|
NEOPETS Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ell_postritee Zdradliwa rusałka
Dołączył: 23 Sty 2006 Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Baza PonySport
|
Wysłany: Pią 11:08, 03 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Kiedy Kaido wyszła z namiotu, Raiell zrobiła to samo. Niezauważona usiadła na pobliskim drzewie i popatrzyła na obóz. Zauważyła że to nie ramie dokucza Kaido. Wtedy, kiedy Skha kazał im zostać w miejscu, w pobliżu był wilkołak, Raiell wiedziała, wiedziała również że Leviathan postąpił słusznie, bo rany zadane przez wilkołaka mogą być niebezpieczne dla każdego stworzenia. Niekoniecznie dla niej, ale rozmyślanie na ten temat wydało się rusałce niepotrzebne... poza tym na takie pytanie mogła odpowiedzieć na przykład buteleczką spoczywającą w plecaku. Źle zrobiła, że rozcieńczyła wszystkie butelki magicznego soku - miał on działanie uzdrawiające, przydałby się Kaido. Swoje rozmyślania Raiell cofnęła do wilkołaka - po zachowaniu kaido wywnioskowała, że walczyła z nim i została zraniona. Wymknęła się więc do lasu. Po drodze zauważyła pewną wieś, schowała więc skrzydła i weszła do gospody, gdzie zauważyła... Dracię. Miała dziwną minę. Raiell chciała uniknąć rozmowy, poprosiła więc o trzy butelki czerwonego wina, trochę czystej wody i miodu. Zapłaciła dość drogo - wszystkim co miała w sakiewce, ale opłacało się. Szybko i bezszelestnie wyszłą z gospody po czym schowała się do jakiejś jaskini. Czuć w niej było spaleniznę. Nie zwracała jednak na to uwagi, końcem palca zapaliła w powietrzu płomień, który zaczął lewitować tuż nad ziemią, przyświecając rusałce. Otworzyła butelki wina, wyszeptała jakieś zaklęcia i wymieszała najpierw z miodem a później - z wodą. Napój był prawie taki sam jak poprzedni, tylko miał w sobie alkohol. Raiell zauważyła jednak, że Kaido przestała zwracać na to uwagę, więc oszczędziłą sobie trudu i wpakowała butelki do plecaka. Była gotowa do powrotu - wróciła więc do namiotu, gdzie siedziała zasępiona Kaido. Coś ją wyraźnie bolało. Raiell usiadła przy niej i wyciągnęła butelkę. "Masz. Wiem, że to rana od wilkołaka. Zabiliście go?" - zapytała. Mina Kaido mówiła sama za siebie. Rusałka nie czekała aż Kaido wypije napój, wzięła łuk i wyszła na polowanie. Przedzierała się przez gęstwinę jałowca, która była dużą przeszkodą w wejściu do lasu, kiedy zauważyła, że coś lśni kilka metrów od niej. Nie zastanowiła się czy to bezpieczne, wyjęła sztylet zza pasa i zaczęła rozcinać gwałtownie gałęzie. Gdyby nie jej opanowanie, nie byłaby w stanie udzielić pomocy rannemu.. Ukaliemu, który zaplątał się wśród kolczastych gałęzi i głęboko poranił. Z początku otworzył pysk i wydał syczący dźwięk, który rzekomo ma odstraszać drapieżnika, wyciągnął łapę i zadrasnął Raiell w policzek, a nim cąłkowicie opadł z sił - zaczął miotać się bezradnie, kłapiąc naokoło swoimi silnymi szczękami. Raiell nie wiedziała co robić, sztyletem porozcinała wiążące Ukaliego pędy, ale ten, choć wolny, leżał bez ruchu. On umiera, pomyślała z przestrachem. Położyła go sobie na plecach, głowę i koniec ogona przełożyła do przodu, wciąż jednak był za długi by go nieść w ten sposób; owinęła go jeszcze raz wokół szyi. Był ciężki, ważył ok. 20-30kg, ale Raiell doniosła go do obozu. Poruszała się uważnie, aby nikt nie zauważył ani jej, ani tym bardziej - smoka. Wzyscy stali na jakimś pagórku. "Kaido" - szpenęła Raiell w szczególny sposób, a Kaido usłyszała i wparowała do namiotu jak na zawołanie. Ukali nie miał wokół siebie tak magicznej aury, jak zwykłe smoki, był zwierzęciem, więc Skha nie był w stanie wyczuć go tak jak urodzony myśliwy (w tym wypadku rodzaju zeńskiego) - Kaido - czy osoba uczestnicząca w łowach już w wieku lat dwóch - Raiell. Aczkolwiek one w tym wypadku bardziej posługiwały się swoim "przyrodoznawstem", Cenedess chociażby nigdy nie słyszała o takich stworzeniach jak Naalale (których zagorzałą wielbicielką była Raiell). Nie ważne, w każdym badź razie dla prawie wszystkich prócz Kaido i Raiell Ukali był nie do wyczucia na taką odległość. Rusałka wbiegła do namiotu, gdzie siedziała już Kaido. Demonica otworzyła usta ze zdumienia, a raczej z wrażenia...
---
(właśnie robie ilustracje do wszystkich moich postow, juz nie bede musiala szukac na oekaki.art xD)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Pią 19:15, 03 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Kot przegryzł pigułkę znalezioną w plecaku, według normalnego umysłu powinna ona ułatwić pościg. Poza nią wzięła jeszcze parę innych rzeczy. Wyszła z wnęki i rozejrzała się. Nikogo nie było. Wciągnęła powietrze, wampir dawno opuścił to miejsce. Wyczuła delikatny ślad zapachowy. Ruszyła labiryntem korytarzy, próbując znaleźć cel.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kaido White Tiger Youkai
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Imperium Agatejskie
|
Wysłany: Nie 13:50, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Kaido parsknęła łykiem napoju, którego nie zdążyła połknąć. Oto Raiell wkroczyła chwiejąc się do namiotu, niosąc na ramionach coś tak błyszczącego, że jej źrenice po reakcji prawie znikły. Otworzyła usta ze zdumienia.
"Tak, to właśnie jest Ukali." - Rusałka zdawała się czytać w jej myślach.
I rzeczywiście - gdy położyła wątłe ciało na macie, Kaido poczuła to samo, rozkoszne ciepło. Amulet po raz kolejny zawibrował. Demonica ścisnęła go lekko w dłoni. Oznaczało to: "Tak, wiem, coś tu jest."
Ukali zapiszczał żałośnie. Kaido powoli zbliżyła do niego rękę. Stworzenie nie miało juz nawet sił, by zareagować. Przymknęło oczy i zaczęło dyszeć ciężko.
"On... on umiera!" - krzyknęła żałośnie Kaido.
Raiell pokiwała ze smutkiem głową.
Kaido nagle zrobiło się bardzo przykro. Patrzyła na śmierć małego, bezbronnego stworzenia, które w niczym nie zawiniło wielkiemu światu. Chciała pomóc, bo wczesniej nie mogła zrobić nic, będąc świadkiem śmierci bliskich jej osób.
Niewiele myśląc zaczęła wyjmować z jego zakrwawionego ciała małe kolce, które były powbijane wszędzie. Robiła to najdelikatniej jak potrafiła, ale mimo wszystko Ukali piszczał przeraźliwie.
