrzyście.
Na srebrynym polu stała jakaś postać. Światło odbijało się od zrbroi łuskowej.
Dracia nie znała się na czarach. Ale miała energię cieni. Wystarczy odpowienio pokierować tą energią. I bardzo chcieć..
"Samaaaaeeeel!"
***
Sen Kruka przerwał Onyks. Na począrku próbował sztuchania. Potem zaczął piszczeć. W końcu się zdenerwował i ugryzł kadawera w ucho. Lekko. Podziałało...
"Ty..."
"Pani kazala ci to pokazać."
Smoczek podał mu kartkę.To był liścik.
"Mówiła,żeby nie budzić nikogo innego. Nie chce ich narażać."
Przemyślałam, to co mi powiedziałeś. Nie spróbuję go zabić. Spróbuję mu pomóc.
Sama nie wiem, dlaczego.
Może z powodu snu...
Może z powodu tego,że też kiedyś trafiłam na demona.
Może dlatego,że też raz pozwoliłam, by zawładneła mną nienawiść.
Prawdopodobnie mi się nie uda.
Nie budź nikogo.Tylko martwiliby się.
Prawdopodobnie mi się nie uda. Nie wziełam broni...Nie będe jej potrzebować.
Weź łopatę.
Żadnych kwiatów.
Żadnego epitafium. Tylko imie.
Drugą karteczkę zostaw Durelowi.
Idę na północ.
Dracia
Kruk zgniótł karkę w mała kulkę i wrzucił ją do ogniska.
Idiotka. Nigdy nie widziałem większej idiotki...
Podszedł do jej posłania. Poprzedniego dnia przygotowała broń. Sztylety, kolce i inne zbójcze przedmioty leżały tam, gdzie wczoraj. Tylko zbroja z platynowych łusek znikneła.
"Onyks, idziemy."
***
Udało się...
Myślała,że będzie jakiś huk...Ale usłyszała tylko lekkie puknięcie.
"Znudziło ci się życie?"
Odwróciła się.
"Moze tak, może nie.."
Wyglądał prawie jak Kruk.
Tylko te oczy. Już gdzieś takie widziała.
***
Wioska była całkowicie zniszczona. Chaty zostały strzaskane, ludzie porozrywani na sztuki.
Bestia była napradę silna.
Siedziała na placu. Dookoła wszysko było zbryzgane krwią.
Ciągle przypominała pięknego wilka, obrończynię lasu. Ale jej futro było brunatnoczerwone, nie białe.
Stwór podniósł łeb.
W oczach lśniło szaleństwo. I straszna nienawiść.
Zabrali jej wszystko. Jej las. A teraz się mści. I nie może nic zrobić, by ukoić szaleństwo. Może tylko zabijać..Zabijać, póki sama nie zginie.
***
[/i]Zobaczmy, kim jesteś...[/i]"
Nie chroniła swojego umysłu.Nie znała telepatii,wiec jej jedyną szansą było to,że Samael sam tam wejdzie.
To musi być straszne...
"O czym ty mówisz?!?"
Nagle wszyscy stają się twoimi wrogami. Wszyscy twoi przyjaciele, bliscy...
Zaczynasz ich nienawidzić tak bardzo,że w końcu zabijasz. Wtedy jeszcze ktoś mógłby coś zrobić. Pomóc ci. Ale nie słuchasz. Potem jest już za późno. Wszyscy są martwi, albo naprawdę stali się twoimi wrogami...
"Przestań!"
Coś zmieniło się w jego spojrzeniu. Nie było tam już nienawiści..Tylko cierpienie.
A potem jest coraz gorzej. On przejmuję na tobą kontrolę... I tylko od czasu do czasu daje ci chwilową wolność...
"Przeeestań!"
Widzisz? Teraz jesteś sobą. Potrafisz go opanować. Mogę ci pomóc...
"Kłamiesz! Nikt nie może!"
Proszę..Chodź ze mną...
"Zamilknij!"
Jakaś siła uniosł ją w powietrze. Zbroja zatrzeszczała i rozpadła się na kawałki.
***
Kruk biegł bardzo szybko.
Dlaczego ona musiała odejść tak daleko?
Onyks wbijał pazurki w jego ramie.
"To chyba tutaj!"-pisnął.
Na trawie leżał jakiś ciemny kształt. Dookoła niego leżało mnóstwo błyszczących odłamków czegoś, co mogło być kiedyś zbroją.
Kształt drgnął.
"Kruk,to ty?"
Ona żyje! Głupcy mają napradę wiele szczęścia..
"Masz...Serafina? Mogę cię o coś prosić...Dobij mnie..Zasłużyłam na to..."
"Zwariowałaś?."
"Nie...Jak to strasznie boli...Chyba połamał mi większość żeber. Na peno nie wolałbyś kopać?"
***
A gdzie Samael?
"Udało mi się otwożyć portal. I to taki bardzo chaotyczny. Może być teraz bardzo blisko ,albo bardzo daleko..."
A co ty w ogóle zrobiłaś, że cie nie zabił?
"Nie powiem...Ale widziałam jego prawdziwe oczy. I to powinno ci wystarczyć."
Co?
"Jednak na grobie posadźcie kwiety. Orchidee."
Nie dramatyzuj, przeżyjesz...
"Nie bądź tego taki pewny...Eeej! a teraz czemu się zamykasz?"
Na wszystkich bogów! Nareszcie obóz...Dlczago on musi być tak ciężka?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kaido White Tiger Youkai
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Imperium Agatejskie
|
Wysłany: Pią 15:15, 28 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Zwykle Kaido pamiętała wiele faktów ze swojego życia. Tych ważnych i tych zupełnie niepotrzebnych. To dlatego jej sny były takie realistyczne. Demonica podejrzewała, że gdyby czas stanął w miejscu i nic by sie nie działo ona żyłaby nadal - wspomnieniami.
Tym razem jednak jej umysł, zwykle podrzucający na każdym kroku obrazy, które nawiązywały do sytuacji, był zupełnie pusty.
