|
NEOPETS Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mrumrando Wampir
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 689 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: fioletowa krypta in Goleniów
|
Wysłany: Sob 13:47, 15 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Mrum ciesyzła się, że grupa tak szybko zaakceptowała Saphire... Juz myslała, że będzie spokojnie, bez żadnych problemów. jednak spokój w tym towarzystwie? NIe... nigdy.
-----------------------
Stali przed kamiennym krągiem... Mrum niezbyt orientowała się o co chodzi, bo juz wtedy odłączyła się od nich. Lecz także już wtedy była w to zamieszana. Robiła to co reszta i czekała na to co sie stanie.
----------------------
W chatce rozpętało sie istne piekło.... wszedzie szalały kule ognia. Normalnie Mrum nie przejęła się ogniem... wkońcu jest wmapirem. Jednak to był magiczny ogień od mag.... to już inna sprawa. Nie wiedziała zbytnio co ma robić... jedni rzucali zaklęcia,strzelali z łuku... a ona znała pare tam ajkis podstawowych zaklęć. Ale teraz jakoś nic jej nei przychodizlo do głowy. Więc stała jak wryta gapiąc się tylko... gdy nagle w jej stronę, prosto na nią zaczęła lecieć ognista kula. Miała parę sekund... nie zdążyłaby odskoczyć. Przez glowę przebiegła jej tlyko jedna myśl....to koniec. Słyszała jak z drugiego końca chatki krzyczy do niej Saphira.Zamknęla oczy gotoewa przyjąć to uderzenie.... jednak nic się nie stało. Gdy je otworzyła przed nią stał demon....Felix? Tak miał na imię? Tak... utworzył przed nią fioletową osłonę...uratowął jej życie. Tak bez powodu.... bedzie już mu teraz dłużna. Mrum chciała mu podziękować...jednak demon w powoli upadł na podlogę... Popatrzyła szybko czy z Saphirą wszystko w porządku... co ciekawe była już w innej części chatki i stała nieco oszołomiona. Mrum szybko podniosła demon z ziemii... I co dalej? Całe szczęście...zaatakował go jakiś ptak co zatrzymało kule na chwilę, po czym wystrzeliła Luthein. Mrum skorzystała szybko ze sposobności i ruszyła ku wyjściu. Mag na chwile otepiał i nawet jej nie zauważył. Mrum wbiegła w gęste krzaki... zauważyła tam gęsdtą kupkę krzaków które tworzyły coś w rodzaju okręgu. Szybko tam położyła dmeona... oddychał iw yglądał na zywego... tylko wyczerpanego. Sama nei bła pewna czy tam wracać czy zostac przy nim.... Nie sądzę żeby coś mu groziło Pobiegla spowrotem do chatki... mag mimoz ranionej ręki wciąż rzucał zaklęciami. Wyjęła swój ukochany sztylet, wzięła rozbieg i skacząc wbiła magowi go w plecy, próbowała wykonać kolejny ruch lecz tylko poczuła jak zaklęcie odrzuca ją do tyłu.... i uderza plecami o ścianę.Chyba coś złamałam....i zemdlała... zrobiło się ciemno i spokojnie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Sob 18:35, 15 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Wbrew pozorom, Skha lubił walczyć, lubił buzowanie adrenaliny we krwi.
Drużyna i mag zamknięci w niewielkiej chatce, to nie był najlepszy pomysł, więc zrobił to, co lubił najbardziej.
Zamachnął się kilkakrotnie ogonem, niszcząc częściowo budynek, po czym całym impetm ciała, z rozwartymi szponami i potężnym ryknięciem skoczył na fasadę chatki.
Drewniane przęsła ugięły się pod jego ciężarem. Silne szarpnięcie rozerwało część domu. Wiedział że znajdujące się wewnątrz istoty toczą walkę, dlatego starał się, by zbyt wiele elementów dachu nie zawaliło się do środka. Kilkoma rozrywającymi machnięciami ogona i pazurów, rozerwał niewielki budynek..... i oberwał w kark ognistą kulą. Zaklęcie nie było dość potężne żeby go zabić, ale nieprzyjemne pieczenie może przez dłuższy cas dawać się we znaki. Budynek był zniszczony. Co dało drużynie więcej przestrzeni do manewrów i uników przed ogniem i zaklęciami.
Skha nie lubił zbytnio magów, znał kilku dobrych i potężnych ale po wojnie między różnymi frakcjami wielu przeszło na złą stronę, czepiając się różnych podejrzanych zadań.
Kątem oka, dostrzegł Mrumi wbijającą zaciekle sztylet w plecy maga. Po paru sekundach jednak dziewczyna leżała na ziemi odżucona zaklęciem. Mag gotował sie do zabicia młodej wampirzycy. Skha szybkim ruchem posłal w jego kierunku lodowy pocisk, potem, drugi, i trzeci. Na czwarty już mu śliny w pysku zabrakło, ale to wystarczyło żeby odrzucić maga kilka metrów do tyłu. Zerknął jeszcze na mrumi - wyglądał na to że żyje(taaaa wampir żyje), i powrócił do walki. Mag w tym czasie podnosił się z ziemi, parując swoją laską (magowie z regóły mają laski ^_^) ciosy Kaido.
-------------------
Freya przyglądał się się zdarzeniu ukryta w koronie drzew. Jakaś kobieta zbliżała się w jej kierunku niosąc kogoś rannego. Sierść Freii lekko się podniosła, lecz dziewczyna położyła rannego na ziemi i nie zauważywszy jej wróciła do chatki w której toczyła się walka.
Freya mogła się teraz przyjżeć rannemu demonowi. Był nieprzytomny ale nie ranny. Wyczerpał całą swoją energię - pomyślała - Bedzie miał kaca jak się obudzi.
Nagle smoczy ryk przewała wieczorną pieśń cykad. To Skha rozprawiał się z chatką. Kiedy lewiatan oberwał ognistą kulą, młoda wojowniczka wiedziała że mają doczynienia z magiem.
- Mieczem nic nie wskóram - szepnęła do siebie. Czas na coś innego.
Jednym ruchem łapy ponownie umieściła miecz w podprzestrzeni (czytaj: 'miecz znikł^_^') a na jego miejsce pojawił sie kij. Właściwie to laska. Była to 'typowa' magiczna laska (tzw. Staff) powykręcana na górnym końcu z dwoma orlimi piórami i kilkoma świecidełkami dyndającymi na rzemyku.
Freya nieczęsto używała magi. Fakt, będąc córką wodza Klanu Zachodzącego Słońca (o rany brawo dla mnie za oryginalną nazwę) stara szamanka nauczyła ją podstaw magii, ale jej rasa zawsze za prawdziwą broń uważała zimną stal miecza lub strzały, więc Freya 'nie przykładała ' sie do nauki zaklęć.
Rozpostarła skrzydłą i skoczyła w powietrze, przenikliwym ptasim krzykiem zwróciła na siebię uwagę maga (i nie tylko) i posłała w jego kierunku czar oślepiający. To go nie zabiję - pomyślała - ale powinno dać szansę komuś z kawałkiem 'zimnej, ostrej stali' na zadanie kilku bolesnych ciosów, a może nawet na zabicie maga.