"Wiem, to boli... ale wytrzymaj, jeszczę trochę.." - powiedziała Kaido, prawie już przez łzy. Nie przestawała uwalniać go z ostrych jak szpilki kolców, a nawet całych zwojów ciernistych gałązek.Wkrótce całe jej dłonie pokryte były krwią. Raiell patrzyła w milczeniu na ostatnie chwile życia Ukaliego.
"A teraz... hyy..." - Kaido skończyła. Rozglądała się gorączkowo wokół za czymś, co mogłoby pomóc.
Dobrze, że chociaż jedna z nich myślała w tej chwili racjonalnie. Raiell wyjęła z torby butelkę z uzdrawiającym napojem i zmusiła Ukaliego, by wypił choć łyk.
Kaido skuliła się. Zamknęła oczy i z rękami zacisniętymi przy skroniach wsłuchiwała się w bicie ich serc. Kołysała się lekko, wyglądała jak szaleniec.
Jej własne waliło jak szalone.
Raiell była opanowana, ale z kazda chwilą wpadała w coraz wiekszą panikę.
Trzecie serce przestało właśnie bić.
"Nie!" - wrzasnęła. Przyczołgała się do białego ciałka, z którego powoli uchodziło ciepło. Raiell zakrzyła sobie usta dłońmi.
"Coś... zawsze da się... zrobić!" - Kaido nachyliła się nad Ukalim. Nie czuła już tej wspaniałej aury, jaka go otaczała.
Rusałka położyła dłoń na ramieniu demona.
"Chodźmy stąd, chyba juz nic dla niego nie zrobimy..."
Kaido nie słuchała.
Zrób coś... no dalej... - poganiała samą siebie. Przypomniała sobie, jak Ayiani uzdrawiał kiedyś rannych za pomocą magii. Ale ona tak nie potrafiła.
W milczeniu czekała na cud, który chyba już nie nadejdzie.
ŁUP!
Kaido odskoczyła ze strachem, wpadając na ścianę namiotu.
-"Co to było?" - spytała zaskoczona Raiell.
-"Skąd JA mam to wiedzieć?" - wrzasnęła Kaido.
-"Ale przecież to twój..."
-"Co?!"
ŁUP!
Teraz Kaido nie miała już zamkniętych oczu i zobaczyła fioletowy błysk, który rozjaśnił wnętrze namiotu. Temu wszystkiemu towarzyszyły grzmoty i dźwięki impulsu elektrycznego. Blask bił od jej amuletu, przez który niewiadomo jak i dlaczego przechodziły małe błyskawice. Rozwścieczona Kaido zdjęła go sobie z szyi i wrzasnęła, jak na niegrzeczne dziecko:
"Tak! Wiem! On umarł! A my nic nie zrobiłyśmy!
Już miała rzucić go na ziemię, gdy nagle...
ŁUP!
Kaido wrzasnęła. Blask przepalił chyba jej oczy na wylot.
"...Kaido?"
Demonica usłyszała cichy głos Raiell. Coś ją najwyraźniej poruszyło.
"Przykro mi Raiell, ja nie potrafię nad nim panować!" - krzyknęła z żalem w głosie. Mimo wszelkim prawom zdrowego rozsądku założyła go spowrotem na szyję. Amulet zadrżał, rozjarzył się fioletowym światełkiem i znieruchomiał.
Raiell podbiegła do Kaido. Była wniebowzięta.
-"Udało się! nie wierzę! Udało..."
-"Nic się nie udało." - przerwała jej Kaido. "To nie ja. On sam przestał świe..."
-"Nie! Patrz!"
Nie musiała tego mówić. Kaido znieruchomiała na widok Ukaliego, który rozglądał sie niepewnie wkoło. Jego rany znikły a tam, gdzie powinno znajdować się jego serce, na białych łuskach widniała fioletowa pręga.* Po chwili znikła. Kaido podczas znagań z amuletem nie wyczuła mocy, która teraz przepełniała namiot ze zdwojoną siłą.
-"Ale... jak..."
Kaido zaczęła nagle żałować, że zwątpiła w Amulet Tygrysa i chciała go wyrzucić.
Raiell podeszła do stworzenia. Ukali fuknął gniewnie i pokazał szereg małych, ostrych ząbków.
Rusałka wyczarowała między dłońmi srebrzystą mgiełkę. Smok bardzo się nią zainteresował i przestał parskać. Wsadził pyszczek w sam środek kuli i próbował złapać dym zębami. Raiell zachichotała.
Kaido nadal stała osłupiała przy ścianie namiotu. Chwyciła medalion i przyglądała się smukłej sylwetce tygrysa ze skrzydłami.
Co to było, to przed chwilą?
Nagle Kaido podniosła głowę.
Po prostu poprosiłam o pomoc... kogokolwiek...
-"Kaido! Raiell!"
Było to wołanie Dracii. Ukali znieruchomiał. Dziewczyny usłyszały ciche pyknięcie i stworzonko znikło.
Rusałka wyszła przed namiot. Demonica podążyła za nią. Zdębiały na widok wszystkich par oczu zwróconych ku nim. Nic dziwnego - raban, jaki zrobił amulet i wrzaski Kaido były pewnie słyszalne na kilometr.
-"Co się stało?" - VolvE podbiegła do nich i zaczęła uważnie oglądać ze wszystkich stron, jakby szukała ran. Najwyraźniej jej smutek ustapił przed strachem.
-"Uwierzysz jak ci powiem, że nie mam pojęcia?" - tym razem Kaido nie skłamała.