Nawet wizja szalonego Maga, który padł od uderzenia patelnią, lub wspomnienie o Samaelu, który miał okazję by ją zabić, bo była za bardzo zaaferowana tym, że "Kruk" się odnalazł... Już o tym nie myślała.
Potok słów, który wyrzuciła z siebie z szybkością karabinu maszynowego na widok Samaela. Ile czasu minęło od tego wydarzenia? Dwadzieścia minut? Pół godziny... nic z niego nie pamiętała.
Strach, jaki ujrzała w oczach Luthien na widok smugi krwi, którą pozostawiały po sobie ciągnąc nieprzytomnego Kruka, nagłe uderzenie nadzwyczajnej siły, która pozwoliła jej unieść dorosłego, potężnego mężczyznę... wszystko to gdzieś wsiąkło.
Teraz jedyną rzeczą, jaka kołatała się w mózgu demonicy była rozpaczliwa misja, o której powodzenie błagalnie wołała jej dusza.
Znaleźć Aviraila.
Och gdzież jest ten chłopak, gdy jest potrzebny? Tym razem Kaido dałaby wiele, by wyłonił się zza jej pleców niczym duch wołający o sprawiedliwość. Na to jednak się nie zanosiło.
Demonica biegła przed siebie. Wytężyła wszystkie zmysły, by wyczuć Aviraila, ale chłopiec musiał być daleko.
Za daleko...
Kaido zatrzymała się i złapała się za serce, przykucając.
Za długo to już trwa...
Rozejrzała się wkoło. Gęsty las, który ją otaczał, w niczym nie zdradzał drogi, jaką tu przybyła. Nie czekając aż jej oddech się ustabilizuje odwróciła się i ruszyła w drogę powrotną.
*******
Kaido dopadła miejsca, gdzie leżał nieprzytomny Kruk. Zdjęła z szyi Amulet Tygrysa i...
No właśnie, co dalej?
Rozejrzała się wkoło, jakby szukając wskazówki. Zaczęła przypominać sobie opowieści Aviraila. Raz nawet pozwolił, aby zobaczyła to w jego umyśle.
Leczenie za pomocą znamienia.
Ale to nie jest takie proste... a co będzie, jak mi się nie uda? Wszystko może się stać. WSZYSTKO.
Na szczęście Felix wytrzasnął skądś butlę z lekarstwem. Kaido odetchnęła z ulgą. VolvE podała je Krukowi, który wypluł większą połowę. Może dlatego, że ledwo oddychał, może dlatego, że lekarstwo cuchnęło niemiłosiernie.
- "Mam nadzieję, ze macie mocne gardła, bo będziecie musiały trochę pośpiewać..." - Felix spojrzał na Kruka, który nadal kaszlał.
VolvE uznała to chyba za żart. Podniosła palec do góry i juz miała cos powedzieć, ale Felix popatrzył na nią w sposób, który wykluczał żarty.
Dziewczyny siedziały przez chwilę w milczeniu. Kaido zaczęła kręcic kciukami młynki w powietrzu. Kruk im tu umiera, a one sie wstydzą śpiewać przy sobie, tyle razem przeszły... Demonica miała już zaproponować trio, ale Dracia zaczęła śpiewać przepiekną pieśń.
Pieśń, która sprawiła, że Kaido zapomniała o wszystkich zmartwieniach...
*******
- "... O khhuuurrr..".
Kaido szybko zasłoniła Krukowi usta dłonią. Mimo tego usłyszała w myślach wiązankę, na dżwięk której niejeden krasnoludzki grabarz by się schował. (Gdyby była to scena typowo anime, ujrzelibyście tylko bose stopy Kaido, która wyrżnęła wśród drgawek w trawę XD)
- "Darowałbyś sobieee..." - jęknęła zniesmaczona.
Fakt, miał do tego prawo - leczenie śpiewem nie udało się. Kaido już miała zacząć, gdy nagle Kruk dostał zapaści, a bicie serca niemal ustało. Wypił pewnie za mało eliksiru, nad którym mogłyby śpiewać. Demonica w ułamek sekundy podjęła decyzję. Ponownie wyjęła Amulet Tygrysa.
- "Eee... chyba nie masz zamiaru użyć Tego?" - VolvE patrzyła, jak Kaido odwija rękaw, ukazując "Znamiątko" - tak nazwał je Kruk.
- "Hm, jakby ci to... tak."
- "A umiesz się tym posługiwać?"
- "Chyba...hyyy... nie?"
VolvE złapała ją za ramię.
- "A co będzie, jak zmienisz się w ... to coś?"
Kaido spuściła głowę i przygryzła wargę. No właśnie, co będzie?
- " Uciekajcie. Albo... Gdybym chciała wam coś zrobić to mnie zabijcie." - wyszeptała.
Kaido zaczęła się wyciszać. Uniosła nad Krukiem ręce, w których błyszczał i drgał jej amulet.
Zaraz wszystko się okaże.
Już miała wypowiedzieć Życzenie, ale kątem oka dostrzegła... ducha?
Tygrys podszedł do niej chwiejnym krokiem i jak gdyby nigdy nic usiadł po drugiej stronie Kruka. Mimo, że jego oczy wyzierały pustką Kaido była przekonana, że na nią patrzy.
Nagle demonica usłyszała w umyśle kobiecy głos.
- "No dalej. Kończmy z nim."
Kaido nie zrozumiała. Tygrys uśmiechnął się drwiąco.
- "Nie sądzisz chyba, że ci się uda... w najlepszym wypadku go zabijesz."
Kaido prychnęła. VolvE podeszła do niej ostrożnie.
- "Coś się stało?"
Kaido jak na zwolnionym filmie patrzyła, jak Tygrys podchodzi do VolvE i okrąża ją, mrucząc z zaciekawieniem.
- "Proszę proszę... niczego nieświadoma... ostatnie podrygi."
- "NIE!" - wrzasnęła Kaido, nadal trzymając wyciągnięte ręce nad kadawerem.
VolvE zmarszczyła brwi.
- "Tylko się spytałam, nie musisz się tak unosić..."
Kaido zamarła. VolvE go nie widziała. Nikt go nie widział oprócz niej.
A to zły znak.
Tygrys pomachał ogonem i znikł. VolvE odeszła naburmuszona, a Kaido zdała sobie sprawę, że rozmawiała właśnie z kimś w charakterze... Śmierci?
*******
Kaido myślała, że podczas świadomego użycia Znamienia poczuje coś w rodzaju wewnętrznego wybuchu. Nie myliła się, ale nie śmiała sądzić, że te kilka sekund tak nią poruszy.
Najpierw ujrzała swoją wioskę, zwęgloną i zrównaną z ziemią. Z popiołu wychylał się mały, delikatny biały kwiat.
Potem zobaczyła VolvE, która w białej sukni stała na krawędzi urwiska.
I miała skrzydła.
Na końcu pojawił się Ayiani, który niósł na rękach... ją samą. Oboje bardzo się z czegoś cieszyli, wilczy demon zdawał się tańczyć z demonicą w ramionach.
*******
Kaido wrzasnęła, gdy Znamię dosięgło już połowy przedramienia. Następnie łokcia. Demonica popatrzyła ze strachem na drużynę. Jeśli zaraz zamieni się w tego kogoś, to... nie chciała nawet myśleć o tym, że mogłaby im cos zrobić. Niewiele myśląc wbiegła do lasu, mimo krzyków VolvE.
Biegnąc poczuła, jak coś rozsadza ją od środka. Jej oczy zaszły krwią, zmieniając świat dookoła na świat w różnych odcieniach czerwieni. Wszystko zlewało się w jedno. Biegła już tylko na słuch i węch.
Dalej. Szybciej.
Jak najdalej od drużyny.
Biegła z zamnkniętymi oczami. Mimo wszystko pomagało.
Nagle usłyszała szmer liści. Uskoczyła przed czymś. Czymś dużym.
W następnej sekundzie wpadła jednak na coś, chociaż tego nie usłyszała. Ze strachu zapomniała o węchu.
Otworzyła oczy, ale zobaczyła tylko jednolicie czerwoną przestrzeń.
A potem usłyszała kroki.
Po chwili płakała już w objęciach Aviraila.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Pią 15:30, 28 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Jasna i pieprzona cholera! Co cię podkusiło, żeby mówić jej tyle o Samaelu! Rozwodzić się nad tym jaki to on był miły i dobry. Ta wrażliwa idiotka tylko udawała twardą, tak jak wszystkie, a naprawdę się tym przejęła. Kruk długo i wymyślnie beształ się w myśli, niosąc ranną, która straciła już przytomność, więc przyspieszył bieg. Tu moja magia nie pomoże, trzeba złożyć kości, a inni zrobią to lepiej. Potem dorwę Aviraila, a on ją uleczy, a jak będzie trzeba, to ją zwiążę aż zmądrzeje. Cholera! A co będzie, jak zobaczą, że wbiegam na tą polanę z ranną Dracią? Znowu pomyślą, że to wszystko przeze mnie. Ale to nieważne, ona musi przeżyć! Ciekawe, co Kain jej pokazał,... Ona jest silna, mogła zobaczyć coś, czego się nie spodziewał, ale żeby mi o tym opowiedzieć, musi przeżyć.
Zobaczyli go wcześniej, niż usłyszeli, bo biegł leśną dróżką, ktora prowadziła do obozu. Początkowo myśleli, że to jakiś potwór, bo widzieli tylko coś, co pędziło i tworzyło za sobą chmurę kurzu, a Maeglin krzyknął nawet:
-To Samael! Ratujmy się!
Durel zmierzył go pogardliwym spojrzeniem i odparł:
-Nie to nie on, jego aurę wyczułbym już z daleka. To chyba Kruk... ale w życiu nie widziałem, żeby człowiek poruszał się tak szybko; wygląda jakby ścigał się z wiatrem. Chyba coś niesie...-urwał, a jego spojrzenie stwardniało.
Kadawer wbiegł na polanę, zahamował dopiero przed Maeglinem i ryknął strasznym głosem:
-Czego tak stoisz, kretynie! Rusz się po wodę, albo cokolwiek! Pomóżcie mi ją uratować, ja już nie mogę...