Dopiero po chwili zoriętował a się ze jest bardzo dobrze widoczna na tle wschodzących gwiazd.
--------------------------------------------------------------------------------
Dobra ja wiem że na obrazku jest gryfon - facet, ale wyobraźdźcie sobie że to kobieta grygon:)
I przyznac się Kto zgadł że Freya to gryf?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ell_postritee Zdradliwa rusałka
Dołączył: 23 Sty 2006 Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Baza PonySport
|
Wysłany: Wto 10:35, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Raiell obudziła się wcześnie, a właściwie została obudzona. Przez Egeusza, bo jakże by inaczej? Było zimno, chłód przenikał ją całkowicie.
- Co robi.. drużyna? - spojrzała w niebo i nagle gwałtownie zatrzęsła się. Jej źrenice poszerzyły się. - Nie, nie teraz. - szepnęła. Schyliła się, by podnieść z ziemi jakąś małą błyskotkę, jak na początku pomyślała, zapewne zagubioną przez jakeigoś wędrowca. Wyraz zaciekawienia znikł jednak z jej twarzy, gdy przyjrzała się - jak się okazało - stalowemu kolczykowi z wyrytą na nim pięcioramienną gwiazdą.
- Jak mogłeś, arggh! - warknęła głośno i tupnęła o ziemię. Usiadła na macie i sięgneła ku swojemu własnemu, złotemu kolczykowi. Odpięła go i wpięła ten należący do Hao.
- Uroczo. - usłysała pogardliwy głos osoby siedzącej na drzewie. Hao w rękach trzymał swój notatnik, ale rusałka nie mogła dostrzec, co w nim zapisał. Postanowila go zignorować.
- Nawet nie zauważyli, ze Cie nie ma.
Wepchnęła kosmyk włosów za ucho, ale ta uwaga ją dotknęła.
- Ale ty im pomożesz.
Nie Twój interes.
- Tak, pomożesz im.
Nie. Przestań.
- Zaprowadzę Cię do portalu.
Na północ? Nie. Mam dość.
- Ehh... nie bądź uparta.
- Nie jestem.
- ...proszę. - zabrzmiało to nie naturalnie. Zależało mu, nigdy wcześniej nie prosił tylko rozkazywał.
- Czemu? Czemu tak bardzo tego chcesz?
- Starszym się ustępuje. - Raiell zamilkła. Spojrzała na niego - czternastoletni, długowłosy szatyn z TAKIM charakterem i z TAKIMI słowami.
- W obecnej chwili jesteś młodszy odemnie o trzy lata. - uśmiechnęła się. hao zacisnał usta.
- W obecnej chwili to Ty jesteś młodsza odemnie o dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem lat. - powiedział głośniej niż mówił poprzednio.
- A wal się! - krzyknęła i chwyciła gwałtownie plecak w dłoń. Wskoczyła na konia z rozmachem. - To.. gdzie ten portal? - zasłoniła twarz ręką.
- Chodź. - podszedł do rusałki i chwycił Egeusza z grzywę.
- Ostrożnie.
Szli długo. W pewnym momencie zatrzymał wierzchowca.
- To już? - westchnęła Raiell.
- Tak. - wskazał na wprost. ie. Chcę Ci coś powiedzieć. - puścił pegaza. Rusałka odgarnęła kosmyki z czoła.
- Co...?
- Zmień się. Bądź inna. - dziwny uśmiech pojawił sie na jego twarzy. Raiell zarumieniła się, jakby to dotyczyło czegoś bardzo dla niej osobistego. - Posłuchaj... Chroń ich. Jeszcze... się przydadzą. - Te słowa spowodowały nagłą zmianę wyrazu twarzy Raiell. Uśmiech gdzieś wsiąkł, ale uczucia nie mogły zrobić tego samego. Wyciągnęła rękę i przysunęła go ku sobie. Cmok.
Ponagliła Egeusza.
- Nie zmienię się, bo przestałabym Cię kochać... - krzyknęła tylko do tyłu. Hao wciąż stał w pozycji, w jakiej Raiell pocałowała go w policzek. Nie mógł przepuścić przez siebie myśli, że będzie musiał ją rozczarować.
---
btw. Freya, ja się domyśliłam jakiś czas temu xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ell_postritee dnia Śro 13:50, 19 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Nimuś Przemieniona
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zadupie Górne zwane W-wą
|
Wysłany: Wto 19:11, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Cóż, po wyjściu z portalu bardzo często miała koszmary. Ten, który śnił się jej teraz był chyba najgorszy...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Błądzenie przez ciemny korytarz nie należało do przyjemnych. Szczególnie, że wszędzie były pajęczyny. I pająki. Luthien nie bała się pająków, one po prostu ją obrzydzały. Te 4 pary oczu, długie, włochate nogi... Wzdrygnęła się, ale wciąż mozolnie szła dalej... Wreszcie zobaczyła światełko w oddali. Przyśpieszyła. Weszła do pokoju. Na kominku palił sie ogień, a na krześle siedziała dziewczyna.
Ma z 15 lat. Ciekawe, co robi w tej ruderze...
- Nie powinnaś tu przychodzić. Oni tu są i zaraz tu wejdą. A nie mamy żadnej broni, Nikki. Jak staruszek mógł mnie zostawić w tak niebezpiecznej sytuacji?? - powiedziała dziwnie bezbarwnym głosem dziewczyna.
Dopiero teraz Luthien zauważyła, że jest w chatce staruszka. Ale jakby ubyło jej lat - podłoga nie była tak porysowana i farba nie odpadała ze ścian.
Głupia dziewucha, przecież ja mam broń! Odruchowo sięgnęła za pas po sztylet. Ale nie znalazła go. Sprawdziła buty, pasek na plecach i inne kryjówki jej ostrzy - nigdzie ich nie znalazła. Była mocno zaniepokojona, mimo to spokojnie odezwała się do nieznajomej:
- Nie martw się, obronię cię. A jakąś broń znajdziemy... - a po chwili dodała - nazwałaś mnie Nikki??
Jednak dziewczyna nie odezwała się już ani słowem. Elfka przeszukała cały pokój, ale nie znalaza nawet noża. Nagle wymyśliła bardzo głupi pomysł zdobycia broni. Po prostu niedorzeczny, ale coś zmusiło ją do spróbowania go. Podeszła do ściany i szepnęła "miecz oburęczny". Czekała. Czekała. Nic się nie stało. Zrezygnowana już odchodziła od ściany, gdy nagle błysk kazał się jej odwrócić. W ścianie powoli pojawiał się miecz, jakby wypływał na powierzchnię wody*. Wzięła go do ręki i zatoczyła nim parę kółek w powietrzu. Był z całkiem dobrej stali. Z uśmiechem zamawiała coraz to nowy ekwipunek. Ściana coraz szybciej realizowałą zamówienia, nie tylko na broń, ale także na jedzenie, przedmioty codziennego użytku i zbroje. Usłyszała szmer za drzwiami i zaraz do izby wpadły wilkopodobne stworzenia. Walczyła z nim zaciekle, ale stwory były silniejsze i wkrótce powaliły ją na ziemię. Odrywały kawałki jej zbroi i wpijały swoje zęby w jej ciało. Czuła nieznośny ból, myślała, że zemdleje. Nagle potworki uciekły z cichym skowytem chowając się przed światłem spływającym powoli z brudnego okna. Blask zmienił się w ducha pięknej elfki*, od kórej bił nieziemski blask. Była bardzo do niej podobna. Za nią stało kilkanaście postaci, elfka mogła dostrzec jakąś smoczycę cienia, kobietę kota, kilka smoków, Leviatana... Jakby odpowiedniki członków Drużyny. Było też kilka nowych postaci.
