Forum NEOPETS Strona Główna NEOPETS
Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mroczna Przygoda - oryginalny tytuł, nie ma co
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29 ... 50, 51, 52  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Czw 10:44, 30 Mar 2006    Temat postu:

Jared czuł się nieswojo. Coś go śledziło i instyknktownie czuł, że musi uciekać, ale bardzo go to denerwowało, w końcu był kadawerem, więc niewiele rzeczy było w stanie go przestraszyć, ale tym razem czuł jakąś bardzo potężną, złowrogą moc, postanowił się więc oddalić od jej źródła tak daleko, jak to tylko możliwe. Przeskakiwał po dachach i ścianach domów, ale ta moc się nie oddalała, a nawet przeciwnie, była coraz bliżej.
Kadawer kątem oka ujrzał za sobą jakiś cień; człowieka w czarnym płaszczu z kapturem, który przeskakiwał pościanach i dachach tak jak on, i dodało mu to otuchy, bo nie było takiej siły, która mogłaby zabić dwóch kadawerów, a obcy musiał nim być, bo nikt inny nie poruszał się w ten sposób. Nagle wiszący na szyi Jareda amulet w kształcie smoka zadrgał ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Ten rozejrzał się czujnie, ale ujrzał tylko tego drugiego kadawera, lądującego właśnie na dachu kilka metrów od Jareda, sprawdził więc tylko, czy może szybko wyciągnąć miecze, na wypadek gdyby źródło tej złej mocy pojawiło się tu, ale nic tego nie zapowiadało.
Drugi kadawer przyglądał mu się dziwnie, a na pytanie o imię obcy wyciągnął miecze tworząc Szpon, znak Szkoły Kruka, najrzadszej ze szkoły kadawerów. Jared nie pamiętał zbyt wielu jej uczniów, w zasadzie tylko jednego.
-To ty, Kruk?
Obcy w odpowiedzi zaatakował w ułamku sekundy. Walczył najtrudniejszymi stylami Sztuki, czyli Modliszką i Krukiem. Jared z największym wysiłkiem parował jego ciosy, w międzyczasie próbując dociec motywacji przeciwnika.
-Kruk, co ci jest?? Pochrzaniło ci się coś?
W odpowiedzi nazwany Krukiem wykonał Nithiro-połączenie salta i piruetu, i rozpłatał Jaredowi brzuch. Następnie bez pośpiechu zabrał rannemu amulet i podrzucił go do góry, narysował w powietrzu mieczami wielkie "X" i rozćwiartował Jareda na cztery części, a następnie odszedł.
Są coraz bliżej.-Pomyślał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Czw 14:29, 20 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaido
White Tiger Youkai



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imperium Agatejskie

PostWysłany: Czw 20:41, 30 Mar 2006    Temat postu:

-"Amulet Tygrysa... A może to nie jest mój amulet? Może... może to jest postać, którą on symbolizuje? Albo..."
Kaido myślała głośno, wpatrując się w kartkę, którą wręczyła jej Dracia. Odwzorowany rysunek był niemal identyczny z tym, co przedstawiał amulet - skrzydlatego tygrysa. Zgadzała się poza, szczegóły kolejnych pręg na jego ciele... Jedyna różnicą było to, że rycina była wielkości samej Kaido...
Demonica rozważała różne możliwości powiązań amuletu z rysunkiem na ścianie świątyni. O przypadku nie było jednak mowy.
-"Czy było tam coś jeszcze? Może jakaś wskazówka..."
-"Wprawdzie było tam coś w smoczym języku... zaraz... "Nadzieja nadejdzie
w krwi i w cieniu, przez złote pole. Dalej napisy były zatarte." - Dracia wyrecytowała krótki wierszyk.
Kaido zamachała nerwowo ogonem.
-"W krwi i cieniu? To całkiem do nas pasuje... Co chwila mamy do czynienia z czymś takim..."
Demonica próbowała zaśmiać się z żartu razem z innymi, ale śmiech nie przeszedł jej przez gardło. Zaczęła dygotać na całym ciele, siadając ostrożnie na zwalonym pniu drzewa nieopodal.
Nagle z zarośli wyłonił się Durel. Przeskoczył przez pień, na którym siedziała Kaido, podszedł do Dracii i pocałował ją.
Kaido zapatrzyła się w przestrzeń przed sobą.
Gdyby Ayiani mógł być tu teraz z nami...
...
Zaraz... co ja plotę?!

Poczuła, że jej policzki płoną. Zaczęła kręcić szybko głową. Myślała, że w ten sposób wyrzuci z umysłu obraz, jaki przed chwilą ujrzała.
Kręcenie przerodziło się w dzikie machanie głową. Kaido zarzucała włosami tak, że zrobiło jej się biało przed oczami. Prawa brew Kruka niebezpiecznie podjechała do góry.

Nagle Kaido nawiedziło to dziwne uczucie.
Uczucie pojawienia się czegoś z nicości.
Przestała szamotać się sama ze sobą i ujrzała Aviraila, który wpatrywał się w nią ze złośliwym uśmieszkiem. Demonica odsunęła się od niego, jak tylko pozwalała jej długośc pnia, na którym siedzieli.
-"Długo tu jesteś?"
-"Wystarczająco..." - mruknął chłopiec, wciąż się uśmiechając.
Kaido wstała i zaczęła cofać się, sunąc drobnymi półkrokami. Wyciagnęła ręce przed siebie w geście obronnym.
-"Zgiń! Przepadnij!" - powtarzała w miarę zrobionych kroków.
Dlaczego ty zawsze musisz wiedzieć to, czego nie powinieneś, najbardziej ze wszystkiego...
Avirail wzruszył ramionami. Kaido prychnęła i oddaliła się.

*******

-"Jin-san!"
Kaido podbiegła do wyczerpanej dziewczyny. Mimo tego, że nie zamieniła z nią jeszcze słowa bardzo cieszyła się z jej powrotu. Gdy ktoś sie nią zajął, Dracia rozmawiała z wilczym demonem.
Wilczy Demon... tacy podobni, a jednocześnie tacy różni... - Kaido uśmiechnęła się do siebie.
Nagle podszedł do niej Kruk.
-"Kto to jest?"
-"Ludzka dziewczyna, bardzo sprytna i pomysłowa. Jest z nami w drużynie od początku, ale na jakis czas odłączyła się." - Kaido z szerokim uśmiechem spojrzała na Jin-san.
-"Eee... a jak ma na imię?"
-"Nie wiem, nie rozmawiałam z nią jeszcze."
Kruk popatrzył na demonicę jak na wariatkę. Kaido nadal się uśmiechała.
-"Twój optymizm mnie kiedyś zabije..."

*******
Drgawki wróciły...
Kaido siedziała samotnie nad strumieniem przecinającym las. Objęła kolana rękami i wpatrywała się tepo w niespokojną wodę.

-"Czemu nie powiedziałaś Dracii wszystkiego?"
Avirail wyłonił się zza jej pleców, powodując u Kaido lekki wstrząs.
-"Dobrze wiesz, czemu. Pewnie już to sobie wyczytałeś." - fuknęła demonica.
-"Ale chcę to usłyszeć od ciebie." - odpowiedział ze stoickim spokojem chłopiec, mimo morderczego wzroku Kaido.
-"A co niby miałam powiedzieć? "Hej Dracia, tak się składa że ja znam dalszą część tej przepowiedni, bo kiedy miałam pięć lat sama ją wypowiedziałam?! Aha, i wynika z niej jasno, że istnieje możliwość że WSZYSCY UMRZEMY?!"
Kaido udawała, że z uśmiechem przekazuje tę wiadomość stojącej przed nią Dracii. Jednak przy ostatnich słowach osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach.
-"Rzeczywiście, kiepska sprawa..." - Avirail przechylił głowę patrząc, jak Kaido odchodzi wgłąb lasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Pią 7:21, 31 Mar 2006    Temat postu:

Zapadał zmrok. Z jednej strony świeciły jeszcze resztki słonecznego światła, z drugiej odbijała się w dymie łuna płonącego miasta. Na niebie powoli zapalały się gwiazdy.
Dracia siedziała przy Durelu. Rozmawiali w myślach.
Durel..Masz brata?
"Nie mam rodzeństwa..."
Dziwne..Gdy straciłam przytomność dzięki oparom dymniaka, widziałam dziecko. Biało z dziesięć lat i było bardzo podobne do ciebie. Tylko oczy miało inne.
"Czyli?"
Twoje oczy są ciemnoszare. A jego purpurowe...
"Tak jak twoje.A skąd wiedziałaś, że widziałaś przyszłość?"
Po prostu czułam to...
"Mam nadzieję,że akurat ta wizja się spełni!"
Nagle ktoś wrzasnął:
"Dracia, leniu jeden!!! Dzisiaj twoja kolej gotowania! Wszyscy są głodni!"
Mineły dwa lata, od kiedy Dracia była w drużynie poszukiwaczy przygód, i zdążyła już zapomnieć, jak to jest, gdy chcesz z kimś zostać sam na sam.
Zawsze ktoś przyjdzie, będzie potrzebował towarzystwa, albo pomocy w jakimś zadaniu.
Poprzednim razem było lepiej- Karnil był przywódcą drużyny, i mógł zwalić pracę na kogoś innego. A tutaj nie było przywódcy. Od kiedy odszedł Skha..
Wymyślili taką genialną zasadę, że zmieniają się przy obowiązkach, i nie wolno się wymigać. Nawet gdyby Dracii zostało pięć minut życia, to musiałaby dzisiaj przygotowywać posiłek...
"Co dzisiaj?" -zawołała
"Ptak! Raqee upolowała!"
"Jaki ptak?"
"Nie wiem, ale wygląda jadalnie!"
"Wypatroszony?"
"Oczywiście!"
Przynajmniej nie będę babrać się w ptasich wnętrznościach...
***
Ogień płonął, zupa gotowała się, a drużyna dyskutowała.
"Powinniśmy im pomóc...Tym ludziom, którzy ta są..."
"Właśnie nie!"- warknął Durel-"Ten ogień nie jest naturalny! Czuć tam tylko śmierć. Jak ktoś chce umrzeć, to niech tam pójdzie. W zaświatach powiem mu: "A nie mówiłem?""
"Ale ci ludzie.."
"Większość jest martwa. Nie pytaj, skąd to wiem. I w dodatku jest tam coś strasznego. Nie zatrzymuję was, ale tylko próbuję przemówić wam do rozsądku. To pewna śmierć."- widać było,że smok wie, co mówi.
"A ja jednak zapytamm skąd masz te informacje?"
Durel zagwizdał, i na jego ramieniu wylądował cień kruka.
"Od niego."
***
Drużyna stwierdziła,że jednak nie warto tam iść, ale parę osób powiedziało, że jeszcze pomyśli nad tym.
Niech sobie idą...Hmm...Trucizny teraz się nie przydadzą- te potwory trzeba zabijać szybko. Muszę znaleźć sztylety..
Dracia przywołała kufer.
"Otwórz się."
Skrzynia posłuchała.
"Nie to. Następna szuflada."
Skrzynia zamknela wieko i otworzła je ponownie.
Dracia zaczeła wyjmować z niej zbroje- ze smoczych łusek, chitynowych pancerzy owadów, z delikatnej skóry ze smoczych skrzydeł...
"A to co?"
W namiocie pojawił się Durel i oglądał właśnie łuskową zbroję, która wyglądała jakby ją zrobiono z platyny.
"To zbroja z łusek Obrońcy."
Ludzie, którzy zabijali potwory, nazywali platynowe smoki "Obrońcami Dam W Potrzebie". Smoki te były na wskroś dobre. Bahamut stworzył je, by niszczyły zło. Tiamat odebrała im zdrowy rozsądek. Przez to te biedne stworzenia zabijały wszystkie stworzenia, które nie stały po stronie dobra.
"Zawadzał zabójcom wampirów.Nie mieli na co polować. Poprosili mnie o zabicie go..Sama o mało nie zginełam. Popatrz."
Podniosła koszulę. Na plecach miała wielką bliznę w kształcie gwiazdy. Ktoś ozdobił ją tatuażem ze smokiem.
"Czym cię uderzył?"
"Oddechem. Atakuje światłem...Jeśli wtedy zmieniałabym się w cień, to nie rozmawiałabym teraz z tobą. A co do tej zbroi, to jest jedną z najlepszych, jakie można stworyć. Wytrzyma wszystko.Szkoda,że nie ma do niej hełmu."
Zaczeła dalej przerzucać zawartośc kufra.
Tym razem wyjmowała miecze. Wszystkie były owinięte różnokolorowymi kawałkami jedwabiu.
Durel odwinął kawalek czerwonego jedwabiu z ostrza, ktore zaraz buchneło płomieniami.
"Więc po to są owiniete?"
"Taak. Czerwone- ogień. Niebieskie- chłód. Żółte- elektryczność. I tak dalej..."
Durel wziął miecz owinięty w czarną tkaninę.
"A ten co-?"
"Zobacz."
Ostrze było zwykłe, czarne, tylko lekko lśniło czerwienią. Durel machnął nim...
Powietrze dookoła smoka zalśniło od błysków. Wirowały dookoła niego, brzmiąc jak metal uderzający o metal.
"Ten miecz tego nie potrafi..Jest po prostu stworzony z cienia i bardzo, bardzo ostry...Gdzie się tego nauczyłeś?"
"Sam się nauczyłem. Miałem dużo czasu, by wypróbowywać magię i fechtunek.."
Dracia wydała triumfalny okrzyk i wyciągneła ze szkrzyni sztylet. Jego ostrze wyglądało jak wykute ze światła.
"Kieł Obrońcy. Bardzo dobrze działa na złe stworzenia.."
Tymczasem w namiocie zjawiła się reszta drużyny i zaczeła oglądać broń i zbroje*.
______
*Jak ktoś chce ulepszyć ekwipunek, to zapraszam. Mam wszystko :P
Są to nagrody za zabicie potworów, oraza rzeczy przez nią kupione na zasadzie "a może się przyda"...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dracia dnia Pią 14:39, 31 Mar 2006, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Pią 7:32, 31 Mar 2006    Temat postu:

Kaido szła zdenerwowana przez las. Co za upierdliwy dzieciak! Co on sobie myśli, grzebiąc wszystkim w głowach, wściekała się. Kruk mógłby mnie chociaż nauczyć, jak się przed tym bronić! Ona nie chciała, żeby ktoś niepożądany oglądał jej pragnienia lub marzenia. Usłyszała jakiś hałas za sobą i natychmiast odwróciła się, ale nie było tam nikogo. Odetchnęłą z ulgą i chciała pójść w poprzednim kierunku, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł przed nią Avirail, przyprawiając ją o palpitację serca.
Swoim zwyczajem przerwał jej wypowiedź, zanim zdążyła ją zacząć.
-Rozumiem, że nie mówisz Dracii, bo to twoja przyjaciółka, ale powinnaś była powiedzieć Krukowi.
-A co jego to interesuje, co ja- zaczęła, ale znów jej przerwał.
-Na pewno więcej niż ci się wydaje.
-A niby czemu tak sądzisz, geniuszu? Jemu też wpakowałeś się do umysłu?- Kaido wrzeszczała z głośnością zdolną obudzić martwego trolla, nic więc dziwnego, że wypłoszyła z tej części lasu całą zwierzynę. Chłopiec zaś, dla kontrastu, poczekał aż tygrysica się wykrzyczy i nieco zmęczy. Po upływie około pół godziny, gdy demonica dawała już wyraźne sygnały zmęczenia, Avirail zaczął mówić.
-Nie wydaje ci się to nieco dziwne, że w jakiejś jaskini twoja przyjaciółka czyta wiersz, który kiedyś sama wygłosiłaś w transie? Gdybyś częściej słuchała tego, co Kruk mówi podczas lekcji teorii na temat Znamienia Kaina, jego mocy i transów nią wywołanych, to wiedziałabyś, że jeśli zdarza ci się coś takiego, to masz mu o tym natychmiast powiedzieć.
-A co go to obchodzi?? Co ja go obchodzę? Wydziera się tylko po mnie, że nie słucham jego poleceń i wszystko robię po swojemu!
-On się o ciebie martwi. Nie po to wziął nas na naukę, by spełniać się w takim zawodzie, bo predyspozycje do tego to on ma jak drewniana kłoda do nauki savoir-vivre'u wśród elity Villaeonu. On nas uczy, bo chce, żebyśmy mogli przeżyć. Jemu naprawdę na tym zależy. Podczas walki z tym smokiem krwi bał się o ciebie, bo znów robiłaś wszystko na swój sposób, a był moment, kiedy smok mógł cię zabić. To, co robimy na treningach, to nie jest jakaś głupia zabawa, nie zauważyłaś tego, że teraz walczysz już dużo lepiej, niż kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
Kaido wolałaby zjeść na surowo torbę żywych skorpionów, niż się z nim zgodzić, ale w myśli przyznała mu rację. To mu wystarczyło, bo pewnie po raz kolejny wszedł do jej umysłu.
-Ile razy mam ci mówić, żebyś tego nie robił? To mnie denerwuję!
-A nie powinno. Nie zauważyłaś?
-Czego?
-Tego, że odkąd skończyłaś krzyczeć, żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa.

***

-... tam był też taki wiersz, który ja kiedyś wypowiedziałam w transie.
-Poważnie? Jak on brzmiał?
-Zaraz, jakoś tak...
Nadzieja nadejdzie w krwi i cieniu, eee-zająknęła się demonica. Kruk wyglądął na wstrząśniętego, a w dodatku, ku zdumieniu Kaido, a nawet Aviraila, dokończył strofę wiersza.
-... przez złote pole, martwymi przykryte
I wróci Kain, a na Znak Jego
biel Tygrysa rozkwitnie szkarłatem,
a czarna matka chłodnymi rękoma
okryje swę dziecię zgubione.
Zarówno kadawer, jak i jego uczniowie, wyglądali na głęboko wstrząśniętych. Pierwszy przemówił Kruk.
-To była pierwsza zwrotka Proroctwa Kaina, o którym wam wkrótce opowiem. Nie wiem skąd to znasz, bo to od wieków znali tylko kadawerzy! Jeśli mogę was o to prosić, nie mówcie o tym nikomu, póki tego nie przemyślę. To jest dość..., zaskakujące.- Umilkł i zamyślony spojrzał w niebo.
-Znałem tylko jedną osobę, która to wcześniej mówiła. Był to mój przyjaciel, prawie brat. Nazywał się Samael. Był potężnym kadawerem, może nawet lepszym ode mnie, oraz kainitą. Niestety, z tego co wiem, to umarł już dawno temu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Pią 18:43, 31 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Pią 13:50, 31 Mar 2006    Temat postu:

Felix spacerował po obozie. Zdążył już sporo zaobserwować. Jego uwagę przykuł mały tłumek przy jednym z namiotów. Okazało się, że ktoś dysponuje sporym zapasem broni. Felix nie mógł jej używać, ale mógł podebrać coś dla towarzyszki. Będzie jej miło dostać jakiś prezent. Jak znał życie po przebudzeniu będzie jeszcze w gorszym stanie niż jest teraz. Stanął z boku. Jego uwagę przykuły dwa przedmioty. Jednym była bransoletka. wyglądała jak zwykła bransoletka, ale Felix zbyt długo przebywał na tym świecie, by nie odczuć, że coś z nią nie tak. Zgarnął ją łapą. Drugą był sztylet. Wyglądał podobnie jak bransoletka zupełnie zwyczajnie, choć... nie! Wtedy Felix to dostrzegł. Dla niewprawnego oka wyglądął normalnie, ale on widział. Z uśmiechem chwycił go w zęby i razem z bransoletką schował do plecaka towarzyszki. Będzie miała niespodziankę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saphira71210




Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:33, 02 Kwi 2006    Temat postu:

Jeszcze chwilę przysłuchiwała się ich rozmowie, podczas gdy penetrowali magiczny kufer towarzyszki i przebierali w rozmaitych nożach i sztyletach. Potem cicho zsunęła się z drzewa i ruszyła w głąb lasu, do miejsca, gdzie poprzednio zatrzymała się wraz z Krisem.
-Oni mają rację. Tam już nie ma nikogo, kogo można by ratować-doskonale mówił jej o tym charakterystyczny odór krwi, śmierci i spalenizny. -A ja sama nie dałabym rady z czymś, co spowodowało takie zniszczenia.-o tym też doskonale wiedziała. –Jednak...chcę coś zrobić!
Ponure myśli towarzyszyły jej podczas przedzierania się przez plątaninę mniejszych i większych drzew.
~~~~~~
Kris jednak nie zamierzał pójść w jej ślady. Wciąż siedział na konarze, badawczym wzrokiem mierząc drużynę zebraną wokół kufra i rosnący stosik wszelakiej broni za nimi. Wreszcie wyprostował się, jakby podjął jakąś decyzję i zniknął, by, całkiem ukrywając płomienie, pojawić się przy stosie. Gorączkowo, bo wiedział, że za chwile ktoś może się odwrócić, chwycił pierwszy z brzegu sztylet i po swojemu bezszelestnie ,,skoczył” w przestrzeń.
Zmaterializował się wprost przed Saphirą i dumnie upuścił jej przedmiot na kolana.
~~~~~~
W chwili, gdy ciężko usiadła pod drzewem, tuz przed nią pojawił się jej mały towarzysz.
-A, tu jesteś. Właśnie zastanawiałam się...-urwała, gdy upuścił jej coś ciężkiego na podołek, najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie. Ostrożnie podniosła pięknie zdobiony srebrny sztylet. Czuła w nim magię, ale nie to było teraz najważniejsze.
-Kris...ty umiesz ,,przerzucać” w przestrzeni przedmioty? -to była pierwsza rzecz, jak przyszła jej do głowy. Natychmiast została zastąpiona przez o wiele bardziej niepokojącą.
-Skąd to masz? –nagle przed oczami stanął jej wielki stos najróżniejszej broni, który niedawno widziała w obozie.
-Wziąłeś to STAMTĄD?! -przeniosła wzrok na jaszczura-Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakiego piwa nawarzyłeś? Odnieś to na miejsce. Zaraz!
Być może, gdyby smoczyca odezwała się milszym tonem, Kris spełniłby jej prośbę. Jednak teraz nie było o tym mowy. Fuknął gniewnie i wyniósł się na najbliższe drzewo. Saphirze opadły ręce. Wiedziała, że teraz nic już go nie przekona. Zostało już tylko jedno wyjście.
Podniosła się z ziemi i używając części swej zdolności przemiany, zatarła własną aurę, zapach i inne oznaki tak, by nikt nie mógł zorientować się, że jest smokiem.
Spojrzała na jaszczura.
-Idziesz? -spytała nieco ostrzej, niż zamierzała. W odpowiedzi Kris tylko coś mruknął, ale posłusznie zmaterializował się na jej ramieniu.
~~~~~~
Byli już na skraju lasu. Saphira odetchnęła głęboko, zeszła cicho na łąkę i ze spuszczonymi oczami wkroczyła w krąg światła rzucanego przez ognisko. Cicho odkaszlnęła, podniosła wzrok i tak, jak się spodziewała, dostrzegła ładnych kilka par idealnie okrągłych oczu.
Wyciągnęła przed siebie dłoń ze sztyletem i położyła go ostrożnie na trawie.
-Kris to zwędził-oznajmiła, wymownie spoglądając na jaszczurkę kulącą się na jej ramieniu-więc musiałam oddać. Przepraszam za niego. Nigdy dotąd tak się nie zachowywał-wyprostowała się, powiodła wzrokiem po zbaraniałym zgromadzeniu, odwróciła się i zanim ktokolwiek zdołała zareagować, zniknęła w lesie.
~~~~~~
Oparła się o drzewo, starając się przybrać swobodną pozę. Przypuszczała, że pewno komuś przyjdzie niedługo na myśl jej szukać, a chciała być na to przygotowana. –Dlatego będę czekać...-spojrzała na zwierzaka, bezpośredniego sprawcę tych zdarzeń.
-Widzisz, mały? Straciliśmy już naszą dotychczasową osłonę: niewidzialność. Ale, wiesz co? Wcale mnie to nie martwi...
W tym momencie wśród drzew zamajaczyła sylwetka fioletowowłosej dziewczyny*. -Wampirzyca.... -Postanowiła odezwać się pierwsza.
-Witaj

-----------------------
*Mrumrando poprosiła o wyłączność w łażeniu za mną do lasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
VolvE-chan




Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Musashi

PostWysłany: Nie 16:18, 02 Kwi 2006    Temat postu:

VolvE spojrzała na piętrzący się przed drużyną stos broni. Nie miała zamiaru nic stamtąd brać. Miała swój miecz i to jej wystarczało. Oparła się plecami o drzewo i przyglądała się drużynie. "Mają radochę" Pomyślała. I zaczęła rozmyślać. Jedyną osobą nie przebierającą w stercie bronii był Kruk i jego uczeń. Nagle zauważyła ruch obok skrzyni. Nikt nie zauważył niewielkiej jaszczurki materializującej sie wśród bronii, która już po chwili znikła. Po dłuższym czasie podeszła jakaś całkiem nowa dziewczyna. Gdy Raqee ją zobaczyła syknęła cicho. VolvE nie wiedziała o co jej chodzi, ale po chwili też to zauwazyła. Smocza aura unosiłaby się wokół dziewczymny, gdyby jej nie zatarła. Ale VolvE zbyt długo przebywała tylko w towarzystwie smoka, by nie zauważyć, że ktoś jest podobnym jaszczurem. Uspokoiła smoczycę i znów pogrążyła się w rozmyślaniach. Nie miała zamiaru tego nikomu mówić, jak dziewczyuna chce to ukryć to niech ukryje. Gdy ponownie spojrzała w tamtą stronę dziewczyny nie było. Mrumi odeszła od drużyny wciąż bawiącej się broniami i podążyła w stronę lasu. Może VolvE poszłaby za nią. Może by poszła gdyby nie była sobą. Nie, jej nie interesowały cudze sprawy, a gdy pprzy okazji wampirzyca narazi sie na jakies niebezpieczenstwo? No coz, jej sprawa. Volve wpatrywala sie w perliscie czarne luski swojej smooczycy, gdy zauważyła zbliżającego się kruka, ale ten po chwili wyminął ich i tylko ten mały chłopak spojrzał w jej stronę. Wiedziała, że może grzebać w umysłach, ale nie czuła się zagrożona, gdy znajdowała się w pobliżu Raqee, smoczy umysł skutecznie chronił przed takimi atakami. Tamci odeszli dalej. Dzieczyna przymknela powieki. Chlodny wiatr uderzal jej o twarz i rozwiewal dlugie wlosy do tylu. Volve czula sie tak jakos dziwnie. Patrzyla z zalem na druzyne, tak jakby nigdy wiecej maial kjej nie ujrzec. Czula sie dziwnie, miala dziene przeczucia, ale jeszce nie wiedziala co mogą znaczyc. Popatrzyła po twarzach obecnych. Kaido... Raiell... Dracia... Przypomniała sobie twarz Skha, nie wiedziala czemu widziala go w ludzkiej postaci. Co sie z nim teraz dzieje, gdzie jest? Raqee wyczula nastroj przyjaciolki i polozyla leb na jej nogach. VolvE usmiechnela sie do niej. Dopiero zauwazyla, ze w jej strone zmierza Draciaa.
-Umiesz strzelać? -Uśmiechnęła się.
-Z łuku? Taaak -VolvE dobrze pamiętała jej lekcje u elfów, ale łuk który od nich dostała leżał teraz połamany gdzieś w lesie Zen-han na wschodzie. Dracia wyciągneła zza pleców piękny, złocony łuk z białego drewna i kołczan pełen strzał, równie białych co łuk, ze złotymi grotami i wręczyła VolvE.
-Najlepszy -Uśmiechnęła się. -Uznałam, że skoro latasz, to przydałaby ci sie broń pozwalająca atakować z powietrza. -Znowu usmiech.
VolvE wzięła łuk do rąk i pogładziła idealnie gładkie drewno. Takie drzewa rosna tylko w lesie do ktorego nikt nie ma dostepu na wschodzie. Niemozliwe zeby dracia miala luk z tego drewna, a jednak. I dala go jej, VolvE. Dziewczyna odwzajemnila uśmiech mimo woli i podziękowała. Dracia odeszła a VolvE dlugo jeszce za nią patrzyła. Jak ona sie usmiechala. Tylko u jednej osoby widziala taki usmiech. Kaido. Nie wiedziala czy to mozliwe, ale zdawalo jej sie ze polsmoczyca ja lubi. Nie byla tego pewna, w koncu nikt nie darzyl jej przyjaznia procz smoczycy od ty;llu lat. Gdy soppotkala Kaido myslala ze ma wielkie szczescie. Przyjazn z nia znaczyla dla niej wiele choc predzej odciela by sobie obie rece niz dala to po sobie poznac, ale czy to mozliwe by jeszce inni z druzyny tez ja lubili?? Nikt, nigdy jej nie lubil. Nigdy nie miala przyjaciol, nigdy... zanim nie dolaczyla do druzyny. Tylko Raqee. Spojrzala czule na leb smoka u jej stop. Odwrocila sie od drzewa i przypasala nowa bron do grzbietu smoczycy, po czym sdama na nia wsiadla. Raqee rozlozyla skrzydla i odleciala w powietrze. VolvE wyjela jednqa ze strzal, uniosla luk i wystrzelila. Tak, nie zapomniala jak sie strzela. Strzala wypuszczona z ruchomego grzbietu Raqee lecacej bardzo szybko, trafila prosto w serce orla rozkladajaego skrzydla do lotu. VolvE zabrala ptaka i wrocila do towarzystwa. Strzale dokladnie umyla a orla przekazala cenedess, teraz byla jej kolej robienia posilkow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Nie 18:53, 02 Kwi 2006    Temat postu:

Mamrotała do sibeie różne rzeczy... wiedziała, ze Cenedess jej nie rozumie. Ale gdyby ona zdawała sobie jak była jej wdzieczna, ze do niej podeszła. tak dawno nikt jej nie pocieszął, zawsze cierpiała w samotności. Nienawidze ludzi... wszystkich
*************************
Po jakimś czasi w końcu się uspokoiła... siedziała przy ognisku i grzebała z drużyną w stercie bronii jednak nic soecjalnie jej nie zaciekawiło. Wystarczął jej ukochany sztylet.... i kły. Noc bła spokojna, ciepło biło od ogniska... nic nie zapowiadało czrgoś nie spodziewanego. A jednak. Z alsu wyszła dziewczyna... Mrum próbowała ogarnąc jej aurę aby dowiedzieć sie kim jest... jednak nic nie wyczuła. Ale napewno nie bla człowiekiem, to ją zainteresowało.
Kris to zwędził-oznajmiła i oddała broń.
Kris? Co to Kris? Odadała i odeszła w głąb lasu. Mrum najpierw zatkało.... jednak czym prędzej zerwała się i pobiegła za nieznajoma. musiaal się dowiedzieć kim jest, albo czym.
Ta ciekawośc cię kiedyś zabije Mrumi- To kotolotek leciał przy niej, ostatnio tak rzadko go widziała....
Przebijała się przez ciemny las, krzaki kaleczył jej ręce, ale rany natychmiast znikały. Nie były w końcu ze srebra. Fioletowe włosy leciały jej na twarz i wpadały do ust... odkąd odrosły trchę ją denerwowały. Nagle zaobaczyłą ją... stała oparta o drzewo.
-Witaj- widać, że była skłonna do rozmowy.
Hee....heej- wysapała Mrum... nagle zdała sobie, ze sapiąc szczerzy kły a to moze ją przestraszyć, wkońcu nie wie kim jest. Więc czym pędzej zamknęła usta...-Kim ty jesteś? Co tutaj robisz?- Spojrzała na nią wyczekująco...
A ona się umśmiechnęła patrząc ciekawsko.... Już nie miała swojej osłony ale Mrum... jakoś nie mogła dopasować tą magiczną aure. Tak długo już jest an tym świecie... a tak mało widziała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saphira71210




Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:33, 02 Kwi 2006    Temat postu:

Spojrzała na zadyszaną dziewczynę. Obok niej w powietrzu zawisło coś, co smoczyca dopiero po dłuższej chwili zidentyfikowała jako zwierzę-wampira. Jego właścicielka niemal natychmiast zaczęła zadawać pytania.
-Kim ty jesteś? Co tu robisz?
Uśmiechnęła się. Standardowe pytania. -W sumie nic dziwnego, jeśli przed chwilą wlazłam w sam środek ich obozu i oznajmiłam, że zwracam sztylet należący do jednej z nich.
-Hmmm...to dość długa historia...może usiądziemy, co? -wskazała na ziemię –Niestety nie mam posłania, czy czegoś takiego, ale trawa jest dość wygodna.-niecierpliwie pociągnęła już całkiem skołowaną dziewczynę, na mech obok niej, po czym sama usadowiła się naprzeciwko.
W tym momencie Kris, dotąd spokojnie siedzący na pobliskiej gałęzi, pojawił się na jej ramieniu. Nieznajoma aż podskoczyła i najwyraźniej chciała zerwać się z miejsca, ale Saphira uspokoiła ja ruchem ręki. Sama już tak przyzwyczaiła się do roztańczonego wianuszka fioletowych płomieni towarzyszących materializacji jaszczura, że niemal ich nie zauważała, ale nie pomyślała, że inni mogą zareagować strachem.
-To jest Kris. Mój przyjaciel i towarzysz podróży. Choć –westchnęła teatralnie-czasem zachowuje się strasznie. Domyślasz się już zapewne, w jaki sposób zwędził Wam, ten nieszczęsny sztylet...-spojrzała w kierunku małego, po czym znów przeniosła wzrok na swą rozmówczynię
-Możesz już pokazać zęby –rzuciła jakby mimochodem w jej kierunku, widząc, że tamta stara się nie uśmiechać –nie przeszkadza mi towarzystwo wampirów. Nie mogą mi zrobić dużo większej krzywdy, niż pierwszy lepszy głupek, który nazywa siebie magiem-pochwyciła zdziwione spojrzenie
-No wiesz, nie można być jednocześnie smoczycą i nieumarłą, więc ta pierwsza cecha doskonale mnie chroni.-widząc, że brwi tamtej podjechały już na sam szczyt czoła, zreflektowała się
-Ale przepraszam Cię. Tak dawno nie rozmawiałam z nikim, kto może mi odpowiedzieć, że zupełnie zapomniałam, jak to jest. Jeszcze się nawet nie przedstawiłam.-zachichotała cicho
-Jestem Saphira, choć nazywano mnie innym imieniem. Z urodzenia smoczyca z Rodu który przybrał mino Wędrowców, wywodzących się od Wielkiego Przodka-skrzywiła się, przedstawiając się w sposób, którego się przecież wyrzekła wraz z całą resztą -z rodziny Hellagathera, czyli Tych, którzy są zdolni przybierać ludzki kształt. Trzecia i zarazem przedostatnia córa przywódczyni. Wygnanka z wyboru-przerwała, dla zaczerpnięcia oddechu, po czym kontynuowała -Mam nadzieję, że uwierzysz mi na słowo, bo nie mam teraz siły ani ochoty zmieniać postaci.
-Co do tego, co tu robię, to sama niezbyt dokładnie wiem. Podróżuję od ładnych paru lat, bo, kiedy odeszłam, nie miałam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić. Natrafiliśmy na Was z Krisem zupełnie przypadkiem, kiedy walczyliście z tym magicznym potworem, który wyglądał trochę jak smok. W ogóle, znakomicie sobie poradziliście. Gratuluję. Mnie by zmiażdżył jednym ruchem.
W każdym razie postanowiliśmy za wami pójść. Wyglądało na to, że tam, gdzie jesteście, dzieje się wiele ciekawych rzeczy...
-Tym samym odpowiedziałam chyba na Twoje dwa pierwsze pytania. Możesz zadać kolejne, bo widzę, że masz ich sporo. I przepraszam, że nie dałam Ci dojść do słowa. Nie pamiętam, ile lat temu tak naprawdę, po raz ostatni z kimś rozmawiałam-powtórzyła- Ale może teraz ty powiedz coś o sobie i o was...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Pon 7:21, 03 Kwi 2006    Temat postu:

Dracię obudził warkot. Drżała od niego ziemia. Półsmoczyca szybko ubrała się i wyszła na zewnątrz.
Po trawie chodził Durel. Był teraz w formie smoka i to właśnie on warczał. Machał ogonem na boki, co u smoów bylo oznaą wielkiego podirytowania.
"Durel,o co chodzi?"
Smok wskazał łbem płonące miasto i ryknął. W środku namiotu ktos krzynął, żeby pozwolił innym odpoczać.
Nagle Dracia zauważył jakiś błyszczący przedmiot. Okazało się,że to prosty pierścień z czarnego metalu. Sama nie wiedząc, co robi, Dracia nałożyła go na palec.
***
Usłyszała grzmot, i na polanie pojawiła się grupa postaci.Dziewczyna o czarnych skrzydłach ptaka. Biały, tygrysi demon ze skrzydłami i amuletem tygrysa. Dwa smoki, o wiele większe od Durela i Raqee.Wamiry, elfy... Wszyscy byli lekko przeźroczyści.
Z namiotów wyszła reszta drużyny.
"K-kim oni są?"- spytała Kaido.
"Jesteśmy tymi, którzy dwa tysiące lat temu związali Niszczyciela." - odpowiedziała kobieta o czarnych skrzydłach. Dracia zauwżyła,że nosi taką samą bransoletkę jak ta, ktora półsmoczyca przywoływała Umbrę.
"Nie mówią o nas legendy. Zapomnieli o nas. Mówią o kązdym z nas z osobna, nie wspominają o Drużynie"
Dracia zauważyła,że pierścien drży i staje się coraz bardziej cieńki.
"Ta bransoleta byla moja..."- w umyśle półsmoczycy odezwał się głos skrzydlatej kobiety.
"Zostaliście wybrani..Mam nadzieję, że tym razem zabijecie go. Ale bedzie to bardzo trudne...On nie ma słabych punktów."
W umyśle Dracii znowu odezwał się jej głos.
"Dwa tysiące lat temu ja i Tygrys byliśmy dla niego najgroźniejsi...Dlatego on próbowal cię złamać, zabić wszystkich...Kaidp...I ciebie też. Żegnaj.."

Obrączka na ręku Dracii zadrżała jeszcze raz i pękła. Duch zbladły, i znikły.
Do uszu pół-smoczycy doszło tylko ostatnie zdanie, które wypowiedział Tygrys.
"Nie ważne, czy wszyscy. Ważne,że razem..."
***
Gdzieś daleko, po zalewanej deszczem drodze kroczyla kobieta. Za nią ciągnął się ślad ze zgubionych piór, odcisków stóp i krwi...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dracia dnia Wto 12:37, 04 Kwi 2006, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domka191
Leśny Elf



Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:38, 03 Kwi 2006    Temat postu:

Cenedess zobaczyła przepiękny łuk w zbiorach Dracii. Westchnęła cicho, pogładziła gładkie białe, pozłacane drewno.
"Nie kuś mnie." mruknęła. "O, świetnie, to już zaczynam gadać do przedmiotów. Źle ze mną. O, co my tu mamy? Sztylecik, ale jaki..."
Podeszła do Dracii ściskając sztylet w ręku.
- Eee...Dracia? - zaczęła ostrożnie. - Ile kosztował cię ten sztylet?
- To? E, nic. To nagroda od jakiejś wioski za zabicie nieumarłych, którzy ją nękali.
- A wiesz może, ile jest wart?
Dracia spojrzała na nią z dezaprobatą, ale i z półuśmieszkiem.
- Może powiesz od razu, że chcesz go kupić? Hehe...
- No dobra. Co powiesz na dwieście sztuk złota?
- Nie za dużo? Ale skoro nalegasz...
Cenedess wysupłała z sakiewki tyle, ile trzeba i podała Dracii.
Wróciła do namiotu i schowała nabytek w tobołku. Wychodząc, zauważyła Raqee z VolvE na grzbiecie. Coś błysnęło i lecący nieopodal orzeł zaczął spadać, a chwilę później przechwyciła go w locie VolvE. Jej smoczyca wylądowała na ziemi, a ona sama podeszła z uśmiechem na ustach i orłem w ramionach do zdumionej elfki.
- Dzisiaj twoja kolej...
- O niee...myślałam, że to będzie miły dzień, a muszę się babrać we fla...
- Oszczędź mi szczegółów, proszę. - wciąż uśmiechnięta VolvE odwróciła się i w całej krasie ukazał się łuk z białego drewna, który tak podobał się Cenedess, a który był teraz własnością VolvE.
- Lepiej być nie może. - mruknęła do Martensity, która przytruchtała, by obejrzeć zdobycz VolvE.
- Co ty mówisz, bardzo ładny!
- Nie mówię o orle. Zaczynam mieć zły dzień. Ale trudno.
- Wiesz, zobaczyłam coś dziwnego. - po paru sekundach ciszy powiedziała krasnoludka.
- Co takiego?
- VolvE się uśmiechała, ale...no, nie wiem jak to powiedzieć...tylko ustami. Jej oczy były ponure.
Cenedess spojrzała na siedzącą w samotności demonicę* i pokiwała głową.
- No, nie wygląda mi w tej chwili na zdolną do śmiechu.
***
- Niena...widzę...tego...to...jest...obrzy...dliwe... - burczała pod nosem elfka, patrosząc oskubanego orła.

"Ciekawe, czy jeszcze gorzej będzie jutro." pomyślała, patrząc na czerwoną, choć już mniejszą łunę na niebie, gdy wszyscy zebrali się wokół ogniska i piekli (smażyli lub gotowali, jak kto woli:)) swoje kawałki orlego mięsa.

------------------------

*Pamiętajcie, że Cenedess nie słyszała rozmowy VolvE i Kaido, więc nie wie, że VolvE jest wilkołakiem :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
VolvE-chan




Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Musashi

PostWysłany: Pon 18:48, 03 Kwi 2006    Temat postu:

VolvE juz miala odeszla od Cenedess. Usmiechala sie, choc mysli nie miala wesolych. Miala nadzieje ze usmiechem zatuszuje swoj praewdziwy nastroj. Nagle odwrocila sie na piecie slyszac jakis halas. Wokol draci pojawily sie dziwne postacie. Wsrod nich byl tygrys ze skrzydlami, dwa wielkie smoki i odpowiedniki reszty druzyny. Wszyscy wychylali sie chcac zobaczyc swoich przodkow, a starsi takze nie unikali swojego nowego pokolenia. Tylko jedna osoby ze starej druzyny, Wysoki, przystojny mężczyzna o idealnie czarnych wlosach, ze skrzydłami złożonymi na plecach i ogniem pod stopami unikał wszystkich. Postacie rzekly im ze oni sa wybranimi i zyczyly im szczescia w pokonaniu Niszczyciela i znikly. Volve odeszla. Nikt chyba nawet nie zauwazyl, ze wsrod postaci nie bylo zadnej do kota podobnej, procz poprzednika Kaido. A jak ktos zauwazyl, mogl pomyslec, ze VolvE nie powinna nalezec do grupy, ze nie jest wybrana.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Wto 14:28, 04 Kwi 2006    Temat postu:

Kruk popatrzył na zachodzące słońce. Promienie światła tworzyły wielokolorowe, barwne kaskady. Gdyby był sentymentalny lub wrażliwy, to pewnie by się wzruszył, ale on miał to gdzieś. Nie poruszyłby go nawet Niszczyciel. Kadawer był w wyjątkowo nawet na niego złym humorze: kazałby potworowi się od niego odpieprzyć*. Wszystko było tak dobrze. Miałem nowy miecz, sztylet i z nikim się nie pokłóciłem, a nawet miałem tego dnia na koncie dobry uczynek. Dlaczego wszystko musiało się zawalić? Wątpliwe, by po jego dzisiejszym pokazie drużyna chciała go z powrotem. Dopiero stawał się jednym z nich, powoli przekonując może nie ich do siebie, tylko siebie do nich. Krótka chwila nieuwagi, pech, nieszczęśliwy zbieg okoliczności? Kaido mogła to tłumaczyć jak chciała, ale on jej nie słuchał. Myślał o tym, co mogłoby się stać. Popatrzył na swoje drżące, pocięte bliznami ręce. Na jednej z nich widniało potwornie długie Znamię Kaina. Nienawidził go. Nienawidził siebie. Mało brakowało. Tylko cień zdrowego rozsądku uratował go od kolejnej masakry. Wyrzuty sumienia dręczyły go niczym erynie. Mogłem ich wszyskich pozabijać!

***

Kruk co prawda kręcił głową, gdy Kaido przebierała w rzeczach Dracii jak w sklepie, ale w końcu zmusił się, by też tam zajrzeć. Jego uwagę przykuł stary, nieco zardzewiały miecz. Na jego widok kadawer roześmiał się głośno. Półsmoczyca była inteligentna, obeznana z życiem i walką, i wytrzymała, ale jeśli chodzi o stare bronie, to znała się na nich jak Kruk na dworskiej etykiecie. Kadawer nie mógł w to uwierzyć, ale trzymał w ręku najprawdziwszego Serafina. Był to miecz zdolny przeciąć w locie włos, tylko trzeba było go nieco odrestaurować. Nie stracił nic ze swej wartości, ponieważ nie był wykuty, przez człowieka, elfa, czy kogokolwiek. On w ogóle nie został wykuty; Wyczarował go jakiś niezwykle potężny czarodziej, najprawdopodobniej Anioł. Trzeba się będzie nim zająć, pomyślał, ale najpierw muszę znaleźć sztylet. Rozejrzał się jeszcze i w końcu znalazł coś odpowiedniego. W zamian za to wyczarował dla Dracii małego smoka o kruczych piórach zamiast łusek, dał mu zdolność mowy, oraz obdarzył inteligencją i wiedzą wystarczającą do rozmowy nawet z kadawerem. Był ciekaw jak ona na to zareaguje. Popatrzył na niego, jak stworzenie lata nad sprzętem i rzucił na niego kilka użytecznych zaklęć. Przyda się jej, pomyślał i poszedł naprawiać miecz i sztylet.

***

Gdy wrócił, zabrał się za oporządzanie własnego kawałka upolowanego bodaj przez Volve orła, a następnie powiększył go trzy razy, umożliwiając sobie, Avirailowi i Kaido najedzenie się do syta. Cieszył się, że nie jest uzależniony od umięjętności kucharskich kamratów, bo mógłby być w kiepskiej formie. Uśmiechnął się pod nosem, a nawet zanucił jakąś wesołą melodię, co sprawiło, że chłopiec i tygrysica wymienili nieco zaskoczone spojrzenia i myśli, które kadawer usłyszał.
Chyba mu odbiło!
Może się czegoś napił?
Nie żartuj. Z jego głową musiałby wypić chyba beczkę najmocniejszego wina!
-Avirail uśmiechnął się złośliwie, gdy nagle usłyszał myśl kogoś innego niż on czy dziewczyna.
Gdybym nie był ciekaw, jak udało się jej opanować telepatię, to kazałbym wam robić pompki do czasu, aż wyrośnie ci broda dłuższa niż włócznia Kaido. Na twarz kadawera wpełzł paskudny uśmiech, ale oczy miał wesołe.
Upiekło się wam.
Tym razem. Następnego...

Urwał, zaniepokojony jakimś dziwnym dźwiękiem, na granicy słyszalności. Pobiegł na kraniec obozu i wpatrywał się w ciemność. Miecze natychmiast znalazły się w jego rękach. U boku Kruka stanął Durel, także z obnażoną bronią. Jego kadawer lubił najbardziej, ale mu tego nie mówił. Postanowił zrobić to przy pierwszej okazji. Reszta ekipy zdezorientowana ich zachowaniem przerwała posiłek.
-Koń. Jeden. Zmęczony.- powiedział Durel. Kadawer skinął potakująco głową i dodał:
-Z jeźdźcem. Ale coś jest nie tak.
Po kilku sekundach już cała grupa słyszała odgłosy galopującego konia. Nagle wpadł on na środek polany. Kruk wyciągnął w jego kierunku lewą rękę i wierzchowiec natychmiast się uspokoił i zatrzymał. Z jego grzbietu spadł ktoś, kto kiedyś był elfem, ale po straszliwym cięciu ciężko było w nim rozpoznać kogokolwiek. Kruk wyczuł tylko jego aurę. Jeszcze żył. Kadawer odtrącił białą jak ściana Cenedess i podbiegł do rannego.
-Jeszcze żyje! Odsuńcie się.- Spojrzał na ranę i westchnął.
-Avirail! Łap.- Zdziwiony chłopiec chwycił w locie amulet kadawera. Wiedział co to znaczy. Kruk chciał użyć mocy Kaina by wyleczyć tego elfa.
Rozbłysło jaskrawe, czerwone światło, przybierające na sile, którego źródłem była ręka kadawera. Nagle błysnęło fioletem i rany Maeglina znikły. Elf powiódł przerażonym wzrokiem po zebranych, a gdy ujrzał twarz swego wybawcy, zerwał się na równe nogi i odbiegł kilka kroków. Kruk dyszał ciężko, a czerwone światło Znamienia nie przestawało świecić, a nawet zyskiwało na sile.
Drużyna po raz kolejny zamarła. Wszyscy jak jeden mąż chcieli podejść do Kruka i mu pomóc, ale Durel, który wyczuł, że kadawer zaczyna wydzielać jakąś moc, straszliwą i nienawistną, taką jaką wyczuł w tamtym zniszczonym mieście krzyknął ostrzegawczo:
-Odsuńcie się od niego! Zostawcie go w spokoju!- Reszta grupy spojrzała na niego dziwnie i nie zamierzali go posłuchać, ale drogę zagrodził im Avirail.
Mimo, że nawet nie poruszył wargami, to wszyscy usłyszeli w głowach donośny głos chłopca, spotęgowany echem, wypowiadający słowa rozkazu, który wypełnił każdy, nawet Durel.
Odsuńcie się od niego. Już!
Cała drużyna, jakby pchana tą samą siłą powoli zaczęła się cofać, gdy nagle za Avirailem wybuchnął jasnoczerwony płomień, i zobaczyli w jego oczach strach.
Czarny, humanoidalny kształt spokojnie wstał z kolan w miejscu, w którym przed chwilą stał kadawer. Grupa usłyszała szalony, opętańczy śmiech wydobywający się zza zaciśniętych ust postaci. Wszyscy wyczuli maniakalną nienawiść bijącą od postaci, która ku ich zdziwieniu odwróciła się od nich plecami. Usłyszeli dwa różne głosy, które brzmiały, jakby ich właściciele się kłócili.
-Nie zranię ich, to moi przyjaciele!-powiedział pierwszy głos, bardziej chrapliwy, jakby wypowiadanie słów sprawiało mu dużą trudność.
-Nie okłamuj się. Ty nie masz przyjaciół. Wszyscy cię nienawidzą. Wszyscy cię zdradzili. Ty ich też nienawidzisz! Zabij ich!- przekonywał drugi głos, spokojniejszy i jakby przymilny.
-Nie... nie... zrobię... tego....- pierwszy głos rozpaczliwym wysiłkiem woli starał się zapanować nad morderczymi zapędami drugiego. Nagle z pleców postaci wystrzeliło kilkanaście długich, czarnych macek, które zawisły nad nią, jakby oczekując poleceń. Kaido w końcu udał się wyrwać trzymającym ją Avirailowi i Durelowi i pobiegła w kierunku kainity. Macki jakby na to czekały. Bez ostrzeżenia zaatakowały całą drużynę, raniąc i przewracając wszystkich, wśród śmiechu drugiego głosu. Złapały Kaido, która najzręczniej ich unikała, a tym, które atakowały Durela i Volve, wyrosły kilku centymetrowe kolce, które boleśnie poraniły smoka i demonicę. Macki trzymające Kaido zaczęły się zacieśniać, jednocześnie przyciągając ją przed Kruka. Coraz słabszy pierwszy głos wydyszał:
-Nieeee.....
Macki natychmiast znikły, ale rany, które wywołały, nie. Kaido upadła na ziemię, a kainita podniósł ją, bez lęku zaniósł do drużyny i odszedł powolnym krokiem. Za nim rzucił się Maeglin, ale wystarczył jeden ruch ręki kadawera, by elf poleciał w tył jak po ciosie kafarem, a Kruk znikł w gęstym lesie. Po kilku minutach usłyszeli niezwykle głośną eksplozję i wszystko oświetliło upiorne światło Znamienia, a Kruk nie wrócił.

***

Już nigdy więcej się do nich nie zbliżę. Nie chcę znowu grzebać swoich znajomych. Nawet ten miecz mam od nich, a mało brakowało, żebym ich zabił. Nienawidzę siebie.


----------
*Zanim na mą głowę spadną gromy za to potwornie brzydkie słowo chciałbym, żebyście przeczytali ten post do końca. Wtedy zrozumiecie, ze miałem powód tak napisać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Czw 14:33, 20 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Czw 9:16, 06 Kwi 2006    Temat postu:

Dziewczyna szła powoli po błotnistej drodze. Dookoła szalała burza.
To było takie łatwe..Ten strażnik tylko mnie drasnął. Spodziewałam się czeroś...Silniejszego. No i teraz mam płaszcz.
Płaszcz był zrobiony z piór, i co chwile gubił jedno z nich. Był czarny i w jednym miejscu sztywny od krwi, ktora ciekła po ramieniu kobiety na lśniąca zbroję z dziwnego metalu.
Szelest skrzydeł...
"Nieeee!!!!"
Coś złapało ją i uniosło w góre.
***
Stwór mógł ją zabić od razu. Ale ona ciągle żyła i zwisała jak szmaciana lalka ze swojego płaszcza.
Mógł zabić mnie od razu.Gdzie on mnie niesie?
A potem przypomniała sobie, co orły robią z żółwiami.Nie...Tylko nie to...
Wolała nie wyobrażać sobie, jak będzie wyglądać po upadku...
***
Wśród traw sterczała skała i mokła.
Właśnie nad tą skałą wisło stworzenie z dziewczyną.
Wojowniczka poczuła, jak odpina się brosza, która spieła płaszcz.
Smok pounosił się jeszcze chwilę na szczątkami, a potem przełorzył płaszcz do jednej z łap i ryknął.
Łopot skrzydeł...
W powietrzu zaroiło się od ptaków.
***
"Skad masz ren miecz?"- spytał Kruk
"Był w skarbcu Obrońcy...One uwielbiają zbierać broń. Tam chyba były wszystkie rodzaje przedmiotów, którymi można człowieka przekłuć, przeciąć, zmiażdzyć lub zmienić w mnóstwo kawałków latających we wszystkie strony. I to w większości były przedmioty dobra.Złych by nie tykał, nawet gdyby były ze dwadzieścia razy lepsze. Ile ja pieniędzy dostałam od paladynów, gdy sprzedałam im pare miecz..."
"Mogę go wziąc?"
"Oczywiście. Nawet za darmo. Wygląda na bardzo stare ostrze. Nie da się nim zrobić zbyt wiele..."
"Zapłacę"
"Naprawdę nie trzeba.."
Kadawer wyrecytował zaklęcie, i w powoietrzu pojawił się mały, pierzasty smok.
"On jest śliczny! Dziękuję!"
Kruk odszedł wyraźnie zadowolony, a Dracia przyglądała się smoczkowi. Czuła, że stworzenie to jest inteligentne.
"Masz jakieś imię?"
Smoczątko przechyliło łepek
"Nie..."
Umie mówić...Kruk jest naprawdę niezłym magiem.
"W takim razie od dzisiaj nazywasz się Onyks."
***
Durel siedział na ziemi, wyczarowywał bandaże, obwiązywł nimi rany i syczał z bólu.
Interesujące...On jest naprawdę potężny. Ale chyba nie potrafi do końca kontrolować swoich mocy. A może coś go opętało...Lub zwyczajnie oszalał.
Zdarzają się przecież takie przypadki..

Dracia podeszła do smoka. Na ramieniu miala jakieś małe, czarne stworzenie.
"C-co to jest?"
"Smoczek. Nazywa się Onyks. Kruk mi go dał za miecz."
"Ładny. Ale zupełnie nie wiem, jaki to gatunek."
"Spokojnie, ja też nie wiem"- mruknął Onyks
"I w dodatku inteligentny."- Dracia uśmiechneła się szeroko.- "Idę się przejść"
"Uważaj. On ciągle może być gdzieś w pobliżu."- Durel był mocno zaniepokojony
"Nic mi się nie stanie. Mam sztylet."
I trucizny, i zatrute strzałki, i kolce...
***
Trawa była mokra, Dracia też. Pachniało deszczem.
?!? Co tak błyszczy?
Na szczycie skały coś lśniło i migotało w słońcu. Dracia podeszła bliżej.
Kamień był bardzo duży,płaski i czerwony od krwi. Przypominał stół. Na nim leżała kupa pogiętego metalu i mnóstwo odłamków kości.
Dracia przyjrzała się dokładniej zbroi. Mimo tego,że teraz była tylko bryłą metalu, można było rozpoznać, że należała do kobiety.
Spadła z baardzo wysoka. Krew jest jeszcze świeża. W takim razie gdzie są miękkie części? Powinny byś wszędzie. A tu są tylko same kości. Ptaki?!?
W krwi uwięzło mnóstwo pióek. I jedno olbrzymie pióro długości ludzkiego przedramienia.
***
Deszcz omywał prowizoryczny nagrobek.
Tu leży pewna poszkukiwaczka przygód, strzaskana w kawałki.
Podróżniku, strzeż się wielkich ptaków.

***
"Durel, potrzebuję posłańca."
"Proszę bardzo."
Na drugim ramieniu Dracii, nie zajmowanym przez Onyksa, usiadł kruk. Dracia przywiązała mu do nogi pióro i mała karteczkę.
Kruk odleciał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Czw 14:09, 06 Kwi 2006    Temat postu:

Dziewczyna... która jak się okazało ma na imie Saphira zaczęła opowiadac o sobie Mrum która była tak zafascynowana i zdzwiona... W zyciu nie spotkała takiej istoty. Wierzyła, oczywsicie wierzyła w każde jej słow choć nigdy nie widziała smoka mogacego zmieniac postać. Bardzo dobrze ja rozumiała... Mrum też zanim dołącyzła do grupy podróżowała.
Tym samym odpowiedziałam chyba na Twoje dwa pierwsze pytania. Możesz zadać kolejne, bo widzę, że masz ich sporo. I przepraszam, że nie dałam Ci dojść do słowa. Nie pamiętam, ile lat temu tak naprawdę, po raz ostatni z kimś rozmawiałam-powtórzyła- Ale może teraz ty powiedz coś o sobie i o was...
Mrum... na słowo o WAS przypomniała sobie znowu przykre chwile... jednak się zreflektowała i zatrzymała łzy. Ale ona napewno nie to miała na myśli prawda? Czy czytała w myślach? Nie.... wampirom nie da się czytać w umyśle. Chodzi jej o druzynę idiotko... pomyslala do siebie.
Mrum spojrzała na Saphire...
-Jestem Mrumrando... ale mówią na mnie Mrum. A to zwierze koło mnie to Mlushio- popatrzyła obok na kotolotka, próbował obwąchać Krisa, jednak jaszczurka tylko wydała z siebie dziwny dźwiek i przeniosła się na kamień znajdujący się nieopodal.- Żeby opowiedziec o sobie... musiałybyśmy poświęcic na to duzo czasu, bo prawda jest taka, ze na tym świecie jestem już od sporego czasu. W każdym razie jak zauważyłaś juz jestem wampirzycą. A o wampirach to na pewno wiesz sporo- tu sie usmiechnęła- a o grupie to sama nie wiem za duzo... nie znam nawet wszystkich.
Opowiedziął jednak jej wszystko od momentu kiedy do nich dołączyła, zaczynając od morskiega potwora..... Saphira uważnie ją słuchała... w końcu nie dziwota jesli tak dawno z nikim nie rozmawiała. Z minuty na minute Mrum się czuła... jakby w koncu znalazła przyjaciela choć tylko rozmawiały. Prawda byla taka, ze dawno nikt jej tak uwaznie nie słuchał jak mówiła. Gdy skończyła usmiechnęła się szeroko bo wpadała na genialny pomysł
-Wiesz... co bedziesz podróżować sama? Dołącz się do nas... jak ci się nie spodoba to odejdziesz. Ale naprawde warto... -przypomniało się jej jak od nich odeszła, a teraz wmawia komuś, ze nie potraifła by bez nich zyć, moze to była prawda?- wstała, pociągneła za rekę Saphire i wciąż ją trzymając pobiegła w stronę drużyny. Napewno nie będa mieli nic przeciwko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29 ... 50, 51, 52  Następny
Strona 28 z 52

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin