Forum NEOPETS Strona Główna NEOPETS
Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mroczna Przygoda - oryginalny tytuł, nie ma co
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 50, 51, 52  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ell_postritee
Zdradliwa rusałka



Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baza PonySport

PostWysłany: Śro 14:35, 15 Mar 2006    Temat postu:

Raiell obserwowała wszystko w milczeniu. Powoli cokolwiek przestało do niej docierać, chwyciłą się za czoło i oparłą o pień drzewa. Coś czerwonego przemknęło między krzakami, więc Raiell natychmiast zameniła się w ptaka i pomknęła za tym czymś, co okazało się długą wstęgą o kolorze krwistym, która zwisała z ramienia jakiejś kobiety. Raiell natychmiast przycisnęła ją do dużej sosny i zanim ta zdążyła się sprzciwić, przeszukała jej plecak. Wszystko działo się szybko - nieznajoma przywiązana grubym powrozem do sosny i rusałka grzebiąca w jej plecak - Ell zwykle tak postępowała. Znalazła tylko dużo miodu, więc wzięła go i przepakowała do swojego własnego plecaka. Pod postacią ptaka przegryzła powrozy i szybko powróciłą do drużyny. Nie miała ochoty ba żadne najmniejsze nawet zadraśnięcia, bo napój się skończył i trzeba było zrobić nowy. Z pogardą starała się patrzyć na "sztuczki" Kruka, bo traktował ją z pewną wyniosłością i ironią, czego nie lubiła. Nie rozmawiała z nim... można powiedzieć, że była zazdrosna o to, że zajmuje cały czas jej... no, hmm - przyjaciółce.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 15:51, 15 Mar 2006    Temat postu:

Sasani spoglądała na trening Kaido i Avirila (wcześniej zdążyła już wypytać właściwe osoby o imiona).
-Giah, chyba go nie polubię - szepnęła do Móriego.
Kogo? Kruka?
-No....
Móri spojrzał na nią z ironią.
-Przstań- rzuciła do niego
Żałuj że się nie widzisz. Od razu widaćże o czymś myślisz. O czym?
-Zastanawiam sięco by było gdyby teraz ktoś ich zaatakował. No patrz, dopiero pozwolił im skończyć, a ci już zasnęli. Dobrze że ja nie miałam takiego nauczyciela.
Twoja nauczycielka chciała cię otruć- zaśmiał się Móri.
Sasani wydała pomruk w stylu 'nigdy mnie nie zrozumiesz' i zaczęła się bawić, wyczarowywując z zimnego ognia małe zwierzaczki, a potem sprawiając że znikały.
A ta nadal to samo..... mruknął Móri. Demonica oblała go wyczarowaną wodą.
Podciągnęłaś się w czarach stwierdził Móri zwinnie wymykając się spod kropel wody. W końcu jednak i Sasani się zmęczyła czarami, i kot ucieczką. Demonica rozsiadła się wygodnie na trawie, i - jak zresztą zwykle gdy przeczuwała przygodę- oczekiwała na rozwój wydarzeń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
VolvE-chan




Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Musashi

PostWysłany: Śro 19:47, 15 Mar 2006    Temat postu:

Volve spoglądała z wysokości swego smoka na ćwiczenia Tygrysicy i dzieciaka. Tego nowego. Wiedziała co robią. Przewinęły jej się przed oczami obrazy z dzieciństwa. W klasztorze. Ćwiczyła. Nie miała części mocy, nie miała rodziny(wyparla sie rodzicow i w ten sposob wyparla sie takze wlasnej krwi, czyli i mocy). Musiała się nauczyć bronić w inny sposób. Uczyła się. W klasztorze. To nie był taki normalny klasztor. Tam uczyli takich jak on. (Jak ten kadawer co trenował Kaido i dzieciaka.) I ją. Ona była wyjątkiem. Była inna. Była demonem, bez mocy, była sierotą, bez opieki, była samotniczką bez przyjaciół, a i wreszcie, była głodnym dzieckiem pragnącym tylko dobrego schronienia, czegoś do jedzenia i dobrego przyjaciela. Minęło jej. Nie chciała już przyjaciół. Tam, w klasztorze też ich nie miała. Miała tylko swojego mistrza. Ponoć była zdolną uczennicą. To przez te ruchy, kocie i zwinność. No i... starała się. Nie chciała zostać wyrzucona. To był jej dom. Ale naukę skończyła dość szybko. Znów musiała wędrować. Tam w klasztoreze dostała od swego mistrza swój miecz. Lekki, szczery złoty, ale chroniony zaklęciami, tak że był mosniejszy od stali. Był twardy jak diament, a lekki jak drzewo. "Nadal jest" pomyślała VolvE. Potem zawędrowała do elfów. Ale wcześniej... spotkała Raqee. Zaprzyjaźniły się. To była najpięknijesza chwila w jej życiu. Nigdy nie ufała ludziom i demonom, ale to był smok. Smoczyca. U elfów nauczyła się strzelać z łuku i ćwiczyć zwinność i skradanie się. Nie miała z tym problemów. była kotem. I to kotem wyćwiczonym w klasztorze... tym klasztorze. Nie znała jego nazwy, nie wiedziała jak go nazywać, to był po prostu Ten Klasztor. Tam się wszystkiego nauczyła. Kochała walczyć i była w tym dobra. Spojrzała jeszcze raz na kadawera. Może by i spróbowała sie z nim zmierzyć. Ale raczej by ją pokonał. Ona za krótko się uczyła w tym klasztorze, gdyby miała swoje moce, gdyby była pełnym demonem jak kKaido... może. ... Gdyby była pełnym demonem jak Kaido nie miałaby teraz tego problemu. VolvE westchnęła i spojrzała na księżyc. Jeszcze 15dni. Raqee wylądowała na Ziemi. VolvE spojrzała na Kaido śpiącą obok nieznanego chłopaka. Właściwie nawet nie znała tych nowych. Raz ich ledwo widziała, przez ułamek sekundy, po walce z klonem. Skąd oni się tu wzieli? Usiadła obok leżącej smoczycy i zaczęła rozmyslać. Raqee wyciągnęła język i patrzyła nieprzytomnie. Była trochje smutna, czy jakby zawiedziona od kiedy zniknął Skha. Wszyscy byli... procxz VolvE, jej to tam obojętne było kto jest a kogo nie ma. Byle byla ona... i Raqee...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kruk
Kadawer