- Kim jesteście? Naszymi przodkami?
- Nie... Jesteśmy dawną Drużyną... Tą, która zawiodła, bo nie zabiła Niszczyciela... Ale wam się to uda... Ale musicie być razem... Musicie sobie ufać... Musicie wierzyć, że wam się uda... My rozpadliśmy się, nie ufaliśmy sobie, upadła w nas wiara... - duch spuścił głowę.
- Czy Drużyna już was widziała?? I po co do mnie przychodzisz?? I to we śnie??
- Tak, twoi Przyjaciele już o nas wiedzą... Przychodzę do ciebie we śnie, bo inaczej nie mogę, a muszę ci to dać... - zdjęła ze swojej szyji naszyjnik i włożyła Luthien do ręki. Był z pieknego, zielonego kamienia, ale nie był w całości... To była zaledwie część amuletu. - Jak widzisz, nie jest w całości... Kiedyś podzielono go na trzy części.... Jedną zdobyłam ja, drugą dostał "staruszek", a trzecia część należy do któregoś ze sług Niszczyciela... Mając chociaż część amuletu możesz panować na lasem, w którym jest chatka staruszka, więc będziesz walczyła z fałszywym staruszkiem o przywództwo, bo na pewno zabrał częśc amuletu temu prawdziwemu... Kiedy znajdziesz wszystkie trzy części medalionu będziesz mogła cofnąć efekty założenia innego naszyjnika...
Postać zaczęła się rozpływać w powietrzu. Luthien próbowała ją zatrzymać, dotknąć, ale już się budziła...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Leżała na twardej ziemi przed domkiem staruszka. Właśnie ostatni członek Drużyny wszedł do środka. Luthien z trudem podniosła się z ziemi i stanęła na nogach. Za nią ktoś lub coś przebiegło pomiędzy drzewami. Jednak ona nie zwróciła na to uwagi. Jedyną rzeczą, którą się zajmowała był palący gniew. Śmiało weszła do chatki z rządzą zemsty na osobie, przez którą 10 lat gniła w innym wymiarze. Podeszła do ściany i wyszeptała "długi łuk i strzały".
Błagam, niech zadziała myślała cały cas w kółko. Skoro działało we śnie, czemu nie miałoby zadziałać w prawdziwej chatce?? Wreszcie w ścianie pojawił się całkiem dobry łuk i kołczan pełen wierzbowych strzał. Weszłą do izby. Widziała go, tego zdrajcę, jak siedział na krześle i proponował im herbatkę. Napięła łuk do granic jego możliwości i wypuściła strzałę, która ze świstem przecięła powietrze. Trafiła prosto w jego pierś. "Staruszek" spadł z krzesła, a wszyscy byli zbyt oniemiali by mu pomóc. Luthien wiedziała, że jeśli nikt mu nie pomoże, on zginie. Jedna jedyna Kaido odzyskała jasność umysłu i wyciągnęła strzałę ze staruszka. I tak rozpętało się prawdziwe piekło...
-----------------------------------------------------------------
Szalony mag wreszcie się ujawnił i rzucał ogniste kule we wszystko, co sie rusza. Luthien rzuciła w niego wszystkie swoje sztylety, które leżały bezużyteczne na podłodze. Przed chwilą Felix** uratował Murmi od zostania dobrze wypieczonym wampirem, a Saphira właśnie zniknęła i zmaterializowała sie w drugim kącie chatki. Luthien właśnie złąpała spojrzenie Kaido. Miała nadzieję, że dostatecznie wyrażało złość. Skha rozwalił połowę chatki, a jego znajoma właśnie oślepiła maga. To była szansa. Luthien podeszła do jedynego ocalałałego kawałka chatki i wyszeptała bardzo złożoną nazwę pewnego radzaju drewnianych pałek. Zamiast tego w ścianie pojawiła się... patelnia.
Cóż, może być!! pomyślała i przywaliła "staruszkowi" w głowę. Mag zachwiał się i upadł zemdlony na ziemię.
Trzeba coś zrobić, długo nie będzie nieprzytomny... Zauważyłą klapę w podłodze. Otworzyła ją - to było wejście do piwnicy. Bezceremonialnie wzięła maga za nogi i wepchnęła go do środka. Zatrzasnęła klapę i kazała ją pilnować, a sama pociągnęła pierwszą z przegu osobę*** za sobą w ciemny las...
-------------------------------
* Cóż, ten pomysł zaczerpnęłam z mojego prawdziwego snu. Wydawał mi się całkiem fajny :D.
** Luthien nauczyła się czytać w myślach podczas pobytu w innym wymiarze, ale nie robi tego za dobrze.
*** Czekam na chętnych, którzy dali by się zaciągnąć na poszukiwanie prawdziwego staruszka. Jacyś chętni (i o to chodziło z tym "pożyczeniem" Kaido, niezbyt dobrze się wyraziłam).
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Śro 7:10, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Dracia ciągle robiła uniki. Mag naprawdę się starał- posyłał w jej stronę po kilka kul ognistych na raz. Żadna nie trafiała.
Obok niej przebiegł czarny kaształt.
"Chyba mamy mistrzynię tańca."- głos w jej umyśle był wyraźnie rozbawiony
Umiesz zmieniać się w panterę?
"Potrafię zmienić się w prawie wszystko"
***
Dracia zamówiła u ściany porządną pałkę, a teraz siedziała przy magu i pilnowała go.
Nuciła cicho.
"Aaah śpiiij kochanie, jeśli pałką w głowę chcesz, doooostaaaanieeesz.."
Mag był ciągle nieprzytomny.
Jak się zbudzi, to znowu oberwie w łeb...
Była wampirzyca werbowała ochotników do poszukiwania prawdziwego staruszka. Dracia nie miała na to ochoty. Wolała pilnować tego drania.
Była zmęczona. Bardzo zmęczona. Bolały ja wszytkie mięśnie.
"Durel...Teraz ty go popilnuj, dobrze?"
"Oczywiście."
Padła na łóżko i od razu zasneła. Nic jej się nie śniło. Ale to było tylko złudzenie.
***
Dracia...
Obudź się...
Proszę...
Ktoś ją wołał...Ale kto? Pamiętała ten głos. Tak dawno go nie słyszała..
Karnil...
Otworzyła oczy. Leżała na łóżku, i wszystko ją bolało. Zwłaszcza głowa. Przy posłaniu siedział Karnil.
"C-co się stało? Gdzie ja jestem?"
"W karczmie, w twojej wiosce. Mieliśmy odwiedzić twojego ojca, ale ty spadłaś z konia...Straciłaś przytomność na trzy dni..."