Po chwili wszyscy rzucili się po niezbędne medykamenty, a po upływie kilku następnych minutach do obozu doleciał zmęczony Onyks, patrzący z wyrzutem na opierającego się o drzewo Kruka. Kadawer zauważył spojrzenie i dysząc ciężko wzruszył ramionami i powiedział:
-Jednak spadłeś-w jego oczach zapaliły się wesołe ogniki, a usta wykrzywiły się lekko w złośliwym uśmieszku-byłem ciekaw ile wytrzymasz.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
VolvE z zapozyczeniem xD Gość
|
Wysłany: Czw 18:45, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Martensita wstala rano i wyciagnela sie. Dracia nadal byla chora, Kruk naburmuszony... jak zawsze, W ogole, druzynka w niewspanialym nastroju. Krasnoludka teznie byla zadowolona, i miala powod. Od tygodnia nie pila. A to juz dobry powod do niezadowolenia. Zaczela lazic po obozowisku kopiac kazdy napotkany kamien, az sie wyrznela i poleciala z gluchym loskotem na ziemie. Byla wsciekla. VolvE oczywiscie znowu gdziespoleciala, a Kaido polazla, Dracia byla niedysponowana, a Raiell nia zajeta. Z Krukiem w ogole nie chciala spedzac czasu, a Skha rozmawiaml akurat z Freją, a Mrumi z tą nową. Martensita wstala i poszla dalej. O malo znowu sie nie potknela, ale w ostatniej chwili zauważyła plecak leżący jej pod nogami. Zajrzała do środka i aż podskoczyla z radości widząc jego zawartość. plecak pełen był butelek z dziwnymi napisami na etykietkach, ale czuły na tego typu zapachy nos małej kobiety odkrył od razu że zawartość ma co najmniej 20% alkocholu. Wzięła pierwszą butelkę. Nie umiała czytać za dobrze, więc przeczytała tylko na opakowaniu: "Uwaga! Bardzo mocne"
Więcej nie potrzebowała. Odkorkowała pierwszą butelkę i wzięła duży łyk. Jej nos nigdy się nie mylił, dziwny napój na pewno był z alkocholem. Nie zwracała uwagi na to czyj jest plecak i zagarnęła cztery butelki i rozsadziła się pod drzewem. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Wszyscy mieliponure nastroje i byli zaaferowani, każdy swojimi sprawami. Tylko jakaś przerośnięta jaszczurka nasyczała na nią i zniknęła. Krasnoludka, którabyła już po wypiciu pierwszej butelki chciała krzyczeć, że ją wielki smok atakuje, ale po chwili zrezygnowała, bojąc się, że gdy ktoś przyleci ją ratować, zabierze jej napoje, więc rzuciła się na "smoka" z butelką. Szkłosię rozprysnęło, a zawartość leżała rozlana wszędzie dookoła. Martensita dopiero zauważyła, że monstrum zniknęło jakieś 10 minut przed jej odważnym atakiem. Wzięła do ręki drugą butelkę i zaczęła ją spokojnie opróżniać. Gdy byłą w połowie uznała że mimoże ma mocnągłowę, przyzwyczajoną do picia, nie da rady już więcej, więc wylała resztę i wzięła się za trzecią butelkę, zapominając czemu dopiero co wylała połowę drugiej. W końcu wstała spod drzewa, zdziwiona, że jkej się kręci w głowie i podeszła do brzózki rosnącej przy ognisku i zaczęła z nią miłą rozmowę, ku zaskoczeniu kilku obecnych obok.
-Witam*hyk* panią. Piękna dziś pogoda, nieprawdaż? (w tym momencie wskazała pięknie zachmurzone niebo) Miło że znalazło się tu jakieś wolne towarzystwo,wygląda pani na weselszą od tych gburów tutaj. (Chyba nie zauważył obrażonej miny, paru obecnych obok osób) Ależ pani jest mało rozmowna. Może przejdziemy się, bo tu się zrobiłotłoczno.
LKrasnoludka złapała wierzbę za gałąź i zaczęła ją z całej siły ciągnąć. W koncu czesc mlodego drzewka nie wytrzymala i zwyczajnie sie urwala. Gdy Martensita zobaczyła że trzyma kikut gałęzi w ręku, zaczęła wrzeszczećprzerażona, wypuściła gałąź i zaczęła biec przed siebie.
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!! *bum*
Przywaliła prosto w zdziwionego Kruka, stojącego sobie spokojnie do tej pory pod drzewem i prowadzącego miłą konwersację z Onyksem. Ten zdziwiony spojrzał na dół i zapytał uprzejmym tonem (przynajmmniej tak mu sie wydawalo)
-Wszystko w porządku?
Ale Martensita patrzyła już na niego maślanym wzrokiem i odpowiedziała po dłuższej chwili:
-Ale piękna muzyka tu gra, czy to nie flety?
Kruk rozejrzał się zdziwiony, po cichym, nie licząc szmeru głosów obozowisku, ale nie zdążył się długo dziwić, bo krasnoludka zaraz złapała go za ręce i zaczęła tańczyć. (dod. od autorki: ...Bwahahahahahahahahaha!!) Kruk zdołał się ocknąć ze zdziwienia dopiero jak po raz trzeci prawie się wywalił, przez trzymającą go za ręce i balansującądziko krasnoludke. Wyrwał ręcez jej uścisku, wyjątkowo mocnego jak na tak małą istotę, ale nie wystarczającą by go przytrzymać i spojrzał znowu na nią zdziwiony. VolvE, ktoóra widziała całą scenkę o mało nie wywaliła się ze śmiechu i trzymając się wciąż za brzuch odeszła do Dracii zobaczyc co z nia. Kruk po cichu odszedł, poki nie zwracala uwagi ze stracila partnera i nadal tanczyla z rekami wyciagnietymi do przodu, jakby nadal go trzymala. Wolal nie zostawac tam z nia. Był całkowicie oszołomiony, żaden wróg mu nie był straszny , ale z pijaną krasnoludką jeszce nie miał do czynienia. Po dłuższym czasie Martensita potknęła się i już nie wstała tylko drzemała cicho. |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Czw 21:03, 04 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Dzień był leniwy i idylliczny, na niebie powoli zbierały się ciężkie chmury.
Freya siedziała razem z lewiatanem przy kociołku z jakąś na prędce zrobioną zupą (nic ciekawego trochę suszonego podróżnego mięsa, suszone warzywa i zacierki z mąki przennej) i zaciekle grzebała dziobem pomiędzy lotkami skrzydeł.
- Arggghhh, paskudztwo, siedzi diabelstwo tak głęboko że nie mogę wyjąć.
- A co właściwie chcesz wyskubać?
- Cykadę...
- Huh??
- Diabelstwo usadowiło się między piórami i nie chce wyjść. I cyka. Ciągle cyka.
- To rzeczywiście bardzo..........ciekawe.
Leniwe popołudnie zostało nagle przerwane dość niecodziennym widokiem Kruka TAŃCZĄCEGO z krasnoludką.
No... przynajmniej Freyi się wydawało że to był taniec. Choć z dość dziwnymi figórami.
Całę zdarzenie było dość krutkie a cisze i zdziwenie jakie po nim zapadło przerwane zostało gromkim śmiechem kilku osób.
- Freya skapitulowała walkę z natrętnym owadem i poszła przeszukać resztki pozostawione przez Krasnoludkę. Powąchawszy kilka rozbitych butelek gwizdnęła cicho.