-------
* Defibrylator z niezłym kopem? :K
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kaido dnia Wto 9:44, 28 Mar 2006, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ell_postritee Zdradliwa rusałka
Dołączył: 23 Sty 2006 Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Baza PonySport
|
Wysłany: Nie 14:52, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Raiell musiała przyznać, że nieźle się bawiła. Kaido zajmie się Dracią i Volvę a ja sprawdzę, gdzie ukrył się Ukali. Weszła spowrotem do namiotu, gdzie wciąż czuć było przesycone magią wibracje powietrza. Było prostsze i bezpieczniejsze rozwiązanie, o którym nie pomyślała w chwili krytycznej - zabutelkowana wróżka. Ale teraz wszystko było okej, a Kaido przekonała się do swojego amuletu. Zabawa power play. Ukali, chodź tu, smoczku, noooo.... Odsunęła delikatnie swój plecak, za nim leżał śpiący Ukali. Śpiący naprawdę zdrowym snem, więc nie miała się o co martwić. Szybkim ruchem ręki wyczarowała dużą, bambusową klatkę, trwałą, przewiewną i miłą. Do środka włożyła kocyk z miłej, puchatej tkaniny i poszła do lasu nazbierać czegoś, co Ukali chętnie by wszamał. Nazbierała więc jagody, maliny, koszatniczki czerwone i inne magiczne oraz niemagiczne owoce. To wszystko włożyła do "klatki". Była pewna, że Ukaliemu się spodoba, więc kiedy weszła do pokoju, ponownie wyworzyła mgiełkę i używając jej zachęciła smoka do zamieskzania w klatce. Po wejściu do niej parsknął tylko i ponownie ułożył się do snu. Raiell zamknęła klatkę i pokazała Kaido. Obawiała się trochę Volve i Draci, więc zaprezentowała swoje dzieło po kryjomu, w namiocie. Nie miały pojęcia co zrobić, żeby reszta drużyny nie zwróciła uwagi na ten dosyć duży pakunek. Pozostawiła klatkę Demonicy i wsiadła na Egeusza, aby nazbierać czegoś na skromny obiadek, który mogłaby nazwać "we dwoje", gdyby tylko Kaido nie była kobietą. Nie miała zamiaru zajmować się dokarmianiem drużyny, a miały wiele do obgadania z Kaido. Kiedy usiadły w kąciku ze swoim nowym podpopiecznym - oświetlającym teraz z boku ich twarze - rusałka zaczęła rozmowę. "Przypomniałam sobie, jak pierwszy raz zobaczyłam Ukaliego. To była koleja wycieczka konna, razem z Larikann - moją przyjaciółką z dzieciństwa - i nauczycielką przejeżdżałyśmy przez las i zobaczyłyśmy pożar. Konie sposzyły się, zawróciły i zaczęły galopować na oślep, ale nauczycielka zatrzymała swoją białą klacz, kiedy tylko zobaczyła dużą, lśniącą jaszczurkę - wydała nam się niesłychanie piękna - która kulała na jedną "łapkę"..." - ciągnęła Raiell. W ten sposób opisała wiele szczegółów ze swojego dawnego życia, a Kaido słuchała jej badzo uważnie. W pewnym momencie rusałka dobrnęła do chwili, kiedy rozstała się zarówno z nauczycielką, jak i z Larikann i wyruszyła na południe, nie widząc jeszcze, czym się zajmie - w krótce zaczęła kraść, napadać na bogaczy i wieść tułacze życie - jej opowieść przerwało jednak głośnie parsknięcie Ukaliego. "A Ty, Kaido, co mi opowiesz o sobie?" - zapytała z ciekawością. Miała nadzieję, że dowie się czegoś o wiosce, o którą zawsze tak namiętnie wypytywała swoją nauczycielkę. Rusałka bowiem zdążyła już się dowiedzieć, że Kaido ma z ową wioską wiele wspólnego...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Nie 16:18, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Wyszła przez dziurę na zewnątrz. Jasne światło oślepiło ją. Cel! Niestety sam zapach zostawiony dawno temu rozpłyną się. Niech to, będzie musiała szukać na chybił trafił. Zeskoczyła z góry i ruszyła w dół stoku. Nagle wyczuła jakiś zapach. W pobliżu znajdowało się stworzenie, które miało jej zapach. Kopia! Kot skoczył do przodu. Jakiś kilometr przed nią była jej ludzka kopia. Normalny umysł był wesoły. Niech żyją zasady tworzenia kopii magicznych, pomyślał. Kopia jej nie widziała. Kot przypłaszczył się. Dziewczyna zaczęła iść w jej stronę. Co za szczęśliwy przypadek. Mniej więcej w połowie drogi kopia musiała albo ją zauważyć, albo wyczuć, że coś jest nie tak. W każdym razie zatrzymała się i wyjęła sztylety. Kot uśmiechnął się, łowy czas zacząć.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Nie 16:37, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Dziewczęta coś ukrywały, wiedział to ale nie wyczuwał niebezpieczeństwa, więc nie przejmował się zbytnio. Są silne, duchem i ciałem, poradzą sobie.
Skha odłączył się od grupy szukając czegoś do zjedzenia.
Polowanie było średnio udane. Podczas gonitwy za łanią wpadł łbem na przód w jakieś grzęzawisko, i nałykał się śmierdzącej zgniłej wody (prawie jak mleko - freya).
Po kilku minutach szukania czegoś zjadliwego doszedł do przerwy w lesie.
Przed nim rozciągało się pole, a nawet dwa pola i pastwisko ze stadem krów. mmmmmm.... wołowina[/] jednak jego uwagę przykuło coś innego
Miasto.
A jednak jest cywilozacji w tej dziczy
NIewielka mieścina składająca się z kilku ulic, domów, straganów, ratusza, rynku i młyna.
A nad nią górował zamek.
[link widoczny dla zalogowanych]
Potężny, piękny z ogromną wieżą. Smukła strzelista budowla wspinała się wysoko w chmury.
[i] Hmmmm..... na moje oko elfia robota z przed tysięcy lat, objeta przez ludzi, sądząc po stanie miasteczka poniżej. W porównaniu z zamkiem miasto wyglądało jak 'dzieło' architektury błotnych trolli, wąskie śmierdzące uliczki pełne pijanych wieśniaków i rozwrzeszczanych przekupek.
Hmmmmm czas odwiedzić osadę, ale nie w tym stanie.
---------
Musiał to być dzień targowy bo co chwila ktoś próbował mu wcinąć jakiś bubel.
Jakiś na wpół przytomny pijak złapał go za ramie zaczoł gadać coś o krowie z 2 głowami. Skha strząsnoł go z ramienia i poprawił swoją skurzaną kurtkę.
NIedaleko jakaś baba zachwalała pomidory, a co jakiś czasz słyszał ćwierkanie kilku młodych dziewcząt, które szły za nim już od samego wejścia do miasta.
Echhh.... że też musiałem wpaść na tak zatłoczony dzień. No dobra, raz krowie śmierć jak to ludzie mówią, a może to była koza
Zwróciwsz się w stronę 5 rozchichotanych dziewcząt zapytał " Drogie Panie" - tu seria rumieńców od strony diewczyn - " Poszukuję przytulnej gospody dla mnie i dla kilku towarzyszy Dziewczyny chyba się ucieszą że nie muszą spać pod gołym niebem, nie powinno być problemu z zakwaterowaniem, Reqee i Eugu(pegaz) i reszta stworzeń będzie chyba musiała poczekać w lesie, chyba że znajdzie się jakiś czar aby ich w konie pozamieniać na pewien czas (Smoki będą złeXD)." Dziweczęta zaczęły przekrzykiwać jedna drógą, złapały Skaha za jego nwbijaną srebrnym ornamentem bluzę i zaciągnęły do tawerny, szczebiocząc przy tym nieustannie.
-----------------
Na pierwszy żut oka tawerna przypominała spelunę, ale wedłóg słów Róży (jednej z tych 5 panna na wydaniu) nie odwiedzali jej pospolići pijaczkowie.
Fakt, wewnątrz prezętowała się okazale i całkiem schludnie i miała łazienki z bierzącą gorącą wodą [i]Aaaaa tak, kompiel będzie wskazan, nie tylko mi, Kaido już całkowicie przesiągła zapachem lasu, a Raiell też się kompiel przyda.
Skha zapłacił za rezerwację pokoji Pogromcy Wampirów - tak w myślach Skha nazwała szynkarza, który musiał chyba na obiad jeść zupę czosnkowo-cebulową, bo jego oddech powaliłby wampira na miejscu - i poszedł po swoją 'wesołą drużynę szaleńców'.
--------------
Na rogu miast spotkał jakiegoś chłopa "Psssyytt... Panie, kup pan smoka, nie drogo, panie." "Smoka powiadasz?" "Ano, panie, taki niewielki, berbrć jeno, mały, brązowy, skubany kury mi wyłapywał z obory, to ja żem myślał że to lis albo cuś. A tu razu pewnego, jakże kury burdelu narobiły, stara w krzyk że to lis i nam kury i gęsi pozabija. To żem wzioł Chyrtka za pazuhę, wie pan , syna najtarszego, dobry chopak choś trochę leniwy. Co ja.. a tak żem z Chyrtkiem kosy wzieli i do obory. otrwieram patrze, a tam smok. Prawdziwy smok, jeno taki mały, ale smok, patrz pan, na wozie go mam, w klatce, skubany jużem ci się do kury dobierał, więc my go z Chyrtkiem, bach po łbie kijem, a on, padł na ziemię jak rażony. Chyrtek chciał go wypatroszyć i na skórę sprzedać, ale ja nie dałem, toż to cenne, sprzedam panu, za 3 sztuki złota, chś pan zobacz."
Rzeczywiście w klatce na słomie siedział....smok.
W pewnym sensie.
Było to wielkości kota i przypominało owłosioną jaszczurkę ze skrzydłami i czułkami. Ale te piękne zielone oczy wpatrywały się w Leviatana (który ka się już domyśliliście był w formie ludzkiej) z rezygnacją i smutkiem.
"Masz tu pięć sztuk złota i spadaj. Chłopu nie trzeba było dwa razy mówić. Skha wyjoł stworzenie z klatki, które wiedzione instynktem poczuł się bezpiecznie (wyczół że Skha nie jest człowiekiem) w rękach pobratyńca, skuliło się na ramienu 'człowieka' oplatając ogonem rękę i zasnęło.
-----------------
Pierwszą osobą jaką spotkał była Kaido. Zapomniawszy, że zmienił postać, bezceremonialnie złapał Kocicę za ręke i powiedził. "Powiedz reszcie że dziś nocujemy w mieście"
Dziewczyna patrzyła się w przybysza dziwnym zdębiały wzrokiem.
"Co...? Aaaa.... Spokojnie , to tylko ja Skha, przybrałem ludzką postać. Co zdziwona,?.... eeee, no... tak..... to taka moja mała umiejętność"
Skha z lekkim zakłopotaniem pogrzebała czubkiem buta w ziemi, poczym uśmiechnął się szarmancko do zdziwionej dziewczyny...
(:D - szarmancki uśmiech)
[link widoczny dla zalogowanych]
--------------------------
ech, trochę odskoczyłam od tematu i kupiłam sobie zwierzątko, bo wszyscy jakieś mają a ja nie:(
jak wam się nowe wcielenie smoka podona, muszę przyznac że znajduję ten rysunek dziwnie .... hmmmmm..... ciekawy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Freya dnia Nie 18:13, 05 Mar 2006, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Nie 16:45, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Kruk wisiał do góry nogami na belce pod sufitem jakiegoś magazynu. Wiedział, że Ellen, który go tropi zaraz tu wejdzie. Nagle poczuł coś nowego, coś czego jeszcze nie czuł. Zrozumiał, że ktoś użył amuletu kadawera, żeby uratować życie jakiejś istocie, ale ten amulet od dawna był nieużywany, bo Kruk go nie rozpoznał, a był kadawerem już dziesięć lat. Hmm, tam jest jeszcze ktoś, kto ma Znamię, tylko o tym nie wie. Trzeba znaleźć tą osobę i powiadomić Anioła, pomyślał. nagle znieruchomiał, bo usłyszeł Ellena, który kroczył pod nim. Kruk spadł na giganta, przejechał mu mieczem po plecach, ciął po nogach a następnie płynnym półobrotem uniknął ciosu wielkiego miecza i korzystając z impetu machnął mieczem na odlew, prosto w twarz Ellena. Wytarł miecz, zarzucił na plecy i wyczarował krucze pióro. Zostawiał je przy każdym zabitym przez siebie Ellenie.
Muszę znaleźć tamtą istotę, pomyślał i wyszedł z budynku.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kruk dnia Czw 16:03, 16 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
VolvE-chan
Dołączył: 22 Sty 2006 Posty: 107 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Musashi
|
Wysłany: Nie 21:59, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Do VolvE podbiegla zdyszana Kaido, ktora biegala do wszystkich i oznajmiala im cos i powiedziala ze dzis nocuja w gospodzie, skha im znalazl miejsce. Juz miala pobiec dalej, gdy VolvE zlapala ja za szmaty (szmaty O_o) i przyciagnela do siebie.
-Powiedz Skha, zeby sobie oszczedzil, ja nocuje razem z Raqee, na dworze. -Ale wygladala na dziwnie, ponuro zadowolona.
Gdy zdziwiona zachowaniem demonicy Kaido poszla dalej VolvE wsiadla na grzbiet smoczycy i wzniosla sie w gore.
-Tej nocy bedzie pelnia. -Rzekla w zamysleniu.
Lataly pod gol;ym niebem dosc dlugo. widzialy cala druzyne, oraz miasto ktore znalazl skha. Nagle Raqee podleciala do jakiegos przystojnego chlopaka, ktory sie krecil niedaleko druzyny i cos syknela. O dziwo chlopak nie przestraszyl sie, jak kazdy czlowiek, tylko podszedl do smoka i poklepal go po glowie.
-Czesc Raqee.
Spojrzal na VolvE, ale ta natychmiast odwrocila wzrok. Skha wydawalo sie, ze jej oczy zablysly przez chwile na czerwono i wygladaly tak jakos dziko, ale po chwili gdy znow na niego spojrzala wygladaly normalnie.
-Skha?- Zapytala.
Odpowiedzial jej przytakniecie glowa i usmiech, nie odpowiedziala usmiechem. Nagle za przemienionym smokiem zobaczyla ze cios sie rusza, to maly smoczek, a przyajmniej cos, co go bardzo przypominalo paletalo sie u nog chlopaka. VolvE nawet nie zapytala co to.
-Jurz zmierzcha -Powiedziala bardziej do smoczycy niz Skha.
Klepnela Raqee w bok i odleciala.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Dracia Cień
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 351 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Gildii
|
Wysłany: Pon 8:22, 06 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Miasto! Dracia o wiele lepiej czuła się w mieście...I w dpdatku było to to miasto- ostatnim razem zostawiła tu coś...
Rozejrzała się dookoła-Durel gdzieś znikł.
Dziwne...
***
Nie można tego było nazwać gospodą Była to po prostu speluna. Na szyldzie ktoś wymalował nietoperza.
Dracia dobrze znała to miejsce.
***
Nazywali go Szczurem.Nie wiedzaił, skąd się wzieła ta ksywka.Nie był podobny do tgo stworzenia... Był członkiem Gildii, ale nie zajmował się zabijaniem, tylko kontaktowaniem się z klientami.
Siedział sobie przy stoliku i powoli sączył piwo.
Nagle dzwi się otworzył, i do środka weszła postać. Wiedział,kto to. Poznał ją po skrzydłach. A miał nadzieję, że ona nigdy nie wróci...
***
Dracia usiadła przed Szczurem.
"Witam..."
"M-myślałem,że n-nie wrócisz.Że zerwałaś z tym.."
"I masz rację. Już nie pracuję. Ale ciągle należę do Gildii, i mogę prosić o pomoc."
"Mów o co ci chodzi!"
Dracia uśmiechneła się szeroko. "Daj mi mój łuk.Zostawiłam go tu trzy lata temu."
"Ale..."
"Jeśli ktoś go sprzedał,albo ukradł, to zobaczysz,że nie zapomniałam, czego mnie tu uczono..."Oczy Dracii zwęziły się w małe szparki.
"D-dobrze..."
***
Łuk leżał w skrzyni. Był magiczny. Ale nie tak,że był celniejszy. Jego magiczność polegała na tym,że nie trzeba było dużej siły, by go naciągnąć, a strzały wylatywały z niego tak, jakby wystrzeliwano je z kuszy.
No właśnie. Strzały. W kołczanie było ich chyba z dwadzieścia rodzajów. Ogniste, kwasowe,kaskadowe, oślepiające...
***
Wróciła do gospody, usiadła na łożku. Nagle usłyszała trzepotanie skrzydeł, i na parapecie usiadł bardzo duży kruk.
"Kraaa..."
"A ty czemu nie mówiłeś, że potrawisz się zmieniać...A teraz idź do swojego pokoju."
"Kraa!"
Ptak odleciał, a Dracia skuliła się na łóżku i zasneła.[/url]
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kaido White Tiger Youkai
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1143 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Imperium Agatejskie
|
Wysłany: Pon 13:14, 06 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Ukali nie uciekł. Teleportował się tylko do "bezpieczniejszego" miejsca - wgramolił się miedzy plecak i torbę Raiell i zasnął. Rusałka zrobiła mu wygodna klatkę i smoczek w niej zamieszkał.
Teraz bawił się strzępkiem wełny, którą wyjął z puchowego posłania. Przyglądała mu się Kaido. Z cichym westchnieniem stwierdziła, że nigdy nie widziała czegoś równie słodkiego.
"No więc?" - ponagliła ją Raiell. Przed chwilą poprosiła o powiedzenie czegoś o sobie. Jej opowieść była niesamowita.
Kaido jeszcze raz westchnęła i podziubała palcem kawałek króliczego mięsa, które wchodziło w skład posiłku przygotowanego przez rusałkę.
"Nie wiem od czego zacząć... Rozpocznę więc od sielanki, jaka panowała w moim życiu...
Od najmłodszych lat byłam szczęśliwa. Miałam wszystko, czego potrzebowałam. Moja wioska leżała między górami, gdzie nic nam nie groziło.
Miałam wspaniałą rodzinę. Moja matka była niesamowita. Delikatna i spokojna, ale jak się wkurzyła... Tyle energii, tyle ciepła. I to w jednej duszy. Kiedyś myślałam, że potrafi wszystko..."
Kaido przerwała swoją opowieść i jednym szarpnięciem rozpłatała sobie rękaw na dwoje. Zdziwiona Raiell patrzyła, jak tkanina pokrywa się srebrzystymi niteczkami i powoli odbudowuje się, zupełnie jakby jakaś niewidzialna ręka szybciutko ją zszywała.
"To jej robota. Tata mówił, że to pradawna magia, która zamyka cząstkę duszy w jakimś przedmiocie.
Skoro mowa o moim ojcu... Był dla mnie podporą. Zawsze pokrzepiał mnie dobrą radą. Był bardziej jak przyjaciel niż jak ojciec. No i był wielkim wojownikiem. W walce nie było mu równych, wkładał w nią całe swoje serce. Nauczył mnie wszystkiego co teraz umiem.
No i oczywiście dziadek. Wielki mędrzec, wojownik i myśliciel. Od niego nauczyłam się postrzegać świat w specyficzny sposób. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych medytacji. Potrafił godzinami siedzieć na polanie i rozprawiać o sensie istnienia liścia spadajacego z drzewa. Pewnego dnia podarował mi Amulet Tygrysa. Wręczając mi go powiedział, że najwyższa pora, by dopełnić przeznaczenia. Dostałam od niego także tę włócznię" - Kaido machnęła reką w kąt namiotu, gdzie leżała jej broń.
"A w pewien mroźny, zimowy dzień poznałam Ayianiego - wilczego demona. Pierwsze wrażenie jest ponoć bardzo ważne. Nasze spotkanie było zaiste ciekawe...
Biegłam do domu na sktóty, przez las. Nagle usłyszałam ciche popiskiwania. Wbiegłam na polanę i on tam był - a raczej wisiał, głową do dołu, machając wściekle rękami. Wpadł w sidła zastawione na wilki... Pod nim w śniegu leżał sztylet. Wokół biego biegało ok. pięciu tych zwierząt. Próbowały mu pomóc, ale Ayiani dyndał na gałęzi dość wysoko, a sztyletu nie potrafiły mu podać. Na mój widok wilki najeżyły się i warcząc wściekle, stanęły między nami. Mimo niebezpieczeństa podeszłam do nich. Nie zaatakowały mnie, ale dawały do zrozumienia, że w kazdej chwili mogą ze mną skończyć.
"Jeszcze krok i po tobie!" - warknął demon. Przestał się szamotać i skrzyżował ręce na piersi.
Dobrze więc, pomyślałam i z całej siły rzuciłam włócznią. Nie chybiłam. Świsnęło i po kilku ułamkach sekundy Ayiani leżał na śniegu.
Zaczęłam uciekać, korzystając z przewagi, jaką dało mi zaskoczenie wilków. Gdy rzuciły się w pościg, byłam już przy urwisku.
Nie wiem jakim cudem, ale przeskoczyłam. Może to adrenalina, strach? Wilki zaniechały gonitwy, a ja wróciłam do domu. Ayiani znalazł mnie jednak. Dwa dni później wparował do mojego domu, podszedł do mnie i powiedział: "Hej! Nie podziękowałem ci!", po czym wręczył mi moją włócznię. Chwilę później już go nie było. Potem codziennie przychodził do wioski. Z biegiem czasu zaprzyjaźniłam się z tym szaleńcem."
Raiell chichotała już od jakiegos czasu. Teraz wybuchła gromkim śmiechem.
Ukali przestał szamotać się z kłaczkiem i przyglądał się Kaido, która posmutniała.
-"Tak, to było bardzo zabawne... ale na tym koniec."
Raiell przestała się smiać i popatrzyła na demonicę.
-"Potem mój dziadek wyczuł coś dziwnego. Słońce zachodziło krwistą czerwienią a w powietrzu unosiło się zło.
Aż pewnej nocy coś napadło na naszą wioskę. Ogromny, odrażający potwór. Towarzyszyło mu tysiące mniejszych, ale nadal były one wielkości niedźwiedzi. W wiosce wybuchła panika. Wszyscy uciekali przed bestiami. Obok mnie pojawił się Ayiani. Zaczęliśmy uciekać, ale drogę zagrodziły nam "mniejsze" potwory. Wtedy Ayiani zrobił w powietrzu jakis dziwny znak i nagle wszystko znikło... A przynajmniej tak myślałam. Po chwili zorientowałam się, że stoję na wzgórzu, na którym spędzałam kiedyś wiekszośc czasu. W dole zauważyłam czerwoną łunę świecącą nad wioską. Zaczęłam biec, ale nie zdążyłam - nastąpił ogromny wybuch..."
Kaido przerwała i popatrzyła na swoje ręce. Rusałka westchnęła.
"Nikt nie przeżył. Tylko ja..." - szepnęła Kaido. Podciągnęła kolana pod brodę i oplotła je ramonami.
Ciszę przerwało parsknięcie Ukaliego, który zwrócił swoje błyszczące oczy ku Kaido. Ta popatrzyła na niego i usmiechnęła się.
"I myślałam, że jestem sama. Sama na tym wielkim świecie. Ale poznałam was... "
*****
-"Powiedz reszcie że dziś nocujemy w mieście"
-"Eh?"
Kaido stała osłupiała przed wysokim, czarnowłosym mężczyzną, na którego ramieniu siedział maleńki smok.
-"Spokojnie, to tylko ja, Skha. Przybrałem ludzką postać. Co, zdziwona?.... Eeee, no... tak..... to taka moja mała umiejętność"
Wiem kim jesteś, pomyślała Kaido. Mimo zmiany wyglądu impuls jego mocy nie uległ zmianie. Kaido nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku, bo była pod wrażeniem. Pokiwała tylko głową i odwzajemniła uśmiech. Skha puścił jej dłoń.
*****
-"Chodźmy w tamtą stronę, Skha znalazł dla nas nocleg w mieście! Musimy okrążyć bramy, bo wejście jest z drugiej stro... GAAH!
VolvE złapała Kaido za chustę* i przyciagnęła ją do siebie.
"-Powiedz Skha, zeby sobie oszczędził, ja nocuję razem z Raqee, na dworze."
Kaido pokiwała w milczeniu głową. Gdy odeszła, zdała sobie sprawę, że ogarnął ją strach... I to nie byle jaki. Patrząc w oczy VolvE chciała wrzasnąć. Ale dlaczego?...
----------
*Przez "szmatę" Volve miała chyba na myśli moją chustę na biodrach... XD
(Chusta... a moze szarfa? Odsyłam do mojego opisu postaci...XD)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Freya Lewiatan
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 714 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stare Czaple
|
Wysłany: Pon 15:28, 06 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Skha siedział na skale, wdychając żeśkie powietrze i rozmyślając o losie Świata. Wesoła drużyna szaleńców' gdzieś się rozproszyła. Hmmm... to wszystko robi sie coraz bardziej poplątane. Bogowie sobie chyba z nas kpią.
Fiska - mały leśny smoczek którego 'uratował' z rąk chłopa bawił się nieopodal motylkie, to go przydeptują, to znowu goniąc. Po chwili niewielka smoczyca przestała męczć motylka i usiadła u stup Leviatana.
"Ech... dlaczego to musi być takie skomplikowane?"
"Może dlatego, że na polu pojawili się nowi gracze?"
Skha spojżał na Fiskę. Już wiele lat temu nauczył ukrywać żdziwienie. Patrzył tylko na niewielkie stworzonko z totalna pustką w umyśle. Po pewnym czasie uświadomił sobie, że to wcale nie taki głupi pomysł wysłać posłańca w formie niewielkiego smoka - są małe, zwinne i nieuchwytne, a fakt że sa że są smokami, ubezpieczał je przed schrupaniem przez levaitana. Tak. Po chwili Skha stwierdził, że Małay Smok leśny był dobrym materiałem na posłańca. Kołatało mu się w głowie tylko jedno pytanie. Dlaczego akurat kury?
Fiska zpu ściła wzrok "Eeeee..... to było silniejsze odemnie. Choś pokażę ci gdzie jest portal. Matka chce się z tobą spotkać."
Fiska pognała w stronę lasu, Skha tylko podniósł tylko brew do góry i pospieszył za niewielkim stworzonkiem.
----------------
Fioletowy portal zamknął się za Lewiatanem z delikatnym odgłosem *Wuuuuusz*. Jego oczom ukazała się jaskinia. Była pełna skarbów i złota. Na wielkim wyłożonym miękkim pluszem i jedwabiem występie skalnym siedział stary smok.
Smoczyca. Ogromna, stara, srebrna smoczyca. Pomimo licznych blizn jej błyszczące łuski ciągle świaciły się wewnętrznym srebrnym blaskiem.
Skha powoli podszedł do smoczycy. Znał ję dobrze. Jedna z nielicznych starożytnych istot, stara niemal jak świat. Jej imię przepadło w okowach czasu, wszyscy mówili do niej Matko - wśród niektórych uważana była za matkę wsystkich smoków. Fiska pomknęła w stronę złotych skarbów przebierając w szlachetnych kamieniach, natomiat Skha powoli podszedł do smoczycy.
"Achh... Jesteś moje dziecko, dobrze, bo musimy omówić panującą sytuację, ale zanim zadasz mi pytania, które kołaczą ci się w umyśle choć za mną."
Smoczyca podniosła się z legowiska, i ruszyła w kierunku groty, Skaha posłusznie podreptal za nią.
Pomimo, iż łeb smoka pokryty był licznymi ranami, śladami po ognu i kwasie (dowód wielu walk z pobratyńcami), a jej oczy niemal ślepe, bez trudu poruszała się w wielkich rozpadlinach i grotach skalnych.
Po krótkiej przechadzce, oczom Skha ukazała sie piękna grota, a na jej środku stała......szachownica.
Skaha wiedział co to za miejsce. nigdy tu nie był, ale wiedział co to jest.
To tutaj mieszały się Los, Przeznaczenie, Ambicja, Zemsta, Ironia, Miłość, Gniew, Radość, Szczęście i Smutek.
W tym miejscu rozgrywała się gra. Gra pomiędzy Bogami? Być może. Demonami? Pewnie też.
NIeważne kto przesuwał pionki w tej rozgrywce.
Liczyło się o co toczyła się gra.
O miłość lub nienawiść.
O życie lub śmierć,
O przetrwanie lub zagładę tego świata.
Jednak jedna rzecz przykóła uwagę Lewiatana.
Pionki w grze.
Nie przypominały zwykłych pionków do partii szach, widział jakieś demony, smoki i bliżej niezidenfikowane stwory.
Ale co najbardziej go poruszyło, to to że wśród części pionków rozpoznał swoich toważyszy podrózy.
------------------------------
Tak jak mówiłam muszę się trochę odsunąć od akcji, ale wciąż będę grać.
Ech, z tą grom to przyznam dostałam fazę i mi umysł sie rozgotował :P
Dokładniejszy opis szachów, co i po co, w następnym odcinku. Wy nic nie wiecie o mojej wizycie, przynajmniej narazie :P
Obrazki będą jak wrócę do domu :P
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Freya dnia Pon 18:22, 06 Mar 2006, w całości zmieniany 3 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kruk Kadawer
Dołączył: 16 Lut 2006 Posty: 387 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: siedziba szatanaXD
|
Wysłany: Pon 15:35, 06 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Kruk stał na dachu czyjegoś domu. Ten dom był rozpadającą się starą ruderą, ale miał dwie zalety. Pierwsza, był niski, a wyższy budynek przylegał do niego ścianą w ten sposób, że gdyby po niej poziomo przebiec i się mocno odbić, to skok zakończyłby się w kapliczce Ellenów.
Kadawer mógł to już zrobić, ale wiedział, że musi poczekać.
Widział jak Elleni porwali młodego chłopca ze Znamieniem, którego on miał uratować. wiedział też, że Elleni i kapłani nie zabijają takich dzieci w zwykły spopób, tylko poświęcają ich dusze w skomplikowanym rytuale, aby przyśpieszyć powrót Pana. Kiedy zaczną rytuał, będą na nim bardzo skupieni, a to daje szanse na zabicie kilku z nich i odebranie im chłopca.
Cierpliwość jest bardzo ważna, pomyślał Kruk. Przymknął oczy i skupił się na mocy, którą niedawno wyczuł. Przywołał do siebie tamto wspomnienie i powoli, skrupulatnie je analizował. Już wiedział, gdzie jest posiadacz amuletu, ale wyczuł też, że ma najdziwniejsze towarzystwo pod słońcem; jakieś smoki, demony, ludzie. To musi być niezła zbieranina, uśmiechnął się pod nosem. Nagle usłyszał ruch w kaplicy. Zaczyna się, pomyślał.
Czterej Elleni utworzyli półokrąg i uklękli, a kapłan zaczął odczytywać zaklęcie ze zwoju.
Kruk zebrał energię, przebiegł po ścianie i skoczył. Bezbłędnie wycelowane, pomyślał miażdżąc kręgosłup kapłana, na którym wylądował. Zrobił salto do tyłu i z całej siły wbił miecz w twarz w twarz jednego z gigantów, i błyskawicznie rzucił się na następnego, widowiskowo podrzynając mu gardło. Pozostali dwaj zaatakowali go razem, ale szybkim przewrotem w przód uchylił się przed ich mieczami i ciął ich po nogach, wskoczył na jednego, a gdy drugi go zaatakował, uniknął miecza, co nie udało się pierwszemu gigantowi, który zginął od ciosu swego pobratymca. Kruk jakby od niechcenia machnął mieczem i pozbawił ostatniego przeciwnika głowy. Podszedł do leżącego na środku placyku chłopca, wziął go na ręce i wyszedł z kaplicy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
trenerka Rachel Dark
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 1062 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wydaje mi się, że Łódź
|
Wysłany: Pon 21:00, 06 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Dziewczyna miała jej normalną inteligencję, ale nie miała wiedzy o niej. W dodatku była kopią, a kopia to nie oryginał. Według podstawowego prawa tworzenia kopii im wyższy poziom tworzenia kopii tym trudniej oryginałowi pokonać kopię. Jest jednak jeszcze jedna zasad, która w założeniu osłabiała oryginał, ale w jej przypadku wzmacniało. Kot rzucił się na dziewczynę, ta uskoczyła i rzuciła się na nią. Kot to przewidział i walną kopię prawym sierpowym. Dziewczyna nie spodziewała się tego i poleciała parę metrów w górę. Kot uśmiechnął się, chciał się jeszcze pobawić tą ofiarą, mógł ją zniszczyć już tym ciosem, ale nie chciał. Skoczył na przeciwnika, kopia ledwo się przekręciła unikając łap. Kot próbował przydeptać uciekającą kopię, która w końcu prawie wbiła sztylet w oryginał. Normalny umysł ponaglił koci, by wykończył przeciwnika. Ten zgodził się niechętnie. Kopia rzuciła się ze sztyletem na kota, który udał, że się potknął. Oryginał prawą łapą zablokował atak, a drugą uderzył lewym prostym w dziewczynę. Tyle, że tym razem wokół pięści była fioletowa poświata i ta pięść przebiła brzuch przeciwniczki. Kopia zamarła z niemym wrzaskiem, a po chwili przewróciła się na ziemię jak worek ziemniaków. Nie ruszała się. Na lewej łapie kota nie było krwi, a w brzuchu przeciwniczki nie było dziury. Normalny obserwator w tym momencie zdałby sobie sprawę, że przemieniona dziewczyna dysponuje większą liczbą sztuczek niż się wydaje.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Nimuś Przemieniona
Dołączył: 21 Sty 2006 Posty: 154 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zadupie Górne zwane W-wą
|
Wysłany: Wto 19:32, 07 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Bardzo długo szła sama pośród pni martwych drzew, które zachaczały jej o ubranie, które wkrótce zamieniło sie w strzępy. Cały czas słyszała za sobą wycie wilków, więc przyspieszyła. Gdzieś w tej gęstwinie zgubiła swój magiczny sztylet. Ale nie dbała o to. Myśl, że juz niedługo wyzwoli sie od mocy amuletu podtrzymywała ją na duchu i dodawała sił. Podświadomie wiedziała, że wchodząc do tego magicznego miejsca, które zmniejsza działanie magii, będzie mogła zdjąć naszyjnik. A juz nieługo dotrze do chatki staruszka, który powie jej, jak wrócić do poprzedniej postaci. Pan chyba poznał jej zamiary i resztką sił swojego wisiorka zmęczył ja potwornie. Luthien postanowiła się więc przespać w małym wgłębieniu obok najbliższego drzewa.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Nagle zbudziła się słysząc trzask gałązki. Nie wiedziała, ile spała, ale z pewnościa był już dzień, choc tu nie dochodziły prawie rzadne promienie słońca. Odruchowo wyjęła sztylet z pochwy i rzuciła sie na postać skradającą się za drzewem. Gwałtownie odskoczyła. Przed nią stała... ONA SAMA!! Jej sobowtór miał ubranie w całości i właśnie zamierzał się na nią ze sztyletem w dłoni. Zrobiła unik. W jej głowie kłębiły się chaotyczne myśli:
Ja przecież nie stwarzałam sobowtóra....... Więc kto to zrobił?? (kolejny unik i celny cios) Ale..... to nie może być..... Pan nie mógł tego zrobić!! ....... Chociaż??
Zaciętość sobowtóra kazała jej zająć się tylko walką. Zadała mu kolejnych kilka ciosów, ale przy okazji sama została zraniona. Nagle sobowtór zrobił unik i zniknął w ciemnościach. Biegł w stronę bramy. Luthien odruchowo dotknęła amuletu na szyji. ZNIKNĄŁ!! Zszokowana upadła na ziemię.
Zniknął!! Zaraz, zaraz, mój sobowtór maiał przecież amulet na szyji!! Jak Pan oddał jej mój amulet?? To nieważne. Martwi mnie tylko, że idzie w stronę moich przyjaciół..... Przyjaciół?? Ja nie mam przyjaciół!! Zdradziłam ich, nieumyślnie, ale zdradziłam. Teraz mnie pewnie nienawidzą!!
Zapłakana oparła się o pień drzewa. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale myślała, że wieczność. Wreszcie wstała, ztrzepała z siebie liście i poszła dalej, kierując sie instynktem. Nagle usłyszała za sobą posapywania wilków. Były tuż za nią. Wyciągnęła sztylet i pobiegła przed siebie uciekając przed złowróżnym wyciem. Niestety potknęła się o pień drzewa i upadła. Wilki zaczęły ją okrążać. Największy z nich rzucił się na nią, za jego przykładem rzuciła się reszta. Czując straszliwy ból Luthien wezwała swoje wszystkie moce intensywnie myśląc o....
Nagle błysnęło zielone światło i wilki odrzuciło głęboko w las. Zemdlała...
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudził ją mokry pysk konia gładzący ja leciutko po policzku. Otworzyła oczy. Była na pięknej, zielonej polanie a nad nią stał jednorożec!! Odruchowo podniosła rękę, by go pogłaskać. Jednorożec nie bał się jej. Wstała i krzyknęła ze zdumienia. Była ELFEM!! Miała na sobie piękną, zwiewną, białą suknię z jedwabiu, przepasaną srebrnym pasem. Obok leżał jej łuk, teraz cały srebrny i jej złote sztylety. Rozejrzała się. Nigdzie nie było nikogo. Aż podskoczyła, kiedy usłyszała za sobą piskliwy głosik.
- Witaj Pani!! Dziękujemy ci za uratowanie nas!!
Głosik należał do małej wróżki, która siedziała na płatkach kwiatu. Luthien pochyliła sie nad nią.
- Kim jesteś?? Jak się nazywasz?? Czemu jestesmy na polanie, anie w tamtym mrocznym lesie?? I czemu jestem... normalna??
- Jestem wróżką i nazywam sie Sulwen!! (stworek ukłonił sie jej) Widzisz, od kiedy ON znów się obudził, nasz piękny las zamienił się w mroczne chaszcze, a my zmienilismy się w potwory. Ale pewnego dnia miała przyjść Przemieniona i Wielką Magią nas odczarować!! (brzypomniała sobie zielony błysk) To TY!! Jesteś elfem Pani, bo w tym miejscu twoje czary też na ciebie działają. Ale jeśli opuścisz to miejsce, wrócisz do poprzedniej postaci. Choć, muszę saprowadzić cię do Starca.
- Mieszka w chatce :D??
- Tak. Jak zgadłaś?? (kobieca induicja XD) TO dość daleko, możesz pojechać tam na jednorożcu.
- Dobrze!! No to w drogę!!
Bardzo zdziwiona Luthien weszła na jednorożca i usiadła na nim po damsku na oklep. Wraz z wróżką ruszyły do Starca, słuchając śpiewu ptaków.
________________________________________________________
Mój sobowtór "jest umówiony" z wami na mieście. Trochę wam pobruździ, Skha (albo ktoś inny) może go zabic na oczach całego miasta i was z tamtąd wyrzucą, więc będziecie musieli iść do Starca (przecież tego chcecie, co??) Jak tam dojdzecie, las będzie juz przemieniony. Dracia niech pamięta o zdziwieniu - wcześniej ten las był ciemny i mglisty.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ell_postritee Zdradliwa rusałka
Dołączył: 23 Sty 2006 Posty: 186 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Baza PonySport
|
Wysłany: Wto 22:16, 07 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Raiell niepewnie przyjęła nowy wygląd Leviathana i myśl o odpocznku w jakiejś gospodzie. Nie troszczyła się o siebie, wręcz przeciwnie - zastanawiała się, co zrobi Egeusz i reszta "pegazów". Natychmiast pobiegła do swojego Gucia i powiedziała mu o wszystkim. Nie był zachwycony, ale z umiejetnoścami rusałki sprawa byłą prosta - jeden ruch ręki i skrzydła zniknęły z grzbietów wierzchowców. Z początku Anarion zaczął grzebać kopytem w ziemi, bo zdecydowanie nie podobała mu się ta zmiana, ale wkrótce spostrzegł, że choć jego skrzydeł nie widać, to wciąż je ma - Raiell ledwo powstrzymała go od ulegnięcia pokusie wzniesienia się do góry. Egeusz mógł więc zamieszkać w jakiejś stajni. Z pieniędzmi nie było problemu, a w razie czego mogła kogoś okraść. Niespodziewanie i, co najważniejsze - niezauważenie. Przybrała więc trochę inną postać, ale była to sprawka iluzji, a nie prawdziwej zmiany wyglądu - jak ta w ptaka, smoka czy zjawę - Raiell bowiem mogła być kobietą tylko taką jak obecnie, wyglądała tak samo jako prawdziwa rusałka (ależ to skomplikowane). Tak więc włosy jej zmieniły kolor na czarny, stała się trochę wyższa i zarzuciła na siebie długi płaszcz, który również wyczarowała. Postanowiła nie zużywać złotych monet, które tak długo zbierała na nie szczytny, ale ważny cel, i wyruszyła do miasta. Musiała złapać jakić gorący i drogi towar. Podeszła do kupca.
- Kupże pani wazon! - krzyknął jakiś skromnie ubany chłop. Popatrzyła na niego z pogardą a on zapeszył się. Szła dalej i jej wzrok napotkał dużą klatkę, w której siedziało jakieś futrzaste zwierze. Podeszłą bliżej.
- Piętnaście złotych monet, niska cena toka, kup pani wilka, takie to to do niczego, na futro możno! - mówił głośno chłop z dziwnym, wiejskim "akcentem". To było to, czego potrzebowała, bynajmniej nie na futro - bo dziwne poczuła uczucie i posanowiła, że uwolni zwierzę. To była jak na nią bgardzo dziwna decyzja - niezależna, twarda złodziejka, lituje się nad zwierzęciem, które wyjada kury chłopkom? Uśmiechnęła się do siebie.
- Ah, wilk, mówi pan? No tak, jestem z południa, tam już prawie nie ma wilków. Kupiłabym. Wie pan, u nas to bardziej idą skóry, garbarze je kupują, garbują, potem sprzedają drożej, no i wszyscy chcą takie skóry, ręcznie sobie buty szyją, płaszcze. Ja tam koce - derki tokie (próbowała naśladować chłopa) dla koni robię z tych skór. A wie pan, że podobno pegazy w tych okolicach są? Tam panie tokie (coś jej to nie wychodziło) stoją, mówiły właśnie, jedna to podobno i smoka widziała! A panu coś kur nie wyjada? A, w ogóle to wilki rzadziej na kury polują, niż te, te lisy tokie, a mówią, że i jakaś choroba tutaj panuje, ja to bym radziła się kur pozbyć, bo co to będzie, pozdychają a i jeszcze rodzinę zarażą. - przy tych słowach chwyciła do ręki klatkę z wilkiem. - O, jaka klatka mocna, dawno żem takiego tworzywa nie widziała, no. A, pogoda dzisiaj dopisuje, słonko świoci, deszczyk nie pado, no i dobrze jest. - uśmeichnęła się. - Dziękuję panu, no, świetnej dokonaliśmy transokcji! - zaakcentowała ostatnie słowo, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- No, ja też dziękuję, z takimi to interesy ubijać można. Zapraszom ponownie! - odpowiedział głośno, ale Raiell już pędziła w stronę lasu. Kiedy biegła, jej włosy znów przywdziały naturalny kolor, płaszcz zniknął - i Raiell znów była taka sama. Jej sztuczka polegała na tym, że zagadała sprzedawcę w ten sposób, by zapomniał całkiem o zażądaniu zapłaty. Oszczędziła aż piętnaście monet. Szybko otworzyła klatkę, bo od jakiegoś czasu wilk warczał głośno. Las... był inny. Zakręciło się jej w głowie.
"Kaido!" - zkarzyknęła tylko i upadła na ziemię. Nic już nie widziała, kiedy zemdlała.
***
Otworzyła oczy - stała nad nią Kaido i z kimś rozmawiała, był to chyba Skha. Rusałka leżała w swoim namiocie.
- Och, Kaido... dzięki... - poczuła się znowu słabo. Wciągnęła powietrze i sięgnęła do plecaka. Łyknęła magicznego napoju i od razu poczuła się lepiej, wstała więc i opwoiedziała dwojgu przyjaciołom o tym, co zrobiła, i o tym, że las się zmienił, i w ogóle. Na koniec przedstawiła swój "pomysł" dot. koni. Wszystko było okej... Dopóki intuicja nie kazała jej wybiec z namiotu, wyjąć łuk i.. strzelić do stojącej przed gospodą Luthien. Nie popatrzyła nawet, czy strzała trafiła zdrajczynię. Zamknęła oczy, odwróciła się i pomyślała - Zabij mnie, tylko nie każ mi patrzeć jak to Ty umierasz - a tak naprawdę powinna była się w tej chwili przygotowywać do obrony przed ostrym sztyletem "kopii" Luthien.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|