"Moja głowa...Miałam straszny sen. Wszyscy umarliście, a ja wplątałam się w jakieś zadanie związane z czymś zwanym Niszczycielem. To wszystko się rozwiewa...Nie mogę sobie za wiele z niego przypomnieć."
"To był tylko sen."
***
Siedziała na dole przy barze i rozmawiała ze wszystkimi. Z członkami druzyny, z karczmarzem, z ojcem, który sam przyszedł ją odwiedzić. Stawiała piwo każdemu,kto chciał.
Sen coraz bardziej znikał z jej pamięci.
A może to nie był sen? Słyszała,jak ktoś telepatycznie ją woła, lecz ten głos był słaby...
Pamietała wyraźnie tylko jedną rzecz ze snu.
Durel...
Drzwi kaerczmy otworzyły się...
Do gospody weszła Drużyna.
Byli młodsi. Jakbymniej ponurzy.Śmiali się.
Durel szedł z jakąś dziewczyną za rękę.
"Durel!"
Smok odwrócił się.
"Kim jesteś?"- spytał
Nie zna mnie
Wszystko dookoła zczerniało, wyrźnie było widać tylko JĄ. W ręce Dracii pojawił się miecz z kryształową rękojeścią i świecącym,niebieskim ostrzu.
Kaido krzykneła
"To wysłanniczka Niszczyciela!"
Dracia wbiła miecz prosto w serce tamtej dziewczyny. Patrzyła z satyswakcją,jak czerwona plama szybko się rozszerza.
Wszystko dookoła zachwiało się i znikło, jak zdmuchnięte wiatrem...
Dracia obudziła się.
***
Onyks pisnął. Jego właścicielka wstała tak nagle, że zrzuciła go z posłania.
Podszedł do kupki podtłuczonego kryształu, obwąchał ją i zjeżył się. Od tego potłuczonego przedmiotu czuć było nienawiść. Straszną nienawiść.
Odłamki krzyształu rozbłysły i znikły.
***
Szelest. Ktoś zjawił się w namiocie.To był Durel.
"Dracia...Dlaczego płaczesz?"
Poniosła głowę, i na chwilę przestała szlochać.
"Miałam sen..Straszny sen. Wróciłam w nim do domu, do dawnych czasów, ale tam byliście także wy. Ale byliście inni. I ta dziewczyna zamiast mnie. Zabiłam ją. Nie wiem dlaczego płaczę- dlatego,że opuściłam ten sen, czy dlatego, że był taki koszmarny..."
I pół-smoczyca rozpłakała się na nowo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dracia dnia Czw 14:56, 20 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Czw 10:43, 20 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Kruk leżał spokojnie na gałęziach drzewa i rozmyślał, gdy nagle poczuł coś dziwnego; w uszach krew mu zaszumiała, wyczuł niedaleko magię, oraz jakiś znany mu algorytm użycia mocy Znamienia Kaina, ale nie był to algorytm Aviraila, ani Kaido. Przez chwilę siedział osłupiały, a potem ukrył swoją moc i bezszelestnie zakradł się tam, gdzie wyczuł źródło mocy, a gdy tam doszedł, to widok odebrał mu mowę. Przed nim stał niegdysiejszy najlepszy przyjaciel kadawera, Samael; o którym wszyscy mówili, że go zabili w Gnieździe, więzieniu Villaeonu, z którego nikt nigdy nie uciekł.
Kruk podszedł do niego, przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a następnie szybko, twardo opletli się ramionami, jak bracia, którymi niemal byli.
-Nie dałeś się zabić, Kruku.
-Ty też jakoś żyjesz, Samael.
Kruk zaczął mówić:
-Mam tu,... znaczy... miałem.... paru fajnych znajomych. Możemy do nich pójść, tylko niech cię nie zdziwi to, że są trochę, specyficzni,-uśmiechnął się pod nosem.- Są tam smoki, demony i cholera wie co jeszcze. A w dodatku...-nagle urwał, widząc dziwne spojrzenie Samaela na miecze, jakie obaj mają na plecach. Kruk spojrzał na broń przyjaciela i zagwizdał z podziwu:
-Masz dwa Serafiny?? Ja mam tylko jednego i uważałem to za wyjątkowy fart. Idziesz ze mną?-Drugi kadawer pokręcił przecząco głowa.
-Dobra, nie to nie. Ja już tam idę. Odwrócił sie plecami i chciał odejść, gdy nagle usłyszał wysyczane przez Samaela złowieszcze słowa, Zaklęcie Śmierci W Imieniu:
Morte Vaer Samael!
Zareagował odruchowo, odwracając się i wrzeszcząc:
Vinitis!
Samael był już przy nim i w ułamku sekundy Kruk przekonał się o ostrości Serafinów, które przecięły mu skórę na klatce piersiowej i gdyby nie był kadawerem, to nie miałby najmniejszych szans na unik, ale wywinął się odwrotnym Nithiro i cudem uniknął kolejnych kilkunastu ciosów, które Samael zadawał w niesamowitym tempie, a Kruk nie zdążył nawet wyciągnąć swoich mieczy. Następny cios trafił go w twarz, symetrycznie do starej blizny i Kruk obawiał się, że albo zaraz zostanie zaszlachtowany, albo się wykrwawi. Nagle Samael rzucił w niego wyczarowanym ognistym piorunem i chciał kopnąć go w twarz, ale Kruk już był na to przygotowany; odwrócił cios, wyskoczył w górę i chlasnął na odlew wyciągniętym w locie mieczem. Samael zachwiał się i stanął spokojnie, bezczelnie patrząc na kadawera czerwonymi oczyma. Obaj uśmiechnęli się paskudnie, krzywiąc wargi w równie strasznej parodii uśmiechu. Wyglądali niemal identycznie, w zasadzie byli nie do odróżnienia dla osób postronnych. Samael zmylił Kruka zwodem, unikiem i chlasnął go przez pierś, z całej siły, a następnie splunął na rannego i zabrał mu miecze.
Porozmawiam sobie z twoimi znajomymi, skoro chcesz.
***
Kaido i Luthien szukały staruszka, ale nie przygotowały się na to co zobaczą. Wchodząc na polanę ujrzały staruszka leżącego na ziemi. Podbiegły do niego obie a polanę nagle otoczyło czerwone światło, zamknięte sferycznie nad ich głowami. Nie było wyjścia. w ciemnym kącie polany, którego światło nie rozjaśniło ujrzały kroczącą ku nim postać.
-Kruk! co tu się dzieje?? Co ty robisz??-pytała tygrysica, ale jej pytania zostały zlekceważone. Kaido spojrzała w jego płonące czerwienią oczy i już wiedziała, co jest nie tak. To nie był Kruk.
Osobnik rzucił się na nie, ale nagle czerwone światło zgasło, a na nie-Kruka spadł jakiś ciemny kształt, zawinął nim i wrzucił go w wirujący owal portalu, który właśnie się pojawił.