- Noooo nieźle. Łeb to ona ma. Trza jej to przyznać. Wypiła 3 butelki, a to diabelstwo zwala z nóg marynarza już po trzech kielonkach. Jestem pod wrażeniem. Ma łęb jak, jak, jak ....gryf!.
- Ta..., pewnie, z dziobem i pierzastymi uszami.
- Jesteś zazdrosny Skha bo ciebie by powaliła taka dawka.
- Alkohol nie działa na smoki moja droga w taki sposób jak na inne istoty. Ziejemy ogniem, plujemy kwasem, miotamy błyskawicami i plujemy lodem. Nasze organy wewnętrznę są bardziej wytrzymałe.
Tu Skha opóścił posterunek przy rondelku i powoli skierował się w kierunku jeszcze oszołomionego Kruka.
Ska nie znał mężczyzny zbyt dobrze, dołączył do drużyny pod jego nieobecność, ale wiedział że kadawer potrafi być niebezpiecznym wrogiem, którego nie można lekceważyć, ale skoro drużyna (albo przynajmniej jej cząść) mu ufała to znaczy że nie ma on złych (względem nich) zamiarów. Hmmmm.... potężny sojusznik
Lewiatan spokojnie podszedł do Kruka, przypatrując mu się uważnie. Jego wcześniejsze rany się albo już zagoiły albo przywykły do bólu nie dawał nic po sobie poznać. Potężny i tajemniczy...
- Chmury się zbierają nad nami. Dosłownie i w przenośni. Sztorm się niedługo zacznie. Nie jesteśmy tu bezpieczni, i nie mam na myśli błyskawic. Co więc robimy?
Dracia wciąż jest w złym stanie. Wymarsz nie będzie dlaniej rzeczą dobrą. Ale czuję że jeżeli tu zostaniemy na dłużej rozpęta się coś więcej niż tylko letnia burza. Wrogowie podążają naszym śladem. Co więc robimy?
Kadawer spojżał na Lewiatana przenikliwymi oczami, jakby próbójąc odczytać jakież to myśli kłębią się w umyśle smoka.
Po chwili spojżał na namiot w którym leżała Dracia.
- Nie możemy pochopnie podejmowąc decyzji. Mamy jeszcze trochę czasu zanim chmury się zbiorą i zacznie padać.
Skha również spoglądał w stonę namiotu.
- Skoro tak uważasz. Dobrze. Poczekamy. W brew pozorom deszcz może być przyjemną odmianą od ciągłego słońca.
Lewiatan powoli opuścił Kruka kierując się w stronę bulgoczącego (i pewnie też przypalonego kociołka z zupą)
Odwrócił łeb tylko na chwilę.
- Wiesz.... walka, wojna i zniszczenie to twój żywioł, ale......taniec zostaw raczej innym;)
----------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję ze jest ok, Kruk, chciałam tochę akcję pchnąć i jednocześnie nawiązać do humoru poprzedniego posta
....a cykady dalej grają......... cyk, cyk, cyk :D
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Pią 7:19, 05 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Podobno co nas nie zabije to nas wzmocni. Jeśli to prawda to kadawer niedługo będzie nieśmiertelny. Rekonwalescencja była chyba gorsza od walki z „braciszkiem”. Cieszył się, że jest demonem i zawsze może się wycofać do swojego wymiaru i wyleczyć. Gdy Kruk doszedł do siebie rozpoczęła się rozmowa o sposobach zabicia Samaela i kadawerach. Dracia i Kruk opowiedzieli sobie anegdotki. Kruk wykazał, że trucizna to kiepski pomysł wypijając ją. Potem był pokaz zdolności osoby ze Znamieniem Kaina. Felix leżąc lekko na uboczu patrzył z zainteresowaniem. Przyłapał się na próbie przewidzenia wyniku walki jego towarzyszki i Kruka. Byłaby to ciężka walka i oczywiście mogłaby się rozegrać dopiero po odzyskaniu amuletu. Jeśli w ogóle go odzyskają. To negatywne myślenie - zdenerwował się na siebie. Znajdziemy amulet! A wtedy…
Pogrążył się w myślach. Widział swoją towarzyszkę w tych wielu niebezpiecznych sytuacjach, kiedy ratowały ją tylko jej zdolności. Amulet. Gdyby go miała…
Zaraz, a Kaido ona próbowała uzdrowić Kruka, ale kiedy? Z przerażeniem stwierdził, że nie pamięta kolejności wydarzeń. To bardzo zły znak.
Otworzył oczy. Jego wzrok padł na niska osobę, która buszowała w czyimś plecaku. Wciągnął nosem zapach. Butelki z bardzo mocnym alkoholem. Pociągnął jeszcze raz nosem, ale nie był w stanie stwierdzić składu płynu, mimo iż krasnoludka wlewała go w siebie nie tak daleko od niego. To bardzo zły znak!
Popatrzył na niebo zaczęły się na nim zbierać chmury. Coś mu się bardzo w nich nie podobało.
Od ponurych rozmyślań odciągnął go widok krasnoludki tańczącego z Krukiem. Patrzył na to z lekkim przerażeniem, nawet jego towarzyszka tańczyła lepiej, mimo iż taniec uważała za coś zupełnie zbędnego.
Znów popatrzył w niebo. Gdzieś to już widziałem? Tylko gdzie? Umysł go zawiódł i nie przypomniał sobie z czym kojarzą mu się chmury. W końcu zapadł w niespokojny sen.
--------------------------
To była ona.
Miała 10 lat.
Przed nią stał 9 letni chłopiec.
W reku miał sztylet.
On też miał sztylet.
Ta scena wyglądała niemal komicznie, ale nie była śmieszna.
Wymyśl coś nowego. Pokazujesz mi to od 6 lat.
„Wiem, ale to wspomnienie źle na ciebie działa.”
Sugerujesz, że jego śmierć to moja wina! – krzyknęłam wskazując na chłopca.
No, tak jakby. W końcu ty go zabiłaś. – zauważył głos.
A miałam niby jakieś inne wyjście.
„No, był jeszcze jedno, mogłaś dać mu się zabić.”
Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Saphira71210
Dołączył: 19 Mar 2006 Posty: 512 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:05, 05 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
-Wiesz, w sumie zawsze byłam ciekawa, czemu wampiry nie śpią...no bo w końcu, co za różnica, jakie stworzenie. Umysł potrzebuje odpoczynku...-Saphira na chwile zamarła, gorączkowo zastanawiając się, czy nie uraziła czymś tamtej, ale nawet jeśli, to Mrumrando nie dała tego po sobie poznać.
-Widzisz...
Saphira i Mrum pogrążyły się w niesamowicie długiej i zawiłej dyskusji na ten temat, co chwila przerzucając się nawzajem najróżniejszymi przykładami i faktami. Przerwało to dopiero nagłe wejście Kruka z półżywą Dracią.
Cały obóz zamarł, po czym wszyscy zaczęli mówić naraz.
Gdyby na sam środek polany wtoczyła się różowo-żółta trójgłowa harpia i zaproponowała partyjkę wista, to uczyniłoby to mniejsze wrażenie -przemknęła jej przez głowę niesforna myśl –to nie pora na kiepskie żarty -zganiła samą siebie.
Wiedząc, że nic tam po niej, z powrotem usiadła obok wampirzycy, ale rozmowa już jakoś się nie kleiła.
***
Saphira musiała nieźle przygryzać dolną wargę, by nie wybuchnąć dzikim śmiechem, widząc oszołomionego Kruka ,,tańczącego” z pijaną krasnoludką. Dobrze wiedziała, że Mrumi, która zakryła głowę kocem, też trzęsły się ramiona. Ten mały incydent wyraźnie poprawił wszystkim humor, zwłaszcza że Dracia czuła się już nieco lepiej.
Kris najwyraźniej zakumplował się z Onyksem. Tymczasem ogólny temat zszedł na pospieszny wymarsz. Dopiero wtedy smoczyca uświadomiła sobie pewien drobny fakt. Nie bardzo miała jak podróżować. Nie posiadała wierzchowca. Podzieliła się swymi wątpliwościami z Mrum, która była wyraźnie nieco zdziwiona. W końcu smoki umieją latać.
-Nie, no owszem i wcale nie jestem wyjątkiem. Tylko tu przeszkoda jest raczej natury psychicznej...po prostu chyba...byłoby mi głupio, tak raz jako takie wielkie bydlę, a raz jako dziewczyna-dokończyła szeptem.
Wampirzyca najwyraźniej chciała jeszcze cos powiedzieć, ale przerwało jej pojawienie się Krisa z czymś w pyszczku.
***
Mały, fioletowy jaszczur wiedział, że TO było gdzieś Tu. Tylko gdzie dokładnie...Miejsce było w końcu dość rozległe. Miał Tutaj niektóre ciekawsze przedmioty, znalezione, lub, co tu kryć, zwędzone. Gromadził je przez lata jak sroka błyskotki.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie można było się Tu dostać innym sposobem niż on Tu dotarł, więc TO na pewno wciąż Tu było. Nagle, dostrzegł TEN przedmiot. Zadowolony, chwycił go w zęby i zniknął.
***
Smoczyca wpatrywała się przez chwile w figurkę koniopodobnego stworzenia, wykonaną z jakiegoś dziwacznego metalu. Promieniowała z niej życiowa energia, cześciowo przysłonięta nieco silniejszą magią. Wniosek nasuwał sie jeden...Ta statuetka jest żywą istotą? Jeśli tak, to pewnie można ja przywołać...i jest to niewatpliwie cenne...Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, kiedy, niespodziewanie usłyszała głos Onyksa.
-On mówi, że znalazł to bardzo dawno temu w jakichś ruinach i przypuszcza, że teraz Ci się to przyda
Nibysmok odleciał w stronę namiotu w którym leżała Dracia, a Kris, z wielce zadowoloną miną zwinął się w kłębek na trawie i zasnął. Saphira, wciąż w szoku gapiła się to na przedmiot, to na jaszczura. Wreszcie zdołała się nieco otrząsnąć, ale nie na tyle, by powstrzymać się od wypowiedzenia głośno, nawet zbyt głośno słów, które cisnęły się jej na usta.
-To moze niech ktoś mi teraz wytłumaczy, czym on w ogóle jest? -zrobiła nieokreślony gest w ogólnym kierunku Krisa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Pią 12:28, 05 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Dracia śmiała się cicho...Bradzo cicho. Głośniejszy śmiech sprawiał,że bolało jeszcze bardziej.
Tańczący Kruk wyglądał dość zabawnie. Tańczenie nie szło mu za dobrze.
Biedaczek, pewnie nie miał kiedy ćwiczyć..I z kim...
***
Cykady kontynuowały swój koncert.Cry,cry,cry....
Dracia pisała w pamiętniku.
Biedny dziennik...Podobno magiczne książki mają własną osobowość. Ty musisz być melacholikiem. Mam raczej smutny życiorys.
Daltego będę dzisiaj dla ciebie miła. Zacznę od dobrych wiadomości.
Dobre:
1.Jest piękna pogoda.
2.Kruk jest znowu zdrowy.
Złe.Jest ich więcej.Dużo więcej.
1. Mam połamane żebra, poszarpane skrzydła i poranioną skórę. Każdy oddech boli, i grozi mi przbicie płuca...Pięknie, prawda?
2.Ciągle nie znaleźliśmy staruszka.
3.Te wredne cykady nie chcą się zamknąć. Dostaję przez nie szału.
4.Otwarcie portalu zużyło całą moją energię. Przez dłuższy czas nie mogę ziać płomieniami i zmieniać się w cień.
Była śpiąca..Tak bardzo śpiąca.
***
Stała przed sama sobą, tyle że młodszą...Dużo młodszą.Dziewczynka miała oczy pelne łez.
"Jak mogłaś ich wtedy zabić? Jak możesz w ogóle zabijać?"