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 387
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: siedziba szatanaXD

PostWysłany: Czw 11:45, 16 Mar 2006    Temat postu:

Avirail, dziwny, milczący długowłosy chłopiec o niesamowitych, turkusowoo-błękitnych oczach swoim zwyczajem wyłonił się zza osoby, z którą chciał rozmawiać, a tym razem była to Raiell, i zaczął odpowiadać na pytania, zanim je zadała, nawet jeśli ich nie chciała wymówić.
-Nie przejmuj się. Nadal jesteś jej najlepszą przyjaciółką. Ona po prostu musi się dużo nauczyć, żeby przeżyć, no bo chyba zdajesz sobie, że od tej nauki zależy jej życie?? Chyba nie chciałabyś, żeby teraz cały swój czas Kaido spędzała z tobą, ale niedługo zginęła? Myślę, że wasza przyjaźń przetrwa, jeśli Tygrysiątko chwilowo będzie z Krukiem.
Raiell na dźwięk tego imienia drgnęła, ale miała nadzieję, że niezauważalnie. Avirail rozwiał jej nadzieję.
-Nic dziwnego, że go nie lubisz. Nie ma w tym nic niezwykłego, naprawdę. Jest szorstki w obejściu, kąśliwy i wredny, więc nic dziwnego, że jego przyjaciół i znajomych można policzyć na palcach jednej ręki. On jest bardzo zamknięty w sobie, ale w końcu niewielu ludzi przeżyło to, co on. Kilkakrotnie walczył z Veigotem, również kilka razy musiał wyzwolić spod swojej władzy Kaina, a to coś, czego nie da się wyrazić słowami... uczucie, jakby było się zamkniętym we własnym ciele i nie mogło się wrócić...
Raiell mimo woli spojrzała na chłopca z zaciekawieniem. Wyglądał, jakby ktoś kazał mu przypomnieć najsmutniejszy moment życia. Ciekawość walczyła w niej ze szczątkowym współczuciem, więc poczekała, aż on będzie kontynuować opowieść, ale on otrząsnął się i zaczął inny wątek:
-On nie starał się z nikim zaprzyjaźnić, ale nie możesz go za to winić, bo to zgodne z jego naturą.-Nagle wyraz jego twarzy zmienił się na inny, niemal złośliwy.-Tak jak nikt nie wini cię za okradanie nieznajomych.- powiedział, a potem odszedł i zostawił rusałkę, która zaniemówiła z wrażenia.
***
Kruk spojrzał na ciemniejące niebo, westchnął i usiadł na trawie obok Aviraila, który powiedział:
-Tak jak myślałeś, nagrody dla najpopularniejszego członka grupy raczej nie dostaniesz.
-Niemożliwe- zadrwił kadawer. -Idź do Kaido, ona już ćwiczy, a dziś musicie powtórzyć poprzednie ćwiczenia, zanim nadejdzie burza.
-Dobrze. Nie przejmuj się nimi, bo..
-Nie przejmuję sie!- przerwał mu Kruk.- Jestem tylko poirytowany tym, że w takiej ... różnorodnej kompanii jestem traktowany jak inny, ze strachem, albo niechęcią. To mnie wkurza. Mnie i Kaina, a to mnie dodatkowo martwi, bo nie chcę mieć na sumieniu kolejnej drużyny poszukiwaczy przygód. Już raz musiałem chować swoich towarzyszy broni i nie chcę tego powtarzać.
Tym razem Avirail nie miał odpowiedzi. Nie mógł wiedzieć, o co dokładnie miał na myśli jego nauczyciel. Nie wiedział, czego świadkiem był niegdyś Kruk, w czasach gdy był świeżo upieczonym kadawerem.
Miał szczęście, bo Kruk nie mógł zapomnieć. Było to wspomnienie, którego nienawidził, ale nikomu o tym nie mówił.