Prawdziwy Kruk otarł krew z twarzy i powiedział z wysiłkiem:
-CIeszę się, że mogłem go wam przedstawić. To był mój brat, Samael.
nic więcej nie powiedział o motywach lub zamiarach tamtego człowieka, gdyż zwyczajnie zemdlał. Kaido podbiegła do niego i zobaczyła świeże rany, na twarzy i klatce piersiowej. Luthien zdziwiła się, że mimo wszystko kadawer jeszcze żył, ale obie wzięły go za ręce i zaczęły ciągnąć do obozu drużyny, zapominając o staruszku, który zniknął jak iluzja, którą najprawdopodobniej był.
---------------------
Ten obrazek przedstawia zarówno Samaela jak i Kruka, z tą różnicą, że obaj mają na lewej ręce czerwoną błyskawicę Znamienia sięgającą aż do twarzy, no i Samael ma czerwone oczy. To tyle
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Czw 14:49, 20 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
ell_postritee Zdradliwa rusałka
Dołączył: 23 Sty 2006 Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Baza PonySport
|
Wysłany: Czw 13:35, 20 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Raiell ostrożnie nacisnęła Egeusza łydkami.
- Jesteś zdenerwowana.
- Tak. - potwierdziła słowa wierzchowca. Powoli wjechali w portal, a kiedy Raiell otworzyła oczy wciąż była w środku lasu. Za drzewami coś się działo...
- Kruk? - szepnęła z iskrą radości widząc znajomą osobę. Ale Kruk był cały we krwi, pomimo tego jednak szedł wyprostowany. Rusałka puściła Egeusza i kazała mu znaleźć Kaido, ta będzie wiedziała, co robić. Raiell wspięła sie na drzewo i jak wiewiórka przeskakiwała z jeden gałęzi na drugą. Potknęła się raz czy da, ale starała się nie tracić z oczu... Kruka? Nie, poczuła, ze to nie był Kruk, a powoli robiło się ciemno. Zaświtała w niej cząstka lekkomyślności i zrobiła coś, na co dawno czekała - wyjęła z plecaka buteleczkę i po prostu.. otworzyła ją.
- Chce mieć tutaj to, co jest mi teraz najbardziej potrzebne.
Nie spostrzegła się nawet, kiedy wjej ręku pojawił się lampion. Świecił mocno i był... niesamowity. Był lampionem z jej wspomnień.
Chwyciła go mocno i zeszła na dół, bo zauważyła Kaido. Rozmawiała z Krukiem... Chciała podejść do nich, ale lampion zabłysnął i padła na ziemię.
***
Hao uśmiechnął się z pogardą dla Kruka. Siedział na drzewie i obserwował walkę, wiedząc, że zajęci walką, nie dostrzegą go. Czyżby eliminowali się na wzajem? Tylko mi pomagają. W rzeczywistości sam nie był pewny, czego chce.
***
Larikann przedzierała się przez las, tak strasznie ne lubiła portali - błyska i nagle wszystko się zmienia, nie orientujesz się co i jak. Nawet nie miała wierzchowca, który pomógłby jej podróży, wszystko jej ukradziono w tej cholernej gospodzie. Gdyby nie ten Kitsune, napewno by się tu nie znalazła.
Przemyślania przerwał jej błysk... Błysk znanego jej dobrze Lampionu Pentagramu, jaki Raiell otrzymała niegdyś od Hao.
Właśnie, gdzie teraz może byc Raiell? Może Hao ją załatwił... Postanowiła, że go o to zapyta, trochę z bólem trwając w przekonaniu, że Raiell przeskadza mu w dążeniu do celu. Ja tam wszystko zrobię dla Haosia. Zaraz, zaraz - lampion? Więc któreś z nich tu jest... Serce zabiło jej szybciej i pobiegła przed siebie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Czw 17:34, 20 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Noc była ciepła i przejrzysta. Setki białaych gwiazd migotały na rozpiętym czarnym całunie nieba.
Świeże polana trzaskały w ognisku, rozświetlając blask nocy.
Część drużyny już drzemała, niektórzy jeszcze krzątali się wokół obozowiska.
Freya wpatrywała się z zamyśleniem w płomienie ogniska spokojnie liżące kawałki pechowego drzewa. W czerwono żółtym świetle ogniska jej śnieżnobiałe części futra i skrzydeł nabrały karmazynowego blasku.
Wtuliła się głębiej w bok śpiącego Lewiatana i z przymrużonymi oczami wpatrywała się w ogień rozmyślając.
Nie lubię takiego czegoś. Przez tego wrednego maga zostałam wplątana w tą dziwną sprawę. I po co się Freya wtrącałaś w tę walkę. Teraz wszyscy już wiedzą że to jesteś. Musisz się przyzwyczaić. Musisz przełamać swoją oschłą naturę, przełknąć dumę i dołączyć do tej ‘miłej gromadki’. Ta… też mi miła gromadka. Połowa bandy składa się z demonów, wampirów, smoków, morderców, złodziei i Bóg wie czego jeszcze. Te …….. istoty wytwarzają wokół siebie aurę zła, nienawiści i zniszczenia tak silną że można by ją kroić siekierą…..
Jednak……. zebrali się tu. W towarzystwie istot dobra i światła. Wszyscy. Razem pragną pokonać zło, które przewyższa ich samych. Cóż może być tak potężnego żeby zgromadzić w jednym miejscu i skłonić do współpracy te tak bardzo różniące się od siebie istoty. Istoty, które w normalnych warunkach pozabijały się nawzajem. Jednak coś sprawiło że ci, często śmiertelni wrogowie nie tylko razem zmagają się z trudami wędrówki, ale, można by rzec …..że…..zostali przyjaciółmi(!!!).
I jakimś cudem ja wylądowałam wśród nich. Bogowie jeszcze raz udowodnili że mają skopane poczucie humoru. Co ja, zwykły gryf (no dobrze jestem jedną z najlepszych wojowniczej mojego klanu, ale mimo wszystko..) mogę mieś wspólnego tymi potężnymi istotami.
Może i potrafię dzierżyć miecz, strzelać z łuku i skutecznie używać sztyletów, ba, nawet znam kilka czarów i wezwań. Ale w czym ja, zwykły śmiertelnik, mogę się przydać tej drużynie potężnych i silnych istot?
Freya podrapała pod skrzydłem mruczącego przez sen Skha.
Szkoda, że ty nie, sam nie możesz mi pomóc, mój wielki przyjacielu. Ech……trzeba czekać na kolejne odsłony tej sztuki. Jedno jest pewna. Bogowie mają ubaw po pachy!
Freya ponownie spojrzała na gwieździste niebo. Zamknęła oczy i słuchając w delikatnego cykania cykad, zapadła w krótki sen……….
Nagle spokój przerwał nagły harmider. Z pomiędzy drzew na polanę wybiegły Luthien (tak się chyba nazywała) i ta tygrysica (jak się nazywała? Kido? Kidao? Kadido?). Pomiędzy nimi bezwładnie zwisał jakiś zakrwawiony mężczyzna. Jego rany wyglądały poważnie, bardzo poważnie, karmazynowa krew sączyła się żwawym strumieniem z jego piersi. Sielanka cichej nocy skończyła się nagle. Wszyscy członkowie drużyny stanęli na równe nogi.
------------------------------------------------------------------------
nie miałam koncepcji na obrazek
freya rozmyśla
uhhh mam nadzieją że Kruczysłąw ;) ma krew koloru czerwonego, racja?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
volve Gość
|
Wysłany: Czw 18:13, 20 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
VolvE obudzila sie natychmiast jak na polane przyszla Luthien z Kaido, niosący Kruka. Widziala ze glowe podniesioną miała ta nowa- gryf chyba, czy jak o sie to stworzenie nazywalo, a reszta sie budzila. Najlepszym lekarzem byla Raiell, ale jej nie było, szukała prawdziwego staruszka z Kaido i Luthien, i moze kims wiecej ale VolvE nie pamietala. Natychmiast podeszla do nowo przybylych. Kazdy krzatal sie wokol kadawetra, nikt nie umial mu pomoc, lekarza wsrod nich nie bylo, najlepsza byla Raiell, a jej nie bylo. VolvE spojrzala wpierw wystraszona na Kaido. Byla cala okrwawiona, ale gdy zauwazyla, ze to byla tylko krew Kruka a nie jej odetchnela z ulga. Kaido odłożyła kadawera obok ogniska i spojrzala po obecnych, opowiedziala jak zaatakowal je obcy i ze rusalka zostala i czeka na nich, weszac w okolicy lasu. Druzyna postanowila, ze potrzeba wiecej osob na poszukiwanie, ale ktos musial zostac z rannym kadawerem. Czesc osob nie dazyla go sympatia, ale nikt nie chcial zostawiac go na pastwe wilkopodobnych stworow. W koncu ustalili, ze wszyscy ida, zostaje tylko Dracia, ktora byla zmeczona i zdecydowanie odmowila by brac udzial w wedrowce, Duriel, ktory zostal z Dracia i VolvE ktora miala dosc wiecznego pakowania sie w klopoty. Kazala Raqee isc razem z innymi i cicho szepnela do Skhy by sie nia zajal, bo ona mloda, potrafila robic rozne glupie wybryki, czesto narazajac nawet zycie i o tym nie wiedzac. Godzac sie, Lewiatan zostal odpowiedzialny za smoczyce i poszli. Jeszcze jak byli dosc daleko VolvE slyszala ciche skomlenie smoczycy, ktora nie chciala jej zostawiac. Dracia poszla spac. Kruk jeknal cicho, ale wciaz byl nieprzytomny. VolvE usiadla obok ogniska, po drugiej stronie ognia lezal kruk, a troche dalej spala dracia, a nad nia czuwal Duriel. Robilo sie coraz ciemniej i ciszej. VolvE miala nadzieje ze nie zaatakuje ich znowu jakis stwor, lubila walczyc, ale miala dosc. Byla juz zmeczona, znudzona, zawiedziona. Kadawer po drugiej stronie znowu jeknal. Podeszla, wciaz krwawil, rany nie chcialy zakrzepnac. Byly naprawde glebokie. Nie znala sie na leczeniu, nic nie mogla pomoc, nawet jakby chciala. Odeszla cicho w strone lasu. Chciala sie przejsc, ale po chwili uznala ze jest ich tak malo, ze nie powinna sie oddzielac. Wrocila i usiadla znowu. W koncu nie wytrzymala. Byla na siebie zla. Nigdy nie obchodzil jej czyjs los, ale nie mogla siedziec cicho, gdy obok lezal ciezko ranny. Podeszla znowu i objrzala rany. Wiedziala ze powinien przezyc, mimo ze normalny czlowiek nie tylko dawno by juz nie ooddychal, ale pewnie bylby juz w dwoch czesciach. Nie byla pewna czy nie ma pocietych kosci, ale to musialoby byc naprawde ostre narzedzie by pociac cialo razem z koscmi. Usiadla obok i powoli zaczela rwac kawalki materialu z czegos w stylu bluzy co nosila na ramionach niczym peleryne. Porwala cala bluze na rowne, szerokie i dlugie paski i zaczela obwiazywac nimi mocno rany Kruka mocno zaciskajac. "n, to powinno zatrzymac przynajmniej wyplyw krwi, przynajmniej sie na pewno nie wykrwawi" pomyslala i juz wstawala, gdy kadawer znowu jeknal, zobaczyla ze otworzyl oczy, a wlasciwie jedno, bo drugie mial zasloniete kawalkiem materialu opatrujacym rane idaca przez policzek. Spojrzal na nia, na smoki i padl z powrotem na ziemie. Nie wiedziala czy spi, czy znowu zemdlal, ale wstala, otrzepala sie i wrocila na swoje miejsce po drogiej stronie ogniska. Siedziala, chcialo jej sie spac, ale nie spala. Bylo jej zimno, od kiedy pozbyla sie cieplej bluzy, siedziala. W koncu trzesac sie z zimna popadla w polsen. Z polotwartymi oczami widziala majaczacy lekko las, coraz bardziej zamglony, slyszala w idealnej ciszy ciche szmery dochodzace z lasu, pochukiwanie sow, wycie wilkow z oddali. Glowa jej opadla. Nie spala, byla czujna, trwala tak w polsnie... |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Czw 19:54, 20 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Felix otworzył oczy. Nie czuł się najlepiej. Wszystko go bolało. Ale to nie miało znaczenia. Co z nią? Gdzie ona jest? Dopiero po chwili przypomniało mu się, co się dokładnie stało. Wokół było spokojnie. Zamknął oczy. Był zbyt słaby, by się ruszyć. Jego moc osłabła. A to oznaczało tylko jedno. Jej moc słabła. Ona umiera. W końcu przestanie go poznawać, aż przemiana się dopełni i… coś mu utknęło w gardle. Demon powinien być twardy, nieczuły, ale on nie umiał. Zawsze był inny. Właściwie nie miał po co żyć dopóki ona się nie pojawiła. Na początku nie wiedział o niej właściwie nic. Przywołała go w dziwnych okolicznościach. Zemdlała, a potem wyruszyli w podróż. Po trzech miesiącach opowiedziała mu część swojej historii. Po dwóch miesiącach całą. Od tego czasu zawsze był przy niej. Czasem odsyłała go do rodzinnego wymiaru, by nie zwracał uwagi w miastach, ale gdy tylko mógł był przy niej. Był ostatnią istotą jaka jej została. Felix był gotowy za nią zginać.
Nagle coś przerwało jego rozmyślania. Nie mógł obrócić głowy w tamtą stronę. Odgłos ataku. Błysk czerwonego światła. Głos Kruka. I cisza.
Leżał dalej. Z tego co wywnioskował z rozmów Kruk był mocno ranny, a nikt nie znał się na leczeniu. Felix coś wiedział. Chciał krzyknąć, ale jego ciało wciąż pozostawało nieczułe na prośby umysłu. Duża część grupy ruszyła na poszukiwania. Ktoś został. Cisza. Odgłos darcia materiału. Cichy jęk. Cisza. Zrób coś ty bezużyteczna kupo futra. Zganił sam siebie. No rusz się. Któryś mięsień drgnął, ale reszta wciąż nie odpowiadała. Jestem bezradny. Jak zawsze! Nie mogłem pomóc nikomu, nawet jej nie mogę pomóc! Nie chcę, żeby znowu ktoś cierpiał, bo ja byłem bezradny! Powoli podniósł łeb. Zobaczył leżącego kadawera i leżącą niedaleko dziewczynę. Chyba volvo (XD). Powoli podniósł się z miejsca. Jakoś utrzymał na łapach i wolno podszedł do dziewczyny. Szturchnął ją nosem. Ta zaraz się poderwała. Popatrzyła na niego zdziwiona. Dlatego, że budził ją w środku nocy czy dlatego, że wyglądał, jakby zaraz miał znów paść nieprzytomny.
-Chcesz mu pomóc?
Volve zdziwiona kiwnęła głową.
-Idź do mojej towarzyszki. W jej plecaku powinna być gdzieś na wierzchu biała torba z czerwonym krzyżem. Przynieś ją. I nie bój się niczego co tam znajdziesz.
Volve poszła, a on usiadł i zaczął się przyglądać ranom. Kruk był strasznie pokiereszowany. Po pół godzinie volve wróciła. Chyba była w lekkim szoku po zwiedzeniu przepastnej torby.
-Otwórz ja.
Na torbę medyczna też rzucono czar powiększający było tam mnóstwo leków na przeróżne rzeczy. Nie znał zastosowania ponad połowy z nich, ale znał najważniejsze.
-Wyjmij fioletową butelkę i te zwoje. Ma nadzieję, ze masz mocne gardło, bo będziesz musiała trochę pośpiewać.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Pią 7:19, 21 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Dracia wyszła z namiotu za Durelem. Wyglądała na wyraźnie przybitą.
Wszyscy zebrali się przy ognisku. W blasku widać było jakąś leżącą postać.
"Co...co tu się stało?"-glos Dracii załamywał się lekko.
"Kruk wrócił. Ktoś go dotkliwie poranił."-odpowiedziała Kaido- "Dracia...Wszystko w porządku?"
"T...Tak...Możesz opowiedzieć, co się stało?"
Przez następny kwadrans Dracia i Durel siedzieli przy ogniu i słuchali opowieści Kaido.
***
Gdy Tygrysica skonczyła, Dracia aż podskoczyła.
"Tak,tak,tak! Nareszcie wyzwanie na miarę moich możliwości!"
Kaido wyglądala na bardzo zaskoczoną.-"O czym ty mówisz?"
"W Gildii zajmowałam się przypadkami najgorszymi, takimi, których nikt nie potrafił inhumować! Magowie, wojownicy... Kazdy ma słaby punkt. "Nawet ten Samael!"
Wyszeptała coś i przed nią pojawiła się spora skrzynia. Otworzyła ją, i zaczeła wyjmowac z niej niezliczone ilości fiolek, woreczków, pudełeczek...
Onyks podszedł i zacząl obwąchwiać jedną ze szkatułek.
"Psik! Tu jest bardzo silna trucizna!"
"Przez pudełko nic mi się nie stanie!"-syknąl smoczek
"A skąd wiesz?"
Z miejsca, gdzie leżal Kruk dobiegł ją chichot, ktory po paru chwilach przesedł w kaszel.
"Nie uda..ci się...Myślisz,że zwabisz go w jakąś pułapkę?"
"Nie. Znajdę inny sposób! A jak on zawiedzie, to zawsze mogę walczyć z nim normalnie, sztyletem. Nikt nie uodporni się na wszystkie trucizny."
"Nie trafisz go, a on zabije cię bez najmniejszego problemu."
"Potrafię unikać większości ataków."
"Nic ci to nie da...Widziałaś, co ja potrafię.A on jest o wiele lepszy.."
"I tak spróbuję"
I wróciła do przeglądania trucizn, kolców i strzałek...
***
"Chcesz, by Kruk zginął?Ona naprawdę nie śpiewa zbyt dobrze.Tylko wszystko pogorszy. Może spróbuję ja i Kaido? Volve oczywiście też."
"No..Dobrze."
No i zaczeło się.
***
Kruk został napojony znieczulaczem, a dziewczyny staneły przy ogniu.
Pierwsza zaintonowała swoją pieśń Dracia.
Słowa były bardzo stare. Pochodziły z Czasów Ognia.
Nie wiedziała, skąd je zna.
Po prostu śpiewała.
***
To było dziwne. Durel czuł swąd dymu, ale innego niż ten z ogniska. Dookoła zapłoneły półprzeźroczyste płomienie, słychać było łopot skórzastych skrzydeł.
Oczy Dracii płoneły jak latarnie.
Smok nie słyszał, co śpiewają pozostałe.
Pieśń wojowników. Dobrze wybrała.
A potem wszystko się skończyło. Pół-smoczyca upadla na ziemię.
***
"Dracai,żyjesz?"
"...!"-otwierała usta, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
"...!!! ...!!!"
"Dracia?"
Nie mogę mówić!! Zabiję tego wiiilka!- dalej poleciało mnóstwo gróźb
"Felix, lepiej przynieś jej antidotum, bo sprawdzi na tobie, czy trucizny się nie przeterminowały."
"D-dobrze!"
Po chwili Dracii dostarczono buteleczkę. Wypiła jej zawartość.
"No..Przynajmniej nie muszę się teraz wysilać, by mówić cicho.."-wyszeptała
[/url]
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Larikann
Dołączył: 08 Mar 2006 Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:55, 24 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Lar uważnie patrzyła się na lampion i podążyła za jego bleskiem. Ten lampion wygląda jak lampion pentagramu. Ciekawe do kogo teraz należy? Może do Raiell albo Hao ją zniszczył i teraz znów jest jego? Lar szła nie widząc prawie nic...
- Livier! Gdzie jesteś?
- Cii...- szepnął Livier- widzę jedną postać: rusałkę, która śledzi kogoś lub coś...
- Jak myślisz kim jest ta rusałka?
- Nie wiem nawet moje oczy nie widzą jej twarzy...
- Chodźmy za nią.- zaszeptała Lar i już zamierzała zrobić pierwszy krok kiedy Livier ja powstrzymał.
- Co jest?- zdenerwowała się Lar
- Głuptasie!- cich zaśmiał się Livier- a jeśli ona cię zobaczy?
- To powiem jej cześć. - Livier popatrzył się na Lar i stwierdził, że pomysł śledzenia jest dobry...
Livier pierwszy przemknął bezszelestnie pomiędzy drzewami i skinął na Lar żeby szla za nim...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ell_postritee Zdradliwa rusałka
Dołączył: 23 Sty 2006 Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Baza PonySport
|
Wysłany: Pon 15:07, 24 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
I tutaj Raiell się zatrzymała, by przetrzeć oczy, bo nikogo przed nią nie było. Więc co ona w ogóle tutaj robi? I co ta...
Ah, więc to tak. Coś się tutaj kroi.
Przez cały ten czas zapomniała o tym, że jej zmysły wciąż są wyostrzone... tak, jakby na te kilka dni straciła swoją przynależność do rasy rusałek, nawet nie zmieniała swojej postaci ani raz. Zniesmaczyła się tą myślą i przez jej ciało przemknął dreszcz, bo oto zobaczyła wyraźnie bordowe, a może czerwone, światło. Natychmiast rozłożyła skrzydła - przybierając postać taką, jaka jest jej przynależna i ruszyła lekko ku polanie. Próbowała - dosłownie mówiąc - przebić się przez to coś, ale już z daleka wiedziała, że wszystko na nic... Coś w niej jednak zaświtało, gdy zza "tego czegoś" ujrzała pysk Egeusza. Pegaz skinął głową i rozłożył skrzydła. A co dalej się działo?
Lampa zabłysła i z lasu wyskoczyła jakaś czarnowłosa dziewczyna... z kimś, kto na pewno mnie ocuci, kiedy już zemdleję.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Saphira71210
Dołączył: 19 Mar 2006 Posty: 512 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:25, 24 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
W chwili, gdy Mrum z całej siły rąbnęła w ścianę, Saphira, nie bacząc na nic rzuciła się w jej stronę i uklękła obok. Podniosła na chwile wzrok, akurat, by zobaczyć, jak mag pada na ziemię, powalony umiejętnościami gastronomicznymi Luthien Tak, ona nazywa się Luthien...czy Mrum coś o niej nie wspominała?...Nieważne
Widząc, że wszystko jest pod względną kontrolą, ponownie przeniosła swoją uwagę na Mrumrando. Spróbowała przenieść ją nieco dalej. Później podeszła do jedynej ocalałej ściany i poprosiła o koc, który podłożyła jej pod głowę.
***
Saphira nie mogła się nadziwić zdolności wampirów do szybkiej regeneracji. Chociaż przy uderzeniu w twardą ścianę prawie na pewno poleciało parę żeber, rany wydawały się goić niemal na jej oczach. Kiedy przyniesiono półżywego Kruka, nie wymagała już zbytniej uwagi. Było to sprzyjająca okoliczność dla smoczycy, która musiała od czasu do czasu udać się na polowanie. Zostawiła więc Krisa, z nakazem, by nie odstępował na krok wampirzycy, która tym czasem pogrążyła się w czymś w rodzaju letargu.
Cicho poinformowała innych, dokąd idzie, choć wątpiła, by ktokolwiek zwrócił uwagę na jej nieobecność, musieli zajmować się ciężko rannym kadawerem. Nakłonili już chyba jakaś osobę do śpiewania, ale Saphirze nie chciało się sprawdzać, którą.
***
Cudownie było znowu latać, po tak długim czasie dobrowolnej bezczynności. Gdzieś, daleko w lesie dojrzała cos w rodzaju światełka, ale niemal natychmiast o tym zapomniała. Nie miała teraz czasu, by podziwiać krajobrazy. Coś innego wysunęło się na pierwszy plan.
Głód.
Każdemu ze smocząt z Rodu dobitnie, na ich własnym przykładzie demonstrowano, co dzieje się, jeśli smok zbyt długo zwleka z posiłkiem, więc i ona tego doświadczyła.
Najpierw wszystko zaczyna wyglądać jadalnie. Potem, nie słucha się już głosu rozsądku. Zaczyna się rzucać z zębami i pazurami na wszystko, co pojawi się w zasięgu wzroku. Nie myśli się racjonalnie, liczy się tylko jedna rzecz.
Mord.
***
Przemiana kosztowała ją tym razem utratę o wiele mniejszej ilości energii. Wstała z klęczek i ukradkiem otarła strużkę jeszcze ciepłej krwi, która spłynęła jej z kącika ust.
-Rany, jak to wygląda -jęknęła w duchu –jak wampir kończący bardzo obfitą kolację.
Niezbyt pewnym krokiem zbliżyła się do obozowiska, po czym od razu poszła sprawdzić, co z Mrum. Z ulga stwierdziła, że ta obserwuje ją, opierając się na łokciu. Szybko uklękła obok niej.
-Jak tam żebra? Wiesz, zostałabym z Tobą dłużej, ale po prostu musiałam zapolować.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Pon 18:43, 24 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Łania przerwała żerowanie, nasłuchując odgłosów lasu. Cichy szum lasu, bzykanie komarów i delikatne ćwierkanie cykad, przerywane od czasu do czasu cichym kapnięciem skroplonej na liściach mgły. Wrażliwy nos przeszukiwał ciężkie wilgotne powietrze w poszukiwaniu woni wilków. Po kilku strzyknięciach uszami wróciła do obgryzania młodych gałązek olchy.
Nasilający się świst przykuł uwagę łani. Szybko podniosłą głowę w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.
Za późno.
W ułamku sekundy giętką szyję jelenia przeszyła długa strzała.
- No, nieźle……. Całkiem ładny okaz.
- Ha! A czego się spodziewałeś? Ja nigdy nie chybiam.
- Skromność narde wszystko – Skha z lekkim wyrazem ironii zabrał się za patroszenie ofiary.
- Wiesz – Freya spytała pomiędzy rozrywaniem kolejnych kęsów mięsa swym ostrym dziobem – Dlaczego właściwie poszliśmy? Nie jestem znachorem, ale babcia Eugenia nauczyła mnie kilku lekarskich sztuczek.
- Mówisz o tej przeżutej papce z chwastów?
- Nie chwastów, lecz doskonałych ziół leczniczych. Ten facet tam, wyglądał jakby potrzebował czegoś więcej niż kilku magicznych piosenek do Bogów…..
- ….Nie igraj z czarami Freya….
- ….. Najlepszym znieczuleniem i antyseptykiem jest alkohol. Po kilku kielonkach mocnej gryfiej wódki* nie tylko by się oczyściła rana ale i by go przestało boleć. Kilka szwów i trochę ziół, a by doszedł do siebie w mgnieniu oka.
- Polewanie rany mocnym alkoholem jest raczej bolesne, nawet bardziej niż wcieranie soli w rany…
- Prawdziwy gryf by wytrzymał!
- Ale to nie jest gryf moja droga. Pyzatym temu wojownikowi (Kruk, mogę cię nazwać wojownikiem?) wystarczy tylko trochę spokoju, a sam się wyleczy. Jest silny. Duchowo, cieleśnie i magicznie. (Rany ale to zabrzmiało)
- Ech, jak chcesz. Dobra, wracamy. Tutaj ten mag na pewno się nie znajduje, a już późna noc zapadła**.
W ciszy i pokoju, Gryf i Lewiatan wracali do obozowiska. Podfruwając co jawisz czas dla zaoszczędzenia czasu, ale nie spiesząc się za bardzo w tą ciepłą noc.
Gęsta mgła rozświetlona fioletowym blaskiem zórz*** nadawała magiczny blask bliźniaczym księżycą, czyniąc to nader normalne miejsce, mogicznym światem jakby z bajki wyciągniętym
- Freya….? Słyszysz coś?
- Coś…..jakby…… wycie wściekłych przegłodzonych wilków.
- Mi się to raczej kojarzy ze śpiewem………
Wchodząc na polanę ich oczom ukazał się dość………dziwny widok
-----------------------------------------------------------------------------------------
* Z uwagi na fakt iż miejsce to jest narażone na widok osób nie letnich prostuję że chodziło mi o bezalkoholowe trunki ;) (a świstak siedzi i zawija w sreberka)
** Ja się jusz trochę gubię z porą dnia.
*** nie wiem zkąd ja te zorze wytrzasnęłąm ale jakoś pasowały do obrazka
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|