"Wtedy nie byłam sobą.Zawładneła mną nienawiść.A co do reszty...Po prostu okazało się, że potrafię. I jestem w tym dobra."
"Ale dlaczego?"
Dzieczynka zmienila się. Teraz była już straruszką. Uśmiechała się lekko.
W ręku trzymała motek włóczki i ostry nóż.
Draci nei mogła się powstrzymać przez zadaniem pytania:
"Ile jeszcze-?"
"Gdybym odpowiedziała ci na to pytanie, to życie nei byłoby takie ciekawe, prawda?"
A potem tylko pustka...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Sob 2:24, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Kruk sądził, że taniec z pijaną krasnoludką wyczerpał jego miesięczny limit pecha, ale niestety się mylił. Zanim jeszcze zdążył dojść do siebie po szoku, jaki wywołała w nim Martensita, wyczuł czyjąś nieskrywaną niechęć i bardzo brzydką myśl, która dotyczyła właśnie kadawera. Podniósł wzrok i zobaczył idącego w jego stronę Maeglina. To nie wróżyło nic dobrego. Kruk wiedział, co elf mógł zobaczyć w mieście i co mógł pomyśleć na widok jego przemiany w Kaina. To w końcu było tak proste, że nawet dziecko by to spostrzegło. Przynajmniej dla kogoś, kto nie chce zauważyć nic więcej. Maeglin zaczął bez ceregieli:
-Nie sądzisz, że powinieneś odejść z tej drużyny? Ściągasz na nas potworne niebezpieczeństwo! Jak tak dalej pójdzie, to wszystkich nas pozabija jakiś kadawer-wariat, tylko dlatego, że cie nienawidzi i nie robi mu różnicy, czy zabije po drodze kogoś przypadkowego, kto mu po prostu wejdzie w zasięg miecza! On cię prędzej, czy później zabije, a wtedy nas będzie miał jak na talerzu. Zresztą nawet gdyby jakimś cudem udało ci się go pokonać w walce dzięki mocy tego twojego Znamienia, to prawdopodobnie sam zamienisz się w takiego samego potwora i zabijesz nas w ataku szału. Myślisz, że to nam robi różnicę to, który psychol nas zamorduje i kiedy? Nie wydaje ci się, że...
-Nie wydaje ci się, że jak nie zamkniesz tej swojej głupiej gęby, to ja to zrobię? W taki sposób, że będą ci ją otwierać przez miesiąc! Nie sądzisz, że ty tak samo ściągasz niebezpieczeństwo na drużynę jak ja? Po pierwsze, przeżyłeś walkę z Samaelem, a on nie lubi niedokończonych spraw, zabije cię, a wtedy też już raczej nie będzie się martwić, czy zaszlachtuje jeszcze kilka osób, czy nie. Po drugie, to twoja wina, że mnie znalazł. Gdybyś wtedy zginął, to nie musiałbym używać swojej mocy, żeby cię leczyć i on nie mógłby mnie namierzyć. Nie chciej sprawić, że pożałuję zużytej na twoje leczenie energii, bo ty pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś! Wiem, że mnie nie lubisz, ale niestety nie jest to nic oryginalnego, musisz się ustawić w kolejce. Jak założycie klub, to wam wynegocjuję zniżki na piwo w karczmach.
-Bardzo śmieszne. Myślę, że...
-Nie rób tego, bo ci nie wychodzi. Spróbuj jeszcze raz.
-Ech... według mnie powinieneś stąd odejść, to przynajmniej nie wciągniesz w to już nikogo innego. Następna osoba, która wysłucha twojej opowieści o Miłym Psychopacie-Samaelu może tego nie przeżyć. Chcesz mieć znowu kogoś na sumieniu?-elf uśmiechnął się złośłiwie i tryumfalnie, bo Kruk jakby zmalał, skurczył się w sobie, gdy spojrzał w stronę poranionej Dracii, ale natychmiast wyprostował się i patrząc Maeglinowi w oczy powiedział:
-To nie była moja wina! Dracia sama...-urwał, szukając słowa, co skrzętnie wykorzystał elf.
-Dracia sama się o to prosiła? To chciałeś powiedzieć? Powiedz to jej przyjaciołom, tym prawdziwym, którzy nie wysłaliby jej na taką samobójczą eskapadę tylko po to, by uratować kogoś, kto kiedyś był niby-krewnym jednego z nich.
Na polanę weszli Kaido i Avirail. Po wzroku chłopaka można było poznać, że słyszeli całą rozmowę, ale nic nie powiedzieli. Demonica miała oczy przesłonięte opaską. Stanęli za Krukiem, a reszta drużyny okrążyła rozmawiających milczącym kręgiem. Maeglin był wyjątkowo zadowolony z siebie. Kadawer wyglądał jakby był załamany i toczył pojedynek z samym sobą. Z wysiłkiem wyrzucał z siebie pojedyncze słowa:
-Ja... jej... nic... nie kazałem!- ostatnie wyrazy wykrzyczał, łapiąc elfa za ubranie umykającym oczom ruchem i podniósł go jedną ręką, drugą gotując do ciosu. Kaido chwyciła go za ramię i wrzasnęła: Nie!
Kruk jakby oprzytomniał, postawił na ziemi oszołomionego Maeglina, wygładził mu ubranie i wolnym krokiem zaczął odchodzić z obozu. Tygrysica widząc do jakiego stanu doprowadziły kadawera oszczerstwa elfa zwróciła się do niego wściekle parskając:
-Jesteś zadawolony, kretynie? Nie wiem, co tobą powoduje, ale chyba cię mama w dzieciństwie nie kochała. Zresztą nic dziwnego, takiego dupka w życiu nie widziałam!-demonstracyjnie odwróciła się od niego plecami, ale chwycił ją, obrócił twarzą do siebie i, jakby kompletnie stracił nad sobą panowanie, zaczął wrzeszczeć na Kaido:
-Za to ciebie musiała bardzo kochać, bo inaczej zabiłaby takiego dziwoląga! Ty suk...-więcej nie zdołał powiedzieć. Kaido nie zdążyła nawet odpowiedzieć na obelgę. Nikt z drużyny nie zauważył ani podbiegającego Kruka, ani błyskawicznego ciosu, który trafił Maeglina prosto w gardło. Ujrzeli tylko kadawera z wyciągniętą pięścią stojącego w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą był elf. Ułamek sekundy później usłyszeli nieludzkie wycie. To właśnie Maeglin poczuł ból. Kruk stał nad nim, jak posąg mrocznego bóstwa nad ołtarzem ofiarnym i wycedził głosem jeszcze bardziej nieprzyjemnym niż zwykle:
-Zrozum, żę gdyby Samael narawdę chciał cię zabić, to zrobiłby to od razu. Zrozum, że gdybym to ja chciał cię zabić, to uderzyłbym cię w taki sposób jak teraz, tylko mocniej i utopiłbyś się we własnych rzygowinach. Zrozum, że następnym razem, jak bez powodu otworzysz tą swoją tępą gębę, to ci wybiję wszystkie zęby, pojedyńczo, a potem zabiję cię z najwyższą przyjemnością, czy na oczach drużyny, czy nie.
Gdy mówił te słowa, zauważyli w nim kilka zmian. Oczy, zwykle niebiesko-szare, stały się czarne, z czerwonymi źrenicami, a jego długie, ciemne włosy nabrały krwawego połysku. Ale najbardziej niepokojąca była zmiana jego aury. Wszyscy czuli, jaka bije od niego nienawiść, a po chwili zobaczyli, że jego ubranie i włosy falują jak na wietrze, a kiedy się ruszał, to przez ułamek sekundy zostawał z nim prawie niezauważalny widmowy ślad. Po chwili wszystkie zjawiska ustały, a Kruk spokojnie wszedł do lasu.
Kaido usiadła na kamieniu, a Avirail przez chwilę się wahał, ale został z nią.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Sob 10:42, 06 Maj 2006, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
domka191 Leśny Elf
Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 811 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 7:47, 06 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
- No i po co ci to było?! - Cenedess stała nad Maeglinem rozcierającym sobie gardło z niewyraźną miną. - To musi się wreszcie skończyć! Wciąż tylko na niego naskakujesz, ale nie wiem czego szukasz, bo dobrze wiesz, że jest sto razy silniejszy od ciebie! Czy ty nie rozumiesz, że przez swoje głupie odzywki możesz doprowadzić do rozpadu Drużyny?!
- A co tobie się stało, mamusiu? - spytał elf z przekąsem, trochę zachrypniętym głosem.
- Posłuchaj. - zaczęła znowu, oddychając głęboko, żeby nie stracić nad sobą panowania.- to NIE jest wina Kruka, że Samael go nie cierpi. I zrozum, że gdybyśmy nie chcieli go w Drużynie, to już dawno byśmy mu to powiedzieli. Jeśli choć jedno z nas bało się tego, o czym mu powiedziałeś, mogłoby odejść, gdziekolwiek, do najbliższego miasta, i nikt by go za to nie winił. Ale my chcemy trzymać się razem. CHCEMY. Nie musimy. A jesli ty nie rozumiesz, że Kruka uważamy za...- urwała, szukając odpowiedniego słowa. Maeglin wykorzystał to, wtrącając::
-No? Za kogo? Bo ja go uważam za bezlitosnego mordercę. Którego możecie być nastęnymi ofiarami.
- Właśnie od pół godziny usiłuję ci powiedzieć, że go lubimy! Jakkolwiek dziwnie to brzmi dla kogoś takiego jak ty, tak. Można być lubianym. Przez istoty odmiennych gatunków.
- Ale za kogo go uważacie?
- No...już mówiłam...
- Nie. Nie mówiłaś. Oświeć mnie wreszcie. - kpina w jego głosie doprowadziła Cenedess do szału, jako że niewiele osób miało do tej pory czelność z niej kpić.
- ZA PRZYJACIELA, CHOLERA!!!!!! - wydarła się na cały głos. Kilka ptaków uleciało z pobliskiej gałęzi, wszyscy zpojrzeli na nią jak na wariatkę.
- Ee...Ne przeszkadzajcie sobie...ja tylko tak...- czując, że się czerwieni, odwróciła się do chichoczącego elfa.
- No to teraz mi wytłumacz, jaki to przyjaciel, który naraża was na śmierć.
- On nas nie naraża. Sami siebie narażamy. Ja od trzystu lat. Gdyby nie było go z nami, nie poradzilibyśmy sobie w wielu sytuacjach. I gdybyś jeszcze tego nie zauważył, on ci uratował życie, kretynie. I Dracii. I Kaido. Gdyby nie to, leżałbyś na noszach z gojącymi się ranami. A nie wiem, czy zagoiłyby się szybko.
- Co ty się w nim zakochałaś, że mi takie wykłady urządzasz? - wysłki elfki spełzały na niczym, więc tylko wzruszyła ramionami i dwróciła się, odchodząc do reszty drużyny.
Na odchodnym krzyknęła jeszcze:
- Wiesz, on mógł zrobić ci coś gorszego niż walnąć w gardło. Ciesz si, że żyjesz. I przemyśl to.
- Pff, jeszcze czego.
- Proszę.
Maeglin już miał jej coś przykrego odpowiedzieć, ale się powstrzymał.
Ten kadawer jest dla nich jakimś bogiem, czy jak...a może ona ma rację...zobaczy się.
Nie przyszedł na wspólny posiłek.
Leżał w namiocie z rękami pod głową i myślał nad tym, czy warto. Czy warto być zawsze złośliwym i niemiłym.
I udawać, że nic go nie obchodzi, ale w głębi serca chcąc zmiany.
I utrudniać życie kadawerowi, który już i tak wiele przeszedł.
Jeszcze czego. Nie będę się użalał nad Krukiem. A tym bardziej nad sobą. - zganił samego siebie.
Ale faktem jest, że nie podszedł do Drużyny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|