Nie chciał mówić. Nic dziwnego. Dla niego samego był to dowód, że jest prawdziwym potworem, nie jakimś demonem, czy smokiem, które takie się narodziły, ale sztucznie stworzoną bestią, która w każdej chwili może się ujawnić. Nie chciał znowu przeżywać tego co wtedy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaido
White Tiger Youkai



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imperium Agatejskie

PostWysłany: Czw 17:54, 16 Mar 2006    Temat postu:

Sny Kaido były tak realistyczne, że czasami sama nie wiedziała czy to, na co akurat patrzy po przebudzeniu jest prawdziwe czy nie. Teraz jednak demonica była pewna, że znajduje się w kolejnym koszmarze...

Szła w nim przez ciemny las. Miała wrażenie, że coś sunie za nią. Odwracała się wiele razy, ale nikogo nie było. Wreszcie usłyszała jakis głos.
Znany jej głos...
"Kaido..."

"Ojcze?" - wykrztusiła Kaido. Zaczęła biec. Rzuciła się w jego stronę, obejmując mocno.
"Tato... tatusiu..." - wyszeptała przez łzy.
"Już dobrze... jestem tu." - Demon pogładził córkę po włosach.
Siedzeli w milczeniu, bez słów przekazując sobie wszystko, co mieli zamiar powiedziec sobie przez czas rozłąki. Kaido zapragnęła, by ten sen nigdy się nie skończył. Nie wiedziała jednak, że za chwilę pożałuje swojej prośby...
-"Kaido, czy masz przy sobie Amulet Tygrysa?"
-"Tak... czemu pytasz?"
Jej ojciec zachichotał dziwnie. Nienaturalnie.
-"Hirune źle zrobił, dając ci go. Nie zdajesz sobie sprawy z jego mocy. Takie marnotrawstwo..."
Kaido była zszokowana.
-"C-co? Dziadek? Ale... ale... dlaczego mówisz do niego po imieniu?"
Demonica otworzyła oczy... i wrzasnęła.
To nie był już jej ojciec. Znajdowała się w objęciach kogoś innego. A raczej czegoś innego - gęsta, czarna maź sięgała już jej ramion. Demonica wyrwała się zagadkowej substancji i wtedy ujrzała postać w całej swej okazałości.

Istota ponownie zachichotała. Chichot przerodził się w szaleńczy śmiech.
-"Ty nawet nie wiesz, co nosisz na szyi!" - istota przewróciła swoimi czerwonymi ślepiami, które na ułamek sekundy przesłoniły się białą błoną. Kaido zrobiło się niedobrze.
"Ale dlatego łatwiej będzie mi go zdobyć. Przeklęta Dusza ci nie pomoże. Ona słuchała tylko Hirune. A ty jesteś nikim!"
Potwór wyciagnął szponiastą dłoń i zaczął pełznąć w stronę przerażonej Kaido. Demonica nie mogła ruszyć się z miejsca.
-"Gdy zabiję ciebie i niewielu takich jak ty, którzy jeszcze pozostali, nic nie stanie na mojej drodze. A wtedy mój Veigot nie będzie się bał niczego. I żadne blizny nie przeszkodzą mu w zagładzie waszego świata..." - wycedziła istota, sycząc wściekle.
Kaido chciała uciec, krzyknąć, ale była sparaliżowana. Mogła tylko wpatrywać się w kreaturę, która przerażała ją nawet sposobem, w jaki się poruszała.*
-"A teraz... popatrzę, jak zwijasz się w konwulsjach... Ciesz się, dołaczysz przecież do swojej rodziny... i do tego przeklętego kundla. Powiedz mi, zanim umrzesz... jak patrzy się na śmierć bliskich, nie mogąc nic zrobić? To musi być piękne uczucie..."
Z ciała kreatury wyłoniły się czarne, poskręcane sznury, które wystrzeliły w stronę Kaido...
-"Już wystarczy, Tygrysiątko."
Kaido odwróciła się i ujrzała Aviraila. Chłopiec złapał ją za rekę i nagle wszystko znikło...

Demonica obudziła się, w ułamku sekundy przechodząc z pozycji leżącej do przysiadu. Rozejrzała się wkoło i z westchnięciem usiadła w trawie. Nic jej nie groziło.
-"Niezły sen. Nie posądzałem cię o to że potrafisz we śnie porozumiewać się z..."
-"Avirail, zamilknij zanim dasz mi powód bym cię stłukła." - Kaido rozpoznała głos chłopca, zanim ten wyłonił się zza jej pleców, co robił dość często.
-"Ależ Tygrysiątko, ja tylko..." - chłopiec uśmiechnął się sądząc, że to kolejne złośliwe żarty ze strony demonicy.
-"Tylko? Ja bym powiedziała: Aż. A teraz poproszę cię o coś. To niewiele, a widzę, że bardzo ci sie podoba włazić tam, gdzie nie powinieneś: nie mów tak na mnie więcej.
-"Dlaczego?"
-"Dlatego!" - Kaido błyskawicznie poderwała się z ziemi i odeszła, zostawiając zaskoczonego Aviraila pod drzewem.
-"A tę co znowu ugryzło?" - Kruk podszedł do chłopca, zaciekawiony krzykiem.
-"Koszmary. I przeszłość..."

Kaido maszerowała łąką, która dzieliła Kruka od reszty drużyny. Zastanawiała się, w czym zawiniła, że VolvE się do niej nie odzywa. I jeszcze to zawistne spojrzenie Raiell w ostatnich dniach... Poczuła się jak zbity pies (dziwne, bo przeciez jest kotem...).
Przypomniała sobie swój wcześniejszy sen. Widziała w nim Znamię. Najprawdopodobniej Znamię Kruka. Co więcej, przez moment była Krukiem. To ją przerażało. Można powiedzieć, że widziała go już zanim go poznała.
Czyżbym nieświadomie grzebała w przyszłości?...
...Naaaah.

Demonica zatrzymała się nagle, obejrzała za siebie i cofnęła o kilka kroków, po czym rozłożyła się w trawie. Znajdowała się dokładnie pośrodku drogi między Krukiem a obozem.
Taaaak... Kaido nie lubiła podziałów. Sama była kiedyś odtrącona.


---------
*Kto oglądał amerykański The Ring2? Sadako pełznąca po pionowej ścianie studni, wyrzucająca dziwacznie nogi przed głowę... Brrr!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaido dnia Wto 9:46, 28 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 10:41, 19 Mar 2006    Temat postu:

Sasani siedziała na trawie i wpatrywała się w niebo. W pewnym momencie podniosła rękę do góry.
-Patrz, Móri. Jakiś dziwny czarny ptak.- powiedziała wskazując na lecącego ptaka. Móri coś cicho odmruknął. Demonica wstała.
-Tam jest ich więcej- powiedziała. Tym razem kot podniósł głowę. Nad pewnym miejscem w lesie latały te ogromne ptaszyska.
-Zaraz wracam.- rzuciła szybko do najbliższej osoby i zaczęła iść w tamto miejsce. COś ją niepokoiło. Tylko co? W miare jak bardziej się zbliżała czuła ten specyficzny zapach, który wampiry czują szczególnie. Krew. Nagle demonica stanęła. Dotarła do bardzo małej polanki. Na środku niej był rów, a dookoła niego gromadziły się ptaki. Sasani nie musiała podchodzić bliżej aby wiedzieć co tam jest. Tu była jakaś bitwa..... albo coś w tym stylu. Demonica szybko oddaliła się z tego miejsca, i powiedziała o tym towarzyszom, tak na wszelki wypadek. Może ktoś będzie chciał tam iść, może nie.
-Co, to teraz czeka nas atak zombi?-uśmiechnął się Móri. Sasani zgromiła go wzrokiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Pon 8:22, 20 Mar 2006    Temat postu:

Drużyna wyszła z lasu, i teraz maszerowała drogą pomiedzy trawą.
Jeszcze niedawno była spalona. Ojciec miał chyba rację, gdy mówił,że jest w pewien sposób magiczna...
Roślina ta była wyższa od człowieka i miała kolor złota. Powoli falowała na wietrze.
Dracia spojrzała w górę. Na niebie kołowała stado kruków. Nagle jeden z nich zleciał na dół i usiadł na ramieniu Durela.
Stworzenie było czarne jak węgiel, ale jego pióra nie odbijały światła. Oczy kruka lśniły czerwienią.
"K-kraaa!!!!"
Durel zsiadł z konia, i zaczął biec w stronę miejsca nad którym kołowały ptaki. Po chwili namysłu Dracia pobiegła za nim.
***
Tutaj trawa był wypalona. Nad ziemią kłębił się gęsty dym.Dookoła leżały obgryzione kości Chmura zafalowała i zmieniła kształt.
Teraz stał przed nimi olbrzymi, przejrzysty jeszczur*.
"Hssssssssssssssssss......."
Stwór przeskoczył nad Dracią i Durelem i rzucił się na drużynę,
__________________________________________
*Z dymu..Normalne bronie nie działają. Miłej zabawy :P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nimuś
Przemieniona



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zadupie Górne zwane W-wą

PostWysłany: Pon 12:14, 20 Mar 2006    Temat postu:

Po wielu godzinach jazdy i kilku postojach wreszcie dotarły do chatki.
- Idź sama, ja i mogę wejść dalej - powiedziała Sulwen i poleciała w las.
Zdziwiona Luthien stała na progu chatki, nie wiedząc, co zrobić. W końcu zapukała niesmało do drzwi.
- Proszę wejść!! - powiedziała jakis zachrypnięty głos. Elfka weszła do środka. Izba była jasno oświetlona. Na bujanym fotelu siedział staruszek, miał około 65 lat. Miał długą, białą brodę do kolan i pił herbatkę.
- Poczęstujesz sie?? - Luthien przecząco potrząsnęła głową - Jak chcesz... - staruszek wstał, podszedł do niej i uścisnął jej dłoń - Muszę ci osobiście podziękować za uratowanie naszej krainy, królowo...
- Nie nazywaj mnie królową!! Mogłam być nią kiedyś, ale jako wampir nie mogę objąć urzędu w królestwie elfów...
- Ależ ty jesteś królową - TEGO LASU!! Usiądź, opowiem ci o twoich obowiązkach...
Oniemiała Luthien usiadła w fotelu i uważnie słuchała mowy starca.
- ... I będziesz musiała odbyć 10 letnie szkolenie... - na widok jej oburzonej miny usmiechnął się - spokojnie, w innym wymiarze, tam spędzisz 10 lat, a tu minie 10 dni... Potzrebuję pukiel twoich włosów i będę mógł otworzyć portal... Staruszek długo mamrotał coś sam do siebie i wkrótce na środku sali pojawił się portal migoczący złowieszczo.

[img] [link widoczny dla zalogowanych] [/img]

- Musisz tylko w niego wejść, nie obawiaj się, moi pomocnicy zajmą się tobą w tamtym świecie - mówiąc to niespodziewanie popchnął elfke w stonę wiru


EDIT: Może dokończę jutro...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ell_postritee
Zdradliwa rusałka



Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baza PonySport

PostWysłany: Wto 19:51, 21 Mar 2006    Temat postu:

W Raiell wszystko zakotłowało się złowieszczo, kiedy chłopiec wspomniał o okradaniu. Może i znał jej wspomnienia, ale przecież nie miał prawa wiedzieć, jak to ona przyżywała te chwile. Te kilka sekund na decyzję - ja albo on. To pchnięcie noża i chwila, by uchylic się przed ciosem. Wędrówka przez pustynię, bez żadnej kropli. Wtedy mogłam tylko kraść... Była zła. Dobrze wiedziała, że za dużo wymaga od słowa "przyjaźń"... ale nie chciała, by się to zmieniło, a nawet jeśli - miała zamiar utrzymać przyjaźń jej i Kaido. Rozmyślała na ten temat, kiedy z przerażeniem ujrzała wielką smugę dymu unoszącą się bardzo szybko w stronę drużyny. Zakręciło się jej w głowie. Pobiegła do Kruka, bo był osobą, która znajdowała się najbliżej rusałki. kiedy powiadomiła o tym kawadera, przybrała postać ptaka i wzniosła się ponad chmury, ponad smugę dymu, która... która była smokiem, a raczej jaszczurem. Raiell nei była w stanie walczyć, czuła się źle. Wylądowała i nakazała Egeuszowi wyprowadzić konie do lasu... Potem poszła pozukać reszty. Oni jednak gdzieś po pristu wyparowali...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Wto 21:34, 21 Mar 2006    Temat postu:

Kot popatrzył na przeciwniczkę. To była kopia, ale to się nie liczyło. Wyglądało i pachniało jak cel, czyli było celem. Kot skoczył na Luthien, ta szybko wyjęła zza koszuli amulet i sztylet. Wyglądało, ze to jej jedyna broń. Kot parsknął i zasyczał. Musiał się wystrzegać amuletu – już się o tym przekonał. Luthien rzuciła się na kota, ten uskoczył, tylko po to, by zaraz zaatakować. Pazury wbiły się w nogę kopii. Ta krzyknęła z bólu, kot uskoczył, przed ostrzem sztyletu. Walka nie będzie łatwa. Luthien była znacznie szybsza od kota, który po dłuższym wysiłku utracił sporo sił, poza tym jeden dotyk amuletu mógł przerwać walkę. Mimo asa w rękawie, kot nie był w stanie szybko skończyć walki, ryzyko błędu było zbyt duże. Przemieniona dziewczyna musiała wymyślić coś innego. I to szybko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 16:18, 22 Mar 2006    Temat postu:

Sasani dochodziła do siebie na wzgórzu. Jak łasuchowi może się zrobić nie dobrze od nadmiaru słodyczy, tak nawet wapmirowi od nadmiaru krwii i... em.... innych takich. A ona była demonem. Aby się czymś zająć utworzyła w powietrzu mały krąg ognia (jej ulubiona sztuczka) który zaczął zmieniać kształty. Nagle demonica coś za sobą usłyszała......
------------
Tamik po raz kolejny przerósł swego mistrza. I znowu musiał szukać nowego, aby nie zabrali mu jego wilczycy, Sory. Istniało w jego kraju prawo, że uczeń dostaje zwierzę, ale gdy przerośnie swojego mistrza, po miesiącu sam staje się mistrzem i zwierzę oddaje. A Tamik nie chciał stracić Sory. Dlatego ciągle szukał nowego mistrza. A dzisiaj minie miesiąc, odkąd opuścił ostatniego. Ha, dzisiaj - nawet dokładna godzina jest wyznaczona! Nie miał wiele czasu. Zauważył grupkę różnych stworzeń w lesie, ale nie zdążył by dobiec. Tamik myślał gorączkowo co zrobić. Nagle dostrzegł przed nim demonicę wyczarowującą ogień. Szybko do niej podbiegł.
-Czy przyjmiesz mnie na swojego ucznia?- wypalił prosto z mostu. Sora u jego boku jakby jęknęła. Tamik wpatrywał się w trochę zdumioną demonicę. Na jej ustach był niewinny uśmieszek w stylu 'je dopiero się uczę', ale w oczach dostrzegł byłski przebiegłości, śmiechu i .... potęgi? proszęniezastanawiajsiędługoproszęproszęproszę myślał Tamik. Demonica potrzącnęła głową na nie. Chłopak westchnął przygnębiony.
-Ja będę twoim mistrzem- usłyszał z tyłu głos. Mało czasu. Kilka sekund i straci Sorę. Wilczyca zaczynała powoli się rozmazywać...
-Zgoda!- wykrzyknał obracając się. Sora teraz wyglądała normalnie. Ale Tamik omal się nie zakrztusił. Za nim stał..... kot.
-----------------
Sasani nieźle się zdziwiła. Najpierw jakiś chłopak (trochę starszy od niej, może rok, może dwa, blond włosy, zielone oczy- to zdążyła zauważyć. tak na wszelki wypadek) prosi ją aby była jego mistrzynią, a gdy odmówiła, on zgadza się być uczniem Móriego! No, ciekawe, ciekawe.
-No, chyba teraz powinniśmy iść do reszczy. Zdaje mi się, że robi się tam ciekawie.- powiedziała wstając, po czym widząc minę tego chłopaka dodała- Móri był potężnym czarodziejem zanim został zamieniony w kota. Nawet mnie czasem uczy. A tak wogóle to jestem Sasani.
-Tamik- powiedział chłopak i trochę poweselał. No cóż pomyślał przynajmniej mogę zachować Sorę.
-Idziecie?- zawołał Móri. Wszyscy razem ruszyli w kierunku grupy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saphira71210




Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 512
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:41, 24 Mar 2006    Temat postu:

Gdyby jakikolwiek człowiek znalazł się w tej chwili u podnóża urwiska, spostrzegłby na szczycie sporego, fioletowo-czarnego smoka, zapatrzonego gdzieś w dal. Że jednak nikogo nie było w pobliżu i zresztą wcale nie powinno być, tylko parę motyli, siedzących na kielichach kwiatów i leniwie wachlujących się skrzydłami mogło spostrzec pewne niezwykłe zjawisko. Bowiem sylwetka jaszczura na chwilę rozmyła się i zafalowała, by po chwili zostać zastąpiona przez całkiem ludzką postać.
~~~~
Dziewczyna siedząca na szczycie otworzyła ostrożnie oczy. Miała na sobie miękkie, skórzane ubranie podróżne, jednak miejscami przechodzące w coś, co przypominało łuskowatą zbroję. Nigdy nie była pewna, czy to, że łuska chroniła akurat najwrażliwsze miejsca, było tylko łutem szczęścia, czy podświadomym nakazem. Delikatnie dotknęła dłonią jednego z takich obszarów. Potrząsnęła głową, odrzucając niesforne kosmyki z czoła. Nigdy nie przestanie się dziwić temu, że skóra, z którą w końcu przyszła na świat w pewnym stopniu chroni ją nawet po przemianie. Matka kiedyś powiedział jej, że najwprawniejsi w zmianie postaci mogli kontrolować krój, czy grubość stroju, lecz wątpiła, by jej samej udało się kiedykolwiek dojść do tego poziomu.
Teraz z kolei przeniosła swą uwagę na palce, bezmyślnie manipulujące przy pochwie jednego ze sztyletów. Prawdziwe palce, a nie szpony, niezdolne to wykonywania bardziej skomplikowanych czynności. To była jedna z cech, której naprawdę zazdrościła ludziom. Powoli wstała z pozycji medytacyjnej i nieco chwiejnym krokiem ruszyła w dół zbocza. Po paru dniach spędzonych w swej naturalnej, smoczej postaci, schodzenie w dół na dwóch nogach sprawiało jej niejaką trudność.
-A czego niby się spodziewałaś-zaszemrał jakiś złośliwy głosik. Postanowiła jednak go zignorować. Poprawiła pasek podtrzymujący parę sztyletów i miecz. Fakturą i kształtem podejrzanie przypominały szpikulce z jej ogona, ale Saphira po prostu przyjmowała to za coś niemal oczywistego, tak samo zresztą, jak materiał, z którego wykonane było jej normalne ubranie. Dla niej liczyło się w nich to, że były nawet nieco wytrzymalsze od najlepszej stali.
-I tak, miedzy innymi dzięki temu, nie muszę taszczyć ze sobą żadnych plecaka, i innych rzeczy, które zahaczałyby ciągle o krzaki. W tym momencie jest to istnym błogosławieństwem- stwierdziła, zerkając na gęste poszycie lasu, w który właśnie niespiesznie się zagłębiała.
-Bo cóż takiego posiadam poza czasem? – z goryczą rzuciła w przestrzeń garść słów, jakby spodziewając się, że jakaś istota usłyszy jej głos i pospieszy z odpowiedzią. Jednak żaden dźwięk nie zmącił wszechobecnej ciszy. Ruszyła dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dracia
Cień



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Gildii

PostWysłany: Sob 15:11, 25 Mar 2006    Temat postu:

Dracia nie mogła już dłużej walczyć. Bo jak trafić wroga, gdy nawet ziemia jest przeciwko tobie i faluje? W dodatku to paskudztwo jest utkane z dymu.
Dracia zemdlała.
***
Dymniak...Jedno z tych paskudztw, które powstały po wojnie z czerwonymi smokami. Dymniaki były duszami tych gadów. Po Dniach Płomieni parę z nich przetrwało.
Durel szybko stworzył z cieni miecz. Będąc smokiem, ma isę mnóstwo czasu...A Durel zawsze uważał, że umiejętność władania jakąś bronią się przyda.
Na resztę drużyny nie miał co liczyć. Wszyscy leżeli oszołomieni opoarami dymniaka.
Zaraz...Dymniak ma serce. Czerwoną świecącą kulę...I to ona wysysa dusze.
Durel rozejrzał się dookoła. W jednym miejscu coś prześwitywało przez dym.
***
Chłopczyk miał około dziesięciu lat, siedział na zielonej trawie i wpatrywał się w Dracię.
"Witaj..."
Cłopiec nie zareagował i patrzył na nią dalej spod czrnej grzywki. Było w nim coś dziwnego. Po chwili Dracia zorientowała się co.
Jego oczy były purpurowymi ślepiami smoka...
***
Kula zrobiła unik i chyba już po raz dziesiąty Durel nie trafił .
Jeszcze raz zamachnął się mieczem.
Tym razem udało się. Kula pękła...Ale nie rozpadła się.
"Grrrrr...."
Tym razem smok cienia był naprawdę zły. Odrzucił miecz, szybko przetransformował swoją rękę w smocze szpony i uderzył w serce dymiaka.
Kula roztrzaskała się na kawałki. Buchnąły płopienie, które na chwilę przyjeły kształ smoka, który odleciał w niebo.
Pięć niebieskich świecących punkcików kołowało na chwilę w tym miejscu..Po chwili znikły.
Durel poszedł po wodę.
***
Przytomność wracała do Dracii. Pierwszą rzeczą, która poczuła Dracia, był straszny ból głowy. Drugą to,że leży na miękkiej trawie.
Po pięciu minutach otworzyła jedno oko.Potem drugie.
"Wody..."
"Proszę bardzo."
Ktoś podał jej miskę z cieczą.Dracia usiadła, i wypiła ją.
"Gdzie ten potwór?"
"Zabiłem go."
"Powiedz szczeże. Piłam?"
"Nie."
"Więc jak to nie jest kac, to co?"
"Trucizna dymniaka. Szybko przejdzie."
"Aha."
Durel siedział przy wielkiej, czarnej beczce wypełnionej wodą..
"Mogę jeszcze?"
"Oczywiście..."
Dracia rozejrzała się. Drużyna leżała niemprzytomna.
"Jak sądzisz, kto obudzi się pierwsza?"- spytała pół-smoczyca
"Volve"
"Ja uważam że Kaido."
"Zakład?"
"Zakład. A o co?"
"Zwycięzca ustala o co, dobrze?"
"Nie ma sprawy."
Nagle Dracia przypomniała sobie chłopca ze snu..Był bardzo podobny do Durela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 17:02, 25 Mar 2006    Temat postu:

Gdy Sasani, Móri i Tamik zeszli ze wzgórza, walka nadal trwała. Demonica natychmiast zanuciła potrzenby fragment piosenki:
You will never be strong enough*
Jeden wers, a już wystarczył. Czar trafił w kilku najbliższych przeciwników. Sasani wyciągnęła miecz i zaczęła walczyć. Tamik usiadł obok Móriego i Sory i rzucał zaklęcia na podchodzące stwory. Jednak po dłuższej chwili oboje poczuli coś dziwnego.... jakiś zapach...
-Co to jest? Siarka?- zapytała cicho Sasani Móriego.
-NIe. Trucizna tego czegoś- wykrztusił Móri. Demonica zakrztusiła się dymem....

-----

Sasani otworzyła oczy. Kilka osób już 'wstało'. Dracia i Durel kłóciłi się kto wygrał zakład. Demonica poczuła że jej zachło w gardle. Rzuciła spojrzenie na Tamika, który jej odpowiedział tym samym, po czym wyczarował wielką jak stół miskę. Sasani wypełniła ją za pomocą czarów wodą.
-Brakowało mi tego- zaśmiał się Tamik
-Nie tylko tobie - odpowiedziała z uśmiechem Sasani.

-----
*Fragment piosenki 'Lies' zespołu Evanescence


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaido
White Tiger Youkai



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imperium Agatejskie

PostWysłany: Sob 21:10, 25 Mar 2006    Temat postu:

Tego dnia było wyjątkowo cicho i spokojnie. Wiał lekki wietrzyk, słońce ogrzewało ziemię delikatnymi promykami, ptaki śpiewały wesoło.
-Prych, idealna pora na piknik...
Kaido leżała w trawie, obserwując chmury leniwie płynące po niebie. Ziewnęła i przeciągnęła się na tyle delikatnie i ostrożnie, aby nie obudzić Ukaliego, który spał na jej brzuchu. Smoczek pojawił się kilkanaście minut temu - niewiadomo skąd i jak. W pyszczku trzymał jakiś kawałek drewna, który po bliższych oględzinach demonicy okazał się... zamkiem od klatki.
Kaido zdziwiła się, że zwierzątko nie uciekło, tylko jakimś sposobem znalazło ją na wielkiej łące pośród wysokiej trawy i bezceremonialnie wgramoliło się na nią. Ukali z dumą pokazał swoje trofeum, zwinął się w kłębek i zasnął, pokłapując ząbkami.
Demonica popatrzyła na swojego małego towarzysza i uśmiechnęła się.
Mogłeś odejść niezauważony... ale coś kazało ci tu zostać, niewidzialna nić zatrzymała cię i zawróciła. Także i ty poznałeś dziś piękno przyjaźni...

******

Pojedynczy wybuch zmącił spokój polany.
Fala uderzeniowa... silny podmuch wiatru.
Drugi, trzeci... w regularnych odstępach czasu.

Ukali obudził się, zasyczał ostrzegawczo i znikł. Kaido leżała w trawie na brzuchu, pozostając w kryjówce wysokich traw. Zamknęła oczy i liczyła.
Raz, dwa, trzy...
Wybuch. Po dwóch sekundach podmuch. I tak w kółko.

Demonica poczuła drżenie ziemi pod swoim ciałem. Jakby po polanie maszerował dziarsko średniej wielkości olbrzym.
Na bogów, co się dzieje?...
Kaido wytknęła powoli głowę ponad linię traw. I wtedy ją zamurowało.
Olbrzymi, czarny jaszczur kroczył w jej stronę. Był lekko przeźroczysty, jakby z dymu. Na powierzchni jego ciała co chwilę zachodziły jakieś reakcje i wybuchy posyłały w stronę ziemi kule ognia. Gad ryknął wściekle, gdy zauważył Durela biegnącego w jego stronę. Po chwili z lasu wybiegła reszta drużyny.
Kaido poderwała się z ziemi i dzierząc włócznię zaczęła szybko biec w ich stronę. Dogoniła Kruka i zrównała się z nim.
-"A ty gdzie byłaś?"
-"Umm... nazwijmy to drzemką."
-"Spałaś tydzień temu. Nie starczy ci?" - Kaido zauważyła, że Kruk nie traci swoistego poczucia humoru niezależnie od sytuacji.
-"Baaardzo śmieszne... To, że jestem Tygrysim Demonem i mało śpię nie znaczy, że W OGÓLE nie śpię..."
-"A kiedy już śpisz to masz koszmary... szczęściara."
-"Dobra dobra... lepiej mi powiedz, czy masz jakieś uwagi co do tego tutaj." - Kaido spojrzała na jaszczura, do którego się zbliżali.
Przez chwilę biegli w milczeniu. Wreszcie kadawer odezwał się:
-"Lepiej wstrzymaj oddech."
-"Coo?"
Kruk gdzieś zniknął. Kaido z początku nie zrozumiała, ale po chwili zauważyła gęste opary unoszące się wkoło. Zakryła twarz szerokim rękawem i zagłębiła się w dym.

*****

-"Znalazłem cię!"
Kaido od razu poznała ten straszny głos. Powoli odwróciła się i ujrzała tego, którego oczekiwała zobaczyć.

Mimo oparów demonica zauważyła jego szaleńcze spojrzenie. Potwór zasyczał cicho i rzucił się w jej stronę. Kaido, operując tylko jedną reką sięgnęła po sztylet, ale on był szybszy. Z całej siły uderzył ją zdeformowaną dłonią w brzuch. Demonica mimowolnie charknęła i wciągnęła powietrze przesycone trującymi oparami...
-"No proszę. Nie muszę nic robić. Sama się wykończysz..."

*****

Kaido ocknęła się. Jaszczur zniknął, wokół leżeli jej zamroczeni kompani. Demonica jęknęła, łapiąc się za brzuch. Poczuła straszliwy ból towarzyszący ogromnemu, czarnofioletowemu sińcowi, który rokwitł tuż nad jej żołądkiem.
To nie był sen?... - pomyślała ze łzami w oczach, po czym przetoczyła się na drugi bok, wstała i ponownie upadła.
-"Masz. To postawi cię na nogi." - Dracia podała jej naczynie z wodą. Sama nie wyglądała najlepiej.
Kaido wypiła chiwie wodę i skuliła się, ponownie łapiąc się za brzuch.
-"Oho, nieźle się musiałaś nawdychać tego paskudztwa... jesteś cała zielona na twarzy!"
-"Czemu się tak dziwnie usmiechasz?" - Kaido przymknęła jedno oko i spojrzała na Dracię.
-"A, nic... cieszę się, że się ocknęłaś..." - odpowiedziała pół-smoczyca z niewinnym uśmieszkiem.
Kilka kroków dalej Durel chrząknął wymownie.

Prawie wszyscy pobudzili się. Mieli sie coraz lepiej. Kaido przeciwnie - z minuty na minutę obraz rozmazywał się jej coraz bardziej, nie mogła też usiedzieć na trawie. Zaczęła się niebezpiecznie chwiać, zieleniejąc na twarzy.
-"Co ci jest?" - Dracia zbierała puste miski po wodzie.
-"Nic... to pewnie ten dym... Zaraz... mi..."
-"Ale... co to... Kaido! Co się stało? Powiedz mi, co się dzieje?!"
Dracia wpadła w panikę, gdy Kaido zaczęła pluć krwią i nierówno oddychać. Najwidoczniej uderzenie nie spowodowało wyłącznie zewnętrznych kontuzji...
Nagle znikąd pojawił się Kruk. Avirail jak zawsze wyłonił się zza jego ramienia w sposób który sprawiał, że demonicy przebiegały ciarki po plecach. Jednym okiem Kaido zauważyła, że obaj rozmawiają szybko szeptem. Potem nie widziała już niczego...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaido dnia Wto 8:54, 04 Kwi 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 50, 51, 52  Następny
Strona 26 z 52

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin